Jesteście ciekawi jak było ??
Ja też byłam ciekawa...
Dreszczyk emocji towarzyszył mi przez kilka dni...
Przecież znamy się tylko wirtualnie, łączą nas umieszczane na blogach wpisy i komentarze umieszczane pod nimi...Może to i znajomość trwająca kilka lat, ale niepewność była...
Kim w rzeczywistości okażą się moi blogowi Przyjaciele ??
No to zaczynamy !!
Od czego ??
Wiadomo !! Od "Pajaca"...;o)
"Pajac" jaki jest, każdy wie !!
Warszawa też jest jak trzeba...Zatłoczona...Pospieszna...Zabiegana...Żyjąca pędem Stolicy...
Echhh...
Do czego wy się ludzie tak spieszycie ??
My wiadomo...Spieszymy się na spotkanie...;o)
"Złote Tarasy" czekają...A przesympatyczna Kelnerka z Wedla jeszcze nie wie, że czeka Ją dzisiaj nie lada wyzwanie...
Kilka kursów ruchomymi schodami (bo się Śwagrowi pomylił Wedel z Biklem) i wśród tłoku rozpoznaję...Kogo ??
Ludwiczka !!
Mogłam się założyć o skrzynkę szampana, że będzie pierwszy na naszym spotkaniu...Dlaczego ?? Bo Ludwiczek jest Perfekcjonistą !! Na blogu nawet jedna kropeczka nie może umknąć Jego kontroli...
No to słoik powideł śliwkowych ma już nowego Właściciela...
Obok Ludwiczka siedziała nieśmiała Blondyneczka o uroczym uśmiechu...
I chociaż nie miałam pojęcia kto to jest, serducho rozkwitło Stokrotkami !! Tylko Ona mogła mieć taki uśmiech...
A że Blogerzy to wyjątkowo punktualni Ludzie, więc w pięć minut w Wedlu zapanował chaos totalny, bo zaczęliśmy się "organizować"...Czyli wystrój i umeblowanie czekoladowego Przybytku poszło w ruch, a Kelnerzy z przerażeniem obserwowali, jak "podrowadzamy" kolejne krzesełka...
Ruch się zrobił jak na Marszałkowskiej...;o)
Ledwie zdążyłam uściskać Joasię (która patrzy tak, jakby człowieka malowała), a już trzymałam w objęciach Jadwinię (której urok osobisty sięga Zenitu !!)...I oczywiście Helenkę (Perłę w Koronie naszego spotkania )...
I wiecie co ??
Nagle się okazało, że przy stole siedzi Grono dobrych Znajomych, którzy ledwie co się rozstali, a teraz spotkali się, żeby kontynuować temat...
Ot, takie czary...
Nawet Pan N. skwitował to z uśmiechem...
- Ja Ich znam z twoich opowiadań !!
Magia...
Ale były też Niespodzianki...
Przy stole zasiadł z nami serdeczny Przyjaciel Ludwiczka, Pan Zbyszek Kurzyński (nieprzeciętny Satyryk i przesympatyczny Człowiek) oraz E.Spacja, reprezentantka Młodzieży w tym zacnym Gronie, a przy okazji Autorka trafnych komentarzy blogowych i Poetka...
Byliśmy w komplecie, żeby nie powiedzieć w "Nadkomplecie"...;o)
Pogaduchy...Śmiech...
Słodko w ustach, i słodko na duszy...
No i oczywiście dary...
Nie mogło się obyć bez wręczania tomików autorstwa Ludwiczka i Zbyszka...
Opatrzonych datowanymi dedykacjami...
Nie mogło również zabraknąć Wrzosowiska, czyli orzechów i dżemików śliwkowych...Żeby nasi Przyjaciele pamiętali o spotkaniu przynajmniej jeszcze jeden dzień...
I...
No i czas się pożegnać...Chyba Ojciec Czas specjalnie włączył jakiegoś przyspieszacza...
A Gordyjka i Pan N. musieli ruszać w drogę, żeby dotrzeć do Zaścianka przed północą...
Czyli...
Koniec przygody w Warszawie...
Teraz możecie zacząć zazdraszczać...;o)
Bardzo Ważni Goście
poniedziałek, 29 lutego 2016
środa, 24 lutego 2016
Spotkanie - Komunikat ostatni...
Ustalono co następuje:
Spotykamy się:
Spotykamy się:
28 luty 2016 rok (niedziela)
godzina: 16:00
Warszawa
Złote Tarasy
Wedel
Przy stole zasiądą :
JanToni
Helena
Stokrotka
Joasia R.
Jadwiga
Lilusia
Śwagier
Pan N.
Gordyjka
Jako, że słuchy mnie doszły, że chętni są również Przyjaciele naszych Przyjaciół, więc wyjaśniam...
W kupie siła !! Przyjaciele naszych Przyjaciół są naszymi Przyjaciółmi !! Braknie miejsca w Wedlu to się przeniesiemy na parking, albo pod "Pajaca"...;o) Nie z takimi przeszkodami Blogerzy sobie radzą...;o)
A że znamy się raczej wirtualnie, co może nie mieć przełożenia w realu, więc od dwóch dni dumam, co też może być znakiem rozpoznawczym...
I wydumałam...
Na stoliku będzie stał:
Słoik powideł śliwkowych !!
Coś totalnie gordyjskiego i wrzosowiskowego...
A że nie politycznie drzewo wieźć do lasu, a powidła do Zaścianka, więc pierwszy z Gości, który dotrze na spotkanie, owe powidła w darze (ze szczerego serducha) otrzyma...;o)
P.S. Gdyby Ktoś z Was chciał utrzymywać kontakt bezpośredni, to bardzo proszę o info na maila: gordyjka@gmail.com , wymienimy numery komórek...;o)
wtorek, 23 lutego 2016
Pstrowscy...
- Może pojedziemy do Bastusia ?? - zapytał Pan N.
- No coś Ty !! Taka zainfekowana Babcia to lipa, nie nadaję się na nawiedzanie !! - wyartykułowałam jednym ciągiem...- ale...
Pan N. spojrzał zaciekawiony...
- Jakby pogoda była przyzwoita to moglibyśmy nawiedzić Wrzosowisko...- wymruczałam...
- Taka zainfekowana ?? - dopytywał Pan N., ale już sięgał po smartfona, żeby sprawdzić prognozę...
No i co ja mam odpowiedzieć ??
Że już kręćka w domu dostaję, że mózgownica błądzi gdzieś po plenerach, a szare komórki przerabiają intensywnie "co, kiedy i gdzie", czyli co się będzie już niedługo na Wrzosowisku działo ??
- Wiercika mam...- wyznałam...
- Ja też...- potwierdził stan naszych dusz Ślubny...
A że pogoda wyjątkowo w opozycji nam nie stanęła, więc ruszyliśmy na nasz ugór...
I chociaż dusza we mnie ledwie żyła, a w torebce taszczyłam apteczkę, to serducho radowało się okrutnie...
Najpierw wstąpiliśmy do zaprzyjaźnionego tartaku, gdzie nabyliśmy drogą kupna paliki, potem na pewnym parkingu spałaszowaliśmy po drożdżówce, a potem to już było z górki...
A właściwie pod górkę...
Filip powitał nas radosnym ujadaniem i wcale nie ukrywał, że głównie interesuje go zawartość naszej torby podróżnej...Zawartość okazała się godna psiej uwagi, bo filipowy ogon rozpoczął intensywną pracę wiatraka...
Ugór też się spisał...
Najpierw krokusiki ładnie nam się ukłoniły...
I przyznam się szczerze...Totalnie mnie zaskoczyły, bo nie stawiałam na nie wcale...Cebulki wyglądały marnie...A tutaj proszę...Zameldowały się prawie w komplecie...
Ależ się nad nimi nacmokałam...;o)
A potem cmokałam jeszcze wiele razy...
Nad czarnym bzem, który już miał drobniutkie listeczki...Nad wierzbą, która obsypana była "kotkami"...Nad pączusiami na agreście i porzeczkach...I nad nimi...
Nasze truskaweczki mają już cudne listeczki !!
Serducho mało nie wyskoczyło mi z piersi...
Wrzosowisko się budzi...
No to czas na pracę...
Drzewka w nowym sadzie dostały po paliku, i już nie wyglądają jak kosmici...
Sektory dostały nowe paliki i sznurki, żebyśmy nad tym żywiołem zapanowali...A jak się wysilicie, to na końcu ścieżki stoi kameleon, czyli zdechlak, czyli ja...:o)
A na drugim końcu tej ścieżki był mój szalony Ogrodnik...
Potem troszkę porządków w sadzie...
I na twarze wypłynął uśmiech satysfakcji...
Plan zrealizowany w 110 %...
Tacy z nas "Pstrowscy"...
- No coś Ty !! Taka zainfekowana Babcia to lipa, nie nadaję się na nawiedzanie !! - wyartykułowałam jednym ciągiem...- ale...
Pan N. spojrzał zaciekawiony...
- Jakby pogoda była przyzwoita to moglibyśmy nawiedzić Wrzosowisko...- wymruczałam...
- Taka zainfekowana ?? - dopytywał Pan N., ale już sięgał po smartfona, żeby sprawdzić prognozę...
No i co ja mam odpowiedzieć ??
Że już kręćka w domu dostaję, że mózgownica błądzi gdzieś po plenerach, a szare komórki przerabiają intensywnie "co, kiedy i gdzie", czyli co się będzie już niedługo na Wrzosowisku działo ??
- Wiercika mam...- wyznałam...
- Ja też...- potwierdził stan naszych dusz Ślubny...
A że pogoda wyjątkowo w opozycji nam nie stanęła, więc ruszyliśmy na nasz ugór...
I chociaż dusza we mnie ledwie żyła, a w torebce taszczyłam apteczkę, to serducho radowało się okrutnie...
Najpierw wstąpiliśmy do zaprzyjaźnionego tartaku, gdzie nabyliśmy drogą kupna paliki, potem na pewnym parkingu spałaszowaliśmy po drożdżówce, a potem to już było z górki...
A właściwie pod górkę...
Filip powitał nas radosnym ujadaniem i wcale nie ukrywał, że głównie interesuje go zawartość naszej torby podróżnej...Zawartość okazała się godna psiej uwagi, bo filipowy ogon rozpoczął intensywną pracę wiatraka...
Ugór też się spisał...
Najpierw krokusiki ładnie nam się ukłoniły...
I przyznam się szczerze...Totalnie mnie zaskoczyły, bo nie stawiałam na nie wcale...Cebulki wyglądały marnie...A tutaj proszę...Zameldowały się prawie w komplecie...
Ależ się nad nimi nacmokałam...;o)
A potem cmokałam jeszcze wiele razy...
Nad czarnym bzem, który już miał drobniutkie listeczki...Nad wierzbą, która obsypana była "kotkami"...Nad pączusiami na agreście i porzeczkach...I nad nimi...
Nasze truskaweczki mają już cudne listeczki !!
Serducho mało nie wyskoczyło mi z piersi...
Wrzosowisko się budzi...
No to czas na pracę...
Drzewka w nowym sadzie dostały po paliku, i już nie wyglądają jak kosmici...
Sektory dostały nowe paliki i sznurki, żebyśmy nad tym żywiołem zapanowali...A jak się wysilicie, to na końcu ścieżki stoi kameleon, czyli zdechlak, czyli ja...:o)
A na drugim końcu tej ścieżki był mój szalony Ogrodnik...
Potem troszkę porządków w sadzie...
I na twarze wypłynął uśmiech satysfakcji...
Plan zrealizowany w 110 %...
Tacy z nas "Pstrowscy"...
piątek, 19 lutego 2016
Kiedy życzliwość topnieje...
Kilkanaście lat temu, barak sąsiadujący z naszym Osiedlem, adoptowano na lokale socjalne...
Akurat za taką lokalizacją przemawiały wszelkie względy, i te ekonomiczne, bo barak miał ledwie kilka lat i wymagał nikłych nakładów, i lokalizacyjne, bo bardziej na uboczu Zaścianka już być to nie mogło...
Nie powiem, że odbyło się to zasiedlenie bez zadymy, bo w Mieszkańcach Osiedla wyzwalało to różne "instynkty"...Nawet podpisy były zbierane, żeby tym zakusom na nasze bezpieczeństwo kres położyć...
Ale jak już napisałam na wstępie, barak został zasiedlony, a wkrótce potem wybudowano kolejny, bo lokali socjalnych nigdy nie będzie dosyć...
Zamieszkali tam różni Ludzie...
Młodzi, którym nie do końca wyszedł start w dorosłe życie...Dojrzali, którym któryś z rzędu życiowy zakręt dał nieźle popalić...Starsi, którym z jakiś przyczyn zawalił się dotychczasowy świat...
Taki ludzi "misz-masz"...
No cóż...Tych "na marginesie" też jest kilku...
Czasem przechodzimy tam z Panem N. kierując się na "spacerkowanie", czasem mijamy baraki jadąc "Naguskiem"...Z czasem człowiek przywyka...
Może dlatego, że nie dzieje się tam nic takiego, co mogłoby przykuwać uwagę ??
Ludzie sobie żyją, mieszkają, uprawiają malusieńkie ogródeczki, wychowują dzieci, czasem przesiadują na ławeczka, albo organizują grilla...
Ot, życie...
I pewnie bym się nad tym nie zastanawiała, gdyby nie fakt, że dzisiaj zadzwoniła do naszych drzwi Sąsiadka, prosząc o podpisanie listy protestacyjnej, przeciwko kolejnemu barakowi...
Dlaczego mam być przeciw ??
Tak mnie ta lista zdziwiła, że chociaż zdarza mi się to rzadko, zapomniałam języka w gębie, a moje szare komórki czmychnęły w panice...
- Ja nie mam nic przeciw barakom...- wydukałam w końcu...
Z dotychczasowymi "Barakowiczami" problemów nie było...Nasze bezpieczeństwo też nie ucierpiało na takim sąsiedztwie...A ekscesy zdarzają się tam równie często jak na Osiedlu...
Ale zadzior w duszy został...
Siedzę i dumam...
Ta sama Kobieta walczyła niedawno o opróżnienie mieszkań z lokatorów, którzy mają zaległości czynszowe...Nie te małe, te kilkudziesięciotysięczne...
Jeśli mnie pamięć nie myli, to zbierała wówczas podpisy pod petycją w sprawie eksmisji...
Czyli eksmitować gdzie ?? Pod most ??
Lipa, bo w Zaścianku nawet mostu nie ma...
Wywieźć tych Ludzi do lasu i zostawić ??
Najlepiej wywieźć w Bieszczady...Z daleka od "cywilizowanych" Ludzi, żeby swoją biedą, ubóstwem, niezaradnością, albo patologią oczu im nie kalali...
Rok miłosierdzia...
Chyba mi życzliwość do Sąsiadki trochę stopniała...
Akurat za taką lokalizacją przemawiały wszelkie względy, i te ekonomiczne, bo barak miał ledwie kilka lat i wymagał nikłych nakładów, i lokalizacyjne, bo bardziej na uboczu Zaścianka już być to nie mogło...
Nie powiem, że odbyło się to zasiedlenie bez zadymy, bo w Mieszkańcach Osiedla wyzwalało to różne "instynkty"...Nawet podpisy były zbierane, żeby tym zakusom na nasze bezpieczeństwo kres położyć...
Ale jak już napisałam na wstępie, barak został zasiedlony, a wkrótce potem wybudowano kolejny, bo lokali socjalnych nigdy nie będzie dosyć...
Zamieszkali tam różni Ludzie...
Młodzi, którym nie do końca wyszedł start w dorosłe życie...Dojrzali, którym któryś z rzędu życiowy zakręt dał nieźle popalić...Starsi, którym z jakiś przyczyn zawalił się dotychczasowy świat...
Taki ludzi "misz-masz"...
No cóż...Tych "na marginesie" też jest kilku...
Czasem przechodzimy tam z Panem N. kierując się na "spacerkowanie", czasem mijamy baraki jadąc "Naguskiem"...Z czasem człowiek przywyka...
Może dlatego, że nie dzieje się tam nic takiego, co mogłoby przykuwać uwagę ??
Ludzie sobie żyją, mieszkają, uprawiają malusieńkie ogródeczki, wychowują dzieci, czasem przesiadują na ławeczka, albo organizują grilla...
Ot, życie...
I pewnie bym się nad tym nie zastanawiała, gdyby nie fakt, że dzisiaj zadzwoniła do naszych drzwi Sąsiadka, prosząc o podpisanie listy protestacyjnej, przeciwko kolejnemu barakowi...
Dlaczego mam być przeciw ??
Tak mnie ta lista zdziwiła, że chociaż zdarza mi się to rzadko, zapomniałam języka w gębie, a moje szare komórki czmychnęły w panice...
- Ja nie mam nic przeciw barakom...- wydukałam w końcu...
Z dotychczasowymi "Barakowiczami" problemów nie było...Nasze bezpieczeństwo też nie ucierpiało na takim sąsiedztwie...A ekscesy zdarzają się tam równie często jak na Osiedlu...
Ale zadzior w duszy został...
Siedzę i dumam...
Ta sama Kobieta walczyła niedawno o opróżnienie mieszkań z lokatorów, którzy mają zaległości czynszowe...Nie te małe, te kilkudziesięciotysięczne...
Jeśli mnie pamięć nie myli, to zbierała wówczas podpisy pod petycją w sprawie eksmisji...
Czyli eksmitować gdzie ?? Pod most ??
Lipa, bo w Zaścianku nawet mostu nie ma...
Wywieźć tych Ludzi do lasu i zostawić ??
Najlepiej wywieźć w Bieszczady...Z daleka od "cywilizowanych" Ludzi, żeby swoją biedą, ubóstwem, niezaradnością, albo patologią oczu im nie kalali...
Rok miłosierdzia...
Chyba mi życzliwość do Sąsiadki trochę stopniała...
sobota, 13 lutego 2016
Spotkanie - wiadomości z frontu...
Jak nic to będzie struś !! Musi być struś, bo inne "jajo" wykluwałoby się znacznie szybciej...
Ale coś się wykluwa...
Tak jak wspomniałam, data spotkania ustalona zostaje na dzień 28 lutego 2016 roku, godziny popołudniowe...Miejsce spotkania dokładnie jeszcze nie jest znane, bo Stokrotka, którą poprosiłam o pomoc, póki co "Babciuje" feryjnie, więc wróci do reala od poniedziałku...
Jeśli macie jakieś sugestie, to będą mile widziane, bo my z Wawki, to znamy "Pajaca" i najkrótszą drogę do Siory naszej umiłowanej...
Przy pomysłach bierzcie pod uwagę, iż poruszać się będziemy pociągiem, więc nasza mobilność równa jest zeru...;o)
Przy wspólnym stole zasiedli:
JanToni - Mistrz fraszek;
Helena - Mistrzyni wspinaczek;
Stokrotka - Mistrzyni podróżowania;
Joasia R. - Mistrzyni malowania;
Pan N. - Mistrz pomysłów;
Gordyjka - zwana Supełkiem...
Marudzą:
Maradag - problem logistyczno-kwaterunkowy, bo Dziewczyna może przylecieć z Holandii, ale się buntuje na myśl o noclegu na Dworcu...;o)
Notaria - problem logistyczny-garderobiany, bo Dziewczyna zamierza niedzielne popołudnie przeznaczyć na dobór poniedziałkowej garderoby...;o)
Elatroska - wyrażająca entuzjazm bez braku kwintesencji...;o)
Czekam na głos:
Jadwini
Edytki
i innych Czytaczy z Warszawy i Okolic...;o)
Do zobaczyska !!
Ale coś się wykluwa...
Tak jak wspomniałam, data spotkania ustalona zostaje na dzień 28 lutego 2016 roku, godziny popołudniowe...Miejsce spotkania dokładnie jeszcze nie jest znane, bo Stokrotka, którą poprosiłam o pomoc, póki co "Babciuje" feryjnie, więc wróci do reala od poniedziałku...
Jeśli macie jakieś sugestie, to będą mile widziane, bo my z Wawki, to znamy "Pajaca" i najkrótszą drogę do Siory naszej umiłowanej...
Przy pomysłach bierzcie pod uwagę, iż poruszać się będziemy pociągiem, więc nasza mobilność równa jest zeru...;o)
Przy wspólnym stole zasiedli:
JanToni - Mistrz fraszek;
Helena - Mistrzyni wspinaczek;
Stokrotka - Mistrzyni podróżowania;
Joasia R. - Mistrzyni malowania;
Pan N. - Mistrz pomysłów;
Gordyjka - zwana Supełkiem...
Marudzą:
Maradag - problem logistyczno-kwaterunkowy, bo Dziewczyna może przylecieć z Holandii, ale się buntuje na myśl o noclegu na Dworcu...;o)
Notaria - problem logistyczny-garderobiany, bo Dziewczyna zamierza niedzielne popołudnie przeznaczyć na dobór poniedziałkowej garderoby...;o)
Elatroska - wyrażająca entuzjazm bez braku kwintesencji...;o)
Czekam na głos:
Jadwini
Edytki
i innych Czytaczy z Warszawy i Okolic...;o)
Do zobaczyska !!
środa, 10 lutego 2016
Dwadzieścia milionów...
Komu ?? Komu ?? Bo idę do domu...
A tak krótko mówiąc "sprawa się rypła, kobyłka u płotu"...
PiS zamierza sprezentować Ojcu Dyrektorowi kufereczek stóweczek...
Właściwie nie ma się czemu dziwić, ma Facet zasługi nie byle jakie...
Ale tym razem zacytuję Pana Kukiza...
"Chcecie dać ?? Dajcie...Ale nie z naszej wspólnej kasy"...Chociaż kasiora, którą dostajecie z budżetu Państwa też właściwie jest nasza wspólna...
Jedni żrą ośmiorniczki, Drudzy sponsorują bogatych...
Takie cuda tylko w Polsce...
Może, gdyby ta kasiora miała pochodzić z funduszy przeznaczonych na zbrojenia, to by mnie serducho mniej bolało...Zawsze przecież, możemy swoje bezpieczeństwo zawierzyć Opiece Boskiej...
Może, gdyby obcięto środki z jakiegoś górnolotnego projektu cyfryzacji, to bym tą dwudziestomilionową darowiznę przełknęła bez popitki, bo żaden z "cyfryzacyjnych" projektów jeszcze nam się specjalnie nie udał...
Ale Kultura ?? Ta najuboższa z naszych Dzieci ?? Cóż Wam owa Kultura zrobiła złego, że oskubaną już doszczętnie, chcecie pozbawić "bielizny"...??
A może zamierzacie ją zreformować ??
Może zamiast Filharmonii wrócą na Osiedla Zespoły Podwórkowe ??
Spektakle teatralne zostaną zastąpione przez Jasełka ??
Wykonawców operowych przeniesie się do kościelnych chórów ??
Twórcy owego pomysłu należy się spore lanie...Może Mu rozum wróci...
Chociaż podobno wrócił i pieniądze na ten "szlachetny cel" znajdą się w innym Resorcie...
Ktoś przebąkiwał o "Szkolnictwie Wyższym"...
To, to rzeczywiście ma "kokosy" i pewnie braku tych dwudziestu baniek nie zauważy...
"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie."(Jan Zamoyski)
W końcu, jak się jednej szkole zabierze, a drugiej da, to nam się w "księgach" zbilansuje...
Chciało by się zakrzyknąć:
Nie idźcie tą drogą !!
Tylko, że mój krzyk niewiele w tym temacie zmieni...
Nie ja Wam dałam do rąk władzę, więc nawet odebraniem krzyżyka postraszyć nie mogę...
Ot...Kolejny chichot losu...
Mogę, więc robię...Władza absolutna otumania absolutnie (że sparafrazuję Klasyka)...
Czytam...Słucham...Obserwuję...
I tak sobie myślę...
Komuniści mieli sporo racji, twierdząc, że Religia to opium dla mas...I chociaż po "komunie" pozostały nam jedynie mgliste wspomnienia, działanie opium niektórym do dzisiaj paraliżuje mózgi...
Gdzie Wy znajdujecie w naszej Religii potwierdzenie dla takiego pędu za kasiorą ?? Gdzie rozczytujecie, że z Waszych ust wydobywa się jedynie słuszna prawda ??
Autorytety kalacie wyimaginowanymi hasłami, Boga mieszacie z szambem...
Skoro Jan Paweł II prosił wielokrotnie, żeby Mu pomników nie stawiać, a szacunek i miłość okazywać miłosierdziem, to skąd w Was tyle pychy, żeby dręczyć Go swoją bezmyślnością ??
Czy podnoszące się coraz częściej głosy o intronizacji Jezusa na króla Polski są zapędami tej samej grupy Ludzi ?? I skąd w Nich tyle pychy, żeby się owym "Królestwem" mianować ??
On w pokorze umarł na Krzyżu, a Wy mu chcecie zgotować piekło na ziemi...
A tak krótko mówiąc "sprawa się rypła, kobyłka u płotu"...
PiS zamierza sprezentować Ojcu Dyrektorowi kufereczek stóweczek...
Właściwie nie ma się czemu dziwić, ma Facet zasługi nie byle jakie...
Ale tym razem zacytuję Pana Kukiza...
"Chcecie dać ?? Dajcie...Ale nie z naszej wspólnej kasy"...Chociaż kasiora, którą dostajecie z budżetu Państwa też właściwie jest nasza wspólna...
Jedni żrą ośmiorniczki, Drudzy sponsorują bogatych...
Takie cuda tylko w Polsce...
Może, gdyby ta kasiora miała pochodzić z funduszy przeznaczonych na zbrojenia, to by mnie serducho mniej bolało...Zawsze przecież, możemy swoje bezpieczeństwo zawierzyć Opiece Boskiej...
Może, gdyby obcięto środki z jakiegoś górnolotnego projektu cyfryzacji, to bym tą dwudziestomilionową darowiznę przełknęła bez popitki, bo żaden z "cyfryzacyjnych" projektów jeszcze nam się specjalnie nie udał...
Ale Kultura ?? Ta najuboższa z naszych Dzieci ?? Cóż Wam owa Kultura zrobiła złego, że oskubaną już doszczętnie, chcecie pozbawić "bielizny"...??
A może zamierzacie ją zreformować ??
Może zamiast Filharmonii wrócą na Osiedla Zespoły Podwórkowe ??
Spektakle teatralne zostaną zastąpione przez Jasełka ??
Wykonawców operowych przeniesie się do kościelnych chórów ??
Twórcy owego pomysłu należy się spore lanie...Może Mu rozum wróci...
Chociaż podobno wrócił i pieniądze na ten "szlachetny cel" znajdą się w innym Resorcie...
Ktoś przebąkiwał o "Szkolnictwie Wyższym"...
To, to rzeczywiście ma "kokosy" i pewnie braku tych dwudziestu baniek nie zauważy...
"Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie."(Jan Zamoyski)
W końcu, jak się jednej szkole zabierze, a drugiej da, to nam się w "księgach" zbilansuje...
Chciało by się zakrzyknąć:
Nie idźcie tą drogą !!
Tylko, że mój krzyk niewiele w tym temacie zmieni...
Nie ja Wam dałam do rąk władzę, więc nawet odebraniem krzyżyka postraszyć nie mogę...
Ot...Kolejny chichot losu...
Mogę, więc robię...Władza absolutna otumania absolutnie (że sparafrazuję Klasyka)...
Czytam...Słucham...Obserwuję...
I tak sobie myślę...
Komuniści mieli sporo racji, twierdząc, że Religia to opium dla mas...I chociaż po "komunie" pozostały nam jedynie mgliste wspomnienia, działanie opium niektórym do dzisiaj paraliżuje mózgi...
Gdzie Wy znajdujecie w naszej Religii potwierdzenie dla takiego pędu za kasiorą ?? Gdzie rozczytujecie, że z Waszych ust wydobywa się jedynie słuszna prawda ??
Autorytety kalacie wyimaginowanymi hasłami, Boga mieszacie z szambem...
Skoro Jan Paweł II prosił wielokrotnie, żeby Mu pomników nie stawiać, a szacunek i miłość okazywać miłosierdziem, to skąd w Was tyle pychy, żeby dręczyć Go swoją bezmyślnością ??
Czy podnoszące się coraz częściej głosy o intronizacji Jezusa na króla Polski są zapędami tej samej grupy Ludzi ?? I skąd w Nich tyle pychy, żeby się owym "Królestwem" mianować ??
On w pokorze umarł na Krzyżu, a Wy mu chcecie zgotować piekło na ziemi...
niedziela, 7 lutego 2016
Boli...
Kiedy Go widziałam ostatnio, był "przyklejonym" do spódnicy naszej Przyjaciółki, Kilkulatkiem...Takim z pyzata buźką, wiecznie naburmuszony...
Nic właściwie o Nim nie wiedziałam przez kilkadziesiąt lat, bo los nas z Przyjaciółką rozdzielił, a kiedy nasze ścieżki znowu się skrzyżowały to tematów do obgadania było zawsze więcej niż czasu...
Teraz się dowiedziałam, że zmarł...To był Jej młodszy Brat...
I pewnie nie byłoby w tej historii nic godnego uwagi, bo przecież Ludzie codziennie umierają, ale okoliczności Jego śmierci bardzo mi w duszę zapadły...
Pewnego dnia, Czterdziestolatek idzie do pracy...Nie jest wziętym adwokatem, nie odkrył szczepionki na AIDS...
Ot, pracuje na budowie...
Niesie jakieś worki, nagle siada na wiaderku, przewraca się i umiera...A może umarł nim się przewrócił ??
Zator płucny, więc reanimujący Go koledzy, a nawet wezwane na miejsce służby medyczne są bez szans...
Ale to dopiero teraz zaczyna się prawdziwa historia...
Chłopak pracuje "na czarno", więc właściwie nic Mu nie przysługuje...Zwłoki leżą na placu budowy dokąd Rodzina nie zorganizuje transportu...
Liczna Rodzina, nawet bardzo liczna...
Ale każdy z jej członków ledwo wiąże koniec z końcem, a dzień wypłaty wita jak zbawienie, więc dla Nich ta śmierć, to nie tylko żal za bliskim Człowiekiem...Dla Nich, Jego śmierć jest wyzwaniem finansowym...
Zostaje skremowany, bo urna jest tańsza niż trumna...Bo urnę można pochować w grobie Siostry, która zmarła kilka lat temu, i w ten sposób ograniczyć koszty...
W głosie mojej Przyjaciółki, która opowiada mi o tych przejściach, słyszę żal i złość...I jakoś tak sama zaczynam tą złość odczuwać...
Ci Ludzie ciężko pracują...Nie kradną...Nie kombinują...Nie naciągają systemu...Chcą po prostu godnie żyć...To są właśnie Ci Ludzie, którzy jakiś czas temu usłyszeli " trzeba zmienić pracę i wziąć kredyt"...Takie to proste...
Tacy Ludzie nie żyją na marginesie naszego Świata, nie przekroczyli również owego marginesu...Żyją obok nas i walczą o każdy dzień swojego uczciwego życia...Wykorzystywani do granic obłędu...
Żyją z dnia na dzień, cieszą się drobnostkami, marzenia też mają w wersji "mini"...
Próbowałam Ją rozśmieszyć, rozbawić durnymi opowiastkami, które pozwolą Jej zapomnieć chociaż na chwilę o tym bólu...
Całe życie miała "pod górkę", chociaż jest ponadprzeciętnie pracowita i nie boi się życiowych wyzwań...Wychowała dwoje wspaniałych Dzieciaków, bo los nie oszczędził Jej nawet samotnego macierzyństwa...Taka Prawdziwa Matka Polka...
A właściwie, po prostu, Dobry Człowiek...
I złość we mnie wzbiera, bezsilność doprowadza do szału...
Co z tym Światem jest nie tak, że staliśmy się tak bezduszni i obojętni ??
Że bycie Człowiekiem uczciwym staje się największą przywarą ??
Boli...Cholernie boli...
Nic właściwie o Nim nie wiedziałam przez kilkadziesiąt lat, bo los nas z Przyjaciółką rozdzielił, a kiedy nasze ścieżki znowu się skrzyżowały to tematów do obgadania było zawsze więcej niż czasu...
Teraz się dowiedziałam, że zmarł...To był Jej młodszy Brat...
I pewnie nie byłoby w tej historii nic godnego uwagi, bo przecież Ludzie codziennie umierają, ale okoliczności Jego śmierci bardzo mi w duszę zapadły...
Pewnego dnia, Czterdziestolatek idzie do pracy...Nie jest wziętym adwokatem, nie odkrył szczepionki na AIDS...
Ot, pracuje na budowie...
Niesie jakieś worki, nagle siada na wiaderku, przewraca się i umiera...A może umarł nim się przewrócił ??
Zator płucny, więc reanimujący Go koledzy, a nawet wezwane na miejsce służby medyczne są bez szans...
Ale to dopiero teraz zaczyna się prawdziwa historia...
Chłopak pracuje "na czarno", więc właściwie nic Mu nie przysługuje...Zwłoki leżą na placu budowy dokąd Rodzina nie zorganizuje transportu...
Liczna Rodzina, nawet bardzo liczna...
Ale każdy z jej członków ledwo wiąże koniec z końcem, a dzień wypłaty wita jak zbawienie, więc dla Nich ta śmierć, to nie tylko żal za bliskim Człowiekiem...Dla Nich, Jego śmierć jest wyzwaniem finansowym...
Zostaje skremowany, bo urna jest tańsza niż trumna...Bo urnę można pochować w grobie Siostry, która zmarła kilka lat temu, i w ten sposób ograniczyć koszty...
W głosie mojej Przyjaciółki, która opowiada mi o tych przejściach, słyszę żal i złość...I jakoś tak sama zaczynam tą złość odczuwać...
Ci Ludzie ciężko pracują...Nie kradną...Nie kombinują...Nie naciągają systemu...Chcą po prostu godnie żyć...To są właśnie Ci Ludzie, którzy jakiś czas temu usłyszeli " trzeba zmienić pracę i wziąć kredyt"...Takie to proste...
Tacy Ludzie nie żyją na marginesie naszego Świata, nie przekroczyli również owego marginesu...Żyją obok nas i walczą o każdy dzień swojego uczciwego życia...Wykorzystywani do granic obłędu...
Żyją z dnia na dzień, cieszą się drobnostkami, marzenia też mają w wersji "mini"...
Próbowałam Ją rozśmieszyć, rozbawić durnymi opowiastkami, które pozwolą Jej zapomnieć chociaż na chwilę o tym bólu...
Całe życie miała "pod górkę", chociaż jest ponadprzeciętnie pracowita i nie boi się życiowych wyzwań...Wychowała dwoje wspaniałych Dzieciaków, bo los nie oszczędził Jej nawet samotnego macierzyństwa...Taka Prawdziwa Matka Polka...
A właściwie, po prostu, Dobry Człowiek...
I złość we mnie wzbiera, bezsilność doprowadza do szału...
Co z tym Światem jest nie tak, że staliśmy się tak bezduszni i obojętni ??
Że bycie Człowiekiem uczciwym staje się największą przywarą ??
Boli...Cholernie boli...
środa, 3 lutego 2016
Świat samotnych Ludzi...
Kiedy jeździłam na wakacje do moich Bieszczadzkich Dziadków, wydawało mi się całkiem naturalnym, że w Ich maleńkiej chałupie jest zawsze tłoczno i gwarno...
Oprócz Dziadka i Babci, mieszkali tam: Cioteczka (Święta Kobieta), Wujek, kilkoro Kuzynostwa i Cionia (dobroci i miłości pełna, żeby nie koci ogon - tak się o Niej mówiło)...
Cionia była Siostrą Dziadka, która poza Jego Rodziną nikogo na Świecie nie miała...
Nie bardzo Ją pamiętam...Przygarbiona, szczupła postać świta mi gdzieś w zakamarkach pamięci...
Dopiero po latach zrozumiałam, że mieszkała z Dziadkami na tak zwanym "łaskawym chlebie"...
Jakoś nikomu nie przeszkadzało, że na dwudziestu metrach kwadratowych tłoczy się osiem Osób...Stacjonarnie...W końcu, Dziadkowie w tej chałupie wychowali ośmioro dzieci...Jakoś dali radę...
W zestawieniu z dzisiejszym Światem brzmi to trochę egzotycznie...
Ekstremalne warunki..."Łaskawy chleb"...
To trochę tak, jak w podręcznikach historii, albo w bajkach...Dawno...Dawno temu...
Ale to przecież nie było tak dawno...
Ledwie wczoraj...No, może przedwczoraj...
I nagle, okazuje się, że oprócz pędu technologicznego, przeżywamy również pęd ku samotności...
Wzorcem staje się "Singielka", "Singiel", albo jakaś namiastka związku...Dwa "Single"...
Podobno tak jest "higieniczniej", bez przymusu...
Ostatnio Znajoma zapytała:
- Co słychać ??
A ja, ostatnia gada, walnęłam jak z dwururki...
- W porządeczku...My prawie zdrowi...Dzieciaki świetnie sobie radzą...Wnuk rośnie...
- A widzisz !! - wbiła mi się w tekst Znajoma... - A moja Córka kupiła sobie psa...
I tyle goryczy było w tym stwierdzeniu, że aż mnie zatkało...
- Podobno na dziecko Ich nie stać...- dodała wyjaśniająco...
Nie stać ??
Jakim cudem zostaliśmy Rodzicami ??
Kogo, tak szczerze mówiąc, było stać na Dziecko trzydzieści lat temu ??
A w ogóle, czy ktoś sobie zadawał wówczas takie pytania ??
W sklepach były pustki...Mieszkania były nieosiągalne...W obiegu pusty pieniądz, którym akurat młode Małżeństwa nie "śmierdziały"...
Racjonalnie rzecz ujmując, wyż demograficzny w ogóle nie powinien się nam przydarzyć...
Ale zmiany społeczne idą dalej...
Kilka dni temu przeczytałam, że Kobiety 50+ zbiorowo się rozwodzą...
Orzesz...(ko)
Moje roczniki...
Nie powiem...Przeczytałam artykuł z uwagą...
Przeczytałam i "kopara" opadła mi do kolan...
Jedna z Pań skończyła związek "bo Dzieci odchowała"...
Czyli, że co ?? Że to nie było Małżeństwo, tylko Rodzina pozorowana ?? Że Facet stał się dawcą nasienia i sponsorem (Pani nigdy nie pracowała)??
Teraz Pani ma "spokój" i może się "rozwijać"...
Aaaa...I Może uczestniczyć w życiu kulturalnym ze swoimi Przyjaciółkami...Koleżankami ze studiów...Też rozwiedzionymi...
Druga Pani oświadcza, że Jej Małżonek był całe życie "mrukiem"...
Na studiach brała to za objaw indywidualizmu, z czasem się przekonała, że Jej Mąż, to po prostu "Gbur"...Na zmianę poglądów czekała trzydzieści cztery lata...
Przed oczami stanął mi mój Bieszczadzki Dziadek, który potrafił nie odzywać się tygodniami, a kiedy Babcia Mu "podpadła" to obrażał się na jedzenie...
Mąż owej Pani, na sugestię:
- Powinniśmy porozmawiać...
Odpowiedział w jedynie dla siebie logiczny sposób:
- O czym ??
To otworzyło puszkę "Pandory" i było przyczynkiem do rozwodu...
Ło Matko i Córko...
Dobrze, że nie zeszłam w trybie nagłym po przeczytaniu tego artykułu, bo bym była chyba najbardziej zdziwionym nieboszczykiem na całym Świecie...
Wypowiadało się pięć Kobiet...Każda z nich podkreślała ogrom odzyskanej wolności i spokoju, ale żadna z Nich nie wtrąciła, że była w jakiś szczególny sposób nękana przez Męża, że któryś z Nich był alkoholikiem, albo żeby się stawał wobec swojej Żony agresywny...
I zaczęłam się zastanawiać...
A może te dzisiejsze "Single" mają rację ?? Może ta cała zadyma z "na dobre i na złe", to czysta ściema ?? Może to hodowanie piesków, zamiast wychowywania Dzieci to droga do wolności i spokoju ??
Może...
A z drugiej strony...
Co dalej ??
Czy za dziesięć lat, Świat nie okaże się zbyt wielki ?? Zbyt spokojny ?? Nie braknie kogoś, kto na codzienne marudzenie pokiwa głową ze zrozumieniem ?? Albo nie pokiwa i tylko spojrzy zdziwionym wzrokiem znad gazety...
Pozorowane małżeństwa...
Pozorowane rodziny...
"Pic na wodę", bo przecież to przez całe życie były dwa "Single", które kiedyś, gdzieś się spotkały...I nie zbudowały nic...Kompletnie nic...Pic...
A może teoria z połówkami jabłka jest bardziej prawdziwa niż nam się wydaje ?? Może dopasowanie tych połówek to nie jest "ściema", tylko zbyt mało uwagi do tego przywiązujemy ??
Kiedy zmarł mój Bieszczadzki Dziadek, Babcia po kilku tygodniach się położyła i umarła...Ot tak, bez medycznej przyczyny...Była w takim wieku, że lekarz bez oporów mógł wpisać "z przyczyn naturalnych"...
I taka to właśnie była przyczyna...
Naturalna...
"Jabłko" umiera w całości, a nie w połówkach...
Oprócz Dziadka i Babci, mieszkali tam: Cioteczka (Święta Kobieta), Wujek, kilkoro Kuzynostwa i Cionia (dobroci i miłości pełna, żeby nie koci ogon - tak się o Niej mówiło)...
Cionia była Siostrą Dziadka, która poza Jego Rodziną nikogo na Świecie nie miała...
Nie bardzo Ją pamiętam...Przygarbiona, szczupła postać świta mi gdzieś w zakamarkach pamięci...
Dopiero po latach zrozumiałam, że mieszkała z Dziadkami na tak zwanym "łaskawym chlebie"...
Jakoś nikomu nie przeszkadzało, że na dwudziestu metrach kwadratowych tłoczy się osiem Osób...Stacjonarnie...W końcu, Dziadkowie w tej chałupie wychowali ośmioro dzieci...Jakoś dali radę...
W zestawieniu z dzisiejszym Światem brzmi to trochę egzotycznie...
Ekstremalne warunki..."Łaskawy chleb"...
To trochę tak, jak w podręcznikach historii, albo w bajkach...Dawno...Dawno temu...
Ale to przecież nie było tak dawno...
Ledwie wczoraj...No, może przedwczoraj...
I nagle, okazuje się, że oprócz pędu technologicznego, przeżywamy również pęd ku samotności...
Wzorcem staje się "Singielka", "Singiel", albo jakaś namiastka związku...Dwa "Single"...
Podobno tak jest "higieniczniej", bez przymusu...
Ostatnio Znajoma zapytała:
- Co słychać ??
A ja, ostatnia gada, walnęłam jak z dwururki...
- W porządeczku...My prawie zdrowi...Dzieciaki świetnie sobie radzą...Wnuk rośnie...
- A widzisz !! - wbiła mi się w tekst Znajoma... - A moja Córka kupiła sobie psa...
I tyle goryczy było w tym stwierdzeniu, że aż mnie zatkało...
- Podobno na dziecko Ich nie stać...- dodała wyjaśniająco...
Nie stać ??
Jakim cudem zostaliśmy Rodzicami ??
Kogo, tak szczerze mówiąc, było stać na Dziecko trzydzieści lat temu ??
A w ogóle, czy ktoś sobie zadawał wówczas takie pytania ??
W sklepach były pustki...Mieszkania były nieosiągalne...W obiegu pusty pieniądz, którym akurat młode Małżeństwa nie "śmierdziały"...
Racjonalnie rzecz ujmując, wyż demograficzny w ogóle nie powinien się nam przydarzyć...
Ale zmiany społeczne idą dalej...
Kilka dni temu przeczytałam, że Kobiety 50+ zbiorowo się rozwodzą...
Orzesz...(ko)
Moje roczniki...
Nie powiem...Przeczytałam artykuł z uwagą...
Przeczytałam i "kopara" opadła mi do kolan...
Jedna z Pań skończyła związek "bo Dzieci odchowała"...
Czyli, że co ?? Że to nie było Małżeństwo, tylko Rodzina pozorowana ?? Że Facet stał się dawcą nasienia i sponsorem (Pani nigdy nie pracowała)??
Teraz Pani ma "spokój" i może się "rozwijać"...
Aaaa...I Może uczestniczyć w życiu kulturalnym ze swoimi Przyjaciółkami...Koleżankami ze studiów...Też rozwiedzionymi...
Druga Pani oświadcza, że Jej Małżonek był całe życie "mrukiem"...
Na studiach brała to za objaw indywidualizmu, z czasem się przekonała, że Jej Mąż, to po prostu "Gbur"...Na zmianę poglądów czekała trzydzieści cztery lata...
Przed oczami stanął mi mój Bieszczadzki Dziadek, który potrafił nie odzywać się tygodniami, a kiedy Babcia Mu "podpadła" to obrażał się na jedzenie...
Mąż owej Pani, na sugestię:
- Powinniśmy porozmawiać...
Odpowiedział w jedynie dla siebie logiczny sposób:
- O czym ??
To otworzyło puszkę "Pandory" i było przyczynkiem do rozwodu...
Ło Matko i Córko...
Dobrze, że nie zeszłam w trybie nagłym po przeczytaniu tego artykułu, bo bym była chyba najbardziej zdziwionym nieboszczykiem na całym Świecie...
Wypowiadało się pięć Kobiet...Każda z nich podkreślała ogrom odzyskanej wolności i spokoju, ale żadna z Nich nie wtrąciła, że była w jakiś szczególny sposób nękana przez Męża, że któryś z Nich był alkoholikiem, albo żeby się stawał wobec swojej Żony agresywny...
I zaczęłam się zastanawiać...
A może te dzisiejsze "Single" mają rację ?? Może ta cała zadyma z "na dobre i na złe", to czysta ściema ?? Może to hodowanie piesków, zamiast wychowywania Dzieci to droga do wolności i spokoju ??
Może...
A z drugiej strony...
Co dalej ??
Czy za dziesięć lat, Świat nie okaże się zbyt wielki ?? Zbyt spokojny ?? Nie braknie kogoś, kto na codzienne marudzenie pokiwa głową ze zrozumieniem ?? Albo nie pokiwa i tylko spojrzy zdziwionym wzrokiem znad gazety...
Pozorowane małżeństwa...
Pozorowane rodziny...
"Pic na wodę", bo przecież to przez całe życie były dwa "Single", które kiedyś, gdzieś się spotkały...I nie zbudowały nic...Kompletnie nic...Pic...
A może teoria z połówkami jabłka jest bardziej prawdziwa niż nam się wydaje ?? Może dopasowanie tych połówek to nie jest "ściema", tylko zbyt mało uwagi do tego przywiązujemy ??
Kiedy zmarł mój Bieszczadzki Dziadek, Babcia po kilku tygodniach się położyła i umarła...Ot tak, bez medycznej przyczyny...Była w takim wieku, że lekarz bez oporów mógł wpisać "z przyczyn naturalnych"...
I taka to właśnie była przyczyna...
Naturalna...
"Jabłko" umiera w całości, a nie w połówkach...
Subskrybuj:
Posty (Atom)