Dwa światy...

Bardzo Ważni Goście

wtorek, 26 października 2021

YOER, joker dobrego handlu...

     Jak pewnie zauważyliście, do chwalenia to ja wyrywna nie jestem...Chociaż, nie powiem, kilka razy doceniłam publicznie dobrą robotę, niestandardową obsługę, czy fachowość...

Uwaga !! Będę chwalić...;o)

     Kilka miesięcy temu zakupiliśmy oczyszczacz powietrza...Sprzęt wypaśny (kilka niestandardowych funkcji), cena bardzo przystępna...Efekty ?? Miód, malina, a po brodzie soczek się leje...;o)

     I nagle, dnia pewnego sprzęt umilkł, panel przestał działać...Czarna rozpacz...

     Przepięć nie było (mamy wszystko pozabezpieczane, bo lubimy dbać o własne pieniądze), postępowaliśmy zgodnie z instrukcjami, więc co ??

No cóż...Gwarancja i kontakt ze Sprzedawcą...

Miny mieliśmy kiepskie...

Wiadomo, elektronika ma swoje prawa, a nawet najlepszy produkt czasem płata figle...

     Pan N. przesłał maila z zawiadomieniem o problemie...

     Odpowiedź nadeszła prawie natychmiast: "Na kiedy mamy zamówić Kuriera ??"

Cuda ??

     Kontakt ze Sprzedawcą był perfekcyjny...Powiem więcej...To my mieliśmy większy problem z datowaniem usługi, niż Oni z jej wykonaniem...

     W każdym razie...Kurier przybył, sprzęt odebrał...Nam pozostało puste miejsce...

     Otrzymaliśmy powiadomienia, że sprzęt dotarł do Serwisu...A dobę później, że reklamacja została uwzględniona, sprzęt naprawiony (z opisem co) i...Ruszył w drogę powrotną !!

Żeby Wam uzmysłowić szybkość tej operacji, dodam, że Pan Kurier wręczył mi paczkę z komentarzem:

     "- Jeszcze tego nie widziałem !! Szybciutko ten sprzęt do Was wrócił !!"

My byliśmy w lekkim szoku...

     Otwieramy paczkę i...

     Najpierw ryknęliśmy śmiechem...A potem Pan N. pobiegł po aparat, żeby to uwiecznić...

To w ramach "przeprosin" ??

Nie mamy pojęcia za co, ale gest był bardzo miły...;o)

     I bez mrugnięcia okiem mogę chwalić !!

1. Obsługa sprzedażowa: 6

2. Obsługa posprzedażowa: 6

3. Obsługa Klienta: 6

4. Kontakt z Firmą: 6

5. Obsługa serwisowa: 6

6. Wprawianie Klientów w dobry humor: 6

     Dzisiaj dostaliśmy maila z zapytaniem, czy wszystko w porządku...Takiego "szoka" żeśmy załapali, że zapomnieliśmy Ich powiadomić, że sprzęt dotarł i działa...Gapy z nas okrutne !!

     Postanowiłam publicznie Im podziękować !! A przy okazji, to niezła instrukcja dla innych Firm i Sprzedawców, jak obsługiwać Klientów, jak organizować pracę i jak traktować ludzi, którzy zaufali właśnie im...To procentuje !! 

     Reklama to drogi interes, a można ją mieć za free...;o)

     Pięknie dziękujemy Firmie YOER (do podania danych osobowych nie czuję się uprawniona) z Kościana...To była bardzo DOBRA ROBOTA !!

niedziela, 24 października 2021

Zosia Samosia...

 No to wracamy do wątku:

     "-Zerknij do koszyka...Może byśmy kupili ?? Zawsze jakaś wyręka..."

     Pan N. co jakiś czas wracał do tego, bo sprzęt podobał mu się "od premiery"...

     Pierworodny nabył to cudo już kilka miesięcy temu, nie mając pojęcia jakie emocje wzbudza w Rodzicach...

Pan N. na "tak"...Gordyjka na "nie"...

Nie będzie mi się tu jakaś gadzina po włościach szarogęsić...;o)

     A tak właściwie, nie podobało się nam, że zarządzanie odbywa się przez neta, więc kiedy nie ma połączenia, nie ma urządzenia...Ot co...

Ale Ślubny lubi wyzwania, i szpera dokąd nie wyszpera...

     Spojrzałam do tego koszyka i...Skapitulowałam !!

Ma Chłopisko rację...

     W zimie jakoś to wszystko ogarniam, bo odpadają eskapady wrzosowiskowe, ale od wiosny do jesieni gonię w piętkę (czytaj: ogarniam niezbędne)...Kręgosłup też nie pomaga...

Jak to mawiamy ??

Młodsi nie będziemy, a lepiej to już było...

Taka prawda...

     No to kilka kliknięć w klawiaturę, maile z potwierdzeniami, "koty" do InPostu i...

     Mamy nową "rezydentkę"...;o)

Przedstawiam Wam Zośkę...


Nie powiem...Sceptycznie byłam do niej nastawiona bardzo...

     Wygląd niepoważny (filmiki z jeżdżącymi na odkurzaczach kotkami i pieskami nie pomagały), instrukcja dosyć toporna (włącz i pracuje), koszt też właściwie przystępny...

Zabawka ??

     Mój sceptycyzm zszedł był śmiercią nagłą, kiedy otworzyłam zbiornik odkurzacza i zobaczyłam jego zawartość...

No to czapki z głów !!

     Zośka zaiwania po mieszkaniu, aż miło...Zaiwania i odwala kawał dobrej roboty, a ja...No cóż...Ja i mój kręgosłup możemy sobie spokojnie odpoczywać, albo zajmować się czymś bardziej przyziemnym (pora na przetwory z rokitnika)...

     Czasem zawoła mnie zrozpaczonym głosem (gada po angielsku), kiedy zaplącze się w zapomniany kabel, albo zablokuje się pod łóżkiem...Ale to bardziej moja wina, niż jej...

     Po dwóch godzinach zośczynej pracy mieszkanko jest odkurzone w stopniu znacznym, psie kłaki pozbierane, a ja opróżniam pojemnik z zainteresowaniem..."Co też dzisiaj upolowała ??"

     Zbiera piasek, drobne kamyki, kościane drobinki po psim posiłku, no i oczywiście kurz...Właściwie wszystko, co się mieści w wąskim otworku zośczynej paszczy...

     Pewną konsternację wywołała u Luckiego, kiedy za zaplątaną nitkę zwinęła mu ulubiony kocyk i chciała z nim zwiać do sypialki, ale konflikt zażegnałam i psisko toleruje Zośkę w stopniu zadowalającym (w czasie jej pracy drzemie sobie spokojnie w "budzie")...

     Po oczyszczeniu pojemnika i szczotek, Zośka odpoczywa...


Czyli, ładuje baterię...

     Pracuje manualnie (przez pilota), więc powierzchnię mapuje na bieżąco...

Do czego można się przyczepić ??

     1. Do pojemnika...Ma załomy, całkowicie zbyteczne i utrudniające opróżnianie...Ale jest to do przeżycia, a mnie się już pomysł "kluje" w mózgownicy, jak sobie to opróżnianie uprościć...;o)

     2. Stacja dokująca jest zbyt lekka i Zośka "parkując" przestawia ją...Kończy się na parkowaniu ręcznym...Chociaż, zgodnie z zaleceniami "stacja" stoi przy ścianie z zachowaniem odpowiednich odległości...Zośce samoczynne parkowanie udało się raz...

     3. Sygnał jest za słaby (może nie wzięto pod uwagę ilości fal w pomieszczeniach)...

     Ale te wszystkie "rzepy" stają się mniej istotne, kiedy zerknie się na odświeżone podłogi...Luksus...;o)

     Do tej pory urządzenia AGD były raczej wsparciem, teraz stają się wyręką...XXI wiek...;o)

czwartek, 21 października 2021

Sprawozdanie z dróg...

     Jakiś czas temu zamieściłam posta z naszej trasy na Wrzosowisko...Punta powinna być...

     1. Nieszczęsny chodnik budowany od kilku miesięcy, nie zmienił swojego stanu...Ku rozpaczy Mieszkańców (wjazdy na posesje są utrudnione) i przejeżdżających Kierowców (pachołki dalej zalegają na uczęszczanej trasie)...Na budowie nic się nie dzieje...Zaczynamy podejrzewać, że Gminie zabrakło pieniędzy i taki stan potrwa do "przyszłego budżetu"...Zima zrobi pewne poprawki (pachołki i niezabezpieczone krawężniki rozsypią się w drobny mak), a Mieszkańcy będą dalej oczekiwać cudu..."Mierz siły na zamiary", chciało by się powiedzieć...

     2. Dwóch Panów, którzy kładli chodnik kilka kilometrów dalej, już dawno zapomnieli o swojej robocie...Ledwie cztery dni po moim wpisie, chodnik był gotowy, teren uprzątnięty...Palce lizać...;o)

Żeby jeszcze "dowalić", to wspomnę tylko, że kolejnych kilka kilometrów dalej, miesiąc temu rozpoczęto budowę sporych rozmiarów parkingu, i on też jest już gotowy...

     3. "Nasza droga" miewa się wyśmienicie, a my w dalszym ciągu się nią zachwycamy...

     4. Drzewo przy trasie S7 ??

Spisaliśmy się !!

Zbiorowe "trzymanie kciuków" przyniosło wspaniałe efekty !!


     Teren został uporządkowany...W pasie drogowym powstał rów ociekowy...Tak sprytnie umiejscowiono skarpę, że przykryto korzenie drzewa i rośnie sobie teraz dumnie, otwierając przydrożny szpaler...Można więc, wstrzymać się na moment z nieodwracalnymi decyzjami, przemyśleć plany, wprowadzić drobne poprawki...;o)

     "Nasze drzewo" PRZETRWAŁO !!

wtorek, 19 października 2021

Pretendentka do korony...

     Kiedy na początku roku dopadła nas faza remontowa, nie zakładałam wymiany wyposażenia kuchni...W końcu mój Zaścianek to była kiedyś stolica garów, więc jakieś zapasy mam...Chociaż...Zamiłowanie do pichcenia odcisnęło swoje piętno na tych moich zasobach...

     Póki kuchenka była stara, stare gary pasowały jak ulał...Blask nowych mebli stanął do nich w wielkim kontraście...

Przyglądałam się...Przyglądałam...I decyzja dojrzewała powoli...

Aż pewnego dnia Pan N.stwierdził...

     - Zerknij do koszyka...Może byśmy kupili ?? Zawsze jakaś wyręka...

     - Najpierw gary !! - zakomunikowałam, dziwiąc się sama sobie...

Dojrzałam ??

     No to najpierw rankingi, kwestie techniczne, porównania przydatności i technologii (gdzie te czasy, że brało się coś "bo było")...;o)

     Caluśki dzień studiowałam "garncarstwo" i w końcu wybrałam Firmę...Ufff...

     Pewnie jak strzelicie, to traficie...;o)

No cóż...Przynajmniej ten "szczyt" jest w moim zasięgu...;o)

     Pozostało wstąpić w czeluście magazynowe i wybrać "przydasie"...

Łatwo nie było...

Kolejny dzień ślęczenia przed monitorem...

     I kiedy już właściwie byłam zdecydowana na kompletowanie zestawu ze sztuk...Znalazłam...Uśmiechnięte garnki !!


     Nie dość, że "uśmiechnięte" to z "dziubkiem" (to nie jest błąd ortograficzny)...;o)

     Czy są na rynku bardziej optymistyczne garnuszki, dla genetycznej optymistki ??

Ni chuchu !!

     A że do zakupów wyrywna nie jestem, to rzutem na taśmę (natchnienie wykorzystać trzeba), ogarnęłam jeszcze komplet rondelków i patelek z "mobilną" rączką...Idealne do małych kuchenek !!



To już był szczyt szczytów !!

     We łbie mi się od doznań garnkowych kręciło (prawie jak od zmian wysokości) , paluchy od klikania cierpły (jak od zwisania na łańcuchach), a przy rozpakowywaniu nieźle się nagimnastykowałam (jakbym kamienistym kominem w górę się czołgała)...No i przekładka szafkowa...Segregacja co do wyrzutki, a które ze starych garów jeszcze kariery kulinarnej nie zakończyły (teraz zaczną karierę relaksową i wybędą na Wrzosowisko)...Ufff...

     Może na tatrzańską królową to ja się już nie nadaję, ale "kuchenne rewolucje" zawsze humor poprawiają (chyba, że się zaprosi Panią Magdę)...No i gotowanie w koronowanych garach to też coś...;o)

 

P.S.Iwonko !! Setnie się uśmiałam po Twoim komentarzu...Masz wrodzony talent detektywistyczny...;o)

sobota, 16 października 2021

Szczyt szczytów...

 Dawno temu krążył taki dowcip...

     - Co to jest szczyt szczytów ??

     - Narobić komuś na wycieraczkę i zadzwonić do drzwi z prośbą o papier...;o)

Mój "szczyt szczytów" jest mniej kontrowersyjny...

     Jako młodociane dziewczę nosiłam go codziennie z sobą, towarzyszył mi całodobowo...I nie ma co ukrywać, bywał bardzo pomocny...

     W szkole podstawowej mniej, ale w średniej, poznałam siłę swojego nazwiska...;o) Kiedy Geograf wywoływał mnie do odpowiedzi, cała Klasa wiedziała, że tym razem ma luzy...

     - Ależ Ty masz geograficzne nazwisko...- mruczał Geograf...- Wiesz chociaż od czego pochodzi ??

I się zaczynał mój popis...

     - Najwyższy szczyt Tatr, Karpat i Słowacji...Położony w bocznej grani Tatr Wysokich...Należy do Korony Europy...Wysokość 2654m n.p.m. (wtedy taką wysokość podawano oficjalnie, teraz dokłada się metr)...I bajałam, bajałam, bajałam...

     Nasz Geograf wpatrywał się w okno i wyglądał na rozmarzonego...Może zdobywał szczyty ??

     Po kilkunastu minutach wracał do rzeczywistość, rzucał mi pytanie z tematów aktualnych i po dwóch, trzech moich zdaniach, przechodził do lekcji...

Takie miałam "przywileje"...;o)

     Czym dłużej trwała ta praktyka, tym szybciej kiełkowała we mnie żądza...


 "Zdobyć szczyt, stanąć na nim i ogłosić Światu, że urósł o 172 cm"...

     Krzyża jeszcze na nim nie było..."Wyrósł" w 1997 roku...

     Wejście na Gerlacha w czasach mojej młodości nie było tatrzańskim spacerkiem...Potem ja byłam "poza szczytem" zdobywając wyżyny rodzicielstwa...A kiedy nadszedł błogosławiony czas i mogłabym ruszyć na podboje, Bozia złapała mnie za piętę i nieźle potrząsnęła..."Opamiętaj się dziewczyno"...

Przez kilka lat oglądałam góry z poziomu asfaltu...Chociaż to właśnie wtedy "zaliczyłam" Chopoka (2024m n.p.m.) w sukience i sandałach na obcasiku...;o) Pierwszy i jedyny raz kiedy zachowałam się w górach jak "lelija"...Taka forma buntu mnie dopadła...;o)

Wtedy też byłam najbliżej Gerlacha...

     Fantazja ułańska zawiodła nas do maleńkiej wsi u podnóża Góry...Wsi, oczywiście Gerlach...Kilka ubogich domków...Stada kur błąkających się po asfalcie...Niczego tam właściwie nie było...Tylko Góra...

     Być może dlatego, lata temu, mój Pradziadek, a może Prapradziadek, porzucił ten ubogi skraweczek ziemi i przywędrował w Bieszczady ?? Tego się już nie dowiem, bo Dziadek wiedzy nie miał, a w Księgach parafialnych była tylko krótka notatka...

     Kiedy kilka lat temu spotkaliśmy przypadkiem Przewodnika tatrzańskiego, organizującego wyprawy na "moją Górę", nadzieja powróciła...

Może jednak się uda ??

Długo mierzyłam się z rzeczywistością...Mierzyłam siły na zamiary...

No cóż...Za późno...

Nie uda się...Tym razem rozsądek zwycięży...

Nie wszystkie marzenia muszą zostać zrealizowane...

A jeśli ?? ;o)

środa, 13 października 2021

Orzechowy sezon...

     Kto z nas nie rzucił w czasach szkolnych sakramentalnego: "A po co mam się tego uczyć ??"

Chyba każdy...

     Szczególnie, kiedy przedmiot wydawał się w życiu zbyteczny, lub kiedy miewaliśmy z nim problem ...

     Najczęściej obrywa się matematyce...Chociaż w dorosłym życiu jest nieodzowna...

Biologia, chemia, czy fizyka, też "obrywają"...

     A "dorosłość" siedzi za winklem i chichocze...

"Niepotrzebne ci ?? Zobaczymy..."

     Ale najbardziej obrywa się plastyce i muzyce...No cóż...Do tego trzeba mieć talent...Albo chociaż talencik...;o)

     I jak wkuwanie tablicy Mendelejewa może nieść jakieś korzyści (przynajmniej teoretyczne)...Tak przedszkolna nauka śląskiego trojaka "Zasiali górale", wydaje się wypełniaczem czasu dzieciaków i mało przydatnym elementem edukacji...

     Kto się tego uczył ??

Chyba wszyscy...

A jeśli nawet się nie uczył, to umie...

Nie dość, że umie zaśpiewać, to umie również zatańczyć...Takie cuda...

     Mnie ten etap edukacyjny dopadł w czasach wczesnoszkolnych, bo moja kariera przedszkolna trwała ledwie tydzień...Tańczyłam...Śpiewałam...I nijak mi to do dorosłego życia nie pasowało...

A dorosłość chichotała za winklem...;o)

     I nagle, po pięćdziesięciu latach, odkryłam przydatność przedszkolnego przeboju !!

     Do czego ?? - zapytacie...

     Do zbierania orzechów włoskich !!

     Każdy kto ma orzechy wie, że jak tylko spadną z drzewa (samoczynnie, czy otrząsane), robią wszystko, żeby się ukryć przed oczami zbieracza...A że spadają razem z liśćmi, więc ich zbieranie to wyczyn nie lada...

     I co wtedy robi zbieracz ??

Tańczy trojaka !!

     "Zasiali górale"...Szur, szur - prawą nóżką...

     "Owies, owies"...Szur, szur - lewą nóżką...

Kroczek w przód...

     "Od końca, do końca"...Szur, szur - prawą nóżką...

     "Tak jest, tak jest"...Szur, szur - lewą nóżką...

     Tylko z energetycznym refrenem trzeba poczekać, aż się całe wiadro uzbiera...

"A mom ci ja mendelicek,

w domu dwa, w domu dwa"...

     A jeśli się ma tych orzechów piętnaście, to trojak staje się przebojem miesiąca...

     Ambitne plany wrzosowiskowe znowu dostały w łeb...Matka Natura siedzi za winklem razem z Dorosłością, i chichoczą...

     My spoglądamy na korony naszych orzechów z lękiem w oczach...Dowaliły po całości...

I zbieramy...Zbieramy...

I śpiewamy...Śpiewamy...

I szuramy...Szuramy...

"Od końca, do końca,

wszystko, wszystko"...;o)

sobota, 9 października 2021

Psia moda...

 

     Sezon jesień/zima, 2021/2022...;o)

     Model początkowo nie wyglądał na uszczęśliwionego (jak wiecie, nie jestem zwolenniczką uczłowieczania zwierzaków na siłę), ale Matka Natura zdecydowała...

     Po kilku godzinach na Wrzosowisku Luckiemu zaczęła trząść się broda, a całe psisko dygotało jak osika...Ale nie dopuścił...Krok w krok z nami...

     No to trzeba było jakoś temu zaradzić...Polarowa bluza (po Pierworodnym) wydawała się w dobrym rozmiarze...;o)

     A Lucky po chwili ogarnął, że nie jest to taki zły pomysł...

     Polar nie przeszkadzał w polowaniu na myszki i w zabawie z jaszczurkami...;o)

Muszę pomyśleć o jakiejś czapeczce...;o)

poniedziałek, 4 października 2021

"Nad Niemnem" we dwie...

     Kiedy Agnieszka Zielińska zdradziła mi, że kolejną bohaterką Jej przewodników będzie Orzeszkowa, uśmiechnęłam się pod nosem...

No cóż...

     Uwielbiam czytać opisy przyrody, każdy uchwycony moment drżenia liści, a chyba nikt tej sztuki nie dokonał w większym wymiarze niż Orzeszkowa...

     Setki razy słyszałam:" Nad Niemnem?? Tego się czytać nie da...Same dłużyzny..."

Mnie się dało...;o)

     Uwielbiałam czytać "Nad Niemnem", i przyznać się mogę bez bicia...Nie ominęłam nigdy żadnego opisu...Powiem więcej...Dla tych opisów sięgałam po "Orzeszkową"...I chociaż to był inny świat...Inne miejsce...Orzeszkowa dawała mi coś niesamowitego...Jej opisy, to były moje wakacje u Bieszczadzkich Dziadków...

     Błądząc razem z Justyną po leśnych ścieżkach, czułam na twarzy promienie słońca, powiewy wiatru, szelest liści, szum trawy...A nawet gorąc bijący od nagrzanych, piaszczystych ścieżek...

     Siedząc na kanapie, na dziesiątym piętrze, w sercu dużego miasta, miałam to wszystko na wyciągnięcie ręki (a właściwie, odwrócenie kartki)...

     Wracałam więc do Orzeszkowej i "moich" Bohatyrowiczów niezmiennie...

     Co wiedziałam o Pisarce ??

Niewiele...Właściwie tyle, ile wymagała moja Polonistka (chociaż wymagająca była)...;o)

     Kilka dni temu z ciekawością rozchyliłam okładkę...


     I wyruszyłam w podróż...

Nie zawiodłam się...;o)

     Pani Eliza była Kobietą nietuzinkową...

     Agnieszka przeprowadziła mnie Jej szlakami, jak zawsze, w sposób zwięzły, jasny, piękną polszczyzną...Jak perfekcyjny Przewodnik...

     A żeby nudno i "bylejako" nie było wrzuciła również kilka "smaczków", o których na lekcjach polskiego się nie mówi (a szkoda)...;o)

     Najpiękniejsze jest to, że teraz moje spacery "Nad Niemnem" będą jeszcze bardziej wyraziste...To nie fikcja...Orzeszkowa czuła ciepło promieni słonecznych, słyszała szmer liści, szum trawy...Czuła ciepło piaszczystych, leśnych ścieżek...

     Teraz będziemy wędrować we dwie...Nie będzie taka samotna...;o)


P.S.: Brawo Agniesiu !! ;o)

http://mojepodrozeliterackie.blogspot.com/