Powykrzywiana stała w sadzie,
strasząc suchymi konarami,
pień zharatany od piorunów,
koroną sypała gruszkami.
Przez cztery lata w pocie czoła,
lepiłam rany starej gruszy.
Przyciąć konary jeszcze trzeba,
może owocowanie ruszy ??
Rok temu to nam się udało !!
Grusza jak panna na wydaniu,
darami swymi tak sypnęła,
że spory trud był w ich zbieraniu.
Ale w owocach swych ukryła,
smaki dzieciństwa dziś nieznane,
bo rosła dzika, zapomniana,
a jej konary niepryskane.
Za każdym razem na jej widok,
uśmiech wypływał na me usta,
czy się kwieciła różowato,
czy już po zbiorach stała pusta.
I wiatr zakręcił Wrzosowiskiem,
pień stary dłużej nie wytrzymał.
Na Wrzosowisku wieje pustką,
bo starej gruszy już tam nie ma.
Pozostawiła korzeń w ziemi,
z którego słodycz swą czerpała,
i mały odrost przy pniu starym...
Czyżby: Wciąż żyję !!! - nim wołała ??