Dwa światy...

Bardzo Ważni Goście

środa, 30 listopada 2016

Ogonkiem bazgrane...


     Koniec podróży trochę mnie zabolał. Worek wylądował na jakiejś twardej powierzchni, to i ja na niej wylądowałem. Wtedy worek się rozchylił…


     Zobaczyłem bardzo długi blat, a na końcu tego blatu stały dwie wyciągnięte ręce i bardzo uśmiechnięta twarz.

Bardzo chciałem, żeby te ręce mnie przytuliły !!

Bardzo…

     Ruszyłem, więc w stronę tej uśmiechniętej twarzy najszybciej jak umiałem. Moje króciutkie łapki przebierały z całych sił, ale wcale nie biegłem. Blat był bardzo śliski. Jak tylko próbowałem zrobić krok, to łapki mi się rozjeżdżały i lądowałem pyszczkiem na blacie. Ale próbowałem !!

Raz…Dwa…Pięć…

A twarz na końcu blatu śmiała się coraz bardziej…

     - Pomóż !! – zapiszczałem.

Pomogła…

Podeszła bliżej i wzięła mnie na ręce.

     - On jest śliczny…- powiedziała.

Kto ?? Ja ??

     I wtedy sobie przypomniałem co mówiła mama. Że to są dwunogi. Pan Gospodarz i Pani Gospodyni też byli dwunogami.         Dwunogi dziwnie chodzą i wcale nie mają ogonków, i sierść mają tylko na łebkach, albo na łebkach i pyszczkach. I że są takie dwunogi, które są piesolubne. I że takie piesolubne dwunogi są słodkie.

     Może to jest właśnie taki dwunóg ?

Spróbowałem…

     Maznąłem tego roześmianego dwunoga jęzorkiem po pyszczku.

Nie był słodki.

     To chyba jednak nie jest taki dwunóg, chociaż trochę się zgadza. Chodzi dziwnie, nie ma ogonka, a na łebku ma sierść. Pyszczek był goły.

Ale chyba nie jest piesolubny, bo wcale słodki nie b

W smaku jest dziwny…

     - Weźmy go. Dzieci będą zachwycone…- powiedział uśmiechnięty dwunóg do tego drugiego, który miał trochę sierści na pyszczku, i zaczęli mnie owijać w taki mięciutki, pachnący ręcznik.

     Gdzie on chce mnie brać ? Co to są dzieci ?

     Ale ten drugi dwunóg miał dziwną minę. Przyglądał mi się bardzo i kręcił głową.

     - To mieszaniec sznaucera, miniaturki – opowiadał Pan Gospodarz – trochę mało udany i życie miał ciężkie ostatnio, bo mamy w domu buldoga. Ale sierść odrośnie. To może być całkiem ładny kundelek !

     Ładny kundelek ? Mieszaniec ?

     Co ten Pan Gospodarz jeszcze wymyśli ?

     - Teraz kiepsko wygląda, bo się posikał w bagażniku – kontynuował Pan Gospodarz – chyba ze strachu. Nigdy nie jechał autem.

     Autem ? W bagażniku ?

Nic nie rozumiałem…

O tym nic mi mama nie opowiadała. Opowiadała o dwunogach, że ogonków nie mają…

     To jak się cieszą takie dwunogi ?

Strasznie dużo różnych rzeczy mam do przemyślenia…

     Wtulę się w tego dwunoga to mi się będzie lepiej myślało. Łebek położę mu na ramieniu. Oczka na chwilę przymknę, bo strasznie mi się zmęczyły. I ten ręcznik taki mięciutki…

     - On ma dopiero dziesięć tygodni, więc nie przechodził jeszcze szczepień – głos Pana Gospodarza robił się taki daleki i cichy.

     Ten dwunóg bardzo ładnie pachnie – pomyślałem, i zasnąłem.

poniedziałek, 28 listopada 2016

Antidotum na "pawia"...;o)

     To co się dzieje wkoło nas zaczyna być po prostu niestrawne...Nawet nalewka z zielonego orzecha nie jest w stanie zapobiec tej niestrawności...
     Totalny brak motywacji do działania...Od pogody począwszy, a na sytuacji politycznej skończywszy...
     "Paw egzystencjonalny"...Bleee...
     Może więc, trzeba sprawić moim Czytaczom azyl, żeby znaleźli chwilkę wytchnienia ??
Spróbuję...
Kiedyś się udało...
     Przedstawię Wam dzisiaj, a być może "od dzisiaj" pewnego czworonoga, który swoją wielką miłością zapisał wiele kart w historii naszego życia...



Ogonkiem bazgrane

     Jak co rano obudził mnie smakowity zapach dolatujący z kuchni.

     - Mniammm…- wyrwało mi się z pyszczka, a mama pacnęła mnie łapą między uszy.

     - Hau !! Hau !!Najpierw mycie – wyszczekała i zaczęła wylizywać moje kłaczki. Jęzor mamy zamaszyście chlapał po moim grzbiecie, a ja z niecierpliwością usiłowałem rozpoznać kuchenne zapachy.

To musiało być coś wspaniałego !! Tylko wspaniałości pachną tak pięknie !!

     - Mamuś…- wyskamlałem.

     - Cicho !! – strofowała mnie mama.

     Co ta mama tak wylizuje ?? Przecież nie byłem na podwórku, nie taplałem się w kałuży, nawet nie zrobiłem siku w pudełku. Przedtem, i owszem, zdarzało mi się czasem, ale wtedy mieszkało nas w pudełku więcej. Teraz zostałem ja i mama.

     Pan Gospodarz mówi, że to dlatego, że jestem najbardziej skundlony i najmniej przypominam mamę – ciekawe co to znaczy.

     Ale fakt, moje rodzeństwo już od kilku tygodni mieszka w innych domach. Zostałem sam…

No może nie całkiem sam…

     Jest Pan Gospodarz i Pani Gospodyni (która umie pięknie pachnieć w kuchni), jest mama i jest Boss, chociaż co do Bossa, to wolałbym, żeby go nie było.

     Boss to buldog Pana Gospodarza, jest ogromny i bardzo zły. To przez Boss moja sierść jest cała pokudlona i powyrywana. Boss lubi się mną bawić…

Tak, tak…

Dobrze czytacie…

Boss nie bawi się ze mną, tylko mną !!

     Czasem podrzuca mnie aż pod sufit, czasem ciągnie za mój cieniutki ogonek, czasem trąca mnie wielkimi łapami…Tak bawi się Boss.

     Mnie wcale nie podobają się te zabawy, i mojej mamie też się nie podobają, ale ten paskudny buldog nic sobie nie robi z naszego „niepodobania”.

     - Możesz już iść – wyszeptała mi do ucha mama – tylko uważaj na Bossa !! – ostrzegła.

     - Będę uważał – odpowiedziałem, gramoląc się z pudełka.

     Droga do kuchni była prosta. Wzdłuż kanapy, obok fotela, potem stolik na trzech nogach, mały dywanik ze śmiesznymi frędzelkami i Boss…

     - Ojej !! Boss !!  -zdążyłem zapiszczeć i już leciałem pod sufit.

     W sumie, to takie latanie jest fajne, gdyby nie to, że potem trzeba spaść. Spadanie wcale nie jest fajne. Ani takie, kiedy ląduje się na podłodze, ani takie, kiedy Boss łapie mnie w locie.

     - Mamo !! Hau !! – wrzasnąłem ile sił, ale Boss tylko się roześmiał.

     No tak, mama to miniaturka sznaucera…Zagrożenie dla Bossa żadne !!

     Kiedy rozpłaszczyłem się na podłodze buldog machnął łapą i wylądowałem pod fotelem.

     Ufff…Można chwilkę odpocząć, można polizać bolącą łapkę, można zapiszczeć z żalu…

     - Piii…Mamo !! Piii…

     Ale mama nawet nie wyjrzała z pudełka, a wstrętny pysk buldoga zbliżał się do mojego azylu bardzo niebezpiecznie.

     Jak on to robi, że wkłada ten wielki pysk do takiego małego schowania ??

     Byłem już całkiem wciśnięty do ściany i aż się trząsłem na samą myśl ogromnych kłów Bossa, kiedy do pokoju weszła Pani Gospodyni.

     - Ratunku !! – zapiszczałem z całych sił – Piii !!

     Uratowała mnie w ostatniej chwili. Paszcza Bossa już była przy moim pyszczku.

     - Oj, chudziaku…- Pani Gospodyni wzięła mnie na ręce – Lekkiego życia to ty nie masz z tym olbrzymem…

A ja się wypłakiwałem w pachnący jedzeniem fartuch Pani Gospodyni.

     I właściwie tak zaczynał się każdy mój dzień, tak się zaczynał, tak się toczył i tak się kończył. Boss był wszędzie, zawsze mnie wytropił i ciągle się mną bawił. Jakbym był pluszowym misiem, którego można tłamsić do woli, a jego nie boli nic. Nic a nic.

     Mnie boli !!

     Boli grzbiet z powyrywanymi kudełkami, boli pupa i łapki od upadków spod sufitu, bolą ponadgryzane uszy, i nawet ogonek czasem mnie boli…Ale ogonek boli mnie od merdania.

Bo ja bardzo lubię merdać moim małym, chudziutkim ogonkiem…

Ciągle biegam i merdam. Merdam i podskakuję. Podskakuję i gonię ogonek. I znowu nim merdam.

     Szczeniaczki już tak mają, że chcą się bawić. Tylko, że ja nie mam z kim się bawić. Pan Gospodarz ciągle pracuje, Pani Gospodyni też jest zawsze zajęta, mama wychodzi z koszyka tylko na spacery, a Boss…

Już wiecie jak Boss lubi się bawić.

     Kiedy kończyłem swoje śniadanie do domu wrócił Pan Gospodarz. Wrócił całkiem niespodziewanie, bo powinien być tam, gdzie pachnie zwierzętami, a Pani Gospodyni nazywa to „sklepem”.

Wrócił, złapał mnie za grzbiet i zapakował do worka…

     -Ojej !! Piii !! Mamo !! – krzyczałem ile sił, ale Pan Gospodarz worka nie wypuszczał. Nawet nie zdążyłem zjeść wszystkiego z miseczki !!

Potem wrzucił mnie do jakiegoś pojemnika. A ten pojemnik zaczął się ruszać. Trzęsło, telepało, śmierdziało…

To było nawet gorsze od lotów pod sufit !!

     - Ja chcę do mamy !! – piszczałem głośno – Nie chcę być w worku !!

Bardzo się bałem…

Tak bardzo się bałem, że z tego strachu zrobiłem siku.

Turlałem się po tym pojemniku we wszystkie strony, do przodu, do tyłu, w bok. Raz leżałem grzbietem do góry, a raz do góry brzuszkiem.

I tak bardzo śmierdziało !!

Aż przestało…

     Nagle zapanowała cisza…Pojemnik się otworzył, zapachniało spacerem, a Pan Gospodarz bardzo niezadowolony zajrzał do worka.

     - Musiałeś się teraz zlać ?!

Musiałem…

Bałem się i siku samo poleciało…Piii…Piii…

     Ale Pan Gospodarz wcale mnie nie słuchał. Złapał worek i zaczął mną huśtać. Prawie tak mocno jak Boss.

     - Proszę wejść do sklepu, przywiozłem go – powiedział nagle Pan Gospodarz, a ja poczułem zapach zwierząt, którym zawsze pachniał wracając do domu.

     Koniec podróży trochę mnie zabolał. Worek wylądował na jakiejś twardej powierzchni, to i ja na niej wylądowałem. Wtedy worek się rozchylił…

cdn...chyba...;o)

sobota, 26 listopada 2016

Koksobranie...Nowa dyscyplina olimpijska...

     Każdy kto uprawiał jakikolwiek sport wie, że dla tej "jednej chwili" poświęca się wszystko...Życie nabiera innego wymiaru, i inaczej ustawia się priorytety...Ci co nie uprawiali sportu też pewnie to wiedzą, bo na taką zmianę w życiu się nie decydują...
I tutaj następuje "zonk", czyli zagwozdka...
     Jaki jest właściwie wymiar dzisiejszego sportu ??
     Ostatnio wyczytałam w neciku, że Pan Zieliński (jeden z tych od podnoszenia ciężarów), prawdopodobnie otrzyma medal za IO w Londynie...
W Londynie ??
     Toż te IO przeszły do historii w 2012 roku !!
Ktoś zmajstrował wehikuł czasu, a ja ten magiczny moment przegapiłam ??
     Przecież IO w Rio są też historią !!
Zaraz, zaraz...
     Przecież w Rio Pan Z. nie wystartował, bo Mu się jakaś afera dopingowa w karierze trafiła...
To co z tym "londyńskim" medalem ??
Teraz będą medale rozdawać za 9-te miejsce ??
Będą !!
     Okazało się, że sześciu Zawodników zostanie zdyskwalifikowanych w związku z dopingiem, i tym cudownym sposobem Pan Z. się na "pudło" wciśnie...
Żenada...
Szczególnie, że po czterech latach sam poległ na "używkach"...
     Właściwie to powinniśmy się cieszyć, kolejny Olimpijczyk nam w statystykach dojdzie...
Pozostaje jednak pytanie...
     Gdzie jest w tym wszystkim sportowa rywalizacja ??
     Już dawno proponowałam (chociaż pomysł jest Pana N.), żeby stworzyć zawody dla "koksiarzy"...Taka kolejna wersja Paraolimpiady...
Chcesz "brać" ?? Bierz...
Ale od uczciwego sportu wara !!
     Po co te "wygłupy" z flagami, hymnami, medalami, skoro po czterech latach okazuje się, że w zawodach brało udział masę oszustów ??
     Jak wycenić wówczas łzy porażki "Czwartego", który trenował uczciwie i poległ w pojedynku nie sportowym, ale farmaceutycznym ??
     Pierwsza "Dziesiątka" i sześciu "skażonych"...
     To może zrezygnować z takiej dyscypliny, skoro sami Sportowcy jej nie szanują ??
No i jeszcze jedno pytanie...
     Czy próbka Pana Z. z Londynu została już zbadana ??
     Bo jeśli nie, to może z tym rozdawnictwem medalowym poczekać, sprawdzić wszystkich, którzy startowali i porozdzielać pierwszym trzem "Uczciwym" ??
Chociaż to też wydaje mi się niesprawiedliwe...
Bez chwały...Bez Tłumów...Bez tej chwili wzruszenia...
To taki zwykły "uścisk dłoni Prezesa"...
     Może więc, trzeba opracować jaką uroczystość dodatkową ?? Takie publiczne napiętnowanie przy odbieraniu ??
     Stoi taki "koksiarz" na pudle, jakiś Urzędnik medal mu z szyi zrywa publicznie, a z głośników rozlega się głośne "uuuuuuuuuu" (zamiast hymnu)...A Związek sportowy danego Kraju powinien natychmiast skreślać takiego delikwenta z listy sponsorskiej, czy stypendialnej...
Półśrodki nic tutaj nie poradzą...
Tą "pępowinę" trzeba odciąć bez znieczulenia...
     Sportowa rywalizacja to rzecz święta, "ateistów" w niej nie potrzeba...

czwartek, 24 listopada 2016

Komunikat bardzo specjalny...;o)

Uwaga !! Uwaga !!

     W okolicach Zaścianka widziany był Święty Mikołaj !! Wręczył mi prezent (ależ ja musiałam być grzeczna w tym roku !!) i oświadczył, iż w związku z przeludnieniem i problemami terrorystycznymi postanowił obdarowywać w tym roku bardziej niespodziewanie niż do tej pory !!
     Tak więc...Kominy czyścić !! Lufciki uchylać !! Listy pisać !! I na Mikołaja wyglądać !!
     No chyba, że byliście niegrzeczni ?? ;o)


P.S. Otrzymanych "fantów" nie ujawniam, żeby trwogi w Narodzie nie wywoływać...;o)

wtorek, 22 listopada 2016

Nauka patriotyzmu...

     Listopad to właściwie mało przyjemny miesiąc...Leje, wieje i totalnie zniechęca do świadomego bytowania (nieodmiennie zazdraszczam niedźwiedziom, ale ponoć i one są jeszcze w opozycji do spania)...W sumie...Listopad ma przechlapane (dosłownie i w przenośni) od pierwszego dnia...
     No bo jak można lubić miesiąc, który przypomina nam o przemijaniu ??
Nie można...
     Właściwie, to ja w całym swoim życiu, nie spotkałam Człowieka, który oświadczyłby z uśmiechem: "lubię listopad !!"...Na opcję "nie lubię listopada" znalazłabym kilku Ochotników...
Ale miało być o patriotyzmie...
     A czy jest coś bardziej patriotycznego od świętowania niepodległości ??
Zakładając oczywiście, że mamy co świętować...
Bo u nas z tą niepodległością to jakaś dziwna sprawa jest...
Niby suwerenni...
Ale trzymajmy się wersji oficjalnej...
     11-go listopada świętujemy niepodległość...
     Starsze pokolenia jakoś tak z mlekiem Matki wyssały tą bezwarunkową miłość do wierzb rosochatych i bocianów brodzących, a hasło: "Kto ty jesteś ??", wyzwala rzewne wspomnienia z przedszkola i chęć odkrzyknięcia odzewu: "Polak mały !!"...
     A pokolenia młodsze ??
     No cóż...W czasach globalizacji i nieograniczonego dostępu do urokliwych palm kokosowych wydaje mi się to odrobinę trudniejsze...
     Jak więc przekazać Dzieciom tą dziwną miłość, która powinna zapaść głęboko w serducho i drgać nutą nostalgii w odległych zakątkach Świata ??
     Można prowadzać Dzieciaki na marsze (chociaż co do przekazu tych pochodów mam mieszane uczucia, bo więcej w nich nienawiści, niż radości i miłości), można organizować zajęcia pozalekcyjne i przekazywać tą miłość przy pomocy kredek i farb (jak Joasia) i można...
     Przed Świętem Niepodległości Dagusia postanowiła przybliżyć swoim Dzieciaczkom wiedzę o naszych symbolach...Właściwie to taka podstawa patriotyzmu...
     Oczywiście pominę milczeniem fakt, że nasz Orzeł wzbudza mieszane uczucia i od wielu lat jest źródłem konfliktu, czy to bielik, czy przedni, czy jeszcze jakiś inny wymarły już ptak...Ważny jest Symbol...
     Dagusia postanowiła opowiedzieć Dzieciaczkom o orle, który reprezentować ma siłę i godność...Zapragnęła rozbudzić tą małą iskierkę, która tlić się ma w duszy na zawsze...
     Opowiadała gdzie żyje, co lubi jeść, jak buduje gniazda, i że samica orła ma rozpiętość skrzydeł 240 cm...
Hmmm...
     Jakie pojęcie o miarach ma sześciolatek ??
240 cm...
Dużo to czy mało ??
No to Dagusia zaprezentowała...
     Stanęła Niewiasta na środku klasy, ramiona rozłożyła szeroko, i myśl ją naszła niespodziewana...
     "To trochę mało"...
     Dzieciom właściwie wszystko jedno, czy to będzie dojrzała samica orła, czy jakiś podlotek, ale zakłamywać wizerunek Godła ??
Nie godzi się !!
     Wezwała więc Dagusia swoją Pomocnicę Alusię, żeby w prezentacji udział wzięła bezpośredni i dodała "orlicy" brakującego wymiaru...
     Stanęły obie Niewiasty przed zgromadzeniem klasowym, Dagusia z rozłożonymi szeroko ramionami, a Alusia obok, wystawiając w bok jedno ramię...
     Potęga !!
     Dzieciaczki z należytą powagą prezentację ową przyjęły i z rozdziawionymi "dziobkami" łączonej "orlicy" się przyglądały...
     Na drugi dzień Dagusia postanowiła sprawdzić, ile z tej przekazywanej wiedzy do rozumów małoletnich doszło...
     Pamiętały Dzieciaki gdzie orzeł żyje...Pamiętały co lubi jeść...Utkwiło również w głowach jak gniazda buduje...
A kiedy Dagusia zapytała:
     - Kto pamięta jaką rozpiętość skrzydeł ma samica orła ??
Dzieciaki zakrzyknęły zgodnie:
     - Cała Pani Dagusia i pół Pani Alusi !!
     I w ten właśnie sposób, Dagusia z Alusią, zapisały się złotymi zgłoskami w heraldyce naszego Godła...;o)

P.S. Szkoda, że nic Dagusia nie wspomniała o sile z jaką orzeł atakuje (porównywalna do siły ataku 300 kilowego niedźwiedzia), ciekawe jak wyglądała by prezentacja...;o) 

niedziela, 20 listopada 2016

Czas zawrócić...

     Jak przeoczyliśmy ten film ??
Nie mam pojęcia...
A może dobrze, że go przeoczyliśmy...
     "Droga" Johna Hillcoata z 2009 roku, adaptacja powieści Cormaca McCarthe`go...
     Pierwsze ujęcie i na twarz wypływa mi uśmiech...Viggo Mortensen...Aragorn...
Urzekł mnie tą rolą we "Władcy Pierścieni"...
Musi być dobrze...
A potem uśmiech zamiera...
     Powoli wsiąkam w postapokaliptyczną wizję Ameryki...W realia bez zasad...W życie u progu śmierci...
Nie ma wspaniałych efektów specjalnych...Nie ma ról na miarę Oscara...
I właściwie nie ma nadziei...
Obraz jest przerażająco prosty...
     Niszczymy wszystko...
Pozostaje nam tylko odrobina człowieczeństwa...
Miłość Ojca do Syna...
Siedzę...Patrzę...I się boję...
     Taki właśnie Świat jesteśmy w stanie sobie zgotować...
Świat bez nadziei...
Tak podły, jakim tylko ludzie mogą go uczynić...
     Czy się zatrzymamy w tym obłędzie??
Właściwie to wątpię...
     To nie był dobry film na listopadowe, niedzielne popołudnie...
Na taki film nie ma dobrej daty...
Na taki Świat też nie ma...
     Może czas zawrócić z tej "Drogi" ??

piątek, 18 listopada 2016

Świat oczadział...

     Kiedy po raz pierwszy przeczytałam taką informację, to...No cóż...Pierwszym odruchem był wybuch śmiechu...Refleksja przyszła po przeczytaniu całego tekstu...
     Świat oczadział ??
     Pewna Staruszka, mieszkająca gdzieś na "Wygwizdowie", w chałupince skleconej pół wieku temu (a może dawniej), zapłaciła mandat (50 zeta), bo sąsiad złożył zawiadomienie na Policji, że Staruszka zakłóca jego spokój...
Rozrywkowa Staruszka...
Tyle, że...
     Zakłócanie owego spokoju powodował kogut, kilka kur, może stadko kaczek, piesek pilnujący obejścia...Zwierzaki, totalnie nie znające Kodeksów darły dzioby i pyski w nieodpowiednich momentach...
     Pan sąsiad zasiedlił "ów" Wygwizdów niedawno, wystawił piękną chałupę na kilka sypialni (takie standardy), ogródek pewnie obsadził równym szpalerem tui, ze zwierzaków może ma rybki, a może chomiczka...
A skąd ma jaja ?? Z "markietu"...
A skąd ma kuraka na niedzielny obiadek ?? Z "markietu"...
     Podobno Policjanci byli zawstydzeni wykonywanymi czynnościami...
     Pan sąsiad wstydu nie odczuwał...
     "Wygwizdów" ma się dostosować do europejskich standardów !!
Staruszka też...
     I pewnie krew moja półgóralska już dawno przestała by się burzyć, gdyby nie fakt reportażu, którego ostatnio wysłuchałam...
     W województwie dolnośląskim takie "donosiki" są ponoć na porządku dziennym...
     Mieszczuchy (też jestem Mieszczuchem) kupują działki na "Wygwizdowie", budują wypasione chałupy i zaczynają reformować otoczenie...
Traktory jeżdżą zbyt głośno...
Kombajny pracują zbyt intensywnie...
Zwierzęta gospodarskie nie szanują spokoju sąsiadów...
     Po prostu, sami "przestępcy" zamieszkiwali dotychczas "Wygwizdów"...
     Po kiego czorta wyjeżdżają traktorami o świcie na pola, jakby nie mogli spokojnie drzemać do południa (szczególnie w weekendy)...Po kiego czorta używają kombajnów, jakby nie mogli spokojnie leżakować na hamaczkach popijając schłodzone piwko...Po kiego czorta trzymają te kury, krowy i świnie, jakby nie mogli robić zakupów w "markietach"...
Przerażające...
Policja ma co robić...
     Że to owe Mieszczuchy "dosiedlały" Wygwizdów i działki nabywały znając otoczenie ??
To nie ma znaczenia...
Bo głupota ludzka nie myśli racjonalnie, ona wcale nie myśli...
Ale się rozprzestrzenia, rozmnaża, ewaluuje...
     Policja jest bezradna, bo paragraf jest, a po zgłoszeniu musi nastąpić interwencja...Pouczenie...Mandat...A być może, z czasem nastąpią zgłoszenia do Prokuratury...
     Śmieszne, czy straszne ??
Świat oczadział...

środa, 16 listopada 2016

Bardzo zarobkowa emigracja...;o)

Pan Minister "od zegarka",
zerknął tam, gdzie w prawie "szparka",
i nim ktoś się zorientował,
na Ukrainie się schował.
Gdzie przyczyna takiej draki,
że we wschodnie wpełznął krzaki ??
Tam budował będzie drogi !!
(Tutaj westchnę: Boże drogi...)
I z korupcją walkę stoczy !!
(Chcę zobaczyć to na oczy...)

Ukraińcy, moi mili...
I co Wyście uczynili ??

Lis w "kurniku" hulał będzie,
a korupcji...Wam przybędzie...
Nie czytacie ?? Nie słuchacie ??
Że historię w nosie macie ??
Nas oskubał, Was oskubie,
i przy prawie Wam podłubie,
będzie wzniosłe głosił hasła,
by w Was ochota nie zgasła...
Potem "kota" Wam "wywróci",
"oskalpuje" i...Porzuci...;o) 

P.S.

Dodam tutaj, choć po czasie,
o nowym "w sprawie" hałasie...
Rząd pożyczki Wam udzieli,
(to nowina sprzed niedzieli).
Teraz nie wiem, prawda taka...
Dopłaca Wam do "Chłopaka" ??
Chce wyrównać Wasze krzywdy ??
Prawdę mówiąc, deal jest dziwny...
A może On znając sprawę,
z Rządem zaczął swą zabawę ??
U Was etat, nasza kasa...
Jemu zawsze się "opłaca"...;o)