Dwa światy...

Bardzo Ważni Goście

poniedziałek, 28 listopada 2016

Antidotum na "pawia"...;o)

     To co się dzieje wkoło nas zaczyna być po prostu niestrawne...Nawet nalewka z zielonego orzecha nie jest w stanie zapobiec tej niestrawności...
     Totalny brak motywacji do działania...Od pogody począwszy, a na sytuacji politycznej skończywszy...
     "Paw egzystencjonalny"...Bleee...
     Może więc, trzeba sprawić moim Czytaczom azyl, żeby znaleźli chwilkę wytchnienia ??
Spróbuję...
Kiedyś się udało...
     Przedstawię Wam dzisiaj, a być może "od dzisiaj" pewnego czworonoga, który swoją wielką miłością zapisał wiele kart w historii naszego życia...



Ogonkiem bazgrane

     Jak co rano obudził mnie smakowity zapach dolatujący z kuchni.

     - Mniammm…- wyrwało mi się z pyszczka, a mama pacnęła mnie łapą między uszy.

     - Hau !! Hau !!Najpierw mycie – wyszczekała i zaczęła wylizywać moje kłaczki. Jęzor mamy zamaszyście chlapał po moim grzbiecie, a ja z niecierpliwością usiłowałem rozpoznać kuchenne zapachy.

To musiało być coś wspaniałego !! Tylko wspaniałości pachną tak pięknie !!

     - Mamuś…- wyskamlałem.

     - Cicho !! – strofowała mnie mama.

     Co ta mama tak wylizuje ?? Przecież nie byłem na podwórku, nie taplałem się w kałuży, nawet nie zrobiłem siku w pudełku. Przedtem, i owszem, zdarzało mi się czasem, ale wtedy mieszkało nas w pudełku więcej. Teraz zostałem ja i mama.

     Pan Gospodarz mówi, że to dlatego, że jestem najbardziej skundlony i najmniej przypominam mamę – ciekawe co to znaczy.

     Ale fakt, moje rodzeństwo już od kilku tygodni mieszka w innych domach. Zostałem sam…

No może nie całkiem sam…

     Jest Pan Gospodarz i Pani Gospodyni (która umie pięknie pachnieć w kuchni), jest mama i jest Boss, chociaż co do Bossa, to wolałbym, żeby go nie było.

     Boss to buldog Pana Gospodarza, jest ogromny i bardzo zły. To przez Boss moja sierść jest cała pokudlona i powyrywana. Boss lubi się mną bawić…

Tak, tak…

Dobrze czytacie…

Boss nie bawi się ze mną, tylko mną !!

     Czasem podrzuca mnie aż pod sufit, czasem ciągnie za mój cieniutki ogonek, czasem trąca mnie wielkimi łapami…Tak bawi się Boss.

     Mnie wcale nie podobają się te zabawy, i mojej mamie też się nie podobają, ale ten paskudny buldog nic sobie nie robi z naszego „niepodobania”.

     - Możesz już iść – wyszeptała mi do ucha mama – tylko uważaj na Bossa !! – ostrzegła.

     - Będę uważał – odpowiedziałem, gramoląc się z pudełka.

     Droga do kuchni była prosta. Wzdłuż kanapy, obok fotela, potem stolik na trzech nogach, mały dywanik ze śmiesznymi frędzelkami i Boss…

     - Ojej !! Boss !!  -zdążyłem zapiszczeć i już leciałem pod sufit.

     W sumie, to takie latanie jest fajne, gdyby nie to, że potem trzeba spaść. Spadanie wcale nie jest fajne. Ani takie, kiedy ląduje się na podłodze, ani takie, kiedy Boss łapie mnie w locie.

     - Mamo !! Hau !! – wrzasnąłem ile sił, ale Boss tylko się roześmiał.

     No tak, mama to miniaturka sznaucera…Zagrożenie dla Bossa żadne !!

     Kiedy rozpłaszczyłem się na podłodze buldog machnął łapą i wylądowałem pod fotelem.

     Ufff…Można chwilkę odpocząć, można polizać bolącą łapkę, można zapiszczeć z żalu…

     - Piii…Mamo !! Piii…

     Ale mama nawet nie wyjrzała z pudełka, a wstrętny pysk buldoga zbliżał się do mojego azylu bardzo niebezpiecznie.

     Jak on to robi, że wkłada ten wielki pysk do takiego małego schowania ??

     Byłem już całkiem wciśnięty do ściany i aż się trząsłem na samą myśl ogromnych kłów Bossa, kiedy do pokoju weszła Pani Gospodyni.

     - Ratunku !! – zapiszczałem z całych sił – Piii !!

     Uratowała mnie w ostatniej chwili. Paszcza Bossa już była przy moim pyszczku.

     - Oj, chudziaku…- Pani Gospodyni wzięła mnie na ręce – Lekkiego życia to ty nie masz z tym olbrzymem…

A ja się wypłakiwałem w pachnący jedzeniem fartuch Pani Gospodyni.

     I właściwie tak zaczynał się każdy mój dzień, tak się zaczynał, tak się toczył i tak się kończył. Boss był wszędzie, zawsze mnie wytropił i ciągle się mną bawił. Jakbym był pluszowym misiem, którego można tłamsić do woli, a jego nie boli nic. Nic a nic.

     Mnie boli !!

     Boli grzbiet z powyrywanymi kudełkami, boli pupa i łapki od upadków spod sufitu, bolą ponadgryzane uszy, i nawet ogonek czasem mnie boli…Ale ogonek boli mnie od merdania.

Bo ja bardzo lubię merdać moim małym, chudziutkim ogonkiem…

Ciągle biegam i merdam. Merdam i podskakuję. Podskakuję i gonię ogonek. I znowu nim merdam.

     Szczeniaczki już tak mają, że chcą się bawić. Tylko, że ja nie mam z kim się bawić. Pan Gospodarz ciągle pracuje, Pani Gospodyni też jest zawsze zajęta, mama wychodzi z koszyka tylko na spacery, a Boss…

Już wiecie jak Boss lubi się bawić.

     Kiedy kończyłem swoje śniadanie do domu wrócił Pan Gospodarz. Wrócił całkiem niespodziewanie, bo powinien być tam, gdzie pachnie zwierzętami, a Pani Gospodyni nazywa to „sklepem”.

Wrócił, złapał mnie za grzbiet i zapakował do worka…

     -Ojej !! Piii !! Mamo !! – krzyczałem ile sił, ale Pan Gospodarz worka nie wypuszczał. Nawet nie zdążyłem zjeść wszystkiego z miseczki !!

Potem wrzucił mnie do jakiegoś pojemnika. A ten pojemnik zaczął się ruszać. Trzęsło, telepało, śmierdziało…

To było nawet gorsze od lotów pod sufit !!

     - Ja chcę do mamy !! – piszczałem głośno – Nie chcę być w worku !!

Bardzo się bałem…

Tak bardzo się bałem, że z tego strachu zrobiłem siku.

Turlałem się po tym pojemniku we wszystkie strony, do przodu, do tyłu, w bok. Raz leżałem grzbietem do góry, a raz do góry brzuszkiem.

I tak bardzo śmierdziało !!

Aż przestało…

     Nagle zapanowała cisza…Pojemnik się otworzył, zapachniało spacerem, a Pan Gospodarz bardzo niezadowolony zajrzał do worka.

     - Musiałeś się teraz zlać ?!

Musiałem…

Bałem się i siku samo poleciało…Piii…Piii…

     Ale Pan Gospodarz wcale mnie nie słuchał. Złapał worek i zaczął mną huśtać. Prawie tak mocno jak Boss.

     - Proszę wejść do sklepu, przywiozłem go – powiedział nagle Pan Gospodarz, a ja poczułem zapach zwierząt, którym zawsze pachniał wracając do domu.

     Koniec podróży trochę mnie zabolał. Worek wylądował na jakiejś twardej powierzchni, to i ja na niej wylądowałem. Wtedy worek się rozchylił…

cdn...chyba...;o)

16 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Czyli do Bossa ?? Okrutnica !! ;o)

      Usuń
    2. No właśnie, ....biedny pieseczek.... i to ma być antidotum na smuteczki?!!

      Usuń
    3. A nie wiedziałaś, że cudze nieszczęścia dobrze robią naszej percepcji ?? ;o)

      Usuń
    4. Nie-prawda....Sprawdzone. Przynajmniej u mnie. Myślę sobie: w mordę jeża, cały świat jest do dopy....

      Usuń
    5. Nie-prawda !! Cały świat się nie zmieści !! ;o)

      Usuń
  2. Smutna historia, biedny pieseczek ...

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak na razie radosne to nie jest, mam nadzieję, że później będzie ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. ojej, chyba gospodarz nie oddal go do schroniska???

    OdpowiedzUsuń