Princeska nie jest typem "Dziewuszki falbaniastej", nie jest i już...Jej ulubione zabawki to drabina, sterta kamieni i droga przed siebie...
Na widok Babci na drzewie, pożądała !!
Nie Babci, nie drzewa...Być właśnie tam...Na szczycie orzecha...
Ale Babcie już tak mają, że widzą swoje Wnusie w kiecusiach...
Też tak mam...
No to się mi wylęgło...
Sztywna haleczka z koronkową aplikacja...Rozmiar, hmmm...Dla porównania macie nakrętkę od deserku...Princesia ma 21 miesięcy...;o)
Do haleczki pasuje czerwona spódniczka w różyczki...Rozmiar j/w...;o)
No i serdaczek...
Bardziej folkowy niż krakowski, bo jakiś rozsądek trzeba zachować...
Waga wdzianka ma swoje ograniczenia...
Aksamit odpada, nadmiar cekinów odpada, bukiet wstążek odpada, nawet podszewka odpada...
Górny limit wyznaczony na 0,5 kg...
Viktoria !! 497 g...
Lekko nie było...;o)
Ale nawet jeśli folkowy, to dodatki muszą być...
Wianuszek wiosenno-jesienny...Zrobiony z bawełnianej opaski...
Wianuszek letni...Plastikowa opaska, materiał "spódniczkowy" i różyczki z atłasu...
No i oczywiście...
Nietłukące koraliki..."Miziate" w dotyku...
Ufff...
Oczywiście, wszystko szyte bez przymiarki...;o)
Ależ mi się "paliło", żeby efekt zobaczyć...
Princeska "złapana" na komórkę Misiowej Mamy, nawet chwilkę pozowała...;o)
Chociaż głównym zainteresowaniem cieszyły się cekiny, korale i letnia opaska (kwestie techniczne rozpracowywała cudnie)...
Mina Babci mówi sama za siebie...;o)
Bardzo Ważni Goście
piątek, 31 maja 2019
wtorek, 28 maja 2019
O siedzawce, trzymaczce i rejsie w daleki Świat...
Całą drogę Księciunio pilnował, żeby Dziadziuś czasem trasy nie pomylił...
- Do Zaścianka Dziadziuś jedź !!
Przyczynę tych komend rozumieliśmy bardzo dobrze...Księciunio, spragniony Zaścianka (czytaj: Wrzosowiska) bardzo obawiał się zmiany kierunku na "Misiowo"...
Po przespaniu "dwóch nocek", obwieścił:
- Ja Babciu, będę w Zaścianku spał kilka nocek, a potem zrobi się ciepło i pojedziemy na Wrzosowisko !!
Ło Matko i Córko...
Czy Pani Wiosna to słyszy ??
Domagamy się ciepełka !!
Ale przed Babcią było wyzwanie nie lada...
Przekazać Księciuniowi wiadomość, że dzisiaj "nockowanie" się skończy, zjemy obiadek i ruszamy do Misiowa...Bo tam, pewna mała Osóbka daje nieźle popalić Misiowym Rodzicom...
Jeszcze nie ma pojęcia, że to tęsknota, nie umie sprecyzować kogo Jej brakuje, ale kiepsko śpi, kiepsko je, a bawić nie chce się wcale...Doroślaków ma dosyć !!
Szczęście Wnuka za szczęście Wnuczki ??
Rykoszet po przekazaniu informacji uderzył natychmiast...
Księciunio obraził się na Dziadka, za "niewiadomoco" i oświadczył, że do Dziadka więcej nie przyjedzie...Ale że Chłopak z Niego rozsądny, od razu zakomunikował, że do Babci będzie przyjeżdżał bez ograniczeń...;o) Jak nic będzie Dyplomatą...;o)
Na pożegnanie zadał Babci zagadkę:
- Babciu...Mogę to białe w czarne kropeczki, co ma krótkie nóżki i trzymaczkę ??
Babcia pobladła i uruchomiła wszystkie swoje szare komórki...
Co Autor miał na myśli ??
Białe, pal sześć...Czarne kropeczki też jakoś ogarnę...Chociaż do głowy przychodziła mi tylko biedronka albinos...
Nawet krótkie nóżki się zgadzały...;o)
Ale gdzie biedronki mają "trzymaczkę" ??
I dobrze, że się Babcia z tych wyżyn intelektu przeniosła w niższe sektory, za wzrokiem Wnuka powiodła i kropeczkowo-trzymaczkową bestię namierzyła...Bo mina Księciunia była już kiepskawa...
Białe...Czarne kropeczki...Krótkie nóżki...Trzymaczka...
Babciny zydelek !!
Był niezbędny, bo Księciunio właśnie wybudował żaglówkę i nie miał w niej siedzawki...;o)
Księciunio rusza w rejs dookoła Świata !!
I teraz nie wiem...
Pakować się już, czy jeszcze nie...;o)
P.S. Princeska powitała Brata z taką radością i entuzjazmem, że rozmiękczyła nas zupełnie...Tak bardzo, że oczywiście nikt z nas nie zrobił nawet jednej foci...;o) Ale przed Księciuniem teraz ciężkie dni...Przypuszczamy, że Młoda nie puści Go samego nawet do toalety...;o)
- Do Zaścianka Dziadziuś jedź !!
Przyczynę tych komend rozumieliśmy bardzo dobrze...Księciunio, spragniony Zaścianka (czytaj: Wrzosowiska) bardzo obawiał się zmiany kierunku na "Misiowo"...
Po przespaniu "dwóch nocek", obwieścił:
- Ja Babciu, będę w Zaścianku spał kilka nocek, a potem zrobi się ciepło i pojedziemy na Wrzosowisko !!
Ło Matko i Córko...
Czy Pani Wiosna to słyszy ??
Domagamy się ciepełka !!
Ale przed Babcią było wyzwanie nie lada...
Przekazać Księciuniowi wiadomość, że dzisiaj "nockowanie" się skończy, zjemy obiadek i ruszamy do Misiowa...Bo tam, pewna mała Osóbka daje nieźle popalić Misiowym Rodzicom...
Jeszcze nie ma pojęcia, że to tęsknota, nie umie sprecyzować kogo Jej brakuje, ale kiepsko śpi, kiepsko je, a bawić nie chce się wcale...Doroślaków ma dosyć !!
Szczęście Wnuka za szczęście Wnuczki ??
Rykoszet po przekazaniu informacji uderzył natychmiast...
Księciunio obraził się na Dziadka, za "niewiadomoco" i oświadczył, że do Dziadka więcej nie przyjedzie...Ale że Chłopak z Niego rozsądny, od razu zakomunikował, że do Babci będzie przyjeżdżał bez ograniczeń...;o) Jak nic będzie Dyplomatą...;o)
Na pożegnanie zadał Babci zagadkę:
- Babciu...Mogę to białe w czarne kropeczki, co ma krótkie nóżki i trzymaczkę ??
Babcia pobladła i uruchomiła wszystkie swoje szare komórki...
Co Autor miał na myśli ??
Białe, pal sześć...Czarne kropeczki też jakoś ogarnę...Chociaż do głowy przychodziła mi tylko biedronka albinos...
Nawet krótkie nóżki się zgadzały...;o)
Ale gdzie biedronki mają "trzymaczkę" ??
I dobrze, że się Babcia z tych wyżyn intelektu przeniosła w niższe sektory, za wzrokiem Wnuka powiodła i kropeczkowo-trzymaczkową bestię namierzyła...Bo mina Księciunia była już kiepskawa...
Białe...Czarne kropeczki...Krótkie nóżki...Trzymaczka...
Babciny zydelek !!
Był niezbędny, bo Księciunio właśnie wybudował żaglówkę i nie miał w niej siedzawki...;o)
Księciunio rusza w rejs dookoła Świata !!
I teraz nie wiem...
Pakować się już, czy jeszcze nie...;o)
P.S. Princeska powitała Brata z taką radością i entuzjazmem, że rozmiękczyła nas zupełnie...Tak bardzo, że oczywiście nikt z nas nie zrobił nawet jednej foci...;o) Ale przed Księciuniem teraz ciężkie dni...Przypuszczamy, że Młoda nie puści Go samego nawet do toalety...;o)
sobota, 25 maja 2019
Polityczne radio...
Co masz ??
A dasz ??
Mnie, mnie, mnie !!
Ja mieć chcę !!
Daj mi krzyżyk !! Daj...
To będę mieć raj...
Nic nie robię...Nic nie umiem...
Ale, tylko ja rozumiem...
Daj...Daj...Daj...
To ci zmienię cały kraj...
Byłem w partiach stu,
to mogę i tu...
Skreśl mój krzyżyk !! Skreśl !!
W tym jest głębsza treść...
Jestem znakomity,
będę mieć profity...
Co masz dać, to daj,
a potem sp...(adaj)...
Teraz na krzyżyki pora,
PO-PiS dam ci po wyborach !!
czwartek, 23 maja 2019
WWW, czyli Wielką Wyprawę Wrocławską czas kończyć...cz.6
Bagaże spakowane, "nagusek" kółeczkami przebiera, czas wracać...
Ale, ale...
Przecież mamy bilety na Panoramę Racławicką !!
No to ruszamy ostatni raz do Wrocka...;o)
Półgodzinne oczekiwanie na wejście, zaowocowało tym...
Babci udało się wymknąć na kilka minut i zobaczyć Pomnik Ofiar Katynia w oryginale...Przejmujący...Wyrazisty...
A potem degustacjom wizualnym nie było końca...
Mała Panorama podobała się Księciuniowi bardzo...Szczególnie, że Babcia paluchem pokazała, gdzie na tej "mapce" jest...Wrzosowisko !!
Pan Kościuszko znacznie "urósł" w oczach Księciunia...;o)
Podobali się też "żołnierze" poustawiani w gablotach, tylko szkoda, że nie można było ich dotykać...
Ale Pan Styka z Panem Kossakiem...
No cóż...
Według Księciunia spisali się kiepsko...
- " Babciu !! I to wszystko ??" - zapytał Księciunio...
- " Wszystko Kochanie...To piękny obraz naszej historii " - wyjaśniała Babcia...
- "A czy ja mogę wejść tam do środka ?? " - Wnuk był ewidentnie zdegustowany zachwytami Babci, stabilizacją oglądania i koniecznością zachowania ciszy...Nie wiem co bolało Go najbardziej...
A potem zauważył to...
Dokładniej mówiąc, opalone i roztrzaskane drzewo przy chałupie, i właśnie ten fragment był w Panoramie Racławickiej najważniejszy...
Prawdziwy Pacyfista...;o)
Ale przetrwał te pół godziny zwiedzania, co prawda, na rękach u Dziadziusia, ale przetrwał...
Nam, podobała się ogromnie...
Ogrom pracy i talentu !!
Dbałość, o wydawałoby się, nieistotne szczegóły...
I ekspozycja doskonale przygotowana...
Teraz pozostało nam zaprosić Księciunia na kolejną wyprawę...Do Racławic...
To było pół godziny Wrocławskiej Wyprawy dla Dziadków...
Teraz przyszedł czas na pożegnanie Wrocławia...
I Krasnoludków...;o)
W sumie, znaleźliśmy ich prawie trzydzieści...Niezły wynik...Szczególnie, że niektóre ukrywają się całkiem nieźle...Na mapkach zarejestrowanych jest 212...Na dzień dzisiejszy jest ich 352 i ciągle ich przybywa...
Niby Bożątka...Niby Maleństwa...Ale Wrocław wykorzystał wspaniale ten fragment historii...I jeśli nawet Turyści nie mają pojęcia dlaczego akurat Wrocław i Krasnoludki, to i tak przyjeżdżają ich szukać...
A potem...
Drepczą na parkingi...Wsiadają do samochodów...Wracają do szarej rzeczywistości...
Ale pod nosami mruczą:
Maria Konopnicka też to wiedziała...;o)
Ale, ale...
Przecież mamy bilety na Panoramę Racławicką !!
No to ruszamy ostatni raz do Wrocka...;o)
Półgodzinne oczekiwanie na wejście, zaowocowało tym...
Babci udało się wymknąć na kilka minut i zobaczyć Pomnik Ofiar Katynia w oryginale...Przejmujący...Wyrazisty...
A potem degustacjom wizualnym nie było końca...
Mała Panorama podobała się Księciuniowi bardzo...Szczególnie, że Babcia paluchem pokazała, gdzie na tej "mapce" jest...Wrzosowisko !!
Pan Kościuszko znacznie "urósł" w oczach Księciunia...;o)
Podobali się też "żołnierze" poustawiani w gablotach, tylko szkoda, że nie można było ich dotykać...
Ale Pan Styka z Panem Kossakiem...
No cóż...
Według Księciunia spisali się kiepsko...
- " Babciu !! I to wszystko ??" - zapytał Księciunio...
- " Wszystko Kochanie...To piękny obraz naszej historii " - wyjaśniała Babcia...
- "A czy ja mogę wejść tam do środka ?? " - Wnuk był ewidentnie zdegustowany zachwytami Babci, stabilizacją oglądania i koniecznością zachowania ciszy...Nie wiem co bolało Go najbardziej...
A potem zauważył to...
Dokładniej mówiąc, opalone i roztrzaskane drzewo przy chałupie, i właśnie ten fragment był w Panoramie Racławickiej najważniejszy...
Prawdziwy Pacyfista...;o)
Ale przetrwał te pół godziny zwiedzania, co prawda, na rękach u Dziadziusia, ale przetrwał...
Nam, podobała się ogromnie...
Ogrom pracy i talentu !!
Dbałość, o wydawałoby się, nieistotne szczegóły...
I ekspozycja doskonale przygotowana...
Teraz pozostało nam zaprosić Księciunia na kolejną wyprawę...Do Racławic...
To było pół godziny Wrocławskiej Wyprawy dla Dziadków...
Teraz przyszedł czas na pożegnanie Wrocławia...
I Krasnoludków...;o)
W sumie, znaleźliśmy ich prawie trzydzieści...Niezły wynik...Szczególnie, że niektóre ukrywają się całkiem nieźle...Na mapkach zarejestrowanych jest 212...Na dzień dzisiejszy jest ich 352 i ciągle ich przybywa...
Niby Bożątka...Niby Maleństwa...Ale Wrocław wykorzystał wspaniale ten fragment historii...I jeśli nawet Turyści nie mają pojęcia dlaczego akurat Wrocław i Krasnoludki, to i tak przyjeżdżają ich szukać...
A potem...
Drepczą na parkingi...Wsiadają do samochodów...Wracają do szarej rzeczywistości...
Ale pod nosami mruczą:
"Czy to bajka, czy nie bajka,
Myślcie sobie, jak tam chcecie.
A ja przecież wam powiadam:
Krasnoludki są na świecie."
Maria Konopnicka też to wiedziała...;o)
poniedziałek, 20 maja 2019
WWW, czyli Wielka Wyprawa Wrocławska ?? cz. 5
Mawiają, że ludzkie drogi bywają kręte...
Bywają...
Bo nasza Wrocławska Wyprawa wcale wrocławska nie była...
Wrocław wyszedł nam przy okazji...;o)
Celem numer jeden był Wolsztyn i Parada Parowozów, to "on" zdecydował nie tylko o kierunku, ale przede wszystkim o terminie...Parada odbywa się raz do roku i zjeżdżają na nią "Waryjaty" z całego Świata...
Nie mogło nas zabraknąć !!
I chociaż Impreza nie kleiła się nam od początku...
Ale, może właśnie od początku zacznę...
Dotychczas Parada połączona była organizacyjnie z widowiskiem multimedialnym z lokomotywami w roli głównej...Dźwięk, światło i parowozy...Parada koło południa...Pokaz wieczorem (lasery lubią mrok)...
Kiedy określiliśmy plany naszej Wyprawy, a pierwsze rezerwacje zostały klepnięte, to się okazało, że pokaz będzie 3-go, a Parada 4-go...
Skonsultowałam rzecz z Organizatorką i nijak dylematu rozwiązać nie mogłam...
Lokum mieliśmy pod Wrockiem...
Parowozy pod Poznaniem...
Kursowanie dzień po dniu, popołudniowa Parada po nocnej imprezie ??
Nie, dla Kilkulatka...
Obstawiliśmy Paradę...
Prognozy pogody były kiepskie...Dwie zapowiadały nam potężne deszcze...Jedna optymistycznie pokazywała przebłyski Słońca...
Rozsądek mówił NIE...Serducho pikało TAK...
Tośmy pojechali...;o)
A że impreza organizowana była przez PKP, więc ??
Spóźnienie było 20 minut !!
Te dwadzieścia minut miało niestety spore konsekwencje, bo kiedy Parada się zaczęła, spora część Turystów zwijała się do domu...Przykre...
Dzieciaki miały dość czekania i wody...
Księciunio dzielnie to wszystko znosił, ale też w końcu oznajmił:
- Babciu, strasznie mi zimno !!
Babcia w tym momencie miała już mokrą bieliznę...;o)
Ale ruszyły...
Jedne "śpiewały", inne miały "focha", ale wszystkie były piękne !!
Z tym, że największą atrakcją Parady Parowozów stał się nasz Wnuk...;o)
Kiedy "ciufcie" ruszyły, wydał z siebie tak entuzjastyczny okrzyk zachwytu, podskakiwał i śmiał się w głos...Tłum zamiast na parowozy, patrzył na Księciunia...;o)
Niestety, musieliśmy zwiewać...
Ruszyliśmy w tych strugach deszczu w stronę parkingu...Na przejeździe się okazało, że nie zostaniemy przepuszczeni, bo Parada trwa...
Biegiem pokonaliśmy kilkaset metrów do wiaduktu i ruszyliśmy w "nieznane", mając jedynie w głowach kompas i kierunek...
To był sport ekstremalny...Niestety...
Ale widok "naguska" bardzo nas podbudował...Parking był już właściwie pusty...Alejkami maszerowały zmoknięte Tłumy...A Babcia błogosławiła w duchu fakt, że kilka ciuszków w plecaku było suchych...;o)
Księciunio dostał suche ubranka i "lizaka" dyżurnego ruchu na pamiątkę, a Babcia z Dziadkiem dostali dwie godziny zachwytów, jakie te "fufcie" były piękne...
Czyli ??
Eskapada się udała !!
Na pohybel deszczowi...;o)
Bywają...
Bo nasza Wrocławska Wyprawa wcale wrocławska nie była...
Wrocław wyszedł nam przy okazji...;o)
Celem numer jeden był Wolsztyn i Parada Parowozów, to "on" zdecydował nie tylko o kierunku, ale przede wszystkim o terminie...Parada odbywa się raz do roku i zjeżdżają na nią "Waryjaty" z całego Świata...
Nie mogło nas zabraknąć !!
I chociaż Impreza nie kleiła się nam od początku...
Ale, może właśnie od początku zacznę...
Dotychczas Parada połączona była organizacyjnie z widowiskiem multimedialnym z lokomotywami w roli głównej...Dźwięk, światło i parowozy...Parada koło południa...Pokaz wieczorem (lasery lubią mrok)...
Kiedy określiliśmy plany naszej Wyprawy, a pierwsze rezerwacje zostały klepnięte, to się okazało, że pokaz będzie 3-go, a Parada 4-go...
Skonsultowałam rzecz z Organizatorką i nijak dylematu rozwiązać nie mogłam...
Lokum mieliśmy pod Wrockiem...
Parowozy pod Poznaniem...
Kursowanie dzień po dniu, popołudniowa Parada po nocnej imprezie ??
Nie, dla Kilkulatka...
Obstawiliśmy Paradę...
Prognozy pogody były kiepskie...Dwie zapowiadały nam potężne deszcze...Jedna optymistycznie pokazywała przebłyski Słońca...
Rozsądek mówił NIE...Serducho pikało TAK...
Tośmy pojechali...;o)
A że impreza organizowana była przez PKP, więc ??
Spóźnienie było 20 minut !!
Te dwadzieścia minut miało niestety spore konsekwencje, bo kiedy Parada się zaczęła, spora część Turystów zwijała się do domu...Przykre...
Dzieciaki miały dość czekania i wody...
Księciunio dzielnie to wszystko znosił, ale też w końcu oznajmił:
- Babciu, strasznie mi zimno !!
Babcia w tym momencie miała już mokrą bieliznę...;o)
Ale ruszyły...
Jedne "śpiewały", inne miały "focha", ale wszystkie były piękne !!
Z tym, że największą atrakcją Parady Parowozów stał się nasz Wnuk...;o)
Kiedy "ciufcie" ruszyły, wydał z siebie tak entuzjastyczny okrzyk zachwytu, podskakiwał i śmiał się w głos...Tłum zamiast na parowozy, patrzył na Księciunia...;o)
Niestety, musieliśmy zwiewać...
Ruszyliśmy w tych strugach deszczu w stronę parkingu...Na przejeździe się okazało, że nie zostaniemy przepuszczeni, bo Parada trwa...
Biegiem pokonaliśmy kilkaset metrów do wiaduktu i ruszyliśmy w "nieznane", mając jedynie w głowach kompas i kierunek...
To był sport ekstremalny...Niestety...
Ale widok "naguska" bardzo nas podbudował...Parking był już właściwie pusty...Alejkami maszerowały zmoknięte Tłumy...A Babcia błogosławiła w duchu fakt, że kilka ciuszków w plecaku było suchych...;o)
Księciunio dostał suche ubranka i "lizaka" dyżurnego ruchu na pamiątkę, a Babcia z Dziadkiem dostali dwie godziny zachwytów, jakie te "fufcie" były piękne...
Czyli ??
Eskapada się udała !!
Na pohybel deszczowi...;o)
piątek, 17 maja 2019
WWW, czyli Wielka Wyprawa Wrocławska...cz.4
Plany planami, ale co robić 3-go Maja ??
Punkt pierwszy:
Kolejkowo !!
I kolejny strzał w dziesiątkę...;o)
Bilety zapobiegawczo zamówił Dziadziuś przez neta, zaraz po "klęsce racławickiej" i jechaliśmy na pewniaka...
Kolejka była spora...
Przynajmniej dwie godziny stania na przejmującym chłodzie...
Tą rozrywkę żeśmy sobie darowali...;o)
A potem były same zachwyty, wzdychanie i snucie planów, jak namówić Misiowego Tatę na remont salonu i budowę "kolejkowa"...
Dlaczego ??
Oto przyczyna...
Takie obrazy wydobywają zachwyty nawet z bardzo dorosłych i poważnych osobników...
Po prostu piękno i precyzja (o dowcipie skierowanym do dorosłych nie wspomnę)...Pewnym jest jedno, ekspozycję trzeba oglądać bardzo uważnie...;o)
Pętelki po Kolejkowie zrobiliśmy dwie, zanim Księciunio ogłosił odwrót...
Wspaniałe miejsce dla Nielotów i Doroślaków też...
A że pikniki zaczęły się nam podobać, więc ruszyliśmy na kolejny...
Piknik na Torze Wyścigów Konnych...
Nie miałam okazji być w takim obiekcie (unikam hazardu jak diabeł święconej wody), ale robiło to wrażenie...Szczególnie, że tuż za bramą minęły nas galopujące koniki...
We mnie dusza zapiszczała, a Księciunio kategorycznie odmówił jazdy na kucyku, spodziewając się takiego właśnie galopu...
Dobrze, że była kolejka i mógł skonfrontować wyobrażenie z rzeczywistością, szczególnie, że już jeździł i bardzo Mu się podobało...
Zapobiegawczo Babcia asekurowała (mimo asekuracji Obsługi), a Dziadziuś szedł krok dalej, nakręcając wyczyny komórką...;o)
Okazało się, że kucyk wcale nie jest straszny, a po odbytej jeździe, Księciunio zapragnął jeździć częściej...;o)
Potem było tak...
Babcia załapała się na cukrową watę (wiwat Wnuki !!), a Księciunio upatrzył sobie balonik (nigdy o nic nie prosi, więc takie okazje wykorzystujemy od razu)...Różowy balonik w kształcie samolotu...
Nie mam pojęcia jakimi torami idą dziecięce zachwyty, ale ten balonik zachwycił dwa razy...Raz Księciunia, który bawił się nim wspaniale...Drugi raz Princeskę, która na widok balonika, aż pisnęła z zachwytu (chociaż troszkę się go bała), a potem ruszyła galopem trzymając sznurek, a balonik Ją gonił...Jeden pisk zachwytu !!
Ale my ruszyliśmy odpoczywać...
Następny dzień miał być ciężki, bardzo ciężki...
Punkt pierwszy:
Kolejkowo !!
I kolejny strzał w dziesiątkę...;o)
Bilety zapobiegawczo zamówił Dziadziuś przez neta, zaraz po "klęsce racławickiej" i jechaliśmy na pewniaka...
Kolejka była spora...
Przynajmniej dwie godziny stania na przejmującym chłodzie...
Tą rozrywkę żeśmy sobie darowali...;o)
A potem były same zachwyty, wzdychanie i snucie planów, jak namówić Misiowego Tatę na remont salonu i budowę "kolejkowa"...
Dlaczego ??
Oto przyczyna...
Takie obrazy wydobywają zachwyty nawet z bardzo dorosłych i poważnych osobników...
Po prostu piękno i precyzja (o dowcipie skierowanym do dorosłych nie wspomnę)...Pewnym jest jedno, ekspozycję trzeba oglądać bardzo uważnie...;o)
Pętelki po Kolejkowie zrobiliśmy dwie, zanim Księciunio ogłosił odwrót...
Wspaniałe miejsce dla Nielotów i Doroślaków też...
A że pikniki zaczęły się nam podobać, więc ruszyliśmy na kolejny...
Piknik na Torze Wyścigów Konnych...
Nie miałam okazji być w takim obiekcie (unikam hazardu jak diabeł święconej wody), ale robiło to wrażenie...Szczególnie, że tuż za bramą minęły nas galopujące koniki...
We mnie dusza zapiszczała, a Księciunio kategorycznie odmówił jazdy na kucyku, spodziewając się takiego właśnie galopu...
Dobrze, że była kolejka i mógł skonfrontować wyobrażenie z rzeczywistością, szczególnie, że już jeździł i bardzo Mu się podobało...
Zapobiegawczo Babcia asekurowała (mimo asekuracji Obsługi), a Dziadziuś szedł krok dalej, nakręcając wyczyny komórką...;o)
Okazało się, że kucyk wcale nie jest straszny, a po odbytej jeździe, Księciunio zapragnął jeździć częściej...;o)
Potem było tak...
Babcia załapała się na cukrową watę (wiwat Wnuki !!), a Księciunio upatrzył sobie balonik (nigdy o nic nie prosi, więc takie okazje wykorzystujemy od razu)...Różowy balonik w kształcie samolotu...
Nie mam pojęcia jakimi torami idą dziecięce zachwyty, ale ten balonik zachwycił dwa razy...Raz Księciunia, który bawił się nim wspaniale...Drugi raz Princeskę, która na widok balonika, aż pisnęła z zachwytu (chociaż troszkę się go bała), a potem ruszyła galopem trzymając sznurek, a balonik Ją gonił...Jeden pisk zachwytu !!
Ale my ruszyliśmy odpoczywać...
Następny dzień miał być ciężki, bardzo ciężki...
wtorek, 14 maja 2019
WWW, czyli Wielka Wyprawa Wrocławka...cz.3
Ten dzień zaczął się od dwóch klęsk...
- Babciu, a my nie mamy flagi...- obwieścił Księciunio zmartwionym głosem zaraz po zajęciu miejsca w foteliku...
Zonk...
Babcia zapomniała flagi !!
A była przygotowana, czekała...
Echhhh...
Druga klęska...
Kościuszko pod Racławicami dał sobie radę, my "pod" Panoramą ponieśliśmy klęskę...
Fakt, wiedziałam, że łatwo nie będzie, bo rezerwacje robi się ze sporym wyprzedzeniem...Liczyłam na farta...Przeliczyłam się...
Humor poprawiła rezerwacja na niedzielę i Krasnoludek na koniku (na Krasnoludki zawsze można liczyć)...
Ale po klęskach, z reguły przychodzą sukcesy...
Kiedy poszukiwaliśmy miejsca postojowego (chcieliśmy zdradzić parking "kaśki"), Dziadziusiowi wpadł w oko piknik pod Muzeum Narodowym...
To mógł być sukces...
Ale po euforii związanej ze zdobyciem biletów na Panoramę, Babci "pokiciały" się kierunki i wylądowaliśmy tutaj...
A nie...To kolejny Krasnoludek...;o)
Ale miejsce właściwe !!
Nabrzeże Odry...Rzeka...Statki...Cała "wizytówka" Wrocławia przed oczami...
No to chlup !!
Chłopaki wskazywali Panu Kapitanowi drogę...
Babcia leżakuje...(Pod pledzikiem)...
Nasz Tygrysek też chwilami leżakował pod pledzikiem...;o)
Było jak trzeba...
Statek miał flagę...Słoneczko pięknie świeciło...Kawa była wyśmienita...Na brzegu stała kolejka do bramy ZOO...A my "zwiedzaliśmy" Wrocław oczami...;o)
A po zacumowaniu udało się nam odnaleźć Piknik !!
I teraz to się dopiero zaczęła radocha...;o)
Dwadzieścia lat w NATO i zamiast działań wojennych wszędzie słychać radosne okrzyki i śmiech dzieciarni...
Żołnierze, Policjanci, Strażacy i Służba Więzienna urządzili Piknik...
Cudności wielkiej to był piknik...
Księciunio najpierw troszkę się wstydził, ale kiedy załapał, że wystarczy wyciągnąć ręce do Żołnierzy, a Oni przetransportują go na "Langustę", czy "Leoparda", wykorzystywał to bez zahamowań, a wręcz domagał się "usługi"...
A kiedy do zabawy włączył się Dziadziuś, Babcia awansowała na "pierwszego plecakowego" i "robiciela fotek"...
Nie wiem jak Żołnierze ćwiczą swoją cierpliwość, ale jest ona ogromna...Równie wielka jak sprawność fizyczna, bo "przerzucili" tych Nielotów setki (Doroślakom też pomagali włazić)...
A kiedy Pani Żołnierka pozwoliła Księciuniowi wziąć prawdziwy karabin do rąk (wiecie, taki z lunetą), a na dodatek pokazała gdzie patrzeć i jak patrzeć, obawiałam się, że to może być pierwsza miłość Księciunia, bo długo się na Panią Żołnierkę oglądał...
Potem byli Strażacy...
Tych to Księciunio kocha od urodzenia...;o)
Ale siedzenie w wozie strażackim w hełmie strażackim, to był szczyt szczytów szczęścia...Nawet się Babcia trochę o majty bała, bo z takiego szczęścia to się mogło przytrafić nieszczęście, ale skoro jest się prawieŻołnierzem, prawieStrażakiem, a to dopiero połowa pikniku ??
Nadszedł czas na Policjantów...
Tego żeśmy się odrobinę obawiali, bo Księciunio czuje respekt straszny przed Policjantami i minę miał raczej niewyraźną...
Do pierwszego stanowiska, na którym Pan Policjant pozwolił siąść za kierownicą radiowozu i ubrał Księciuniowi czapkę "drogówki"...
Policjanci awansowali do grupy "Bardzo Fajni"...;o)
A jak jeszcze pozwolono Księciuniowi włączyć syrenę !!
Sam już teraz nie wie, czy chce być Żołnierzem, Strażakiem, czy Policjantem (bo motory Policjanci mieli najfajniejsze)...
Potem były roboty...
Babcia spotkała znajomą...;o)
A Chłopaki przenieśli się do Służb Więziennych...
Co się o mało nie skończyło katastrofą, bo Ich załadowano tutaj...
Nawet nie przypuszczałam, że wizyta w "więźniarce" może się tak podobać (szczególnie w "celi" dla niebezpiecznych)...
Potem był mały sparing...
Tarczy Księciunio wcale nie uniósł, a Dziadek uniósł i odstawił ze słowami:
"Ło Matko i Córko..."
Ja skapitulowałam, spoglądając z podziwem na siedzące przy stoliku Kobiety (fakt, że gabaryty miały ździebełko większe niż ja)...
I już mieliśmy wychodzić, kiedy na naszej drodze stanął on...
Podobał się Księciuniowi od pierwszego spojrzenia...Miał łapaczkę i gąsienice...Pulpit do obsługi był duży i miał kilka monitorów...Po prostu cudo !!
Ale kiedy nagle ruszył w naszą stronę, Księciunio strategicznie przysunął się do Dziadka i "skurczył" się w sobie...Robot ewidentnie zmierzał do Księciunia...Mało, że jechał...Wyciągał do Księciunia "łapaczkę"...;o)
Podjechał na metr (Księciunio już był wbity w Dziadkowe nogi) i ramię wysięgnika ruszyło w stronę balonika, którego Księciunio przyciskał do piersi...;o)
Spojrzałam na Żołnierza, który obsługiwał sprzęt...Był skoncentrowany niesamowicie, jakby od tego zależało Jego życie...Jeden ruch Małolata i wycofałby sprzęt migusiem...;o)
Ale kapnęliśmy się o co chodzi...
Dziadziuś pomógł Księciuniowi podać balonika "robotowi" !!
Wnuk był zachwycony, chociaż utrata balonika "od Żołnierzy" ewidentnie Go bolała...;o)
"Robot" odrobinę się wycofał, a potem wrócił, oddał balonika i pięknie się nam ukłonił, a nawet pomachał na pożegnanie...
To była kropeczka na "i"...
Księciunio piszczał z radości, podskakiwał jak przywiązany do gumki i ciągle gadał...Ilość zachwytów wypadała Mu z buzi, niczym naboje z karabinu maszynowego...
I chyba tylko tej euforii mogę przypisać fakt, że w wojskowym namiocie, na wojskowym zydelku, Młody zjadł wojskową grochówkę !! (Jada tylko trzy zupy)...;o)
Babcia załapała się na nasionka z Instytutu Wrocławskiego, i na książkę z przepisami regionalnymi...
Niespieszny spacerek na parking i czas na odpoczynek...
Ale podziękowania się należą...
I Muzeum Narodowemu, i Żołnierzom, i Strażakom, i Policjantom, i Służbom Więziennym...
To był wspaniały Piknik !!
Dziękujemy...:o)
- Babciu, a my nie mamy flagi...- obwieścił Księciunio zmartwionym głosem zaraz po zajęciu miejsca w foteliku...
Zonk...
Babcia zapomniała flagi !!
A była przygotowana, czekała...
Echhhh...
Druga klęska...
Kościuszko pod Racławicami dał sobie radę, my "pod" Panoramą ponieśliśmy klęskę...
Fakt, wiedziałam, że łatwo nie będzie, bo rezerwacje robi się ze sporym wyprzedzeniem...Liczyłam na farta...Przeliczyłam się...
Humor poprawiła rezerwacja na niedzielę i Krasnoludek na koniku (na Krasnoludki zawsze można liczyć)...
Ale po klęskach, z reguły przychodzą sukcesy...
Kiedy poszukiwaliśmy miejsca postojowego (chcieliśmy zdradzić parking "kaśki"), Dziadziusiowi wpadł w oko piknik pod Muzeum Narodowym...
To mógł być sukces...
Ale po euforii związanej ze zdobyciem biletów na Panoramę, Babci "pokiciały" się kierunki i wylądowaliśmy tutaj...
A nie...To kolejny Krasnoludek...;o)
Ale miejsce właściwe !!
Nabrzeże Odry...Rzeka...Statki...Cała "wizytówka" Wrocławia przed oczami...
No to chlup !!
Chłopaki wskazywali Panu Kapitanowi drogę...
Babcia leżakuje...(Pod pledzikiem)...
Nasz Tygrysek też chwilami leżakował pod pledzikiem...;o)
Było jak trzeba...
Statek miał flagę...Słoneczko pięknie świeciło...Kawa była wyśmienita...Na brzegu stała kolejka do bramy ZOO...A my "zwiedzaliśmy" Wrocław oczami...;o)
A po zacumowaniu udało się nam odnaleźć Piknik !!
I teraz to się dopiero zaczęła radocha...;o)
Dwadzieścia lat w NATO i zamiast działań wojennych wszędzie słychać radosne okrzyki i śmiech dzieciarni...
Żołnierze, Policjanci, Strażacy i Służba Więzienna urządzili Piknik...
Cudności wielkiej to był piknik...
Księciunio najpierw troszkę się wstydził, ale kiedy załapał, że wystarczy wyciągnąć ręce do Żołnierzy, a Oni przetransportują go na "Langustę", czy "Leoparda", wykorzystywał to bez zahamowań, a wręcz domagał się "usługi"...
A kiedy do zabawy włączył się Dziadziuś, Babcia awansowała na "pierwszego plecakowego" i "robiciela fotek"...
Nie wiem jak Żołnierze ćwiczą swoją cierpliwość, ale jest ona ogromna...Równie wielka jak sprawność fizyczna, bo "przerzucili" tych Nielotów setki (Doroślakom też pomagali włazić)...
A kiedy Pani Żołnierka pozwoliła Księciuniowi wziąć prawdziwy karabin do rąk (wiecie, taki z lunetą), a na dodatek pokazała gdzie patrzeć i jak patrzeć, obawiałam się, że to może być pierwsza miłość Księciunia, bo długo się na Panią Żołnierkę oglądał...
Potem byli Strażacy...
Tych to Księciunio kocha od urodzenia...;o)
Ale siedzenie w wozie strażackim w hełmie strażackim, to był szczyt szczytów szczęścia...Nawet się Babcia trochę o majty bała, bo z takiego szczęścia to się mogło przytrafić nieszczęście, ale skoro jest się prawieŻołnierzem, prawieStrażakiem, a to dopiero połowa pikniku ??
Nadszedł czas na Policjantów...
Tego żeśmy się odrobinę obawiali, bo Księciunio czuje respekt straszny przed Policjantami i minę miał raczej niewyraźną...
Do pierwszego stanowiska, na którym Pan Policjant pozwolił siąść za kierownicą radiowozu i ubrał Księciuniowi czapkę "drogówki"...
Policjanci awansowali do grupy "Bardzo Fajni"...;o)
A jak jeszcze pozwolono Księciuniowi włączyć syrenę !!
Sam już teraz nie wie, czy chce być Żołnierzem, Strażakiem, czy Policjantem (bo motory Policjanci mieli najfajniejsze)...
Potem były roboty...
Babcia spotkała znajomą...;o)
A Chłopaki przenieśli się do Służb Więziennych...
Co się o mało nie skończyło katastrofą, bo Ich załadowano tutaj...
Nawet nie przypuszczałam, że wizyta w "więźniarce" może się tak podobać (szczególnie w "celi" dla niebezpiecznych)...
Potem był mały sparing...
Tarczy Księciunio wcale nie uniósł, a Dziadek uniósł i odstawił ze słowami:
"Ło Matko i Córko..."
Ja skapitulowałam, spoglądając z podziwem na siedzące przy stoliku Kobiety (fakt, że gabaryty miały ździebełko większe niż ja)...
I już mieliśmy wychodzić, kiedy na naszej drodze stanął on...
Podobał się Księciuniowi od pierwszego spojrzenia...Miał łapaczkę i gąsienice...Pulpit do obsługi był duży i miał kilka monitorów...Po prostu cudo !!
Ale kiedy nagle ruszył w naszą stronę, Księciunio strategicznie przysunął się do Dziadka i "skurczył" się w sobie...Robot ewidentnie zmierzał do Księciunia...Mało, że jechał...Wyciągał do Księciunia "łapaczkę"...;o)
Podjechał na metr (Księciunio już był wbity w Dziadkowe nogi) i ramię wysięgnika ruszyło w stronę balonika, którego Księciunio przyciskał do piersi...;o)
Spojrzałam na Żołnierza, który obsługiwał sprzęt...Był skoncentrowany niesamowicie, jakby od tego zależało Jego życie...Jeden ruch Małolata i wycofałby sprzęt migusiem...;o)
Ale kapnęliśmy się o co chodzi...
Dziadziuś pomógł Księciuniowi podać balonika "robotowi" !!
Wnuk był zachwycony, chociaż utrata balonika "od Żołnierzy" ewidentnie Go bolała...;o)
"Robot" odrobinę się wycofał, a potem wrócił, oddał balonika i pięknie się nam ukłonił, a nawet pomachał na pożegnanie...
To była kropeczka na "i"...
Księciunio piszczał z radości, podskakiwał jak przywiązany do gumki i ciągle gadał...Ilość zachwytów wypadała Mu z buzi, niczym naboje z karabinu maszynowego...
I chyba tylko tej euforii mogę przypisać fakt, że w wojskowym namiocie, na wojskowym zydelku, Młody zjadł wojskową grochówkę !! (Jada tylko trzy zupy)...;o)
Babcia załapała się na nasionka z Instytutu Wrocławskiego, i na książkę z przepisami regionalnymi...
Niespieszny spacerek na parking i czas na odpoczynek...
Ale podziękowania się należą...
I Muzeum Narodowemu, i Żołnierzom, i Strażakom, i Policjantom, i Służbom Więziennym...
To był wspaniały Piknik !!
Dziękujemy...:o)
Subskrybuj:
Posty (Atom)