Leżymy sobie z Panem N. na przydziałowych kanapkach, trawimy niespiesznie skonsumowany posiłek, kiedy nasz domofon rozbrzmiewa donośnie...
- Ki czort ?? - gościnnie pyta mnie Pan N. - Masz umówioną jakąś wizytację ??
- No coś Ty !! - odpowiadam z miną niewiniątka...
Od kilku dni jesteśmy w opozycji do dzwoniącego domofonu...
Dlaczego ??
Bo przez ostatni rok wszyscy się nauczyli, że tylko ja podnoszę słuchawkę...
No to wydzwaniają w trybie ciągłym...
Listonosze...Kurierzy...Roznosiciele ulotek...Służby techniczne Spółdzielni...
Na dwadzieścia odebranych sygnałów jeden jest rzeczywiście do nas...
No to leżę w tej "opozycji"...
Po kilku minutach rozbrzmiewa dzwonek u drzwi...
A jednak ??
Pan N. otulony szczelnie kocykami...Ja taka bardziej "rozchełstana"...
Padło na mnie...
Poczłapałam otworzyć...
Spoglądam przez wizjer i...
Ło Matko i Córko !!
Za drzwiami stoi Młodzieniec lat kilkunastu, z malowniczym makijażem, spowity w pelerynę z kapturem...
Wypisz, wymaluj Druid...
Chociaż nigdy wcześniej Druida nie widziałam...
Ale, że umysł mam lotny, to od razu mi się czerwona żaróweczka zajarzyła...
Halloween !!
"Czekaj" - myślę sobie...- "Druidzie łakomczuchu...Już ja Ci psikusa zrobię należytego"...
Co jak co, ale cukierkami to ja się dzielić nie lubię...
Cichutko zamek przekręcam, drzwi uchylam delikatnie, górne kończyny unoszę w pozie malowniczej i jak nie wrzasnę:
ŁŁŁUUUUUUUUUUU !!!
Normalnie sama siebie się przestraszyłam...
I w tym właśnie momencie gaśnie światło na klatce schodowej...
Moje "łłłuuuuuu" tonie w mrokach...
Resztka świadomości podpowiada mi jednak, że z tym Druidem to coś jednak jest "nie tak"...Że "oka mgnienie" wysłało mi jakiś dziwny obraz do "makówki"...
"Jezuuuu..." - słyszę cichy szept spod kaptura i Druid zapala światło...
Na progu stoją dwa Pisklaczki, może pięcioletnie...
Każdy Pisklaczek pięknie przebrany, pięknie umalowany, a w łapeczkach trzymają torebeczki "dynie"...
- Scale sie nie bałam...- szepcze łzawo jeden Pisklaczek...
- Nic a nic...- dodaje drugi...
A obydwa mają łezki wiszące na rzęsach i bardzo niewyraźne minki...
- Cukielek albo... - deklamuje sepleniąc ten Pisklaczek co to się wcale nie bał...Ale głosik Mu zamiera w gardełku...
Orzesz...(ko)
Durna stara babo...
Psikusów Ci się zachciało ??
Niczym torpeda wpadam do pokoju, wygarniam z pojemnika słusznych rozmiarów porcję słodyczy i biegiem wracam na próg, żeby te łezki spaść mi na sumienie nie zdążyły...
- Mogę tu ?? - pytam głosem anioła, wskazując jedną z dyń...
- Obojętne...- głuchym tonem odpowiada mi Druid...- Może być tu...- dodaje...Ale przygląda mi się podejrzanie, jakbym się za chwilę miała zamienić w jakiegoś Nosferatu...
- Wesołego Halloween... - rzucone w podziękowaniu, brzmi jakoś niewyraźnie...
- Miłego...- odpowiadam, a Druid rzuca mi spod kaptura bardzo wymowne spojrzenie...
Chyba podpadłam Druidom...
Bardzo Ważni Goście
sobota, 31 października 2015
piątek, 30 października 2015
Rozważania Domowej Kury Grzebiącej...
Ło Matko i Córko !! Chciało by się zakrzyknąć, widząc wyniki wyborów parlamentarnych...Takie cuda, tylko w Polsce...
A mnie się te słowa na usta cisną, za każdym razem, kiedy słucham tak zwanych Ekspertów...
Ło Matko i Córko...
Jakie pieniądze trzeba zapłacić, żeby Socjolog, z kilkoma tytułami przed nazwiskiem, gadał takie herezje ??
Wychodzi na to, że to nie Politycy odcięci są od rzeczywistości, ale Ich "Doradcy"...
Może jako Domowa Kura Grzebiąca na polityce się nie znam, ale że trochę się już na tym padole plątam, to na Społeczeństwie trochę się znam, i stwierdzam z powagą...
Wywalcie Wy tych "Ekspertów", "Doradców" i "Analityków" !! Wyjdźcie na ulicę i prawdy się dowiecie...
Bez sztampy, bez powagi urzędowej...
Wyjdźcie jak Ludzie do Ludzi...
Jak Wam odwagi wystarczy...
Ja to się nawet wysilać nie muszę, żeby te słowa prawdy usłyszeć...
Jak przegrać wygrane wybory ??
Według PO robi się to tak...
Była sobie Spółka Skarbu Państwa, która mimo złej koniunktury radziła sobie całkiem nieźle...Kontrakty podpisywała eksportowe...Modernizacje przeprowadzała...Stabilizowała rynki pracy w kilku województwach...Przy okazji generowała dla tego Skarby Państwa niezłe zyski...
Pewnego dnia, Rząd obiecał jednej z Kopalń, że podniesie Ją z upadłości...
Obiecał i dotrzymał słowa...Co mogło by przemawiać jedynie na korzyść Rządu...
Receptą było, żeby ta dobrze prosperująca Spółka kupiła ową Kopalnię...
Na przemyśle znać się nie musimy, ale każdy z nas wie, że jak się w dobrze naoliwione koła zębate piasku nasypie, to kółka nie kręcą się już tak równo...
W Zarządzie Spółki kilku Prezesów złożyło rezygnację, kilku wylądowało na "Intensywce", reszta głowy pospuszczała...
Z tego wygenerowanego zysku za Kopalnię zapłacili (5/6 dobra własnego), inwestycje zawiesili, zęby zacisnęli i czekali co też z tego wyjdzie...
Czekać długo nie musieli...Wszak "rachunek zysków i strat" i bilanse wszelakie robi się co najmniej raz do roku...
Zrobili i...
Ło Matko i Córko...Chciało by się zakrzyknąć i tym razem...Tyle, że Oni innych słów używali...Cytować nie będę...
Spółka zarejestrowała stratę...
Rząd się za głowy złapał...
"Jak to strata ?? Toż zawsze przynosiła zyski !! Chluba taka narodowa..."
Nikt jakoś nie pamiętał, że jak się "trupa" do szafy wsadzi, to smród rozchodzi się długo...
I wtedy właśnie, Rząd wpadł na kolejny odkrywczy pomysł...
Restrukturyzacja !!
To już nie było kilkuset Pracowników Kopalni...To było kilkadziesiąt tysięcy Ludzi, których decyzja Rządu postawiła pod ścianą...
Gdzie wówczas byli "Analitycy", "Doradcy", "Specjaliści" ??
Można domniemywać, że na urlopie, bo pomyślunku żadnego w tym widać nie było...
A interesu społecznego to już wcale...
Tuż przed wyborami, Rząd ogłosił kolejny sukces...
Spółka energetyczna nabyła kolejnego "Umrzyka"...
Ale nauka nie poszła w las !!
Kopalnia "poszła" za przysłowiową "złotówkę"...
Śmiać się czy płakać ??
A może kolejny raz płakać ze śmiechu ??
Bo gdzie ta "zarżnięta" Spółka Skarbu Państwa ma szukać sprawiedliwości ??
Wyjść na ulice i wybijać szyby ??
Tak sobie załatwili wynik wyborów w trzech województwach...
O tym mówią głośno Ludzie w Zaścianku...
Może i nie znają się na ekonomii, może przed nazwiskami nie mają kilku tytułów, ale wiedzą, że trupa ostatnio, to tylko Pan Jezus ożywił...
Do owych "trupów" doszło również "widmo"...Taki horrorek ekonomiczny...
Przez kilka lat realizowany był projekt "elektrowni jądrowej"...Zaczęto, rzecz jasna, od powołania Spółki i Zarządu...Bez Zarządu to nijak przecież realizować taki plan...
Prezesi zarabiali takie fortuny, że budżet średniozamożnej Rodziny w Polsce, to przy tym pikuś...
Tyle, że nawet lokalizacji owej elektrowni jeszcze nie ma, planów nie ma, analiz naukowych nie ma...
Co jest ??
Zarząd !! Siedziba Spółki !!
A w trakcie wyborów komunikat specjalny, że my to jednak tej "elektrowni" budować nie będziemy...
Majtki opadają...
Nie będziemy, bo nie ma zgody społecznej, czy nie będziemy, bo potrzebujemy górniczych głosów ??
A Zarządowi się wypłaci niebotyczne odprawy i sprawa będzie załatwiona...
Potem PO tą czarę goryczy doprawiło ośmiorniczkami, sowami i zegarkami...
Niby niewielki koszt jak na tak duże Państwo, ale "aromat" tylko wzmocnił smród z "szafy"...
Szkoda...Wielka szkoda, że zapomnieli o swoich obowiązkach, skupiając się jedynie na przywilejach...
Było jednak coś, co przechyliło szalę w sposób jednoznaczny...Taka kropeczka nad "i" w słowie "ignorancja"...A może Imigranci ??
"Kochani" Politycy...To nie czasy Komuny, kiedy wieści rozchodziły się z ogromnym opóźnieniem, a Polska od nowin światowych była odcięta prawie zupełnie...(A i tak sobie radziła...)
Wszystkie Media krajowe (nie napiszę, że są polskie), nie są w stanie, w XXI wieku wyprać mózgów...
Podobno Europa pokochała Imigrantów...Podobno Ich potrzebuje...Podobno tylko my jesteśmy w tej kwestii zacofani...Podobno...
Szwecja zaostrzyła przepisy imigracyjne w zeszłym tygodniu (wzmianka była lakoniczna)...Niemcy przegłosowały zmianę przepisów imigracyjnych od 22 października (wzmianki nie było wcale)...Wielka Brytania była jeszcze szybsza...Panu Tuskowi odebrano w sposób dyskretny możliwość decydowania o obradach w tym temacie...Europa się obudziła z ręką w nocniku...
Tym razem święty Antoni się nie spisał, i "jaj" Pani Premier nie znalazł...
Podobno podpisała zgodę na 100 tysięcy...Dyskretnie i po cichu...Bo tak się robi wielką politykę...
Jeśli to prawda...
No cóż...
W takim przypadku, Premierem Polski nie była Pani Ewa, ale Pani Angela...
A na kolejną utratę niezależności Polacy się nigdy nie zgodzą...
A mnie się te słowa na usta cisną, za każdym razem, kiedy słucham tak zwanych Ekspertów...
Ło Matko i Córko...
Jakie pieniądze trzeba zapłacić, żeby Socjolog, z kilkoma tytułami przed nazwiskiem, gadał takie herezje ??
Wychodzi na to, że to nie Politycy odcięci są od rzeczywistości, ale Ich "Doradcy"...
Może jako Domowa Kura Grzebiąca na polityce się nie znam, ale że trochę się już na tym padole plątam, to na Społeczeństwie trochę się znam, i stwierdzam z powagą...
Wywalcie Wy tych "Ekspertów", "Doradców" i "Analityków" !! Wyjdźcie na ulicę i prawdy się dowiecie...
Bez sztampy, bez powagi urzędowej...
Wyjdźcie jak Ludzie do Ludzi...
Jak Wam odwagi wystarczy...
Ja to się nawet wysilać nie muszę, żeby te słowa prawdy usłyszeć...
Jak przegrać wygrane wybory ??
Według PO robi się to tak...
Była sobie Spółka Skarbu Państwa, która mimo złej koniunktury radziła sobie całkiem nieźle...Kontrakty podpisywała eksportowe...Modernizacje przeprowadzała...Stabilizowała rynki pracy w kilku województwach...Przy okazji generowała dla tego Skarby Państwa niezłe zyski...
Pewnego dnia, Rząd obiecał jednej z Kopalń, że podniesie Ją z upadłości...
Obiecał i dotrzymał słowa...Co mogło by przemawiać jedynie na korzyść Rządu...
Receptą było, żeby ta dobrze prosperująca Spółka kupiła ową Kopalnię...
Na przemyśle znać się nie musimy, ale każdy z nas wie, że jak się w dobrze naoliwione koła zębate piasku nasypie, to kółka nie kręcą się już tak równo...
W Zarządzie Spółki kilku Prezesów złożyło rezygnację, kilku wylądowało na "Intensywce", reszta głowy pospuszczała...
Z tego wygenerowanego zysku za Kopalnię zapłacili (5/6 dobra własnego), inwestycje zawiesili, zęby zacisnęli i czekali co też z tego wyjdzie...
Czekać długo nie musieli...Wszak "rachunek zysków i strat" i bilanse wszelakie robi się co najmniej raz do roku...
Zrobili i...
Ło Matko i Córko...Chciało by się zakrzyknąć i tym razem...Tyle, że Oni innych słów używali...Cytować nie będę...
Spółka zarejestrowała stratę...
Rząd się za głowy złapał...
"Jak to strata ?? Toż zawsze przynosiła zyski !! Chluba taka narodowa..."
Nikt jakoś nie pamiętał, że jak się "trupa" do szafy wsadzi, to smród rozchodzi się długo...
I wtedy właśnie, Rząd wpadł na kolejny odkrywczy pomysł...
Restrukturyzacja !!
To już nie było kilkuset Pracowników Kopalni...To było kilkadziesiąt tysięcy Ludzi, których decyzja Rządu postawiła pod ścianą...
Gdzie wówczas byli "Analitycy", "Doradcy", "Specjaliści" ??
Można domniemywać, że na urlopie, bo pomyślunku żadnego w tym widać nie było...
A interesu społecznego to już wcale...
Tuż przed wyborami, Rząd ogłosił kolejny sukces...
Spółka energetyczna nabyła kolejnego "Umrzyka"...
Ale nauka nie poszła w las !!
Kopalnia "poszła" za przysłowiową "złotówkę"...
Śmiać się czy płakać ??
A może kolejny raz płakać ze śmiechu ??
Bo gdzie ta "zarżnięta" Spółka Skarbu Państwa ma szukać sprawiedliwości ??
Wyjść na ulice i wybijać szyby ??
Tak sobie załatwili wynik wyborów w trzech województwach...
O tym mówią głośno Ludzie w Zaścianku...
Może i nie znają się na ekonomii, może przed nazwiskami nie mają kilku tytułów, ale wiedzą, że trupa ostatnio, to tylko Pan Jezus ożywił...
Do owych "trupów" doszło również "widmo"...Taki horrorek ekonomiczny...
Przez kilka lat realizowany był projekt "elektrowni jądrowej"...Zaczęto, rzecz jasna, od powołania Spółki i Zarządu...Bez Zarządu to nijak przecież realizować taki plan...
Prezesi zarabiali takie fortuny, że budżet średniozamożnej Rodziny w Polsce, to przy tym pikuś...
Tyle, że nawet lokalizacji owej elektrowni jeszcze nie ma, planów nie ma, analiz naukowych nie ma...
Co jest ??
Zarząd !! Siedziba Spółki !!
A w trakcie wyborów komunikat specjalny, że my to jednak tej "elektrowni" budować nie będziemy...
Majtki opadają...
Nie będziemy, bo nie ma zgody społecznej, czy nie będziemy, bo potrzebujemy górniczych głosów ??
A Zarządowi się wypłaci niebotyczne odprawy i sprawa będzie załatwiona...
Potem PO tą czarę goryczy doprawiło ośmiorniczkami, sowami i zegarkami...
Niby niewielki koszt jak na tak duże Państwo, ale "aromat" tylko wzmocnił smród z "szafy"...
Szkoda...Wielka szkoda, że zapomnieli o swoich obowiązkach, skupiając się jedynie na przywilejach...
Było jednak coś, co przechyliło szalę w sposób jednoznaczny...Taka kropeczka nad "i" w słowie "ignorancja"...A może Imigranci ??
"Kochani" Politycy...To nie czasy Komuny, kiedy wieści rozchodziły się z ogromnym opóźnieniem, a Polska od nowin światowych była odcięta prawie zupełnie...(A i tak sobie radziła...)
Wszystkie Media krajowe (nie napiszę, że są polskie), nie są w stanie, w XXI wieku wyprać mózgów...
Podobno Europa pokochała Imigrantów...Podobno Ich potrzebuje...Podobno tylko my jesteśmy w tej kwestii zacofani...Podobno...
Szwecja zaostrzyła przepisy imigracyjne w zeszłym tygodniu (wzmianka była lakoniczna)...Niemcy przegłosowały zmianę przepisów imigracyjnych od 22 października (wzmianki nie było wcale)...Wielka Brytania była jeszcze szybsza...Panu Tuskowi odebrano w sposób dyskretny możliwość decydowania o obradach w tym temacie...Europa się obudziła z ręką w nocniku...
Tym razem święty Antoni się nie spisał, i "jaj" Pani Premier nie znalazł...
Podobno podpisała zgodę na 100 tysięcy...Dyskretnie i po cichu...Bo tak się robi wielką politykę...
Jeśli to prawda...
No cóż...
W takim przypadku, Premierem Polski nie była Pani Ewa, ale Pani Angela...
A na kolejną utratę niezależności Polacy się nigdy nie zgodzą...
środa, 28 października 2015
Zielony mosteczek...
Na początku września rozpoczęliśmy poszukiwania szkółki krzaczkowo-drzewkowej...Łatwo nie było, bo chociaż takich przybytków jest multum, my poprzeczkę ustawiliśmy wysoko...
Po pierwsze, miała to być "własna produkcja", żeby można było w razie potrzeby uzyskać informacje i porady...
Po drugie, miała być w zasięgu...Chcieliśmy nabyć owe dobra w sposób jak najbardziej tradycyjny...
I to była właśnie zagwozdka...
Lista krzewów i drzewek przygotowana, zamiary określone, i nijak na dostawcę trafić żeśmy nie mogli...
Jak ktoś miał krzewy wszystkie, to nie miał odpowiednich drzewek...Jak miał drzewka, to w pozycji "krzewy" deficyt był znaczny...A jak już miał jedno i drugie, to namiary kierowały nas pod Białystok...
Orzesz...(ko)...
Miesiąc szperania na cztery ręce, i w końcu Pan N. przysyła mi linka...
Viktoria !!
Szkółka Batko z Kokotowa ogromnie się nam spodobała...
Firma rodzinna..."Stado" zapaleńców...A na dodatek panuje tam taki porządek, że mi dusza z zachwytu piała...
Tak to ja zakupy mogę robić nieustannie...;o)
Naguska zapakowaliśmy niczym ciągnik siodłowy z naczepą, nawet nam kilka gałązek malowniczo wystawało z tylnej szyby, i ruszyliśmy na Wrzosowisko...
Trasa była raczej taka "od doopy strony", więc ogromnie byliśmy skoncentrowani na tym, co "Kaśka" do nas gada z GPS-a...A wzrok wbijaliśmy w pobocza, żeby nas nie namierzyli Panowie w niebieskich czapeczkach (przez te wystające z okienka chaszczory)...
Jakoś szło...
I nagle...
Ki czort ??
Sygnalizacja na takim odludziu ??
Aż mnie zamurowało...
Jednoosobowy most ??
Cudeńko Matki Architektury !!
Teraz to my się czujemy jak w prawdziwym TIR-ze !! Caluśki most zajmujemy !!
Uwielbiam takie budowle...
Pasjami uwielbiam...
A mosteczki to już w szczególności...
Na dodatek, pod mosteczkiem przepływa moja ukochana rzeczka...
Tak, tak, moi Mili...
To Wisełka...
Matka Rzeka...
Najcudniejsza z cudnych...:o)
Po pierwsze, miała to być "własna produkcja", żeby można było w razie potrzeby uzyskać informacje i porady...
Po drugie, miała być w zasięgu...Chcieliśmy nabyć owe dobra w sposób jak najbardziej tradycyjny...
I to była właśnie zagwozdka...
Lista krzewów i drzewek przygotowana, zamiary określone, i nijak na dostawcę trafić żeśmy nie mogli...
Jak ktoś miał krzewy wszystkie, to nie miał odpowiednich drzewek...Jak miał drzewka, to w pozycji "krzewy" deficyt był znaczny...A jak już miał jedno i drugie, to namiary kierowały nas pod Białystok...
Orzesz...(ko)...
Miesiąc szperania na cztery ręce, i w końcu Pan N. przysyła mi linka...
Viktoria !!
Szkółka Batko z Kokotowa ogromnie się nam spodobała...
Firma rodzinna..."Stado" zapaleńców...A na dodatek panuje tam taki porządek, że mi dusza z zachwytu piała...
Tak to ja zakupy mogę robić nieustannie...;o)
Naguska zapakowaliśmy niczym ciągnik siodłowy z naczepą, nawet nam kilka gałązek malowniczo wystawało z tylnej szyby, i ruszyliśmy na Wrzosowisko...
Trasa była raczej taka "od doopy strony", więc ogromnie byliśmy skoncentrowani na tym, co "Kaśka" do nas gada z GPS-a...A wzrok wbijaliśmy w pobocza, żeby nas nie namierzyli Panowie w niebieskich czapeczkach (przez te wystające z okienka chaszczory)...
Jakoś szło...
I nagle...
Ki czort ??
Sygnalizacja na takim odludziu ??
Aż mnie zamurowało...
Jednoosobowy most ??
Cudeńko Matki Architektury !!
Teraz to my się czujemy jak w prawdziwym TIR-ze !! Caluśki most zajmujemy !!
Uwielbiam takie budowle...
Pasjami uwielbiam...
A mosteczki to już w szczególności...
Na dodatek, pod mosteczkiem przepływa moja ukochana rzeczka...
Tak, tak, moi Mili...
To Wisełka...
Matka Rzeka...
Najcudniejsza z cudnych...:o)
niedziela, 25 października 2015
List do Małgosi. ...
Październik zawsze był Twój...Nie całkiem...Ale w części...
Zaraz po urodzinach Pana N., zaczynałam kombinować co zmalować Ci tym razem...
Wiem...
Czasem przybierało to całkiem szalone formy...
W tym roku szaleństwa nie będzie...
Urodzin też nie będzie...
Ciebie nie będzie...
Chociaż ciągle tlisz się w moich wspomnieniach...
Właściwie, to palisz żarem...
Czy pamiętasz ??
Kiedyś, dawno temu, w czasie jednej z rozmów, kiedy utyskiwałam na nadmiar zajęć zawodowych, wyznałaś...
- Wiesz, że ja nigdy nie byłam w prawdziwej restauracji ??
Nie zastanawiałam się długo...
- To przyjeżdżaj !!
No i przyjechałaś...
Musiałaś zorganizować miliony rzeczy, ale dotarłaś...
Ciągle przepraszałaś, że musiałaś zabrać Dzieci...
Świerszczyka...Matiego...Sikoreczkę...
Tak Ich nazwałam...
Na każdą moją propozycję miałaś jedną odpowiedź...
- To kłopot !!
Echhh...
Tak pięknie rozjarzyły Ci się oczy, kiedy oprowadzałam Cię po Firmie...Tak bardzo smakował Ci posiłek...Tak cudownie się zachwycałaś...
- Może zwiedzimy Zamek ?? - zapytałam...
- To kłopot !! Ostatni raz w Zamku byłam w Podstawówce...- wyszeptałaś po obowiązkowym proteście...
Tak powoli chodziłaś po tych salach...Uważnie...
Kiedy jedna z Kobiet pilnujących eksponatów rzuciła mi się na szyję i zaczęła wycałowywać, stałaś spłoszona...
- To moja była Pracownica... - wyszeptałam zawstydzona...
- Też bym tak chciała...- wymruczałaś...
Przytuliłam Cię mocno i wycałowałam...
- Tak ?? - upewniłam się...
- Ty rzeczywiście jesteś Wariatka...- zaśmiewałaś się głośno...Ludzie przyglądali się nam ze zdziwieniem...
Świerszczyk mocno trzymał Cię za rękę...
Sikoreczka ciągle o coś pytała...
Tylko Mati szedł niespiesznie...Taki jakiś nieobecny...
Kiedy siadłyśmy przy kawie u nas w domu, odzyskałaś rumieńce...
- Ależ tu normalnie...- głośno wypowiedziałaś swoje myśli...
Normalnie ??
No cóż...Czasem normalność bywa nienormalna...
Tak żeśmy się zagadały, że uciekł Wam ostatni pociąg...
- Będzie zadyma...- wymruczałaś sięgając po telefon...
Po dwóch godzinach Jędrek zadzwonił zdezorientowany...
- Dojechałem, ale nie mam pojęcia gdzie jestem...Wszędzie mam jednokierunkowe...Co dalej ?? - dopytywał...
Wtedy było jeszcze między Wami dobrze...
W miarę dobrze...
Nie skarżyłaś się...
Odnalazłyśmy Twojego Męża, któremu towarzyszył Maciejka, i odjechałaś...
Wieczorem na "gadule" znalazłam taki wpis...
"Teraz będę tęsknić za tą normalnością i spokojem...Dziękuję"...
- A ja będę tęsknić do Ciebie...- pomyślałam...
I tylko ta tęsknota mi pozostała...
P.S. Jeszcze zaklinam rzeczywistość...Jeszcze mam Cię na FB...Jeszcze zaglądam na gadułę...Jeszcze nie zlikwidowałam archiwum...Jeszcze nie czas...
Cholernie brakuje mi Twoich emotek...
Zaraz po urodzinach Pana N., zaczynałam kombinować co zmalować Ci tym razem...
Wiem...
Czasem przybierało to całkiem szalone formy...
W tym roku szaleństwa nie będzie...
Urodzin też nie będzie...
Ciebie nie będzie...
Chociaż ciągle tlisz się w moich wspomnieniach...
Właściwie, to palisz żarem...
Czy pamiętasz ??
Kiedyś, dawno temu, w czasie jednej z rozmów, kiedy utyskiwałam na nadmiar zajęć zawodowych, wyznałaś...
- Wiesz, że ja nigdy nie byłam w prawdziwej restauracji ??
Nie zastanawiałam się długo...
- To przyjeżdżaj !!
No i przyjechałaś...
Musiałaś zorganizować miliony rzeczy, ale dotarłaś...
Ciągle przepraszałaś, że musiałaś zabrać Dzieci...
Świerszczyka...Matiego...Sikoreczkę...
Tak Ich nazwałam...
Na każdą moją propozycję miałaś jedną odpowiedź...
- To kłopot !!
Echhh...
Tak pięknie rozjarzyły Ci się oczy, kiedy oprowadzałam Cię po Firmie...Tak bardzo smakował Ci posiłek...Tak cudownie się zachwycałaś...
- Może zwiedzimy Zamek ?? - zapytałam...
- To kłopot !! Ostatni raz w Zamku byłam w Podstawówce...- wyszeptałaś po obowiązkowym proteście...
Tak powoli chodziłaś po tych salach...Uważnie...
Kiedy jedna z Kobiet pilnujących eksponatów rzuciła mi się na szyję i zaczęła wycałowywać, stałaś spłoszona...
- To moja była Pracownica... - wyszeptałam zawstydzona...
- Też bym tak chciała...- wymruczałaś...
Przytuliłam Cię mocno i wycałowałam...
- Tak ?? - upewniłam się...
- Ty rzeczywiście jesteś Wariatka...- zaśmiewałaś się głośno...Ludzie przyglądali się nam ze zdziwieniem...
Świerszczyk mocno trzymał Cię za rękę...
Sikoreczka ciągle o coś pytała...
Tylko Mati szedł niespiesznie...Taki jakiś nieobecny...
Kiedy siadłyśmy przy kawie u nas w domu, odzyskałaś rumieńce...
- Ależ tu normalnie...- głośno wypowiedziałaś swoje myśli...
Normalnie ??
No cóż...Czasem normalność bywa nienormalna...
Tak żeśmy się zagadały, że uciekł Wam ostatni pociąg...
- Będzie zadyma...- wymruczałaś sięgając po telefon...
Po dwóch godzinach Jędrek zadzwonił zdezorientowany...
- Dojechałem, ale nie mam pojęcia gdzie jestem...Wszędzie mam jednokierunkowe...Co dalej ?? - dopytywał...
Wtedy było jeszcze między Wami dobrze...
W miarę dobrze...
Nie skarżyłaś się...
Odnalazłyśmy Twojego Męża, któremu towarzyszył Maciejka, i odjechałaś...
Wieczorem na "gadule" znalazłam taki wpis...
"Teraz będę tęsknić za tą normalnością i spokojem...Dziękuję"...
- A ja będę tęsknić do Ciebie...- pomyślałam...
I tylko ta tęsknota mi pozostała...
P.S. Jeszcze zaklinam rzeczywistość...Jeszcze mam Cię na FB...Jeszcze zaglądam na gadułę...Jeszcze nie zlikwidowałam archiwum...Jeszcze nie czas...
Cholernie brakuje mi Twoich emotek...
środa, 21 października 2015
Lepiuchy nas zlepiły...
Od kilku lat sobie obiecywałam, że ten wpis ukaże się dopiero wówczas, kiedy będę mogła w jego treści umieścić zdjęcia z naszego spotkania...
Latka lecą, a mnie ciągle do Stolicy jest zbyt daleko...
Kilka razy było już tuż tuż...
I za każdym razem Papcio Los decydował inaczej...
Aż trudno uwierzyć, że doprowadził do naszego spotkania w necie...
Poznałam Go na "Lepiuchach", które utworzyła Interia...
Nie szukałam wówczas nowych wrażeń...Szukałam nowego miejsca dla Przyjaciółki, która bardzo ciężko znosiła likwidację czatowego pokoju...
Miejsce musiało być szczególne...
A przede wszystkim...Rymowane !!
Bazgrałam tam przez kilka dni...Niewiele bazgrałam...Więcej czasu zajmowało mi czytanie...
Tam poznałam Barnabę...
Z resztą...
Nie tylko Jego tam poznałam...;o)
Zaproszona do lepiucho-maniaków Przyjaciółka znalazła swoje miejsce...
Ja zamotana w obowiązki reala zaglądałam coraz rzadziej...
Po kilku miesiącach założyłam bloga...
Nie tego...To był blog na WP...
Tam urodziła się "gordyjka"...
Po kilku tygodniach, wśród komentarzy, zauważyłam lepiucha...Leciutkiego...Frywolnego...I bardzo trafnego...
Zaraz, zaraz...
Skąd ja znam te lepiuchy ??
Wiedziona ciekawością "podreptałam" na blog Autora...
Ło Matko i Córko !!
Takie lepieje mógł pisać tylko Barnaba !!
Trafiłam !!
Jakie ścieżki zawiodły nas w to samo miejsce ??
Niepojętym było, że wśród setek tysięcy blogów, zostaniemy "sąsiadami"...
A potem to już było z górki...
Kilka maili...Kilka rozmów telefonicznych...
Barnaba stał się JanTonim...JanToni stał się Ludwiczkiem...
Bo spotkany przeze mnie Barnaba, okazał się Satyrykiem i Aforystą, Ludwikiem Wambuttem...
Prawdziwym Warszawiakiem...Zapalonym Sportowcem...Wspaniałym Satyrykiem...I przesympatycznym Człowiekiem...
Na Walentynki w 2012 roku otrzymaliśmy od Ludwiczka dwie Jego książeczki...
Latka lecą, a mnie ciągle do Stolicy jest zbyt daleko...
Kilka razy było już tuż tuż...
I za każdym razem Papcio Los decydował inaczej...
Aż trudno uwierzyć, że doprowadził do naszego spotkania w necie...
Poznałam Go na "Lepiuchach", które utworzyła Interia...
Nie szukałam wówczas nowych wrażeń...Szukałam nowego miejsca dla Przyjaciółki, która bardzo ciężko znosiła likwidację czatowego pokoju...
Miejsce musiało być szczególne...
A przede wszystkim...Rymowane !!
Bazgrałam tam przez kilka dni...Niewiele bazgrałam...Więcej czasu zajmowało mi czytanie...
Tam poznałam Barnabę...
Z resztą...
Nie tylko Jego tam poznałam...;o)
Zaproszona do lepiucho-maniaków Przyjaciółka znalazła swoje miejsce...
Ja zamotana w obowiązki reala zaglądałam coraz rzadziej...
Po kilku miesiącach założyłam bloga...
Nie tego...To był blog na WP...
Tam urodziła się "gordyjka"...
Po kilku tygodniach, wśród komentarzy, zauważyłam lepiucha...Leciutkiego...Frywolnego...I bardzo trafnego...
Zaraz, zaraz...
Skąd ja znam te lepiuchy ??
Wiedziona ciekawością "podreptałam" na blog Autora...
Ło Matko i Córko !!
Takie lepieje mógł pisać tylko Barnaba !!
Trafiłam !!
Jakie ścieżki zawiodły nas w to samo miejsce ??
Niepojętym było, że wśród setek tysięcy blogów, zostaniemy "sąsiadami"...
A potem to już było z górki...
Kilka maili...Kilka rozmów telefonicznych...
Barnaba stał się JanTonim...JanToni stał się Ludwiczkiem...
Bo spotkany przeze mnie Barnaba, okazał się Satyrykiem i Aforystą, Ludwikiem Wambuttem...
Prawdziwym Warszawiakiem...Zapalonym Sportowcem...Wspaniałym Satyrykiem...I przesympatycznym Człowiekiem...
Na Walentynki w 2012 roku otrzymaliśmy od Ludwiczka dwie Jego książeczki...
To była wspaniała niespodzianka...
Obdzielił nas sprawiedliwie...Jedna była dla mnie, druga dla Pana N. ...
Potem była płytka ze spotkania w Bibliotece, na które miałam dotrzeć, ale nie dotarłam...
Tam Ludwiczek występował ze swoim Przyjacielem, Panem Zbyszkiem Kurzyńskim...Równie "zakręconym" na punkcie radosnego rymu...
A potem Ludwiczek otworzył najskrytsze zakamarki duszy, i stałam się posiadaczką poezji nieziemskiej...
Tak bolesnej, że po przeczytaniu ryczałam przez kilka godzin, a potem ośmieliłam się zawiadomić Ludwiczka o otrzymaniu przesyłki w ten sposób...
Wtedy już, od kilku lat, nazywałam Ludwiczka Przyjacielem...
Odwiedzamy się codziennie...
Codziennie komentujemy swoje wpisy...
Prawie sześć lat...
I ciągle nie dane nam było się spotkać...
Dlaczego właśnie dzisiaj napisałam tego posta ??
Bo po raz setny wpadła mi w ręce ta książeczka...
Antologia, którą Ludwiczek dedykował naszemu Wnukowi, kiedy tylko dowiedział się, że zostaniemy Dziadkami...
Oczywiście jest Współautorem...
Kiedy pisałam do Barnaby uszczypliwe lepiuchy, nie przypuszczałam, że pocieszne dwuwiersze będą miały aż takie znaczenie...
Dziękuję Ci Ludwiczku, za setki uśmiechów, które wywołałeś na mojej twarzy swoimi fraszkami...
Mam nadzieję, że Papcio Los będzie dla nas łaskawy w przyszłym roku...
A dzisiaj ??
Dzisiaj idę poczytać JanToniego...;o)
wtorek, 20 października 2015
Bez światło-cienia...
Za kilka dni wybory parlamentarne...Za kilka dni mamy wybrać swoich przedstawicieli...Za kilka dni mamy szansę poprawić naszą rzeczywistość...
Poniekąd...
Nie wiem jak Wy, ale ja mam już taki przesyt kiełbachy wyborczej, że nawet po jajecznicy odbija mi się czosnkiem...
Właściwie, to unikam spotów wyborczych i innych nowomodnych "naciągactw" jak diabeł święconej wody...
Można to nazwać "przesytem kłamstwa"...Albo "pęknięciem naciąganej rzeczywistości"...
I właściwie można by temat zamknąć, gdyby nie fakt, że w niedzielę trzeba będzie tych przedstawicieli wybrać...
Siedzę...Dumam...Analizuję...
Na babski rozum mi wychodzi, że tym razem nawet "przeciw" głosować nie mogę...
Bo jak świat światem, a Polska odzyskała niepodległość, to zawsze głosowałam "przeciw"...
Przeciw głupocie...Przeciw kłamstwom...Przeciw oszustwom...
Głosowałam zawsze...
Bo to moje prawo i obowiązek wobec Ojczyzny...
Ale jak tym razem mam wybrać, choćby to "przeciw", skoro moja dusza aż wyje z przesytu tego kłamstwa, oszustwa i głupoty ??
Jak mam uwierzyć, choćby w jedną obietnicę, skoro wiem, że autor łże w żywe oczy ??
Odciąć się od polityki ??
No cóż...
Polityka się ode mnie nie odetnie...
Będzie kreowała moją rzeczywistość, będzie narzucała swoje poglądy, będzie organizowała mi życie...
Jak więc mam się "odciąć" ??
Muszę przełknąć tą gorzką pigułę...
Tylko, czy to będzie właściwa tabletka ??
Pamiętacie tą scenę w "Matrixie", kiedy Morfeusz podaje Neo dwie tabletki do wyboru ??
Tabletkę kłamstwa i tabletkę prawdy...
Pierwsza nie zmieni Jego rzeczywistości, pozostawi błogą nieświadomość...
Druga zmieni wszystko...
A ja się teraz tak czuję, jakbym miała przed sobą kilka kubeczków z prochami, ale żaden nie jest tym właściwym...
W żadnym z kubeczków nie ma "piguły zmian"...
Gdzie jest choćby ziarenko prawdy ??
Jedni krzyczą, że dzięki Ich rządom mamy szansę na zakończenie "ery" zaciskania pasa, że Polska pięknieje, że rozwijamy się tak szybko, iż nawet tych zmian nie zauważamy...
Piękna to wizja...
Tyle, że poprawa sytuacji finansowej jest iluzoryczna, bo spowodowana grabieżą składek ubezpieczeniowych milionów Obywateli...Pieniędzy nam od tego nie przybyło...Nie przybyło dóbr narodowych...To tylko zapis księgowy "Wn-Ma"...
W pozycji "Ma" mamy ciągle deficyt...
Że nam Polska pięknieje ??
Fakt...
Tyle, że pięknieje nam przez unijne dotacje, a nie rozmnożenie własnego majątku...
I jakkolwiek by nie interpretować rzeczywistości, to Polacy ubożeją...
Drudzy podtykają nam receptę na wszystkie bolączki tego świata...
Nawet chcą nam "dopłacać" do owego "leku"...
Dadzą na "dzieci"...Dadzą na "emerytów"...Dadzą na "górnictwo"...Dadzą...
Wszystkim dadzą...
Tylko skąd wezmą ??
No cóż...
Populizm dobrze się sprzedaje...
Ale ja mam dobrą pamięć...
Kiedy rządzili, spora rzesza moich Rodaków znalazła się "na cenzurowanym"...
Ciągle ogłaszano spektakularne sukcesy Prokuratorów...
Ile kosztowało nas to "szaleństwo" nikt nie wyliczył...
Matematyka nie jest ulubioną nauką naszych Polityków...Przynajmniej przed wyborami...
Jedni i Drudzy "moczyli" się w przekrętach, kantach i aferach...
A podobno, łańcuch jest tak mocny, jak jego najsłabsze ogniwo...
Są jeszcze Ci, którzy ponoć mają reprezentować klasy pracujące...
Ponoć...Bo od kilku lat, z większym zaangażowaniem reprezentują mniejszości seksualne...Czy jeszcze mniejszości ??
Co do tego można mieć wątpliwości, bo coraz częściej mam wrażenie, że małżeństwa heteroseksualne są w mojej Ojczyźnie ewenementem...
Już nawet zapomnieli, że walczą z Kościołem...Że to Oni powinni stać w pierwszych szeregach w czasie pracowniczych protestów...Że pierwszym z haseł ich nurtu politycznego jest "wolność, równość i sprawiedliwość społeczna"...
Widocznie nie tylko matematyka zawodzi...Politycy mają również problemy z pamięcią...
Jest jeszcze ta "gwiazda", która umie grać każdą partię "pokera"...Każdą i z każdym...
Trochę pohukuje przed wyborami...Trochę obiecuje...Trochę zanęci...
Ale tylko tak, żeby w TV pokazali...
Po wyborach wróci na swoje stanowisko...
Stanowisko "panny do wzięcia"...
Taka "panna" fajna jest...Miła...Do wszystkich się uśmiecha...
Kipisz...
Polityczna kipisz...
Że pominęłam "nowych celebrytów" ??
No cóż...
Jeden z nich uwierzył, że jest wielki...
Dla Drugiego (18+5+8+23)/4 równa się 16...
Cóż tu komentować ??
Z tego mętliku bylejakości mam wybrać sobie jednego przedstawiciela...
To dopiero zagwozdka...
Jestem tym zmęczona...Wielu jest zmęczonych...Takich, którzy wstają rano, żeby iść do pracy...Takich, którzy nie czytają przepisów podatkowych pod kątem szukania "dziur" i "furtek"...Takich, którzy za ciężko zarobione pieniądze chcą utrzymać swoje rodziny...Takich, którzy do lekarza idą po pomoc, a nie po numerek...Takich, którzy Polskę kochają bezwarunkowo...Takich sobie, Zwykłych Ludzi...
I chociaż cytowany przeze mnie fragment wycięty jest z kontekstu, a Pan Norwid (Moja piosnka) bardziej tęsknił, niż czuł obawę, to ja skorzystam z Jego talentu...
Poniekąd...
Nie wiem jak Wy, ale ja mam już taki przesyt kiełbachy wyborczej, że nawet po jajecznicy odbija mi się czosnkiem...
Właściwie, to unikam spotów wyborczych i innych nowomodnych "naciągactw" jak diabeł święconej wody...
Można to nazwać "przesytem kłamstwa"...Albo "pęknięciem naciąganej rzeczywistości"...
I właściwie można by temat zamknąć, gdyby nie fakt, że w niedzielę trzeba będzie tych przedstawicieli wybrać...
Siedzę...Dumam...Analizuję...
Na babski rozum mi wychodzi, że tym razem nawet "przeciw" głosować nie mogę...
Bo jak świat światem, a Polska odzyskała niepodległość, to zawsze głosowałam "przeciw"...
Przeciw głupocie...Przeciw kłamstwom...Przeciw oszustwom...
Głosowałam zawsze...
Bo to moje prawo i obowiązek wobec Ojczyzny...
Ale jak tym razem mam wybrać, choćby to "przeciw", skoro moja dusza aż wyje z przesytu tego kłamstwa, oszustwa i głupoty ??
Jak mam uwierzyć, choćby w jedną obietnicę, skoro wiem, że autor łże w żywe oczy ??
Odciąć się od polityki ??
No cóż...
Polityka się ode mnie nie odetnie...
Będzie kreowała moją rzeczywistość, będzie narzucała swoje poglądy, będzie organizowała mi życie...
Jak więc mam się "odciąć" ??
Muszę przełknąć tą gorzką pigułę...
Tylko, czy to będzie właściwa tabletka ??
Pamiętacie tą scenę w "Matrixie", kiedy Morfeusz podaje Neo dwie tabletki do wyboru ??
Tabletkę kłamstwa i tabletkę prawdy...
Pierwsza nie zmieni Jego rzeczywistości, pozostawi błogą nieświadomość...
Druga zmieni wszystko...
A ja się teraz tak czuję, jakbym miała przed sobą kilka kubeczków z prochami, ale żaden nie jest tym właściwym...
W żadnym z kubeczków nie ma "piguły zmian"...
Gdzie jest choćby ziarenko prawdy ??
Jedni krzyczą, że dzięki Ich rządom mamy szansę na zakończenie "ery" zaciskania pasa, że Polska pięknieje, że rozwijamy się tak szybko, iż nawet tych zmian nie zauważamy...
Piękna to wizja...
Tyle, że poprawa sytuacji finansowej jest iluzoryczna, bo spowodowana grabieżą składek ubezpieczeniowych milionów Obywateli...Pieniędzy nam od tego nie przybyło...Nie przybyło dóbr narodowych...To tylko zapis księgowy "Wn-Ma"...
W pozycji "Ma" mamy ciągle deficyt...
Że nam Polska pięknieje ??
Fakt...
Tyle, że pięknieje nam przez unijne dotacje, a nie rozmnożenie własnego majątku...
I jakkolwiek by nie interpretować rzeczywistości, to Polacy ubożeją...
Drudzy podtykają nam receptę na wszystkie bolączki tego świata...
Nawet chcą nam "dopłacać" do owego "leku"...
Dadzą na "dzieci"...Dadzą na "emerytów"...Dadzą na "górnictwo"...Dadzą...
Wszystkim dadzą...
Tylko skąd wezmą ??
No cóż...
Populizm dobrze się sprzedaje...
Ale ja mam dobrą pamięć...
Kiedy rządzili, spora rzesza moich Rodaków znalazła się "na cenzurowanym"...
Ciągle ogłaszano spektakularne sukcesy Prokuratorów...
Ile kosztowało nas to "szaleństwo" nikt nie wyliczył...
Matematyka nie jest ulubioną nauką naszych Polityków...Przynajmniej przed wyborami...
Jedni i Drudzy "moczyli" się w przekrętach, kantach i aferach...
A podobno, łańcuch jest tak mocny, jak jego najsłabsze ogniwo...
Są jeszcze Ci, którzy ponoć mają reprezentować klasy pracujące...
Ponoć...Bo od kilku lat, z większym zaangażowaniem reprezentują mniejszości seksualne...Czy jeszcze mniejszości ??
Co do tego można mieć wątpliwości, bo coraz częściej mam wrażenie, że małżeństwa heteroseksualne są w mojej Ojczyźnie ewenementem...
Już nawet zapomnieli, że walczą z Kościołem...Że to Oni powinni stać w pierwszych szeregach w czasie pracowniczych protestów...Że pierwszym z haseł ich nurtu politycznego jest "wolność, równość i sprawiedliwość społeczna"...
Widocznie nie tylko matematyka zawodzi...Politycy mają również problemy z pamięcią...
Jest jeszcze ta "gwiazda", która umie grać każdą partię "pokera"...Każdą i z każdym...
Trochę pohukuje przed wyborami...Trochę obiecuje...Trochę zanęci...
Ale tylko tak, żeby w TV pokazali...
Po wyborach wróci na swoje stanowisko...
Stanowisko "panny do wzięcia"...
Taka "panna" fajna jest...Miła...Do wszystkich się uśmiecha...
Kipisz...
Polityczna kipisz...
Że pominęłam "nowych celebrytów" ??
No cóż...
Jeden z nich uwierzył, że jest wielki...
Dla Drugiego (18+5+8+23)/4 równa się 16...
Cóż tu komentować ??
Z tego mętliku bylejakości mam wybrać sobie jednego przedstawiciela...
To dopiero zagwozdka...
Jestem tym zmęczona...Wielu jest zmęczonych...Takich, którzy wstają rano, żeby iść do pracy...Takich, którzy nie czytają przepisów podatkowych pod kątem szukania "dziur" i "furtek"...Takich, którzy za ciężko zarobione pieniądze chcą utrzymać swoje rodziny...Takich, którzy do lekarza idą po pomoc, a nie po numerek...Takich, którzy Polskę kochają bezwarunkowo...Takich sobie, Zwykłych Ludzi...
I chociaż cytowany przeze mnie fragment wycięty jest z kontekstu, a Pan Norwid (Moja piosnka) bardziej tęsknił, niż czuł obawę, to ja skorzystam z Jego talentu...
"Do bez-tęsknoty i do bez-myślenia,
Do tych, co mają tak za tak – nie za nie,
Bez światło-cienia...
Tęskno mi, Panie..."
Do tych, co mają tak za tak – nie za nie,
Bez światło-cienia...
Tęskno mi, Panie..."
niedziela, 18 października 2015
Pożegnanie z Wrzosowiskiem...
To już ponad dziesięć dni...
Dni bez Wrzosowiska...
Kiedy spoglądaliśmy na nie przed wyjazdem, nie przypuszczaliśmy nawet, że tak długo nie zagościmy...
Rupiecie działkowe rozwłóczone są jeszcze po podłodze...Torba podróżna stoi w gotowości...Ale na wyjazd się nie zanosi...
Po pierwsze, Zdechlak (czyli ja) w kiepskiej jest formie...
Po drugie, Matka Natura zapomniała o pięknej, polskiej, złotej jesieni...Walnęła w nas od razu "listopadowymi słotami"...Że o śnieżycach nie wspomnę...
No to lipa...
Pozostały wspomnienia...
Zacznę może od moich "perełek"...
Nasze "ostary" nic sobie nie robiły z daty w kalendarzu, i od posadzenia owocowały w trybie ciągłym...Nawet w czasie tych okrutnych upałów...
Przez dwa miesiące walczyłam zajadle z chwastami...
No cóż...Jeśli założeniem jest, że na Wrzosowisku nie zagości "chemia", to łatwego zadania nie mamy...
Kiedy więc, zagony trusiów zostały zabezpieczone...
Odetchnęłam z ulgą...
Jesteście bezpieczne...
Może przed mrozami uda się jeszcze odwinąć przygotowaną agrowłókninę...Ale jeśli nawet się nie uda...Powinnyście przetrwać schowane pod słomą i korą sosnową...
Nasze trusie...
Ziemniaczki wykopane...
Marcheweczka wykopana...
Można ogłosić wiechę...
No tak...
Rzutem na taśmę, założyliśmy jeszcze nowy sad...
Malusie to wszystko jeszcze...Kruchutkie...
Ale mamy nadzieję, że przetrwa zimę dzielnie i zabłyszczy szmaragdem na wiosnę...
Jabłonie...Grusze...Czereśnie...Wiśnie...
Każda inna...Każda "do pary"...
Długo zastanawialiśmy się, jak ten sad zorganizować...
Najpierw była koncepcja drzewek kolumnowych, która padła po analizie potrzeb takiego sadu (wyciągi, linki, zabezpieczenia przed wiatrem)...
Potem rozważaliśmy "mini drzewka"...
Długo trwały te rozważania...
W końcu "mini" też padło...
Zbyt rzadko bywamy na Wrzosowisku..."Mini" potrzebują stałego monitoringu...Stałej opieki...
Jak to maluchy...
No to padło na tradycyjne drzewka niskopienne...
I tej opcji się trzymamy...
Reszta w rękach Matki Natury...
Chociaż "ligoli" doczekać się nie możemy...;o)
Tak zmienił się "dół"...
"Góra" zmieniła się jeszcze bardziej...
Lawendowe mikrusy stanęły w prawie równym rzędzie...
Tuja "Liluśka" dostała kilka nowych koleżanek...
A posadzone, ledwie kilka dni temu róże, puściły cudną "zieleninkę"...
Echhh...
Teraz pozostało jakoś przetrwać do wiosny...
Wrzosowisko pewnie już zasypia...
A na straży spokojnego snu stoi "Drewniak"...
I pilnuje...
Spisz się dobrze nasz drewniany stworze...Spisz się dobrze...
W przyszłym roku czeka cię awans...;o)
Dni bez Wrzosowiska...
Kiedy spoglądaliśmy na nie przed wyjazdem, nie przypuszczaliśmy nawet, że tak długo nie zagościmy...
Rupiecie działkowe rozwłóczone są jeszcze po podłodze...Torba podróżna stoi w gotowości...Ale na wyjazd się nie zanosi...
Po pierwsze, Zdechlak (czyli ja) w kiepskiej jest formie...
Po drugie, Matka Natura zapomniała o pięknej, polskiej, złotej jesieni...Walnęła w nas od razu "listopadowymi słotami"...Że o śnieżycach nie wspomnę...
No to lipa...
Pozostały wspomnienia...
Zacznę może od moich "perełek"...
Nasze "ostary" nic sobie nie robiły z daty w kalendarzu, i od posadzenia owocowały w trybie ciągłym...Nawet w czasie tych okrutnych upałów...
Przez dwa miesiące walczyłam zajadle z chwastami...
No cóż...Jeśli założeniem jest, że na Wrzosowisku nie zagości "chemia", to łatwego zadania nie mamy...
Kiedy więc, zagony trusiów zostały zabezpieczone...
Odetchnęłam z ulgą...
Jesteście bezpieczne...
Może przed mrozami uda się jeszcze odwinąć przygotowaną agrowłókninę...Ale jeśli nawet się nie uda...Powinnyście przetrwać schowane pod słomą i korą sosnową...
Nasze trusie...
Ziemniaczki wykopane...
Marcheweczka wykopana...
Można ogłosić wiechę...
No tak...
Rzutem na taśmę, założyliśmy jeszcze nowy sad...
Malusie to wszystko jeszcze...Kruchutkie...
Ale mamy nadzieję, że przetrwa zimę dzielnie i zabłyszczy szmaragdem na wiosnę...
Jabłonie...Grusze...Czereśnie...Wiśnie...
Każda inna...Każda "do pary"...
Długo zastanawialiśmy się, jak ten sad zorganizować...
Najpierw była koncepcja drzewek kolumnowych, która padła po analizie potrzeb takiego sadu (wyciągi, linki, zabezpieczenia przed wiatrem)...
Potem rozważaliśmy "mini drzewka"...
Długo trwały te rozważania...
W końcu "mini" też padło...
Zbyt rzadko bywamy na Wrzosowisku..."Mini" potrzebują stałego monitoringu...Stałej opieki...
Jak to maluchy...
No to padło na tradycyjne drzewka niskopienne...
I tej opcji się trzymamy...
Reszta w rękach Matki Natury...
Chociaż "ligoli" doczekać się nie możemy...;o)
Tak zmienił się "dół"...
"Góra" zmieniła się jeszcze bardziej...
Lawendowe mikrusy stanęły w prawie równym rzędzie...
Tuja "Liluśka" dostała kilka nowych koleżanek...
A posadzone, ledwie kilka dni temu róże, puściły cudną "zieleninkę"...
Echhh...
Teraz pozostało jakoś przetrwać do wiosny...
Wrzosowisko pewnie już zasypia...
A na straży spokojnego snu stoi "Drewniak"...
I pilnuje...
Spisz się dobrze nasz drewniany stworze...Spisz się dobrze...
W przyszłym roku czeka cię awans...;o)
piątek, 16 października 2015
Głupota mnie boli...;o)
Od wiosny pokasływałam...Fakt...
Od wiosny drapało mnie w gardle...Fakt...
Ale totalnie zakręcona Wrzosowiskiem bagatelizowałam objawy i wyczekiwałam chwili kolejnego wyjazdu...
Na Wrzosowisku nie dolegało mi nic...Czasu nie miało...
Potem dołożyłam sobie lipcowe odwodnienie...
Potem kilka przeraźliwie zimnych nocy w Orzeszku...
Kaszel się nasilał...Drapanie w gardle zmieniło się w długotrwały ból...
- Kaszlujesz...- zauważał Pan N. - brzydko...- sugerował...
Oj tam...
- Może byś do medyka poszła ?? - pytał nieśmiało...
Oj tam !!
- Pójdę w listopadzie, jak już na Wrzosowisku chaos okiełznamy...- wyjaśniałam...
Ale sadzenie lawendy w strugach lodowatego deszczu doprawiło mnie do reszty...
Nawet syropek nie pomógł...
- Wyciągnę Ci kartę...- sugerował Ślubny...
- Może byś do lekarza poszła...- marudziła Dagusia...
I tak mi dziurę w brzuchu wiercili...
Jedno realnie...Drugie wirtualnie...
Chwili spokoju nie miałam...
- A może do Antygamonia idź ?? - kombinował Pan N. - Przegląd okresowy Ci zrobi od razu...Wszystko na miejscu...- zachęcał...
To już było po dwóch nocnych akcjach, gdzie ja dusiłam się na potęgę, a Pan N. usiłował ratować udręczone ciałko Połowicy...
Trzeba było skapitulować...
Poszłam do Antygamonia...
- Musi mnie Pan naprawić Doktorze...- wysapałam...
- Słyszę...- odpowiedział...- Nawet mi stetoskop nie potrzebny...
Ale osłuchał...Osłuchał z przodu...Osłuchał z tyłu...Nawet do gardzieli zajrzał...
- Gdzie się Pani tak załatwiła ?? - zapytał zatroskanym głosem...
- Mąż mi działkę kupił...- wyznałam...
Popatrzył na mnie...Mądrą głową pokiwał...
- To ja już chyba wolałem jak była Pani pracoholikiem...- oświadczył...
Ło Matko i Córko !!
To ze mną aż tak źle ??
Toż Antygamoń wszystkich sił dokładał, żeby mnie z tego pracoholizmu wyciągnąć...Prosił...Tłumaczył...Argumentował...
Chociaż sam czystego sumienia nie miał...
A teraz mi takimi tekstami w oczy rzucał ??
- O diagnostyce w takim stanie nawet nie mamy co marzyć...- przerwał bazgranie w karcie...
??
Agonia !!
Antygamoń nie chce mnie diagnozować !!
Świat się kończy...
On, uwielbiający wręcz dogłębne badania...Sprawdzający wszystko do ostatniego "flaczka"...Monitorujący stany zastana i przypadłości "ewentualne", mówi "nie"...
Przegięłam ??
- Antybiotyk dla dorosłych...Dwa razy dziennie...Do tego... - litania trwała i trwała...
"Dla dorosłych" ??
"Dwa razy dziennie" ??
Nie będzie przeliczania dawki na kilogramy chudego ciałka ??
Żadnej taryfy ulgowej ??
- I nie życzę sobie objawów alergicznych !! - oświadcza na koniec...
Orzesz...(ko)
- A tak właściwie, to co mi jest, Doktorze ?? - pytam nieśmiało, bo mina Antygamonia niczego dobrego nie wróży...
- Zapalenie tchawicy...- mruczy pod nosem...
Ufff...
- I zapalenie oskrzeli...- dodaje po chwili...
Hmmm...
- I zapalenie płuc...- rzuca dobitnie i spogląda na mnie wzrokiem bazyliszka...- A jakby chciała Pani jakiegoś urozmaicenia, to jest jeszcze ropna angina i infekcja błon śluzowych...
Trafiona...Zatopiona...
- Nie zakładam cudu, więc pewnie antybiotyk nie poradzi sobie z tym wszystkim na raz...Przez kilka dni będzie się Pani czuła paskudnie...A za tydzień się widzimy...Ja nie żartuję !! Za tydzień kontrola !! - i patrzy na mnie ten mój Antygamoń, czy pozbierałam już wszystkie szare komórki do kupy...
- Za tydzień kontrola...Będzie paskudnie...- pokornie potwierdzam zalecenie...
- No właśnie !!
Na korytarzu czeka Pan N.
- I co ??
- Zapalenie tchawicy, oskrzeli i płuc...- wyliczam jednym zdaniem...
Nie było nawet:
- A nie mówiłem...
Nic nie powiedział...
- Do apteki ?? - zapytał...
No cóż...
- Do apteki...
Pierwszy raz w życiu będę zażywać dawki "dla dorosłych"...Jakiś progres jest...
Głupoty progres jest największy...
P.S. Dagusi się nie przyznałam...;o)
Od wiosny drapało mnie w gardle...Fakt...
Ale totalnie zakręcona Wrzosowiskiem bagatelizowałam objawy i wyczekiwałam chwili kolejnego wyjazdu...
Na Wrzosowisku nie dolegało mi nic...Czasu nie miało...
Potem dołożyłam sobie lipcowe odwodnienie...
Potem kilka przeraźliwie zimnych nocy w Orzeszku...
Kaszel się nasilał...Drapanie w gardle zmieniło się w długotrwały ból...
- Kaszlujesz...- zauważał Pan N. - brzydko...- sugerował...
Oj tam...
- Może byś do medyka poszła ?? - pytał nieśmiało...
Oj tam !!
- Pójdę w listopadzie, jak już na Wrzosowisku chaos okiełznamy...- wyjaśniałam...
Ale sadzenie lawendy w strugach lodowatego deszczu doprawiło mnie do reszty...
Nawet syropek nie pomógł...
- Wyciągnę Ci kartę...- sugerował Ślubny...
- Może byś do lekarza poszła...- marudziła Dagusia...
I tak mi dziurę w brzuchu wiercili...
Jedno realnie...Drugie wirtualnie...
Chwili spokoju nie miałam...
- A może do Antygamonia idź ?? - kombinował Pan N. - Przegląd okresowy Ci zrobi od razu...Wszystko na miejscu...- zachęcał...
To już było po dwóch nocnych akcjach, gdzie ja dusiłam się na potęgę, a Pan N. usiłował ratować udręczone ciałko Połowicy...
Trzeba było skapitulować...
Poszłam do Antygamonia...
- Musi mnie Pan naprawić Doktorze...- wysapałam...
- Słyszę...- odpowiedział...- Nawet mi stetoskop nie potrzebny...
Ale osłuchał...Osłuchał z przodu...Osłuchał z tyłu...Nawet do gardzieli zajrzał...
- Gdzie się Pani tak załatwiła ?? - zapytał zatroskanym głosem...
- Mąż mi działkę kupił...- wyznałam...
Popatrzył na mnie...Mądrą głową pokiwał...
- To ja już chyba wolałem jak była Pani pracoholikiem...- oświadczył...
Ło Matko i Córko !!
To ze mną aż tak źle ??
Toż Antygamoń wszystkich sił dokładał, żeby mnie z tego pracoholizmu wyciągnąć...Prosił...Tłumaczył...Argumentował...
Chociaż sam czystego sumienia nie miał...
A teraz mi takimi tekstami w oczy rzucał ??
- O diagnostyce w takim stanie nawet nie mamy co marzyć...- przerwał bazgranie w karcie...
??
Agonia !!
Antygamoń nie chce mnie diagnozować !!
Świat się kończy...
On, uwielbiający wręcz dogłębne badania...Sprawdzający wszystko do ostatniego "flaczka"...Monitorujący stany zastana i przypadłości "ewentualne", mówi "nie"...
Przegięłam ??
- Antybiotyk dla dorosłych...Dwa razy dziennie...Do tego... - litania trwała i trwała...
"Dla dorosłych" ??
"Dwa razy dziennie" ??
Nie będzie przeliczania dawki na kilogramy chudego ciałka ??
Żadnej taryfy ulgowej ??
- I nie życzę sobie objawów alergicznych !! - oświadcza na koniec...
Orzesz...(ko)
- A tak właściwie, to co mi jest, Doktorze ?? - pytam nieśmiało, bo mina Antygamonia niczego dobrego nie wróży...
- Zapalenie tchawicy...- mruczy pod nosem...
Ufff...
- I zapalenie oskrzeli...- dodaje po chwili...
Hmmm...
- I zapalenie płuc...- rzuca dobitnie i spogląda na mnie wzrokiem bazyliszka...- A jakby chciała Pani jakiegoś urozmaicenia, to jest jeszcze ropna angina i infekcja błon śluzowych...
Trafiona...Zatopiona...
- Nie zakładam cudu, więc pewnie antybiotyk nie poradzi sobie z tym wszystkim na raz...Przez kilka dni będzie się Pani czuła paskudnie...A za tydzień się widzimy...Ja nie żartuję !! Za tydzień kontrola !! - i patrzy na mnie ten mój Antygamoń, czy pozbierałam już wszystkie szare komórki do kupy...
- Za tydzień kontrola...Będzie paskudnie...- pokornie potwierdzam zalecenie...
- No właśnie !!
Na korytarzu czeka Pan N.
- I co ??
- Zapalenie tchawicy, oskrzeli i płuc...- wyliczam jednym zdaniem...
Nie było nawet:
- A nie mówiłem...
Nic nie powiedział...
- Do apteki ?? - zapytał...
No cóż...
- Do apteki...
Pierwszy raz w życiu będę zażywać dawki "dla dorosłych"...Jakiś progres jest...
Głupoty progres jest największy...
P.S. Dagusi się nie przyznałam...;o)
środa, 14 października 2015
Zapachniało stokrotkami...
Czytuję Ją od kilku lat...
Przemierzyłam już z Nią kilkanaście szlaków...Liczyłam zęby Szczerbatego...I zaśmiewałam się w głos z życiowych dylematów Pytalskiego...
Kiedy więc oznajmiła, że właśnie wydała książkę...
No cóż...
Nawet nie wypadało mi tego faktu pominąć milczeniem...
Wielbłądy przytaszczyły mi przesyłkę w trybie ekspresowym...Niecierpliwie rozrywałam kopertę...I uśmiechnęłam się...
No cóż...
Okładka inna być nie mogła...
A potem się okazało, że zainfekowany organizm gordyjski wcale nie ma zamiaru współpracować z właścicielką...
Czytanie odpadało...
Już się nawet Stokrotka niecierpliwiła...
A ja jak analfabeta...Co otworzę, to literki mi chałupce wycinają, w obertasie się kręcą...Lipa...
W końcu się udało...
I pewnie teraz Autorka by chciała, żebym w temacie jakieś słówko nabazgrała...
No to tak...
Za mało !!
Stanowczo zbyt mało !!
To tak jakbyś dała nam stokrotek powąchać przez szybkę...
Ja zasiadam, herbatkę sobie nawet zmontowałam, kocykiem się okryłam, i lipa...
Koniec...
Czuję wielki niedosyt...
Jeśli teraz będę miała określać szczyt skromności, to będę mówić, że jak książka Stokrotki !!
Otworzyłaś duszę...Przytuliłaś serdecznie i...
Dałaś kopa !!
A fee !! Stokrotko miła...A fee !!
Pożądam większej ilości stokrotek w Stokrotce !! Większej ilości stron w książce !! Szerszego otwarcia drzwi duszy !! I serdeczniejszego przytulenia !!
Bo ja przytulam Cię z całej siły...
Dziękuję...;o)
Przemierzyłam już z Nią kilkanaście szlaków...Liczyłam zęby Szczerbatego...I zaśmiewałam się w głos z życiowych dylematów Pytalskiego...
Kiedy więc oznajmiła, że właśnie wydała książkę...
No cóż...
Nawet nie wypadało mi tego faktu pominąć milczeniem...
Wielbłądy przytaszczyły mi przesyłkę w trybie ekspresowym...Niecierpliwie rozrywałam kopertę...I uśmiechnęłam się...
No cóż...
Okładka inna być nie mogła...
A potem się okazało, że zainfekowany organizm gordyjski wcale nie ma zamiaru współpracować z właścicielką...
Czytanie odpadało...
Już się nawet Stokrotka niecierpliwiła...
A ja jak analfabeta...Co otworzę, to literki mi chałupce wycinają, w obertasie się kręcą...Lipa...
W końcu się udało...
I pewnie teraz Autorka by chciała, żebym w temacie jakieś słówko nabazgrała...
No to tak...
Za mało !!
Stanowczo zbyt mało !!
To tak jakbyś dała nam stokrotek powąchać przez szybkę...
Ja zasiadam, herbatkę sobie nawet zmontowałam, kocykiem się okryłam, i lipa...
Koniec...
Czuję wielki niedosyt...
Jeśli teraz będę miała określać szczyt skromności, to będę mówić, że jak książka Stokrotki !!
Otworzyłaś duszę...Przytuliłaś serdecznie i...
Dałaś kopa !!
A fee !! Stokrotko miła...A fee !!
Pożądam większej ilości stokrotek w Stokrotce !! Większej ilości stron w książce !! Szerszego otwarcia drzwi duszy !! I serdeczniejszego przytulenia !!
Bo ja przytulam Cię z całej siły...
Dziękuję...;o)
wtorek, 13 października 2015
Mobilizacja narodowa, czyli sposób na Irlandczyków...
No i po meczyku...
Pewnie już wiecie, żeśmy wygrali, więc rozpisywać się nie będę w tym temacie, ale analizę owego zwycięstwa i tak zamierzam przeprowadzić...
Jaki to był meczyk ??
To był taki meczyk, o którym ojcowie będą opowiadać małoletnim synom, a dziadkowie wnukom...Meczyk, w czasie którego się okazało, że mamy Selekcjonera jak się patrzy, i Reprezentację z wyższej półki, a nie jakieś tam lebiegi...
To, co Chłopaki pokazali przez pierwszych dwadzieścia minut w meczu ze Szkocją, udało się powielić, i w meczu z Irlandczykami obsuwy już nie było...
A doliczone pięć minut spowodowało, że chyba nawet w Kosmosie widoczna była adrenalina unosząca się nad terytorium naszej Ojczyzny !!
I można by piać peany zwycięstwa bez końca, i zachwycać się nieustannie, gdyby nie fakt, że zwycięstwo owo ma jeszcze kilku innych bohaterów...
Po pierwsze...
A właściwie po pierwsze i po drugie...
Wielkie podziękowania dla Szeherezady i Dagusi, że zapędów telewizyjnych nie miały i meczyku nie oglądały (co po zwycięstwie widać)...
I nie wiem jak Wam to Dziewczyny powiedzieć, ale może Wy sobie jakiś urlopek na odludziu zafundujcie w przyszłym roku, jak Nasi w tych Mistrzostwach grać będą ??
Nie to, żebym nalegała...Ale wiecie...
Miliony Rodaków na Was liczą !!
A już wyjeżdżać do Francji, niech Was ręka boska broni !!
Za to Pan Prezydent do Francji jechać musi !!
I w ogóle, najlepiej żeby całe Mistrzostwa z tej Francyi Narodem zarządzał !!
Ja przez trzy dni kombinowałam, jak tu Naszych wesprzeć, jak Irlandczykom szyki pokrzyżować...Już nawet pisać miałam do Szkotów, żeby nam na jeden dzień tego Dudziarza pożyczyli, a jeśli nie jego, to przynajmniej dudy niech zapodadzą...
Ale, że po ichniemu to ja raczej taka małokumata jestem, więc odpuściłam...
Zaczęłam się rozglądać po rodzinnym rynku...
Ale u nas to tylko kobza, i kobza...
Obrzydliwość !!
Żeby w takim potężnym Narodzie jednego dudziarza nie było...
Wstyd !!
Cała w stresie okrutnym przed TV w niedzielę zasiadłam, kciuki nawet u stóp zaplotłam, jak to u naczelnych jest tylko możliwe, i...
Ło Matko i Córko !!
Toż mi się pomroka jakaś na mózgownicę rzuciła !!
Jest !!
Siedzi !!
Szaliczkiem biało-czerwonym cudnie spowity...
Najpierwszy "Dudziarz" w Rzeczypospolitej !!
Dziękuję Panie Prezydencie, że się Pan na meczyk pofatygował i z gordyjskich ramion brzemię wziął na siebie, bo jako żywo zamierzałam zawodzić po "dudziarsku" przez całe spotkanie, więc moi Sąsiedzi doznania by mieli niezapomniane...
Dziękuję !!
Teraz niech Pan tylko wykombinuje, jak od 10 czerwca się do tej Francji wprosić, i daj Panie Boże do 10 lipca (p)rezydentować...;o)
Pewnie już wiecie, żeśmy wygrali, więc rozpisywać się nie będę w tym temacie, ale analizę owego zwycięstwa i tak zamierzam przeprowadzić...
Jaki to był meczyk ??
To był taki meczyk, o którym ojcowie będą opowiadać małoletnim synom, a dziadkowie wnukom...Meczyk, w czasie którego się okazało, że mamy Selekcjonera jak się patrzy, i Reprezentację z wyższej półki, a nie jakieś tam lebiegi...
To, co Chłopaki pokazali przez pierwszych dwadzieścia minut w meczu ze Szkocją, udało się powielić, i w meczu z Irlandczykami obsuwy już nie było...
A doliczone pięć minut spowodowało, że chyba nawet w Kosmosie widoczna była adrenalina unosząca się nad terytorium naszej Ojczyzny !!
I można by piać peany zwycięstwa bez końca, i zachwycać się nieustannie, gdyby nie fakt, że zwycięstwo owo ma jeszcze kilku innych bohaterów...
Po pierwsze...
A właściwie po pierwsze i po drugie...
Wielkie podziękowania dla Szeherezady i Dagusi, że zapędów telewizyjnych nie miały i meczyku nie oglądały (co po zwycięstwie widać)...
I nie wiem jak Wam to Dziewczyny powiedzieć, ale może Wy sobie jakiś urlopek na odludziu zafundujcie w przyszłym roku, jak Nasi w tych Mistrzostwach grać będą ??
Nie to, żebym nalegała...Ale wiecie...
Miliony Rodaków na Was liczą !!
A już wyjeżdżać do Francji, niech Was ręka boska broni !!
Za to Pan Prezydent do Francji jechać musi !!
I w ogóle, najlepiej żeby całe Mistrzostwa z tej Francyi Narodem zarządzał !!
Ja przez trzy dni kombinowałam, jak tu Naszych wesprzeć, jak Irlandczykom szyki pokrzyżować...Już nawet pisać miałam do Szkotów, żeby nam na jeden dzień tego Dudziarza pożyczyli, a jeśli nie jego, to przynajmniej dudy niech zapodadzą...
Ale, że po ichniemu to ja raczej taka małokumata jestem, więc odpuściłam...
Zaczęłam się rozglądać po rodzinnym rynku...
Ale u nas to tylko kobza, i kobza...
Obrzydliwość !!
Żeby w takim potężnym Narodzie jednego dudziarza nie było...
Wstyd !!
Cała w stresie okrutnym przed TV w niedzielę zasiadłam, kciuki nawet u stóp zaplotłam, jak to u naczelnych jest tylko możliwe, i...
Ło Matko i Córko !!
Toż mi się pomroka jakaś na mózgownicę rzuciła !!
Jest !!
Siedzi !!
Szaliczkiem biało-czerwonym cudnie spowity...
Najpierwszy "Dudziarz" w Rzeczypospolitej !!
Dziękuję Panie Prezydencie, że się Pan na meczyk pofatygował i z gordyjskich ramion brzemię wziął na siebie, bo jako żywo zamierzałam zawodzić po "dudziarsku" przez całe spotkanie, więc moi Sąsiedzi doznania by mieli niezapomniane...
Dziękuję !!
Teraz niech Pan tylko wykombinuje, jak od 10 czerwca się do tej Francji wprosić, i daj Panie Boże do 10 lipca (p)rezydentować...;o)
niedziela, 11 października 2015
Topinambur, czyli egzotycznie swojska nuta...
Przez kilka miesięcy byliśmy tak pochłonięci pracą fizyczną, że całkiem zapomniałam nadmienić o naszym rozwoju "umysłowym"...
No cóż...Wrzosowisko stawia nam i takie wymagania...Chociaż właściwie to my sobie je stawiamy...
Najpierw dogłębnie zapoznaliśmy się z teorią, czyli wyczytaliśmy chyba wszystkie notki w necie...Potem zamówiliśmy kilka sztuk na próbę...I w końcu...
Powstało stanowisko...
Obrzeża zabezpieczone deskami...Ustronne miejsce...Bo zamieszkał tutaj topinambur, czyli słonecznik bulwiasty...Bardzo pożyteczna roślinka...
O jej niesamowitych właściwościach można wyczytać wiele...
Niezastąpiona dla diabetyków...Świetnie działa na układ trawienia...I podobno ma udowodniony, zbawienny wpływ na niektóre komórki rakowe...
Nawet układ kostny nie zostaje obojętny na topiego...
Potraw, do których można go zastosować, jest taki ogrom, że mogłaby powstać niezależna książka kucharska...No chyba, że już powstała...Tego nie wiem...
Niepozorne bulwy...
nie robią wielkiego wrażenia, chociaż niektóre egzemplarze dorastają imponujących rozmiarów...
Uwiecznione osobniki przeznaczone były do sadzenia, więc rozmiar miały określony na poziomie "jajka"...
Nasz eksperyment rozpoczęliśmy od potrawy najprostszej...
Topinambur gotowany...
Wrażenia na nas nie zrobił...A właściwie zrobił...Negatywne...Jeśli zgodnie z sugestiami Internautów może zastępować ziemniaki, to słowo "może" jest chyba najistotniejsze...
Jego kariera na Wrzosowisku wisiała na włosku...
Jak na nasz gust była w nim zbyt duża zawartość "słonecznika w słoneczniku"...Powoływanie się na "orzechową nutę" uznaliśmy za czystą teorię, bez potwierdzenia w praktyce...
Pozostało nam eksperymentować dalej...
W herbatce, wrzucony zamiast tradycyjnego "kanarka", spisał się wyśmienicie...
Na surowo chrupany w plasterkach był milusi dla podniebienia...
W sałatce z pomidorkiem i szczypiorkiem smakował wybornie...
I w końcu, wylądował w piekarniku, z odrobiną przypraw i ziół...
Podobno był przepyszny...
Podobno, bo Gordyjka do "pieczystego" stanęła w opozycji, więc degustacji dokonywali Panowie...
Panowie wsunęli pieczonego topiego mlaskając zachęcająco i oblizując paluchy...
Ufff...
Jest szansa na naturalną inulinę !!
No to topinambur zamieszkał na Wrzosowisku...
Stanowisko musi mieć zaciszne, bo wyrasta dosyć spory, a że bardzo lubi podbijać okoliczne terytoria, to wskazanym jest ograniczyć mu trochę te zapędy (deskami, siatką, albo chociaż agrowłókniną)...Zakwita słonecznikowo, więc i oko będzie kusił, a jego łodygi świetnie nadają się do zabezpieczania zagonów na zimę...
Lokator idealny...
A co podoba mi się najbardziej ??
Że w zimie nasze potrawy wzbogacone zostaną nie tylko wartościowym warzywkiem, ale również prawie wiosennym chrupanie...
Spróbujcie !!
No cóż...Wrzosowisko stawia nam i takie wymagania...Chociaż właściwie to my sobie je stawiamy...
Najpierw dogłębnie zapoznaliśmy się z teorią, czyli wyczytaliśmy chyba wszystkie notki w necie...Potem zamówiliśmy kilka sztuk na próbę...I w końcu...
Powstało stanowisko...
Obrzeża zabezpieczone deskami...Ustronne miejsce...Bo zamieszkał tutaj topinambur, czyli słonecznik bulwiasty...Bardzo pożyteczna roślinka...
O jej niesamowitych właściwościach można wyczytać wiele...
Niezastąpiona dla diabetyków...Świetnie działa na układ trawienia...I podobno ma udowodniony, zbawienny wpływ na niektóre komórki rakowe...
Nawet układ kostny nie zostaje obojętny na topiego...
Potraw, do których można go zastosować, jest taki ogrom, że mogłaby powstać niezależna książka kucharska...No chyba, że już powstała...Tego nie wiem...
Niepozorne bulwy...
nie robią wielkiego wrażenia, chociaż niektóre egzemplarze dorastają imponujących rozmiarów...
Uwiecznione osobniki przeznaczone były do sadzenia, więc rozmiar miały określony na poziomie "jajka"...
Nasz eksperyment rozpoczęliśmy od potrawy najprostszej...
Topinambur gotowany...
Wrażenia na nas nie zrobił...A właściwie zrobił...Negatywne...Jeśli zgodnie z sugestiami Internautów może zastępować ziemniaki, to słowo "może" jest chyba najistotniejsze...
Jego kariera na Wrzosowisku wisiała na włosku...
Jak na nasz gust była w nim zbyt duża zawartość "słonecznika w słoneczniku"...Powoływanie się na "orzechową nutę" uznaliśmy za czystą teorię, bez potwierdzenia w praktyce...
Pozostało nam eksperymentować dalej...
W herbatce, wrzucony zamiast tradycyjnego "kanarka", spisał się wyśmienicie...
Na surowo chrupany w plasterkach był milusi dla podniebienia...
W sałatce z pomidorkiem i szczypiorkiem smakował wybornie...
I w końcu, wylądował w piekarniku, z odrobiną przypraw i ziół...
Podobno był przepyszny...
Podobno, bo Gordyjka do "pieczystego" stanęła w opozycji, więc degustacji dokonywali Panowie...
Panowie wsunęli pieczonego topiego mlaskając zachęcająco i oblizując paluchy...
Ufff...
Jest szansa na naturalną inulinę !!
No to topinambur zamieszkał na Wrzosowisku...
Stanowisko musi mieć zaciszne, bo wyrasta dosyć spory, a że bardzo lubi podbijać okoliczne terytoria, to wskazanym jest ograniczyć mu trochę te zapędy (deskami, siatką, albo chociaż agrowłókniną)...Zakwita słonecznikowo, więc i oko będzie kusił, a jego łodygi świetnie nadają się do zabezpieczania zagonów na zimę...
Lokator idealny...
A co podoba mi się najbardziej ??
Że w zimie nasze potrawy wzbogacone zostaną nie tylko wartościowym warzywkiem, ale również prawie wiosennym chrupanie...
Spróbujcie !!
piątek, 9 października 2015
To wszystko przez dudy !!
No to jestem...
Nie żebym całkiem już do żywych wróciła, bo "szczekawka" ciągle mnie dręczy, ale poprawa jest widoczna...A właściwie słyszalna...
A może niesłyszalna ??
W każdym razie, literki na monitorze już mi się nie "rozpływają", więc mogę wrócić do grafomanii...
Od czego zacząć ??
Może od końca, bo "początek" był już sporo temu...
Wczoraj graliśmy ze Szkotami...
Jak wiecie, Szkotów uwielbiam pasjami, bo nie dość, że to Górale, to na dodatek w spódniczkach...Może ich wstrzemięźliwość do wydatków odrobinę mnie dołuje, ale bycie oszczędnym, i to "narodowo", nie może decydować o sympatiach...
No to lubię Szkotów...
Mecz nosił rangę "ważny"...
Media się rozpisywały...Komentatorzy podgrzewali atmosferę...A Pan Lewandowski doprowadził Naród do stanu wrzenia, strzelając ostatnio bramki jak w amoku...
Z założenia miało być dobrze !!
Gra zespołowa...Szkoci nie Gibraltar...
Mój wrodzony racjonalizm nie pozwalał na "hura optymizm"...
Powitania...Hymny...Fotki...
I bramka...
Ci z Kibiców, którzy nie zdążyli rozsiąść się wygodnie, albo właśnie zalewali sobie herbatkę, na degustacje owej brameczki nawet czasu nie mieli...
Pan Lewandowski "ustawił" Szkotów do pionu...
No cóż...
Adrenalinka wzięła górę i mój wrodzony realizm legł gdzieś w zakamarkach duszy...
Pięć minut...Dziesięć...Piętnaście...
A Nasi rwą się do boju, niczym Kasztanka Piłsudskiego...
Czy to na pewno jest nasza Reprezentacja ??
Przemyślane akcje...Celne podania...Udane dryblingi...
Czego Im Selekcjoner przed tym meczem "zadał"?? Bo pewnym mi się wydawało, że bez wsparcia czarnej magii się nie obyło...
Ale po dwudziestu minutach czar prysł...
Hmmm...
No cóż...
Wiadomo, że każde zaklęcie ma określony czas działania...
A do tego, Szkoci swojego "Szamana" na dachu stadionu postawili i przez caluśki czas zawodził dudami z wysokości niebios...
Z każdą chwilą było coraz gorzej...
Tak jakby dźwięki tej kobzy się Naszym na mózgi rzucały...
Po przerwie, mój racjonalizm rozsiadł się w duszy wygodnie, a adrenalinka udała się na spoczynek...
- Sędzia doliczył cztery minuty...- poinformował Komentator, a ja prosiłam cichutko Najwyższego, żeby to nie był wyrok na nasze słowiańskie dusze...
2:1 jakoś jeszcze mogłam znieść...
3:1 uznawałam za katastrofę...
Dlaczego ??
Bo taki właśnie wynik jarzył mi się w mózgownicy od samego rana...
"Wtopimy 3:1"...I znowu trzeba będzie wyciągać z szuflady kalkulatory naukowe i przeliczać, kto kogo, na ile i kiedy musi ograć, żebyśmy mogli te kwalifikacje ogłosić sukcesem...
Tępo spoglądałam w ekran telewizora...
I wtedy właśnie, zobaczyłam Pana Lewandowskiego, który ogromnie wzburzony, wybiegał ze szkockiej bramki...
Dokładnie właśnie tak...
Wybiegał z bramki...
I wtedy zrozumiałam...
Przez caluśkie swoje życie tkwiłam w błędzie...Ja i miliony do mnie podobnych...
Piłka nożna nie jest sportem drużynowym !!
Jeśli na boisku, choćby jednemu Piłkarzowi, bardzo zależy na wyniku, to zmieni losy pozostałych dziesięciu, że o milionach przed TV nie wspomnę...
Choćby miał nawet wpaść do bramki razem z piłką...
Tak dla pewności...
2:2...
Ostania minuta...Ostatnia akcja...
Kilka tysięcy kalkulatorów odetchnęło z ulgą...
Mogą sobie dalej leżakować w szufladach...
Przynajmniej do niedzieli...
Bo w niedzielę gramy z Irlandczykami...
Czy ja Wam już pisałam, że bardzo lubię Irlandczyków ??
Nie żebym całkiem już do żywych wróciła, bo "szczekawka" ciągle mnie dręczy, ale poprawa jest widoczna...A właściwie słyszalna...
A może niesłyszalna ??
W każdym razie, literki na monitorze już mi się nie "rozpływają", więc mogę wrócić do grafomanii...
Od czego zacząć ??
Może od końca, bo "początek" był już sporo temu...
Wczoraj graliśmy ze Szkotami...
Jak wiecie, Szkotów uwielbiam pasjami, bo nie dość, że to Górale, to na dodatek w spódniczkach...Może ich wstrzemięźliwość do wydatków odrobinę mnie dołuje, ale bycie oszczędnym, i to "narodowo", nie może decydować o sympatiach...
No to lubię Szkotów...
Mecz nosił rangę "ważny"...
Media się rozpisywały...Komentatorzy podgrzewali atmosferę...A Pan Lewandowski doprowadził Naród do stanu wrzenia, strzelając ostatnio bramki jak w amoku...
Z założenia miało być dobrze !!
Gra zespołowa...Szkoci nie Gibraltar...
Mój wrodzony racjonalizm nie pozwalał na "hura optymizm"...
Powitania...Hymny...Fotki...
I bramka...
Ci z Kibiców, którzy nie zdążyli rozsiąść się wygodnie, albo właśnie zalewali sobie herbatkę, na degustacje owej brameczki nawet czasu nie mieli...
Pan Lewandowski "ustawił" Szkotów do pionu...
No cóż...
Adrenalinka wzięła górę i mój wrodzony realizm legł gdzieś w zakamarkach duszy...
Pięć minut...Dziesięć...Piętnaście...
A Nasi rwą się do boju, niczym Kasztanka Piłsudskiego...
Czy to na pewno jest nasza Reprezentacja ??
Przemyślane akcje...Celne podania...Udane dryblingi...
Czego Im Selekcjoner przed tym meczem "zadał"?? Bo pewnym mi się wydawało, że bez wsparcia czarnej magii się nie obyło...
Ale po dwudziestu minutach czar prysł...
Hmmm...
No cóż...
Wiadomo, że każde zaklęcie ma określony czas działania...
A do tego, Szkoci swojego "Szamana" na dachu stadionu postawili i przez caluśki czas zawodził dudami z wysokości niebios...
Z każdą chwilą było coraz gorzej...
Tak jakby dźwięki tej kobzy się Naszym na mózgi rzucały...
Po przerwie, mój racjonalizm rozsiadł się w duszy wygodnie, a adrenalinka udała się na spoczynek...
- Sędzia doliczył cztery minuty...- poinformował Komentator, a ja prosiłam cichutko Najwyższego, żeby to nie był wyrok na nasze słowiańskie dusze...
2:1 jakoś jeszcze mogłam znieść...
3:1 uznawałam za katastrofę...
Dlaczego ??
Bo taki właśnie wynik jarzył mi się w mózgownicy od samego rana...
"Wtopimy 3:1"...I znowu trzeba będzie wyciągać z szuflady kalkulatory naukowe i przeliczać, kto kogo, na ile i kiedy musi ograć, żebyśmy mogli te kwalifikacje ogłosić sukcesem...
Tępo spoglądałam w ekran telewizora...
I wtedy właśnie, zobaczyłam Pana Lewandowskiego, który ogromnie wzburzony, wybiegał ze szkockiej bramki...
Dokładnie właśnie tak...
Wybiegał z bramki...
I wtedy zrozumiałam...
Przez caluśkie swoje życie tkwiłam w błędzie...Ja i miliony do mnie podobnych...
Piłka nożna nie jest sportem drużynowym !!
Jeśli na boisku, choćby jednemu Piłkarzowi, bardzo zależy na wyniku, to zmieni losy pozostałych dziesięciu, że o milionach przed TV nie wspomnę...
Choćby miał nawet wpaść do bramki razem z piłką...
Tak dla pewności...
2:2...
Ostania minuta...Ostatnia akcja...
Kilka tysięcy kalkulatorów odetchnęło z ulgą...
Mogą sobie dalej leżakować w szufladach...
Przynajmniej do niedzieli...
Bo w niedzielę gramy z Irlandczykami...
Czy ja Wam już pisałam, że bardzo lubię Irlandczyków ??
piątek, 2 października 2015
Wybaczcie...
USPRAWIEDLIWIENIE
W związku z przedłużającą się absencją, spowodowaną znacznym zainfekowaniem gordyjskiego organizmu, bardzo proszę o usprawiedliwienie zaistniałej nieobecności.
Informuję również, iż nadrobię wszystkie zaległości, jak tylko połączę mózg z ciałem, a ciało z duchem...
Wybaczcie !!
Wasza Gordyjka...
Subskrybuj:
Posty (Atom)