Dwa światy...

Bardzo Ważni Goście

wtorek, 29 września 2020

Ludzie ludziom...

     - Niech mi Pani powie, jest ten wirus, czy go nie ma ?? - zapytała mnie pewna wiekowa Niewiasta, uśmiechając się jak zawsze życzliwie...

     - Jest...- odpowiedziałam...

Twarz Jej poszarzała, uśmiech znikł...

     - Ile razy w życiu chorowała Pani na grypę ?? - zapytałam, kontynuując...

     - Dwa, może trzy...- wyliczała Niewiasta sięgając we wspomnienia...

     - A na grypę co roku umiera od 1,5 do 2 tysięcy ludzi, i nikt nie chrzani o chorobach współistniejących...Raczej się słyszy o powikłaniach pogrypowych...- starałam się mówić spokojnie...

     - Te komunikaty w TV mnie dobijają...- wyznała...

     - Wyłączyć TV, słuchać muzyczki, i to takiej, przy której nogi same podrygują !! Te komunikaty o niczym nie informują !! Ilość zakażonych zależy od ilości przeprowadzanych testów, które na dodatek są wadliwe i pokazują co chcą...Politycy potrzebują uspokoić nastroje to testów jest mniej, jak potrzebują postraszyć, to jest więcej...A na Covida, moim zdaniem umiera co piąty wykazany w statystykach...(Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że co siódmy...To było takie moje "na oko"...)

     - Po co oni to robią ?? - zapytała Niewiasta...

     - Bo mogą...- odpowiedziałam...

     - Orzesz...- wyrwało się Starszej Pani...

I przeszłyśmy do tematów bardziej "towarzyskich" na poprawę nastroju...

Bo właściwie, cóż my wiemy o Covidzie, pół roku po ogłoszeniu alertu ??

Wiemy, że jest wirus...

     Skąd jest ??

     Pierwszymi Ofiarami byli Chińczycy, co o niczym nie świadczy, bo na terenie Chin laboratoria mają wszyscy "wielcy" tego Świata...A w teorię "zmowy" nietoperzy już chyba nikt nie wierzy...

     Po co go wypuszczono ??

     Teorii spiskowych jest wiele...Depopulacja..."Oczyszczenie" ludzkości z jednostek słabych (starszych i schorowanych)...NPŚ, czyli Nowy Porządek Świata - cokolwiek to znaczy...

     Ja bym raczej zapytała: Po co nad nim pracowano ??

I to pytanie mrozi krew w żyłach...

     Od kiedy ta zaraza nam zagraża ?? 

Analizując sytuację chińską, przynajmniej od jesieni 2019 roku...

Do nas przybyła z prezentami świątecznymi (zamawianymi na chińskich portalach)...

     Autor "pomysłu" chyba nie przewidział Włochów i Hiszpanów...A jeśli przewidział ??

     Kilka tygodni temu pojawiła się pewna publikacja, wywiadu udzielił Szef jednego z amerykańskich oddziałów pulmonologicznych, który stwierdził, że w Europie (i nie tylko), źle opracowano procedury leczenia...Że uśmiercano Ludzi respiratorami...

     Mam, jak wiecie, specyficzny stosunek do odkryć amerykańskich Naukowców, ale Facetowi logiki odmówić nie można...Na swoim oddziale prowadził leczenie przy pomocy tlenoterapii i nie zmarł nikt...A przecież Amerykanie też nieźle od Covida oberwali...

     Jak diagnozować wirusa ??

Właściwie wszystko jest jego objawem...Sądząc po informacjach w necie, to (w naszych szpitalach) nawet rozbita głowa, albo rwa kulszowa...

Niedofinansowana służba zdrowia zaczyna robić "covidowe interesy"...

     Testy o niczym nie świadczą...Objawy o niczym nie świadczą...

Dzieciak wraca z przedszkola z katarem, rodzina ląduje na kwarantannie...

Do SANEPIDu dzwoni człowiek ze "wszystkimi" objawami, każą brać leki antygrypowe i nawet numeru telefonu nie zapisują...

     Czym leczyć ??

Właściwie niczym...

Ilu lekarzy, tyle terapii...

     Codziennie jesteśmy bombardowani informacjami o szczepionkach, ale o leku na wirusa cicho...Nikt nie pracuje nad lekiem ?? Wypuszczono "broń biologiczną" bez antidotum ??

A jeśli chodzi o szczepionkę...

Nie jestem antyszczepionkowcem, wiem ile dobrego mogą zdziałać, ale...

Nigdy nie zaszczepię się na grypę...

     Raz w życiu Pan N. skorzystał z tego "dobrodziejstwa", bo postanowiono uraczyć nim Jego zakład pracy (walka z grypową absencją)...Absencja była jeszcze większa...Pan N. mało nie zszedł w trybie nagłym po szczepieniu...Odporność spadła mu drastycznie...Przywlekał do domu infekcje z całej okolicy i kilku ościennych powiatów...Notorycznie mi je "sprzedawał"...Przechorowaliśmy wówczas dwanaście miesięcy, zanim nasze organizmy poradziły sobie z tym "medycznym wynalazkiem"...Nigdy więcej !!

Mojego entuzjazmu nie wzbudza również szczepienie covidowe...

     Wirusy ewaluują...Zmieniają się znacznie szybciej niż mogą ogarnąć to laboratoria medyczne (co widać po szczepionkach na grypę)...

     Szczepionka ma powodować rozbudzenie odporności organizmu...Logiczne...

     Rozbudzenie odporności organizmu na coś co już jest czymś innym ??

Sami lekarze nie bardzo wiedzą jak z tą ewentualną szczepionką postępować...

Jedni chcą szczepić grupy ryzyka (Starszych i Chorych)...

Drudzy chcą szczepić młodych i zdrowych, jako potencjale źródło rozprzestrzeniania (bezobjawowcy)...

     A ja testowała bym szczepionkę na Politykach i Dziennikarzach...

Skoro wykazują się takim covidowym zaangażowaniem...

     Wirusa mamy i będziemy mieć wokół siebie...Jest piekielnie "zjadliwy"...Pozostawia "pamiątki" na miesiące (mam nadzieję, że nie na lata)...Nie umiemy go leczyć i właściwie nic o nim nie wiemy...Nie atakuje w marketach, ale jest bardzo groźny w przychodniach (zamkniętych od pół roku)...

Świat powoli przywyka...

Ludzie powoli przywykają...

     Bo to ludzie ludziom zgotowali ten los...

sobota, 26 września 2020

Pierwszy kroczek...

     Co robią szanujący się Ogrodnicy pod koniec września ??

     Zbierają, przekopują, nawożą, przesadzają, przycinają...Nam do tej litanii dochodzi jeszcze obowiązkowe koszenie trawy (tak trochę w opozycji do przyjętych standardów), bo nijak nie ogarniemy zbioru orzechów...Mało, że trzeba wykosić, to jeszcze wyjątkowo skrupulatnie zgrabić...

Wyłuskiwanie orzechów z trawy jest wyjątkowo uciążliwym i durnowatym zajęciem (wiem, bo wyłuskiwałam)...Teraz bardzo pilnie przestrzegamy rytuału...;o)

Ale nie bylibyśmy sobą, gdybyśmy nie dołożyli czegoś w "gratisie"...

     Zrobiliśmy kolejny "chaos" !!

     Czyli początek "wrzosowiskowej rewolucji"...


 "Drewniaka" już nie ma...


Oddział szpitalny został przeniesiony w trybie pilnym...


"Rosarium" czeka w kolejce na reorganizację...Przestanie być rosarium...


A "Nagusek" musiał ustąpić miejsca na podjeździe...


Ale, że to dopiero początek "zadymy", więc celowości nie poznacie...;o)

     Przed nami taki ogrom pracy, że nawet moja wyobraźnia jej nie ogarnia...

No cóż...

     Nikt nie obiecywał, że będzie łatwo...;o)


środa, 23 września 2020

Złoto Syberii...

     Amerykanie kochają wynalazki, technologie i korporacje...To każdy wie...

     Rosjanie opracowują "wynalazki" znacznie prostsze (głównie ze względu na ograniczone finanse) i z upodobaniem korzystają z natury...

     Tam gdzie Amerykanie polegają na skomplikowanych recepturach, tam Rosjanie leczą katar w kosmosie wodą utlenioną...

I to właśnie rosyjski "wynalazek" wezmę dzisiaj na tapetę...Chociaż ze względu na wymagania rośnie i w Europie i w Azji...

     Od wieków korzystali z niego Chińczycy, był podstawowym lekiem na dalekim wschodzie Rosji i...No cóż...U nas też miał swoje chwalebne momenty...

Dzisiaj wraca do łask...

Rokitnik zwyczajny...

Chociaż, moim zdaniem, powinien nazywać się Rokitnik nadzwyczajny...

     W stanie dzikim jest pod częściową ochroną (cokolwiek to znaczy), ale posadzony w ogródku będzie się szczodrze dzielił swoim "złotem"...

     Na Wrzosowisko zawitał trzy lata temu jako maleńkie sadzoneczki, miał tworzyć naturalny płotek razem z dziką różą, głogiem i forsycją...Żeby łatwo nie było, to rokitnik musi być posadzony w "towarzystwie"...Sadzonki są "męskie" i "żeńskie"...

     W zeszłym roku pojawiły się pierwsze owocki...Nie było ich wiele, więc nawet nie było nam żal. że ze względu na warunki atmosferyczne pozostały na krzewach...

W tym roku, rokitnik zaszalał...



Owocowanie to pikuś !!

     Rokitnik w zawrotnym tempie zagarnia terytorium !! (Więc jeśli chcecie go "adoptować" to trzeba brać to pod uwagę)...;o)


Totalna rokitnikowa demolka...

Ale do rzeczy...

     Zebranie owoców wymaga sporego poświęcenia, bo kolce są gęste i spore, a owocki mięciusie, więc w palcach strzelają...My odcinamy gałęzie z owocami (krzewom to nie szkodzi)- Najlepiej za pomocą Męża...Układamy w pojemnikach i transportujemy do domeczku...Tutaj obrywamy listki, które ususzone świetnie nadają się na herbatkę...



 (suszymy oczywiście w pudełkach po pizzy),

potem obrywamy owoce...


Oczywiście, przy pomocy Męża...;o)

Owoce mrozimy (co najmniej 24 godziny), żeby pozbyć się goryczki...

A potem robimy soczki, konfiturki, dżemiki i co nam tylko do głowy wpadnie...

     Byle z sensem, bo rokitek jest wypakowany ponad miarę witaminą C...Jest nią wypakowany wręcz niemiłosiernie, cytryna to przy nim mały pikuś !!

I ręczę za to słowem, bo przeprowadziłam degustację na własnej paszczęce i wykrzywiło mnie okrutnie (sok z cytryny pijam bez grymasu)...

     Dlaczego od wieków rokitnik ma wyrobioną taką markę ??

Owoce zawierają 190 substancji bioaktywnych !!

- 14 witamin;

- 11 mikroelementów;

- 16 aminokwasów;

- 22 kwasy tłuszczowe;

- antyoksydanty;

- 42 lipidy...

     Wszystko w ilościach "hurtowych"...;o)

Ale witamina C gra pierwsze skrzypce...Kilka ziarenek w herbacie idealnie zastępuje cytrynę (w wodzie mineralnej również- sprawdzone)...I dzienne zapotrzebowanie organizmu...

     Na co można stosować ??

- przeziębiania;

- ból gardła;

- suchy kaszel;

- reumatyzm i stany zapalne;

- oparzenia, odmrożenia, rany, blizny;

- problemy z apetytem i układem trawiennym;

- zapalenie wątroby;

- podwyższony poziom cholesterolu (olej z pestek);

- hemoroidy (olej);

- nadciśnienie tętnicze...

Nieźle jak na takie mikre koraliki...;o)

     Owocki już mamy, listeczki już mamy, pesteczki się suszą...

     I wcale nas nie dziwi, że wyroby z rokitnika są takie drogie...Jest prawdziwym przetwórczym wyzwaniem...Ale smak herbatki ?? Genialny !!

     Jesteśmy w 1/3 zbiorów, więc pracy przed nami jeszcze sporo, ale tutaj czas nie goni, bo po przymrozkach odpada z procedur "mrożenie", a owoce nic nie tracą...Przy obróbce termicznej też nie...

     Hitem tegorocznych zbiorów na Wrzosowisku, stał się Rokitek Nadzwyczajny...;o)

     Wstrzemięźliwość z korzystania ze Złota Syberii wskazana jest jedynie w przypadkach wrzodów żołądka, dwunastnicy i kamicy nerkowej...

     Tak więc, trudno nie polecać rokitka...Szczególnie, że przed nami wyjątkowo trudna zima, bo z byle katarem możemy wylądować na kwarantannie...Rokitku !! Broń nas przed "procedurami", z katarem jakoś sobie poradzimy...;o)

sobota, 19 września 2020

Taki pic...;o)

Siadł nietoperz z nietoperzem,

choć w takie cuda nie wierzę...

- Mam wirusa, prima sort,

wkrótce ludzi trafi czort !!

- Sam go waćpan zmontowałeś ??

- Nie, od ludzi go dostałem !!

Majstrowali z wirusami,

mieli sprzedać, lecz mnie dali...

- Panie !! To jest jakaś ściema !!

A lekarstwo ??

- Leku nie ma !!

Nic nie wiedzą o "cholerze",

czy roznosi człek, czy zwierzę.

czy wyniszcza, czy zabija,

i stworzyła ręka czyja ??

- I pan mówisz, że posiadasz ??

- W tajemnicy panu gadam !!

Nic nie chlapnij !! Mówię szczerze,

bo wytłuką nietoperze !!

- Nic nie powiem !! Nic a nic !!

A ten wierszyk to jest pic...;o)

czwartek, 17 września 2020

Kolejny spisek "antywnukowy"...

     - Nie ogarniecie tego w takim tempie i z Dzieciakami...- wymruczałam do słuchawki, a Synowa przyznała mi rację...

     Urlopowy wyjazd planowali od początku roku, rezerwacje wisiały w necikowych czeluściach, ale wiadomo, z dnia na dzień sytuacja się zmieniała...A to było można, a to nie było można...Nikt nie podejmował decyzji z wyprzedzeniem dłuższym niż tydzień...

Pokonać tysiąc kilometrów, żeby zobaczyć zakaz na bramie ?? Doznanie ekstremalne...Szczególnie z Dzieciakami...

Czas się kurczył...

     Czterdzieści osiem godzin przed wyjazdem Misiowi Rodzice dostali zielone światło...

Pozostało pranie, prasowanie, pakowanie, przygotowanie miliona "przydasiów" i samochodu...

     Żeby zbyt łatwo nie było, to Princeska złapała w Przedszkolu katar (Princeska jest już Przedszkolakiem !!), więc zapobiegawczo zostali w domu oboje, a "energetyka" wyłączyła prąd z powodu jakiejś awarii...

Wizja leżakowania nad Adriatykiem zaczynała Synowej działać na nerwy...;o)

     - Spakuj co musisz i do Zaścianka...Ogarniesz na spokojnie, przygotujecie co trzeba i odbierzecie Ich jutro w drodze na południe...Może nawet uda się Wam zdrzemnąć przed tym "maratonem"...- kusiłam...

     W ten sposób Babcia Gordyjka zorganizowała sobie dwa dni z Wnukami...;o)

     Dziadziuś niestety pracował na popołudniową zmianę...

     Księciunio był zachwycony babcinym pomysłem (w końcu to niezapowiedziane dwa dni w Zaścianku)...

     Princeska podzielała zachwyt Brata (bo jest na etapie fascynacji wszystkim co robi Księciunio)...

     Lucky był zachwycony witając Ich za progiem...

A Babcia ?? 

     Babcia składała się z jednego wielkiego zachwytu !! A właściwie z dwóch Zachwytów...;o)

     Po gruntownym remanencie w zabawkowej szuflandii wybór padł na kolejki...

     Każdy miał swoją, żeby Babcia nie musiała interweniować i przerywać zabawy...;o)

     Chociaż kolejka Księciunia wydawała się "najlepsza" i w końcu cała Trójka przeniosła się w jeden kącik...

Ale było też granie, śpiewanie, rysowanie, budowanie...I spacerkowanie...;o)

     Najpierw trochę niepewnie, bo przecież prowadzenie psa na smyczy to nie jest łatwe zadanie...Ale z chwili na chwilę było coraz pewniej...;o)

     Księciunio radził sobie już całkiem nieźle, a że Lucky to wyjątkowo mądry pies (Dzieci na smyczy to trzeba iść wolniej), to obyło się bez niespodzianek w rodzaju "łapania zajęcy"...;o)

Może nie do końca...

Princeska jest właśnie ułamek sekundy przed "przyziemieniem"...;o)

Postanowiła więc, oddać smycz Bratu i występować w roli asekuracji...

Wieczorami czytywaliśmy Brzechwę i opowiadaliśmy sobie "dyrdymałki"...

     - Babciu...Zapytam Rodziców i zostanę jeszcze na jedną nockę...- oświadczył Księciunio w przerwie między opowiastkami...

     - Ja !! Ja !! - podchwyciła Princeska (Co miało oznaczać, że Ona też)...

     Babcia musiała mocno ugryźć się w język, żeby nie "wysypać" się z niespodzianką...

     - Babciu...Pojedziemy na jakąś Wielką Wyprawę ?? - mruczał Księciunio usypiając...- Mamy jeszcze tyle wolnych miejsc na mapie...

Echhh...

     Misiowi Rodzice dotarli późnym wieczorem...Pakowanie się powiodło...;o)

Księciunio po raz trzeci świętował swoje urodziny "w Bucie"...

Princeska zalicza właśnie swoją Pierwszą Największą Wyprawę...

Mam nadzieję, że Misiowi Rodzice troszkę odpoczną...

     A ja jestem umówiona z Wnukami na:

1. Puchate kluseczki...

2. Kopytka...

3. Mycie śliskim mydełkiem...

4. Prysznic...

5. Machanie z balkonu...

6. Spacer na Rynek...

7. Budowanie "dinotracka"...

8. Czytanie "Elemelka"...

9. Granie w "ZOO"...

I wielkie mizianie...;o)

     Na to wszystko chyba jedna nocka w Zaścianku nie wystarczy...;o)

sobota, 12 września 2020

Człowiek z pasją potrzebuje pomocy...

     Powtarzać to ja się nie lubię, chyba że proces sklerotyczny, zwany czasem "młodzieńczym zamotaniem", postanowi inaczej...Ale tym razem zamotana nie jestem...;o)

     Dla moich wiernych Czytaczy nie będzie to nowinką, dla Nowych Duszyczek może okazać się interesującą informacją, a może nawet inspiracją...

Pisałam o Niej i Jej twórczości tutaj...

Mickiewicz

i tutaj...

Sienkiewicz 

i tutaj też...

Żeromski

     Nie wrzucam linków, żeby się promować, chcę Wam przybliżyć twórczość Agnieszki Zielińskiej i przybliżyć Jej pasję...

     Agnieszka przemierza Polskę, Europę, Świat szukając śladów naszych Pisarzy...No i nie da się ukryć, że robi to wszystko z nauczycielskiej pensji...

     Z tej pensji wydaje również swoje literackie przewodniki, przybliżając Czytelnikom nie tylko znane Postacie, ale również Ich losy...Czasem bardzo zagmatwane...

     Agnieszka rzadko prosi o pomoc (Zosia samosia), ale tym razem ten "czort z koronką" bardzo pokrzyżował plany Podróżniczki...Aga potrzebuje drobnego wsparcia finansowego, żeby wydać kolejną książkę...Bolesław Prus drepcze niecierpliwie, żeby stanąć na Waszych bibliotecznych półeczkach...

     Może wspólnymi siłami uda się nam wyrwać Go z szuflady Pani Zielińskiej ??

     No i fajnie jest być Mecenasem Sztuki...;o)

Jeśli możecie, wrzućcie coś do "kapelusza" Agnieszki...;o)

Kapelusz 

czwartek, 10 września 2020

Jak się robi niespodzianki...

     Dzień był dla nas wyjątkowy, ale świętowanie wykluczyłam awansem...Pan N. na "czarnej rance" zaliczył wstawanie przed świtem...Na mnie czekały dwie skrzynki wrzosowiskowych dobroci do obrobienia...A w krzyżach mieliśmy dniówkę na "ugorku"...

Wszelkie przesłanki, żeby rocznicowo leżeć i pachnieć...;o)

     O 13:05 zadzwoniła komóreczka...

Ki czort ??

Na wyświetlaczu Pan N. .

Za wcześnie na "strzałki", które mamy uzgodnione w celu nastawienia ziemniaczków (to jest sygnał, że Pan N. rusza do domciu, czyli będzie za 30 minut)...

Za późno na małżeńskie pogaduchy...

     - Dopiero się obrobiłem, dzisiaj wieczorkiem ruszamy do Krakusowa... - poinformował Ślubny...

Orzesz...(ko)

     Nie to, żebym przypuszczała, że Pan N. o ślubnej rocznicy zapomniał, bo to On jest pamiętliwy, a mnie czasem "ulata"...;o) Ale świętowanie we wtorek ?? Jutro kolejne wstawanie o świcie ??

Sugestii nie artykułowałam, bo Pan N. Człek rozumny...

     - Rezerwacja zrobiona...- dodał ku ścisłości...

     Dostałam nawet namiary, żeby ogarnąć, czy mamy wystąpić w trampkach, czy w smokingach...;o)

     No to jazda...


Konieczny spacerek pod "Wafelkiem" i odwiedziny u Smoczydła...


Potem nad Wisełką...Musiałam sprawdzić, czy czasem nie zawróciła do Ustronia, żeby się w "gównie nie taplać"...;o)


A to "słodka focia", z której właściwie nie korzystam, ale balonik trzeba było godnie uwiecznić...;o)

     To nasz cel...

Stalowe Magnolie 

     I się zaczęło...


     Panowie Barmani wyglądali malowniczo...Nie wiem jak radzą sobie z drinkami, ale kawę robią pyszną, a lemoniadę jeszcze lepszą...;o)


     Wystrój Lokalu muzyczny...Klawisze na schodach...Perkusja pod sufitem...Fortepian na podeście...Gitarki na stojakach...

Gdyby to był FB to klepnęła bym ikonkę "Lubię to"...;o)


     Ale nie po to człeki chodzą do Restauracji...Chociaż jedzenie w miłym otoczeniu smakuje lepiej...

     I chociaż rzadko pisuję o gastronomii, a jeszcze rzadziej ją chwalę (skażenie zawodowe, szukania "dziury w całym"), tym razem moje kubki smakowe po pierwszym kęsie zrobiły "łał" i tak im zostało...

     Było PYSZNIE !!

Żeby nie powiedzieć "idealnie"...

     Nie wiem czy kuchnią rządzi Kucharz, czy Kucharka, ale w każdym wydaniu spisali się na medal...

     Nie użyliśmy żadnych przypraw !! Żaden smak nas nie zawiódł !! Od dania głównego po deser (wybraliśmy dwa różne, żeby popróbować więcej)...

Niech oceną będzie fakt, że zjadłam wszystko !! Do ostatniego okruszka...;o)

I chyba endorfiny zadziałały, bo nawet Pani Kelnerka to zauważyła...

     A właśnie...Obsługa...

Czasy dziwne, więc i w restauracjach widoczne zmiany...

Przyłbice, płyny dezynfekcyjne, separacja stolików...

Ale i to da się zorganizować bezboleśnie...Przynajmniej w Ich wykonaniu...

Miłe uśmiechy (może "zawodowe", ale nie wymuszone), dbałość o Klienta, zainteresowanie, dyskrecja...Atmosfera palce lizać...;o)

     - Pani Klaudio !! Ma Pani przeuroczy uśmiech...;o)

     Dopełnieniem całości był występ Panów Jerzego i Wojciecha...Połowy "Latających Talerzy"...

Latające Talerze 

Wiem, wiem...To nie jest muzyka dla każdego...

     Ale Pan N. miał znowu osiemnaście lat, a ja do Niego dołączyłam kiedy zagrali "Republikę" i Grzesia Ciechowskiego...Chociaż uwierzcie, wszystko brzmiało niewiarygodnie dobrze, mając na uwadze mało rockowe możliwości koncertowania...;o)

     Niestety...Musieliśmy opuścić ostatnią część, bo zegar tykał, a noc się kurczyła...


Zaczarowane dorożki otulał mrok...


Sukiennice opuszczały "powieki" żaluzji, a Adaś na pomniku ziewał dyskretnie...

Czas kończyć piękny dzień...

     I mamy "miejscówkę" !!

     Po kilkudziesięciu latach poszukiwań miejsca, gdzie można usiąść, napić się kawy, albo wrzucić coś do burczącego brzucha...Mamy "miejscówkę"...Niewiarygodne...

ul. Szpitalna 4

Tuż przy Rynku, ale obok zgiełku...

No i jeszcze coś...

     Po raz drugi w naszym życiu nie czuliśmy się w Krakowie Klientami "gorszego sortu"...Klientami gorszymi, bo mówią po polsku i w portfelu mają złotówki...To przykre, ale wielokrotnie w lokalach przy Rynku spotkaliśmy się z takimi dziwnymi zachowaniami...Tym bardziej cieszy normalność...;o)

     Tak więc, jeśli zawędrujecie kiedyś do Krakusowa, to polecam "Knajpkę" i "żarełko"...My tam pewnie jeszcze wrócimy...;o)

wtorek, 8 września 2020

Trzydzieści sześć lat...

 Dla...


 

Dane słowo, rzucone przed Bogiem,

szelest sukni, garnitur przyciasny,

drżenie dłoni, bo dzisiaj to powiem

i cel życia okaże się jasny

 

Myśl ulotna: A jacy będziemy ?

Za lat dziesięć, dwadzieścia, i dalej ?

Czy ze sobą być jeszcze zechcemy ?

Czy nam życie podpowie: Nie szalej !

 

Nie pieściło nas życie - tak bywa,

ciągle wspinać się trzeba z mozołem,

szczyt gdzieś w chmurach, a ścieżka jest krzywa,

lecz wspinamy się po niej we dwoje.

 

Był czas sztormów i magicznych zórz,

ja przy Tobie, a Ty przy mnie tuż,

nikt nie stawiał na tą naszą przyszłość,

ale chyba jakoś nam to wyszło...;o)

 

P.S. Czy wiecie, że 8 września 1984 roku, po tygodniu deszczu i zimna, wstał poranek ozłocony słońcem ?? Trochę wiało, to fakt...I czuć było lekki chłodek zbliżającej się jesieni...Ale do wieczora była piękna pogoda...

Czego i dzisiaj Wam życzę...;o)