Majóweczka nas w tym roku dopieściła !!
My z "rozpustnego" tygodnia skorzystaliśmy tylko wycinkowo, dwa dni, ale zachwyty nad pogodą się należą, bo udał się pierwszy w tym roku "nocleg na Wrzosowisku"...Echhh...
Skoro Wrzosowisko, to praca, a nie odpoczynek ??;o)
Kumulację prac w ogrodzie mamy straszną...Właściwie, nie wiadomo w co ręce wsadzić...;o)
Tydzień przymrozków dał się nam we znaki...
Jesiennego zbierania orzechów włoskich nie będzie, bo stoją teraz opalone mrozem kikuty i z trudem reanimują nowe pąki...
Nie będzie morwy zbieranej "na wiaderka", bo tuż przed przymrozkami wypuściła owoce i wiszą teraz poczerniałe ziarenka wśród spalonych liści...
Na otulonej agrowłókniną katalpie nie został nawet listeczek...
Agrest poległ...
Zbiór truskawek ?? Połowa kwiatów czarna...
Chodziłam po Wrzosowisku i dusza mi łkała...
No cóż...Matka Natura rządzi...
Może wie, że nie dała bym rady obrobić tego wszystkiego ??
Wiśnie i czereśnie (mimo braku zapylaczy) nieźle obrodziły...Aronie i świdośliwy ukwiecone nieprzyzwoicie...Mirabelki i węgierki też sobie nie żałują...Nudzić się nie będę...;o)
Trawa po kolana, więc Pan N. ruszył do kosiary...
My...
No cóż...Na Wrzosowisku nie jestem "ja", jesteśmy "my", bo wszędzie towarzyszy mi Lucki...Gdzie psi ogon, tam ja...Albo odwrotnie...
Pielę ja, pieli pies...Kopię ja, kopie pies...Sadzę ja...Pies pilnuje terytorium, polując na jaszczurki i nornice...Sieję ja...Pies goni bażanty, które monitorują stan wzrostu truskawek...
Ze mnie pot spływa litrami...Pies ziaje i ledwie dyszy od upału, ale nie odpuści...
Pilnuje wszystkiego...Krów na pastwisku...Saren w rzepaku...Zajęcy w trawie...Pracujących Ukrainek...Traktorów...Rowerzystów...Psów...Kotów...A i większe żuki nie umkną uwagi...
Pracoholik, a nie pies...
Wystarczy jednak, że obiorę kurs na leżak...
Zerknie czy siadam...
I już zasypia...
Taki przegrzany ?? Na pełnym słońcu ??
Uwielbia to !!
Skoszona trawa na "boisku" i pełne słońce !!
Potem chwilka w cieniu i na słoneczko...
Tak się lubuje tym ciepełkiem, że nawet Pana N. skusił...;o)
I chociaż noclegi na Wrzosowisku przyjmuje "z dobrodziejstwem inwentarza", czyli, skoro trzeba to trzeba...Poranki kocha !!
Kiedy tylko któreś z nas wstanie, Lucki już niecierpliwie drepcze pod drzwiami i nie może się doczekać otwarcia zamków, a potem rusza na poranny obchód...
Zanim postawimy czajnik na gazie, on już ma zmonitorowane, kto nas w nocy odwiedził, którędy szedł i co "zmajstrował"...;o) Poranki są super !!
Mnie brakuje jednego...
Kiedy otwieram oczy, Pan N. uchyla drzwi Orzeszka i wśród błękitów nieba różowieją kwiaty dzikiej róży...Do tego zapach porannej kawy...Echhh...
Już niedługo !! ;o)