Hmmm...
No fakt, teraz to natolatki mają takie jakieś dziwne marzenia...
To może inaczej...
O czym "dzieści" lat temu marzyły nastolatki ??
O czym "dzieści" lat temu marzyły nastolatki ??
Nastolatki marzyły o swoim pierwszym, wielkim balu...
Grudzień właśnie należycie skuwał ziemię, kiedy na korytarzu szkolnym podeszła do mnie Koleżanka z klasy...
- Gdzie spędzasz Sylwka ?? - zapytała.
Jako egzemparz, należący wówczas do grona nielicznych w klasie "samotnych białych żagli" odpowiedziałam:
- Prawdopodobnie z książką w łóżku.
- A miała byś ochotę na bal...?? - niepewnie zapytała Koleżanka.
Ło Matko i Córko !! Bal ?? Ja ??
Nim Koleżanka zdążyła wziąć oddech po zadanym pytaniu, moja wyobraźnia już galopowała...
Piękna balowa sala...Orkiestra we frakach...Ja spowita w tiule i falbany...
Z owych wizji nieziemskich obudził mnie głos Koleżanki.
- Nasi Strażacy organizują Sylwestra w Remizie...może miała byś ochotę... - i podstawiła mi pod nos fotkę jakiegoś "Gamonia".
"Gamoń" liczko miał nadobne, czuprynkę bujną (jak to w owych czasach bywało w modzie) i cudne, niebiesiutki oczęta...
A dodać należy, że w czasach owych miałam ogromną słabość do niebiesiutkich oczątek...
Po ustaleniu kilku bardzo ważnych szczegółów pozostały drobiazgi:
1. Urobić Mamciaś.
2. Urobić Ojca.
3. Załatwić jakąś stosowną szatkę.
4. Dotrzeć na miejsce.
Drobiazgi...
Mamciaś urobiłam w kwadrans, bo Istotą była na podobne inicjatywy nastawioną pozytywnie, a że przy okazji to Mamciaś zarządzała moją garderobą, więc i kwestia "szatki" została załawiona pozytywnie...
Urabianie Ojca okazało się procesem z góry skazanym na fiasko...
Rodziciel na wszelkie moje bardzo logiczne (jak na nastolatkę przystało) argumenty, odpowiedź miał jedną:
- NIE !! NIE !! NIE !!
Zaparł się niczym Kłapouch i wszelkie moje starania rozbijały się o ów zlepek trzech liter niczym o Mur Chiński...
Po ustaleniu kilku bardzo ważnych szczegółów pozostały drobiazgi:
1. Urobić Mamciaś.
2. Urobić Ojca.
3. Załatwić jakąś stosowną szatkę.
4. Dotrzeć na miejsce.
Drobiazgi...
Mamciaś urobiłam w kwadrans, bo Istotą była na podobne inicjatywy nastawioną pozytywnie, a że przy okazji to Mamciaś zarządzała moją garderobą, więc i kwestia "szatki" została załawiona pozytywnie...
Urabianie Ojca okazało się procesem z góry skazanym na fiasko...
Rodziciel na wszelkie moje bardzo logiczne (jak na nastolatkę przystało) argumenty, odpowiedź miał jedną:
- NIE !! NIE !! NIE !!
Zaparł się niczym Kłapouch i wszelkie moje starania rozbijały się o ów zlepek trzech liter niczym o Mur Chiński...
Niezbędne w staraniach było skorzystać z wpływów Mamciaś...
Mamciaś urabiała Ojca przez dwa tygodnie...
Dwa tygodnie Tata dostawał ulubione swoje smakołyki...Dwa tygodnie
niczym kocice poruszałyśmy się "na paluszkach"...Przez dwa tygodnie Tata posiadał we władanie dwie idealne Kobiety...
niczym kocice poruszałyśmy się "na paluszkach"...Przez dwa tygodnie Tata posiadał we władanie dwie idealne Kobiety...
Echhh...
Po Bożym Narodzeniu Ojciec chyba poczuł "ducha świąt", bo Jego trzyliterowa blokada moich marzeń zmieniła skład i usłyszałam sakramentalne:
- TAK... - wymruczane co prawda z niechęcią, ale jednak...
Zasługi nasze przez te dwa tygodnie musiały być ogromne, bo Ojciec poza owym nieodzownym "TAK" zadeklarował również dotransportować mnie na miejce...
Uffff...
Od świtu w Sylwestra radosna byłam niczym skowroneczek, torba spakowana, malownicze tiule kaskadami spływały z wieszaka, na makówce dyndały rozkosznie papilotki...
Kiedy pora nadeszła odpowiednia serdecznie uściskałam Mamciaś, zapakowałam sylwestrowy dobytek w Fiata 125p "kość słoniowa" i uwieziona zostałam przez
osobistego Rodziciela na swój pierwszy bal...
Przez caluśką drogę Ojciec udzielał mi rad niezbędnych, przestróg życiowych i innnych słusznych na taką okazję przykazań, ja zaś słuchałam potulnie, głową
kiwałam rozumnie i przysięgałam na siedem poprzednich pokoleń, iż głupoty żadnej nie popełnię...
Kiedy ujrzałam furtę Koleżanki ulga moja była okrutna...
Tata dostał buziaka dubeltowego, torbę z bagażnika wyrwałam energicznie i w otchłaniach domu Koleżanki zniknęłam...
Rodziciel stał na poboczu dobry kwadrans...pewnie podświadomie liczył, że się mogę jeszcze rozmyślić...
Nie rozmyśliłam się !!
U Koleżanki czekało na mnie już całe Towarzystwo i oczywiście "Gamoń"...
"Gamoń" w naturze okazał się równie milusi oczkom jak na fotce, z tym że Jego niebiesiutkie oczęta dużo lepiej wyglądały w naturze niż na czarno-białym zdjęciu...
- TAK... - wymruczane co prawda z niechęcią, ale jednak...
Zasługi nasze przez te dwa tygodnie musiały być ogromne, bo Ojciec poza owym nieodzownym "TAK" zadeklarował również dotransportować mnie na miejce...
Uffff...
Od świtu w Sylwestra radosna byłam niczym skowroneczek, torba spakowana, malownicze tiule kaskadami spływały z wieszaka, na makówce dyndały rozkosznie papilotki...
Kiedy pora nadeszła odpowiednia serdecznie uściskałam Mamciaś, zapakowałam sylwestrowy dobytek w Fiata 125p "kość słoniowa" i uwieziona zostałam przez
osobistego Rodziciela na swój pierwszy bal...
Przez caluśką drogę Ojciec udzielał mi rad niezbędnych, przestróg życiowych i innnych słusznych na taką okazję przykazań, ja zaś słuchałam potulnie, głową
kiwałam rozumnie i przysięgałam na siedem poprzednich pokoleń, iż głupoty żadnej nie popełnię...
Kiedy ujrzałam furtę Koleżanki ulga moja była okrutna...
Tata dostał buziaka dubeltowego, torbę z bagażnika wyrwałam energicznie i w otchłaniach domu Koleżanki zniknęłam...
Rodziciel stał na poboczu dobry kwadrans...pewnie podświadomie liczył, że się mogę jeszcze rozmyślić...
Nie rozmyśliłam się !!
U Koleżanki czekało na mnie już całe Towarzystwo i oczywiście "Gamoń"...
"Gamoń" w naturze okazał się równie milusi oczkom jak na fotce, z tym że Jego niebiesiutkie oczęta dużo lepiej wyglądały w naturze niż na czarno-białym zdjęciu...
Okazał się ponad to Osobnikiem ogromnie nieśmiałym...Wydukał swoje imię prawie szeptem i usiłował cudu dokonać wtapiając się w ścianę koloru "orange"...
Odpowiednio przystrojeni i w wyśmienitych nastrojach ruszyliśmy do owej Remizy, żegnani radosnymi okrzykami Rodziców mojej Koleżanki i Jej Brata.
Sala udekorowana była należycie...baloniki...serpentyny...łańcuchy z karbowanej bibułki. Orkiestra co prawda nie w smokingach, ale grała bardzo przyzwoicie, rytmu pilnując i fałszy nie serwując. Stoliczek nakryty pięknie i całkiem przyzwoicie zastawiony żarełkiem i napitkami.
- No to wypijmy na odwagę... - wzniósł toast Chłopak mojej Koleżanki spoglądając na "Gamonia".
"Gamoń" wychylił kieliszek zanim zdążyliśmy chwycić za szkło i polał sobie następną kolejkę, zakładając widocznie, że potrzebuje tej odwagi znacznie więcej...
Zabawa toczyła się swoim biegiem...
Odpowiednio przystrojeni i w wyśmienitych nastrojach ruszyliśmy do owej Remizy, żegnani radosnymi okrzykami Rodziców mojej Koleżanki i Jej Brata.
Sala udekorowana była należycie...baloniki...serpentyny...łańcuchy z karbowanej bibułki. Orkiestra co prawda nie w smokingach, ale grała bardzo przyzwoicie, rytmu pilnując i fałszy nie serwując. Stoliczek nakryty pięknie i całkiem przyzwoicie zastawiony żarełkiem i napitkami.
- No to wypijmy na odwagę... - wzniósł toast Chłopak mojej Koleżanki spoglądając na "Gamonia".
"Gamoń" wychylił kieliszek zanim zdążyliśmy chwycić za szkło i polał sobie następną kolejkę, zakładając widocznie, że potrzebuje tej odwagi znacznie więcej...
Zabawa toczyła się swoim biegiem...
Było cudnie...
Co prawda "Gamoń" bawił się tak bardziej stacjonarnie, próbując w sobie ową odwagę rozbudzić, ale ja na towarzystwo nie narzekałam...
Kiedy już pora była ku temu, a orkiestra zarządziła przerwę na noworoczne toasty stwierdziliśmy ze zdziwieniem, że "Gamoń" gdzieś zniknął...
Kiedy już pora była ku temu, a orkiestra zarządziła przerwę na noworoczne toasty stwierdziliśmy ze zdziwieniem, że "Gamoń" gdzieś zniknął...
Nic nie dało przeszukanie przepastnego korytarza, toalet i innych pomieszczeń gospodarczych.
Nic nie dało wypytywanie Znajomych i Nieznajomych, czy im się owa Postać gdzieś w oczy nie
rzuciła...
rzuciła...
"Gamonia" po prostu pochłonęła jakaś "czarna dziura" ...
Chłopak mojej Koleżanki zarządził zbiórkę przy stoliku i rozpoczęliśmy przygotowania do powitania Nowego Roku...
Strzał z korka...Toasty...Życzenia...Radosne okrzyki...
Chłopak mojej Koleżanki zarządził zbiórkę przy stoliku i rozpoczęliśmy przygotowania do powitania Nowego Roku...
Strzał z korka...Toasty...Życzenia...Radosne okrzyki...
Atmosfera była wspaniała...
Wyczerpani owym entuzjazmem osuneliśmy się na nasze krzesełka...
- Co Ty pod ten stolik wepchnęłaś...?? - zapytał nagle Chłopak mojej Koleżanki przyglądając się Jej podejrzliwie i szturchając nogą owo "coś" pod stolikiem.
- Nic nie kładłam... - wydusiła z siebie zdziwiona Koleżanka.
Jej Chłopak wykonał energicznego nura pod obrus...
Spod stolika doleciał do nas wybuch radosnego śmiechu...
Spojrzeliśmy na siebie zaskoczeni i w ułamku sekundy pod stolikiem wylądowały wszystkie głowy...
Orzesz...(ko) !!
Na podłodze pod stolikiem, zwinięty w rogalik, z łapeczką malowniczo ułożoną pod główką spał "Gamoń"...
- Nic nie kładłam... - wydusiła z siebie zdziwiona Koleżanka.
Jej Chłopak wykonał energicznego nura pod obrus...
Spod stolika doleciał do nas wybuch radosnego śmiechu...
Spojrzeliśmy na siebie zaskoczeni i w ułamku sekundy pod stolikiem wylądowały wszystkie głowy...
Orzesz...(ko) !!
Na podłodze pod stolikiem, zwinięty w rogalik, z łapeczką malowniczo ułożoną pod główką spał "Gamoń"...
Spał i smakowicie pochrapywał...
Ów widok wywołał w nas taką wesołość, iż reszta Gości z wielkim zainteresowaniem zaczęłam zaglądać nam "pod obrus"...
Ów widok wywołał w nas taką wesołość, iż reszta Gości z wielkim zainteresowaniem zaczęłam zaglądać nam "pod obrus"...
Od razu pojęłam...
"Gamoń" miał od dzisiaj "przechlapane"...
To było Jego środowisko...Jego znajomi...Jego Sąsiedzi...
Hmmm...
Kiepsko mu się ten roczek zaczyna...
Niech Bidulek pośpi sobie...
- Bardzo Cię przepraszam... - usłyszałam nagle szept mojej Koleżanki - bardzo...strasznie mi wstyd...
- No coś Ty !! Jest przecież świetnie !! Może trochę egzotycznie i zaskakująco, ale bawię się wyśmienicie !! - próbowałam Ją pocieszyć.
- Zaraz wracam !! - rzucił Chłopak mojej Koleżanki i zniknął.
- Bardzo Cię przepraszam... - usłyszałam nagle szept mojej Koleżanki - bardzo...strasznie mi wstyd...
- No coś Ty !! Jest przecież świetnie !! Może trochę egzotycznie i zaskakująco, ale bawię się wyśmienicie !! - próbowałam Ją pocieszyć.
- Zaraz wracam !! - rzucił Chłopak mojej Koleżanki i zniknął.
Po kwadransie, kiedy mnie już prawie udało się poprawić nastrój, zdruzgotanej sytuacją Koleżanki, do sali wkroczył Jej Chłopak... z Jej Bratem...
Co prawda był to Osobnik młodszy ode mnie o rok, ale urodziwy bardzo, dowcipny, rozmowny...i co okazało się po chwili, świetnie tańczył...
- Kobiety są od biadolenia, a Faceci od działania !! - oświadczył w ramach wyjaśnień Chłopak mojej Koleżanki i żeby procedury reorganizacyjne zakończyć porwał zdruzgotaną Dziewczynę do tańca...
A ja ??
- Kobiety są od biadolenia, a Faceci od działania !! - oświadczył w ramach wyjaśnień Chłopak mojej Koleżanki i żeby procedury reorganizacyjne zakończyć porwał zdruzgotaną Dziewczynę do tańca...
A ja ??
A ja bawiłam się nieziemsko !!
Brat mojej Koleżanki pił mniej więcej tyle co ja...więc prawie nic, za to sypał dowcipami jak z rękawa, adorował mnie z ogromnym wdziękiem, odprowadzając nawet do toalety...
Kiedy bladym świtem (koło 7-mej) orkiestra ogłosiła "koniec grania" Brat mojej Koleżanki "wyczarował" magnetofon i trwaliśmy na parkiecie prawie do drugiego śniadania...
Tak właśnie powinien wyglądać pierwszy bal...
A "Gamoń"...??
A "Gamoń"...??
"Gamoń" spał pod stolikiem do rana, po czym zniknął w niewyjaśnionych okolicznościach oddalając się z Remizy "po angielsku"...
No cóż...
Nikomu jakoś to nie przeszkadzało...