To było dawno temu...Tak dawno, że właściwie można by było między bajki włożyć...Ale...Wydarzyło się na prawdę...
Jedni z naszych Sąsiadów, to Sąsiedzi "z odzysku"...Nie załapali się na ostatni przydział mieszkaniowy, kwatery prywatne były wówczas katastrofalne, z zajętego bez przydziału mieszkania Ich eksmitowano...Niezły początek jak na młode małżeństwo...
Jedno dziecię kilkuletnie, drugie "przy cycu"...
W swej determinacji postanowili adoptować poddasze, czyli naszą suszarnię...
Kliteczka to była, nie mieszkanie, ale zawsze "na swoim"...
Po kilku latach zmarł Jej Ojciec...
Wtedy się dowiedziałam, że całe życie budował dom "na krańcu świata", żeby spełnić swoje marzenia...Prawie Mu się udało...
Dom na "krańcu świata" stał, tyle, że Jego już w nim nie było...
Pozostała Mama...
Miała pewnie tyle lat co ja dzisiaj...
Na umieranie zbyt wcześnie, na "kraniec świata" zbyt późno...
Po rodzinnych naradach ustalono, że dom sprzedadzą, a Mama zamieszka z którymś z dzieci...Wybór miała...
Jeden syn, piękne mieszkanie, urządzone, stabilna sytuacja...
Drugi syn, piękny dom, urządzony, sytuacja lepsza niż "stabilność"...
Ale Mama wybrała Córkę...
Maleńką klitkę z odzysku, ciasnotę i raczej kiepską sytuację finansową...
Do Synowych "nie pójdzie", do Zięcia może...
Czym się kierowała ??
Pewnie czymś dobrym, bo Matki już tak mają, że chcą dobrze...
Postawiła Ich życie na głowie...
On nie stroniący od kieliszka zaglądał do niego coraz częściej...
Ona "między młotem i kowadłem" uśmiechała się smutno...
Mamę widywałam przez lata, jak niespiesznie człapała do Kościoła...
Dzieciaki ??
No cóż...
Były w wieku, w którym takich rzeczy się nie rozumie i nie akceptuje...
Było Im źle, ciasno i nieszczęśliwie...
Ale dorosły...Dorosły i się wyprowadziły (najszybciej jak mogły)...
Zostali: On, Ona i Mama...
Jego rzadko widuję trzeźwego...
Ona robiła się coraz bardziej przezroczysta...
Mama przestała wychodzić z domu (schody są przeszkodą nie do przebycia)...
I pewnie tak można by było zakończyć tą opowieść, bo z tego marazmu wyjścia właściwie nie ma, gdyby nie to, że...
Kilka tygodni temu spotykam Ją w sklepie...
Jest piękna !!
Jej uśmiech rozświetla ponury dzień, oczy płoną, twarz...Echhh...
Po prostu jest piękna...
- Zakochałaś się, czy co ?? - pytam, bo przemiana mnie intryguje...
Wybucha perlistym śmiechem i konspiracyjnym szeptem rzuca...
- Mam Wnuczkę !!
Eureka !!
Wracamy razem do domu, a Ona opowiada, opowiada, opowiada...
Emanuje szczęściem i miłością...
Zawsze emanowała, ale tym razem jest to radosne, piekielnie radosne...
- A On ?? - pytam, bo może wnuczy afrodyzjak podziałał zbawiennie...
- Coś Ty !! Gamoń !! - rzuca z pogardą...- Mama też ciągle psioczy, że tylko "wnusia i wnusia"...- i śmieje się radośnie...
- Wiesz co robię ?? - zapytała...- Kiedy już mam Ich dosyć, to ubieram buty i mówię, że idę do sklepu...Minibusem obracam w godzinę i mogą mi już wtedy truć duszę...Akumulatory mam naładowane...Pół godziny z Wnusią wystarcza...
Nie mogę się napatrzeć na tę przemianę...
Aż mi żal, że za moment się rozstaniemy...
- Chcesz ?? Pokażę Ci zdjęcia ?? - pyta z taką nadzieją w głosie, że teraz ja parskam śmiechem...
- Pewnie, że chcę...- odpowiadam...- Kto lepiej zrozumie Babcię niż Babcia ??
I zaczynamy podziwianie Wnusi...
Nagle przerywa...
- Wiesz, od lat myślałam, że nic mnie już dobrego w życiu nie spotka...Podjęłam jedną decyzję i spaprałam
wszystko...Rodzinę...Małżeństwo...Życie...Słono zapłaciłam...
Bardzo Ważni Goście
piątek, 22 marca 2019
poniedziałek, 18 marca 2019
Kocham Cię, Pani Wiosno !!
Dawno nie było Wrzosowiska...Prawda ??
Fakt, że byliśmy już na ugorze dwukrotnie w tym roku, ale ani pogoda nie zachęcała do uwieczniania tych bytności, ani uwieczniać nie było czego...Marazm i szarości...
Zimowego kolorytu dosyć było wkoło, więc nawet nie machnęła aparatem...
Ale kiedy zaczęły się pojawiać pierwsze newsy o wiosennych "nowalijkach", to aż mnie kręciło w środku, żeby podjechać i sprawdzić...Nie wspomnę o niepokoju po ostatnich wichurach...
Jak to nasze Wrzosowisko dało sobie radę bez Gospodarzy ??
Czy śliwy znowu "oddały" stare konary w darze wiatrowi ??
Czy krokusiki, tak haniebnie zaniedbane przeze mnie w zeszłym roku, zrewanżują się niekwitnieniem ??
Prawdziwe gordyjskie udręczenie...
No to ruszamy...
Pogoda "do kitu"...Zapowiadają całodzienne opady...Wiatr duje jak durny...
"Lądowanie", a potem...
Zmarznięte, moje bidulki...
Tu kępusia...Tam kępusia...
Rosarium w błękitach...
Znalazł się nawet on...
Robiąc porządek ze ścieżkami w Rosarium zgubiłam jedną cebulkę...Szukałam wytrwale, ale "diabeł ogonem nakrył" i znalazła się dopiero teraz...Strasznie mnie rozczulił ten krokusik-wojownik...;o)
Ale niespodzianek było więcej...
Poczekały na mnie nawet przebiśniegi...
Wygląda na to, że nie tylko czekały, ale odrobinę się spóźniły, bo obok na kwietniku jest tak...
Tulipany po prostu szaleją...Wszystkie...
Tylko szafirków mi szkoda, bo wyszły o tydzień za wcześnie i je ostatnie mrozy nocne zmasakrowały...No cóż...Może kilka przetrwa...
Z wiosenności mamy jeszcze to...
Wierzba cała w baziulkach, więc na Niedzielę Palmową będzie cała w liściach...
Forsycja się wyzłoci jak tylko słoneczko zacznie grzać...
I prymuska...
Róża szaleje...
A właściwie, szaleją wszystkie róże, poza dzikimi...Dzikie widocznie więcej rozumu mają...
Agrest i porzeczki w pąkach...Wiśnie i jabłonie w pąkach...Mirabelki obsypane jak kolia Królowej Elżbiety...
Tak nas to naładowało pozytywną energią, że po drodze wstąpiliśmy zakupić śruby do ogrodzenia i buty...Chociaż buty to nam wyszły przez całkowity przypadek...
Jak wiecie, za zakupami nie przepadam, więc buty (jak wszystko) kupuję "przy okazji"...I jakoś tak się złożyło, że trasa Zaścianek-Wrzosowisko-Wnuki nijak się do okazji miały...
Praktycznie pozostałam bez obuwia...
W sieciówkach mają gust odrębny do mojego...Pozostał internet...
Ciężko było...
Nie byłam przekonana do wyglądu, do koloru, że o przymierzeniu nie wspomnę...
I nagle...
Weszliśmy do jednego ze sklepów i szczęka mi opadła...
Już na progu widziałam ze cztery pary, które mi się podobały...Spacer między regałami wprowadził mnie w stan wręcz euforyczny...
To dopiero będzie zagwozdka...;o)
- Wiesz...- słyszę nagle szept Pana N. za plecami...- Chyba sobie buty kupię...A Ty ??
Pomijam różnorodność fasonów (czego w sieciówkach nie uświadczysz), pomijam przemiłą Obsługę (uprzejmą, pomocną, ale bez narzucania), głównym atutem był niewyobrażalny porządek na półkach (układ zupełnie po naszemu) i cena...
Żeby zobrazować Wam to siedlisko rozkoszy obuwniczej dodam, że wyszliśmy z pięcioma parami !! 3:2 dla mnie...;o)
A na pożegnanie dostaliśmy jeszcze rabaty...
Od dziecka uważałam 13-tego za dobry dzień...;o)
Skoro dobra passa trwa, więc zahaczyliśmy o jeszcze jeden sklepik i Babcia Gordyjka kupiła materiały na kiecusie dla Princeski...Jest materiał, będzie szycie...;o)
W domeczku rzuciliśmy się do porządkowania naszej buciarni...
Oto ona...
Jestem z niej bardzo dumna, bo to projekt autorski...
Rozrysowany osobiście, wykonany osobiście i zamontowany osobiście...
Kiedyś "góra" była rodzicielska, a "dół" dzieckowy...Teraz podział jest inny...Więksi (czyli Pan N.) mają "górę", a mniejsi (czyli ja) "dół"...
Jedna szufladka jest "czesata" (czyli przybory do włosów), druga jest "buciana" (czyli przybory do butów)...
Wiosna idzie "pełną gębą" !!
Wrzosowisko rozkwita...Porządki rozpoczęte...
P.S. A dzień później przeszła nad Zaściankiem pierwsza, wiosenna burza...;o)
Fakt, że byliśmy już na ugorze dwukrotnie w tym roku, ale ani pogoda nie zachęcała do uwieczniania tych bytności, ani uwieczniać nie było czego...Marazm i szarości...
Zimowego kolorytu dosyć było wkoło, więc nawet nie machnęła aparatem...
Ale kiedy zaczęły się pojawiać pierwsze newsy o wiosennych "nowalijkach", to aż mnie kręciło w środku, żeby podjechać i sprawdzić...Nie wspomnę o niepokoju po ostatnich wichurach...
Jak to nasze Wrzosowisko dało sobie radę bez Gospodarzy ??
Czy śliwy znowu "oddały" stare konary w darze wiatrowi ??
Czy krokusiki, tak haniebnie zaniedbane przeze mnie w zeszłym roku, zrewanżują się niekwitnieniem ??
Prawdziwe gordyjskie udręczenie...
No to ruszamy...
Pogoda "do kitu"...Zapowiadają całodzienne opady...Wiatr duje jak durny...
"Lądowanie", a potem...
Zmarznięte, moje bidulki...
Tu kępusia...Tam kępusia...
Rosarium w błękitach...
Znalazł się nawet on...
Robiąc porządek ze ścieżkami w Rosarium zgubiłam jedną cebulkę...Szukałam wytrwale, ale "diabeł ogonem nakrył" i znalazła się dopiero teraz...Strasznie mnie rozczulił ten krokusik-wojownik...;o)
Ale niespodzianek było więcej...
Poczekały na mnie nawet przebiśniegi...
Wygląda na to, że nie tylko czekały, ale odrobinę się spóźniły, bo obok na kwietniku jest tak...
Tulipany po prostu szaleją...Wszystkie...
Tylko szafirków mi szkoda, bo wyszły o tydzień za wcześnie i je ostatnie mrozy nocne zmasakrowały...No cóż...Może kilka przetrwa...
Z wiosenności mamy jeszcze to...
Wierzba cała w baziulkach, więc na Niedzielę Palmową będzie cała w liściach...
Forsycja się wyzłoci jak tylko słoneczko zacznie grzać...
I prymuska...
Róża szaleje...
A właściwie, szaleją wszystkie róże, poza dzikimi...Dzikie widocznie więcej rozumu mają...
Agrest i porzeczki w pąkach...Wiśnie i jabłonie w pąkach...Mirabelki obsypane jak kolia Królowej Elżbiety...
Tak nas to naładowało pozytywną energią, że po drodze wstąpiliśmy zakupić śruby do ogrodzenia i buty...Chociaż buty to nam wyszły przez całkowity przypadek...
Jak wiecie, za zakupami nie przepadam, więc buty (jak wszystko) kupuję "przy okazji"...I jakoś tak się złożyło, że trasa Zaścianek-Wrzosowisko-Wnuki nijak się do okazji miały...
Praktycznie pozostałam bez obuwia...
W sieciówkach mają gust odrębny do mojego...Pozostał internet...
Ciężko było...
Nie byłam przekonana do wyglądu, do koloru, że o przymierzeniu nie wspomnę...
I nagle...
Weszliśmy do jednego ze sklepów i szczęka mi opadła...
Już na progu widziałam ze cztery pary, które mi się podobały...Spacer między regałami wprowadził mnie w stan wręcz euforyczny...
To dopiero będzie zagwozdka...;o)
- Wiesz...- słyszę nagle szept Pana N. za plecami...- Chyba sobie buty kupię...A Ty ??
Pomijam różnorodność fasonów (czego w sieciówkach nie uświadczysz), pomijam przemiłą Obsługę (uprzejmą, pomocną, ale bez narzucania), głównym atutem był niewyobrażalny porządek na półkach (układ zupełnie po naszemu) i cena...
Żeby zobrazować Wam to siedlisko rozkoszy obuwniczej dodam, że wyszliśmy z pięcioma parami !! 3:2 dla mnie...;o)
A na pożegnanie dostaliśmy jeszcze rabaty...
Od dziecka uważałam 13-tego za dobry dzień...;o)
Skoro dobra passa trwa, więc zahaczyliśmy o jeszcze jeden sklepik i Babcia Gordyjka kupiła materiały na kiecusie dla Princeski...Jest materiał, będzie szycie...;o)
W domeczku rzuciliśmy się do porządkowania naszej buciarni...
Oto ona...
Jestem z niej bardzo dumna, bo to projekt autorski...
Rozrysowany osobiście, wykonany osobiście i zamontowany osobiście...
Kiedyś "góra" była rodzicielska, a "dół" dzieckowy...Teraz podział jest inny...Więksi (czyli Pan N.) mają "górę", a mniejsi (czyli ja) "dół"...
Jedna szufladka jest "czesata" (czyli przybory do włosów), druga jest "buciana" (czyli przybory do butów)...
Wiosna idzie "pełną gębą" !!
Wrzosowisko rozkwita...Porządki rozpoczęte...
P.S. A dzień później przeszła nad Zaściankiem pierwsza, wiosenna burza...;o)
piątek, 15 marca 2019
Wiosenny "przerost"...;o)
Kiedy zbliża się wiosna, Wnuki rozkwitają...;o)
No cóż...
Każdy kto posiadał dzieci w wymiarze mikro, wie, że przetrwanie zimy z Nielotami w domach nie jest łatwym wyzwaniem...Nieloty potrzebują przestrzenie, bodźców, wybiegania i masy innych rzeczy...
Kiedy jest śnieg, to pół biedy, bo można wybyć z Nielotami w plener i wytarzać Je w zaspach, ale te nasze zimy ostatnio, takie mało zimowe są...
Genialnym wynalazkiem są sale zabaw zwane "kuleczkowem" (bo w każdej takiej sali "musi" być basen z piłeczkami)...Jest przestrzeń, są zabawki, są rówieśnicy...
Nikogo więc nie zdziwi, że mamy "obcykane" wszystkie "kuleczkowa" w promieniu kilkudziesięciu kilometrów (i kilkuset, wliczając rozrywkowy kombinat w Gdańsku)...
Nasze Wnuki to uwielbiają !!
Ale, że wiosna delikatnie puka już do drzwi Matki Natury, więc pleneru będzie coraz więcej...
Tak wspominamy zimę...
Princeska wozi piłeczkę na sankach...
Bidulka pamięta tylko saneczki i to co się z nimi robi...
Problem w tym, że Dziadkowie przy tarasie usypali górkę ze śniegu, z której mogła zjeżdżać, więc teraz tarmosi te saneczki na taras, ustawia z wielkim zaangażowanie i czeka na zjazd...
Ma ktoś może zaspę śniegu do odstąpienia ?? ;o)
Wiosenne porządki też się Princesce podobają...
Rośnie nam druga Pomocnica !!
Ależ była przejęta tym grabieniem !!
Że grabki trochę zbyt duże ??
Oj tam, oj tam...
Da radę !!
Ale prawdziwym wyzwaniem jest to...
Droga !!
Princeska nauczyła się otwierać furtkę, i nie waha się używać tej umiejętności...
A powiem Wam w sekrecie, że biega bardzo szybko...;o)
No to Babcia ma trening za free, bez osobistego trenera...
Dobrze, że Princeska ma upór po Babci, więc Babcia ma przewagę (więcej miejsca na upór)...
Złapana i "osadzona" w ogródku, czeka na...
Wiecie co to jest ??
To pozycja startowa !!
Na miejsca...Gotów...Start !!
I biegamy...
Princeska...Księciunio...Babcia...
Dokładnie mówiąc ta pozycja to "gotów"...;o)
Po dziesięciu wyścigach, Babcia marzy o kanapie, Księciunio o zjeżdżalni, a Princeska dalej czeka w pozycji "na miejsca" i kusi nas uroczym uśmiechem z cudnymi dołeczkami...
Co jeszcze jest wyzwaniem dla Princeski ??
Płot, siatka, drabina, ścianka wspinaczkowa...
Kocha przestrzeń, wysokość i wyzwania...
Princesia ma 1,5 roku...
Genetyka chyba mnie przerosła...;o)
No cóż...
Każdy kto posiadał dzieci w wymiarze mikro, wie, że przetrwanie zimy z Nielotami w domach nie jest łatwym wyzwaniem...Nieloty potrzebują przestrzenie, bodźców, wybiegania i masy innych rzeczy...
Kiedy jest śnieg, to pół biedy, bo można wybyć z Nielotami w plener i wytarzać Je w zaspach, ale te nasze zimy ostatnio, takie mało zimowe są...
Genialnym wynalazkiem są sale zabaw zwane "kuleczkowem" (bo w każdej takiej sali "musi" być basen z piłeczkami)...Jest przestrzeń, są zabawki, są rówieśnicy...
Nikogo więc nie zdziwi, że mamy "obcykane" wszystkie "kuleczkowa" w promieniu kilkudziesięciu kilometrów (i kilkuset, wliczając rozrywkowy kombinat w Gdańsku)...
Nasze Wnuki to uwielbiają !!
Ale, że wiosna delikatnie puka już do drzwi Matki Natury, więc pleneru będzie coraz więcej...
Tak wspominamy zimę...
Princeska wozi piłeczkę na sankach...
Bidulka pamięta tylko saneczki i to co się z nimi robi...
Problem w tym, że Dziadkowie przy tarasie usypali górkę ze śniegu, z której mogła zjeżdżać, więc teraz tarmosi te saneczki na taras, ustawia z wielkim zaangażowanie i czeka na zjazd...
Ma ktoś może zaspę śniegu do odstąpienia ?? ;o)
Wiosenne porządki też się Princesce podobają...
Rośnie nam druga Pomocnica !!
Ależ była przejęta tym grabieniem !!
Że grabki trochę zbyt duże ??
Oj tam, oj tam...
Da radę !!
Ale prawdziwym wyzwaniem jest to...
Droga !!
Princeska nauczyła się otwierać furtkę, i nie waha się używać tej umiejętności...
A powiem Wam w sekrecie, że biega bardzo szybko...;o)
No to Babcia ma trening za free, bez osobistego trenera...
Dobrze, że Princeska ma upór po Babci, więc Babcia ma przewagę (więcej miejsca na upór)...
Złapana i "osadzona" w ogródku, czeka na...
Wiecie co to jest ??
To pozycja startowa !!
Na miejsca...Gotów...Start !!
I biegamy...
Princeska...Księciunio...Babcia...
Dokładnie mówiąc ta pozycja to "gotów"...;o)
Po dziesięciu wyścigach, Babcia marzy o kanapie, Księciunio o zjeżdżalni, a Princeska dalej czeka w pozycji "na miejsca" i kusi nas uroczym uśmiechem z cudnymi dołeczkami...
Co jeszcze jest wyzwaniem dla Princeski ??
Płot, siatka, drabina, ścianka wspinaczkowa...
Kocha przestrzeń, wysokość i wyzwania...
Princesia ma 1,5 roku...
Genetyka chyba mnie przerosła...;o)
wtorek, 12 marca 2019
Agnieszka Zielińska - Jeśli coś robić, to dobrze !!
Kiedy w skrzynce na listy znalazłam słusznych rozmiarów kopertę, uśmiechnęłam się mimo woli i pomyślałam: "Wreszcie !!"...
Zaglądałam do tej skrzynki codziennie...
Weszłam do mieszkania, porozkładałam zakupy i otworzyłam kopertę...
Bardzo chciałam poczuć "ten zapach" i przeczytać dedykację, którą obiecała mi Autorka...;o)
No cóż...
Lubię dedykacje...;o)
Na serduchu zrobiło się miło i ...
No właśnie...
Bezwiednie przerzuciłam kartkę...
Potem następną...
I następną...
Echhh...
No dobra, przyznam się...
Przeczytałam całość bez zmiany pozycji siedzenia (trochę ścierpłam) i bez herbatki (a bardzo chciało mi się pić)...
Dobrze, że te zakupy wcześniej wypakowałam...;o)
Co mnie tak pochłonęło ??
Oto winowajca:
A właściwie, duet Winowajców...
Nasz Wieszcz i Tropicielka Jego śladów, czyli Agnieszka Zielińska...
Piękna polszczyzna, prosty przekaz, czytelna kompozycja, pasja w każdym słowie...
Pod koniec miałam wrażenie, że Mickiewicz z premedytacją "buszował" po Europie, żeby Agnieszka miała o czym pisać...;o)
To prawda, namawiałam Agnieszkę do napisania książki, bo jestem wielką miłośniczką Jej bloga...To prawda, że nie mogłam doczekać się jej wydania i z niecierpliwością czekałam na dobre wieści...To prawda, że trzymałam kciuki za Jej sukces...
Nie spodziewałam się jednak, że ta książka będzie aż tak dobra (wybacz Agnieszko moją niewiarę w Ciebie)...
Agnieszka Zielińska ma dar, dar, którym poszczycić mogą się nieliczni...Dar słowa...
Książka jest po prostu - ŚWIETNA !!
I ręczę Ci słowem, droga Autorko, Mickiewicz byłby z Ciebie dumny...;o)
A wszystkich, którzy chcieli by nabyć to dzieło, zachęcam do kontaktu mailowego z Autorką:
Szczególnie tych, którzy uczestniczyli w zbiórce środków na wydanie tej książki, a jeszcze nie odpowiedzieli na prośbę Agnieszki o kontakt...Napiszcie !! Świetnie zainwestowaliście pieniądze, więc czas na profity...;o)
Dziękuję Ci Agnieszko za piękne chwile wzruszenia !! I za to ścierpnięcie...I za to pragnienie...
I pisz !! Pisz kolejną część swoich "Podróży literackich"...
Robisz to na prawdę dobrze...;o)
Zaglądałam do tej skrzynki codziennie...
Weszłam do mieszkania, porozkładałam zakupy i otworzyłam kopertę...
Bardzo chciałam poczuć "ten zapach" i przeczytać dedykację, którą obiecała mi Autorka...;o)
No cóż...
Lubię dedykacje...;o)
Na serduchu zrobiło się miło i ...
No właśnie...
Bezwiednie przerzuciłam kartkę...
Potem następną...
I następną...
Echhh...
No dobra, przyznam się...
Przeczytałam całość bez zmiany pozycji siedzenia (trochę ścierpłam) i bez herbatki (a bardzo chciało mi się pić)...
Dobrze, że te zakupy wcześniej wypakowałam...;o)
Co mnie tak pochłonęło ??
Oto winowajca:
A właściwie, duet Winowajców...
Nasz Wieszcz i Tropicielka Jego śladów, czyli Agnieszka Zielińska...
Piękna polszczyzna, prosty przekaz, czytelna kompozycja, pasja w każdym słowie...
Pod koniec miałam wrażenie, że Mickiewicz z premedytacją "buszował" po Europie, żeby Agnieszka miała o czym pisać...;o)
To prawda, namawiałam Agnieszkę do napisania książki, bo jestem wielką miłośniczką Jej bloga...To prawda, że nie mogłam doczekać się jej wydania i z niecierpliwością czekałam na dobre wieści...To prawda, że trzymałam kciuki za Jej sukces...
Nie spodziewałam się jednak, że ta książka będzie aż tak dobra (wybacz Agnieszko moją niewiarę w Ciebie)...
Agnieszka Zielińska ma dar, dar, którym poszczycić mogą się nieliczni...Dar słowa...
Książka jest po prostu - ŚWIETNA !!
I ręczę Ci słowem, droga Autorko, Mickiewicz byłby z Ciebie dumny...;o)
A wszystkich, którzy chcieli by nabyć to dzieło, zachęcam do kontaktu mailowego z Autorką:
az44@wp.pl
Szczególnie tych, którzy uczestniczyli w zbiórce środków na wydanie tej książki, a jeszcze nie odpowiedzieli na prośbę Agnieszki o kontakt...Napiszcie !! Świetnie zainwestowaliście pieniądze, więc czas na profity...;o)
Dziękuję Ci Agnieszko za piękne chwile wzruszenia !! I za to ścierpnięcie...I za to pragnienie...
I pisz !! Pisz kolejną część swoich "Podróży literackich"...
Robisz to na prawdę dobrze...;o)
poniedziałek, 11 marca 2019
Idzie wiosna...
Idzie wiosna !!
Stwierdzam kategorycznie i słowa własnego nie cofnę...;o)
Idzie i już...
I nie mam wcale na uwadze coraz radośniejszego ćwierkania za oknem, nieśmiałych "czubeczków" wyłażących spod ziemi, czy temperatur - takich bardziej przyswajalnych...
Idzie wiosna, bo Gordyjka zmieliła jajczane skorupki...;o)
Zbierane przez rok (trzy spore reklamówki) doczekały się na swoją kolej...
Po co ??
Oczywiście !! Na Wrzosowisko...
Do znudzenia będę powtarzać:
Jeśli Matka Natura coś darmo daje, to grzech nie skorzystać !!
To korzystam...
Jajczane skorupki to bogactwo...
Zawierają węglan wapnia, miedź, fluor, żelazo, mangan, molibden, siarkę, krzem, cynk i masę innych makro i mikroelementów...
Dla roślinek mniam-mniam, dla człowieków też bardzo pożyteczne...Nawet piesowatym pomagają przy biegunce...
Po prostu: BOGACTWO...
W necie są całe elaboraty o jajczanych skorupkach, więc się powtarzać nie będę...
Ale wiosnę już czuję...;o)
Echhh...
Stwierdzam kategorycznie i słowa własnego nie cofnę...;o)
Idzie i już...
I nie mam wcale na uwadze coraz radośniejszego ćwierkania za oknem, nieśmiałych "czubeczków" wyłażących spod ziemi, czy temperatur - takich bardziej przyswajalnych...
Idzie wiosna, bo Gordyjka zmieliła jajczane skorupki...;o)
Zbierane przez rok (trzy spore reklamówki) doczekały się na swoją kolej...
Po co ??
Oczywiście !! Na Wrzosowisko...
Do znudzenia będę powtarzać:
Jeśli Matka Natura coś darmo daje, to grzech nie skorzystać !!
To korzystam...
Jajczane skorupki to bogactwo...
Zawierają węglan wapnia, miedź, fluor, żelazo, mangan, molibden, siarkę, krzem, cynk i masę innych makro i mikroelementów...
Dla roślinek mniam-mniam, dla człowieków też bardzo pożyteczne...Nawet piesowatym pomagają przy biegunce...
Po prostu: BOGACTWO...
W necie są całe elaboraty o jajczanych skorupkach, więc się powtarzać nie będę...
Ale wiosnę już czuję...;o)
Echhh...
piątek, 8 marca 2019
Panie Generale, czy to jest kura ??
Kiedy Misiowi Rodzice składali podpisy pod aktem notarialnym, a my spędzaliśmy wspaniałe popołudnie z Wnukami, w Gordyjkę, niczym w pomysłowego Dobromila, "walnęła" myśl...
Trzeba jakoś ten moment uczcić !!
Ależ mi się roiło w tej makówce...;o)
To miało być coś...Hmmm...
Coś oryginalnego, nietuzinkowego, pięknego...itp...itd...
Po powrocie do domeczku przedstawiłam pomysł Panu N. ...
Pierwsze własne "gniazdko"...Własny kawałek podłogi...I nasz totalny bzik na punkcie Wnuków...
Oczywiście !!
Bocianie gniazdo !! Z Mamą bocianem, Tatą bocianem i dwoma bocianiętami...A że rozmiar naszej "dziadowskiej" miłości jest bezkresny, więc miały być jeszcze dwa jaja, że niby gotowi jako dziadkowie jesteśmy...;o)
Sama się za realizację nie brałam, bo miało być "pięknie", a nie tylko "oryginalnie"...
Po tygodniu starań wiedziałam, że prędzej adoptuję prawdziwego bociana, niż znajdę Twórcę owego "dzieła"...
Mina mi zrzedła...Włos posiwiał...
Pan N. wkroczył do akcji...
I znalazł...Na chińskich serwerach...
Co prawda, nie bociany, ale meritum przesłania zachowane...
Dokonaliśmy zamówienia (w cywilizowanym języku)...
I czekamy...
Przez chwilę obawialiśmy się, czy ta nasza przesyłka nie utonęła wraz z kontenerami w okolicach Holandii...Ale nieloty dały radę...Dopłynęły...
Kury ??
Tak twierdził Sprzedawca...;o)
Mama Kura...Tata Kur...Dwa Kurczaczki...I dwa jaja :o)...
Żeby nie było wątpliwości to wkoło rajskie jabłuszka (symbol dostatku i płodności)...;o)
Pierworodny parsknął śmiechem...
Synowej podpadliśmy na całej linii...
Dzieciaki zachwycone !! ;o)
Kury może nie są piękne, ale są urocze...Oczywiście, jeśli to kury...;o)
A że cały dom, póki co, mają w odcieniach: biały, czarny, szary (bardzo depresyjne to jest), więc ta odrobina kolorów bardzo dobrze się prezentuje na półeczce...
I jeszcze małe coś...
Łazienki są czarno-białe...(Siadanie na czarnym sedesie jest bardzo traumatycznym doznaniem)...
Misiowa Mama postanowiła dodać odrobinę koloru...
W tej łazience z przewagą czerni, będzie odrobina bordowego...
A w tej z przewagą bieli, będzie lawendowy...;o)
No to dostanie coś takiego...;o)
Zawieszka łazienkowa, oczywiście, z lawendą...;o)
Dzieniokobietowo dostanie...;o)
Żeby Jej przykro nie było, że w taki dzień "czcimy" tylko Pierworodnego...;o)
Trzeba jakoś ten moment uczcić !!
Ależ mi się roiło w tej makówce...;o)
To miało być coś...Hmmm...
Coś oryginalnego, nietuzinkowego, pięknego...itp...itd...
Po powrocie do domeczku przedstawiłam pomysł Panu N. ...
Pierwsze własne "gniazdko"...Własny kawałek podłogi...I nasz totalny bzik na punkcie Wnuków...
Oczywiście !!
Bocianie gniazdo !! Z Mamą bocianem, Tatą bocianem i dwoma bocianiętami...A że rozmiar naszej "dziadowskiej" miłości jest bezkresny, więc miały być jeszcze dwa jaja, że niby gotowi jako dziadkowie jesteśmy...;o)
Sama się za realizację nie brałam, bo miało być "pięknie", a nie tylko "oryginalnie"...
Po tygodniu starań wiedziałam, że prędzej adoptuję prawdziwego bociana, niż znajdę Twórcę owego "dzieła"...
Mina mi zrzedła...Włos posiwiał...
Pan N. wkroczył do akcji...
I znalazł...Na chińskich serwerach...
Co prawda, nie bociany, ale meritum przesłania zachowane...
Dokonaliśmy zamówienia (w cywilizowanym języku)...
I czekamy...
Przez chwilę obawialiśmy się, czy ta nasza przesyłka nie utonęła wraz z kontenerami w okolicach Holandii...Ale nieloty dały radę...Dopłynęły...
Kury ??
Tak twierdził Sprzedawca...;o)
Mama Kura...Tata Kur...Dwa Kurczaczki...I dwa jaja :o)...
Żeby nie było wątpliwości to wkoło rajskie jabłuszka (symbol dostatku i płodności)...;o)
Pierworodny parsknął śmiechem...
Synowej podpadliśmy na całej linii...
Dzieciaki zachwycone !! ;o)
Kury może nie są piękne, ale są urocze...Oczywiście, jeśli to kury...;o)
A że cały dom, póki co, mają w odcieniach: biały, czarny, szary (bardzo depresyjne to jest), więc ta odrobina kolorów bardzo dobrze się prezentuje na półeczce...
I jeszcze małe coś...
Łazienki są czarno-białe...(Siadanie na czarnym sedesie jest bardzo traumatycznym doznaniem)...
Misiowa Mama postanowiła dodać odrobinę koloru...
W tej łazience z przewagą czerni, będzie odrobina bordowego...
A w tej z przewagą bieli, będzie lawendowy...;o)
No to dostanie coś takiego...;o)
Zawieszka łazienkowa, oczywiście, z lawendą...;o)
Dzieniokobietowo dostanie...;o)
Żeby Jej przykro nie było, że w taki dzień "czcimy" tylko Pierworodnego...;o)
Najlepszego Synku !!
Od trzydziestu czterech lat to jeden z najpiękniejszych moich dni...;o)
poniedziałek, 4 marca 2019
Dziecko prawdę Ci powie...
W klasie czwartej Pani przeprowadzała lekcję, której tematem był "sukces"...
I słowo, i znaczenie bardzo modne w naszych czasach, i nie ukrywajmy, pożądane...
Nauczycielka ze sporym stażem świetnie temat przygotowała, a że Dzieciakom zjawisko dobrze znane (przynajmniej ze słyszenia), więc z ochotą uczestniczyły w dyskusji...
Pod koniec lekcji, Pani zapytała:
- A czy Wy znacie kogoś, kto odniósł sukces ??
Las rąk...
Serce się raduje...
Dzieciaki rzucają nazwiska znanych Polityków, znanych Sportowców...
Wśród tego lasu ręka Oliego...
- Oli...Kto według Ciebie odniósł sukces ?? - zapytała Nauczycielka...
- Mój Tata !! - dziarsko odrzekł Młodzieniec...
W klasie się uciszyło, a serce Pani zadrżało radośnie...
Uśmiech nieznaczny wypełzł na usta, a duszyczkę nauczycielską zaczęła wypełniać duma...
Tak, tak...Dobrze kombinujecie...
Ów Tata, Człek sukcesu, był wiele lat temu Wychowankiem owej Pani...
Ale, że Nauczycielki lubią dogłębnie temat badać, padło kolejne pytanie...
- Dlaczego Twój Tata jest człowiekiem sukcesu ??
- Bo nie poszedł na studia !! - walnął Oli, a Pani musiała bardzo się starać, żeby nie parsknąć śmiechem...
A że Dzieci ponoć zawsze mówią prawdę, to wierzcie mi na słowo, Oli powiedział najszczerszą prawdę...
Jego Tata jest Kucharzem, i to Kucharzem przez duże "K"...
Ja Go poznałam, kiedy jeszcze był dzieciakiem, kończył szkołę średnią...
Sympatyczny, zawsze uśmiechnięty...I z wielkim darem...
Darem do gotowania...
Z prostego dania umiał wydobyć finezję smaku...
Uwielbiałam jeść Jego potrawy...I uwielbiam...;o)
Potem ruszył w wielki Świat...(To mój Bocianek)
Gotował w Stanach...Gotował w Europie...
Zbierał "rozumki" i gotował...
Teraz prowadzi własną Restaurację...
Kiedy gotuje, nic innego nie istnieje...
Oli miał absolutną rację !!
Może tylko ta prawda odrobinę zabolała nauczycielską ambicję...Bo powód do dumy, ma Ona na pewno...
I słowo, i znaczenie bardzo modne w naszych czasach, i nie ukrywajmy, pożądane...
Nauczycielka ze sporym stażem świetnie temat przygotowała, a że Dzieciakom zjawisko dobrze znane (przynajmniej ze słyszenia), więc z ochotą uczestniczyły w dyskusji...
Pod koniec lekcji, Pani zapytała:
- A czy Wy znacie kogoś, kto odniósł sukces ??
Las rąk...
Serce się raduje...
Dzieciaki rzucają nazwiska znanych Polityków, znanych Sportowców...
Wśród tego lasu ręka Oliego...
- Oli...Kto według Ciebie odniósł sukces ?? - zapytała Nauczycielka...
- Mój Tata !! - dziarsko odrzekł Młodzieniec...
W klasie się uciszyło, a serce Pani zadrżało radośnie...
Uśmiech nieznaczny wypełzł na usta, a duszyczkę nauczycielską zaczęła wypełniać duma...
Tak, tak...Dobrze kombinujecie...
Ów Tata, Człek sukcesu, był wiele lat temu Wychowankiem owej Pani...
Ale, że Nauczycielki lubią dogłębnie temat badać, padło kolejne pytanie...
- Dlaczego Twój Tata jest człowiekiem sukcesu ??
- Bo nie poszedł na studia !! - walnął Oli, a Pani musiała bardzo się starać, żeby nie parsknąć śmiechem...
A że Dzieci ponoć zawsze mówią prawdę, to wierzcie mi na słowo, Oli powiedział najszczerszą prawdę...
Jego Tata jest Kucharzem, i to Kucharzem przez duże "K"...
Ja Go poznałam, kiedy jeszcze był dzieciakiem, kończył szkołę średnią...
Sympatyczny, zawsze uśmiechnięty...I z wielkim darem...
Darem do gotowania...
Z prostego dania umiał wydobyć finezję smaku...
Uwielbiałam jeść Jego potrawy...I uwielbiam...;o)
Potem ruszył w wielki Świat...(To mój Bocianek)
Gotował w Stanach...Gotował w Europie...
Zbierał "rozumki" i gotował...
Teraz prowadzi własną Restaurację...
Kiedy gotuje, nic innego nie istnieje...
Oli miał absolutną rację !!
Może tylko ta prawda odrobinę zabolała nauczycielską ambicję...Bo powód do dumy, ma Ona na pewno...
piątek, 1 marca 2019
Nobilitacja maszyny do szycia...
Każdy wie, że jeśli kupuje się ciucha, to "pod duszę"...
Można być w totalnej opozycji dla tzw.: "małych czarnych", ale jeśli "dusza" zawyje, to wychodzi się ze sklepu z takim właśnie okazem...
Jak jest z Dziećmi ??
Pierworodny uwielbiał spodnie "w kantkę", żabot i muszkę, a mała "kapeczka" na mankiecie powodowała konieczność natychmiastowego przebrania...
Córcia nie znosiła sukienek (po mamie) i całe dzieciństwo przeparadowała w dresach...
Księciunio nie lubi kalesonów, przez dwa lata czapka była pretekstem do "wojny domowej", a koszula z guzikami jest zmorą do dzisiaj...
Princeska...
No cóż...
Princeska to żywioł, więc proces ubierania, sam w sobie jest wyzwaniem...
Ale wielkiego zainteresowania falbankami i koronkami nie stwierdziłam...
Materiał kupiłam rok temu, dodatki też (różne) i czekałam, aż się nam Wnusia określi...
A kiedy byliśmy na ostatniej wizytacji, nagle mi zaświtało...Wszystko...Dokładnie...I po całości...
No to, żeby natchnienia nie płoszyć i mieć przerywnik w papierzeniu, liczeniu, sprawozdaniach i ofertach, siadłam do maszyny (się bidulka takiej nobilitacji nie spodziewała)...
I powstało...
Spódniczka i opaska do włosów...
Pudełka zapałek nie położyłam, ale wielkość sobie wyobrazicie, bo całość leży w poprzek na desce do prasowania (dł 25 cm)...
Szyłam i się śmiałam, bo paluchy mi się w tych zakładeczkach nie mieściły, dłonie miałam przy tym jak bochny chleba, a rozmach wzięty do "strzepnięcia" powodował malowniczy lot spódniczki przez cały pokój...
Mam nadzieję, że się ten twór spodoba...I Misiowej Mamie...I Adresatce...
Bo my co spojrzymy to chichoczemy...;o)
Można być w totalnej opozycji dla tzw.: "małych czarnych", ale jeśli "dusza" zawyje, to wychodzi się ze sklepu z takim właśnie okazem...
Jak jest z Dziećmi ??
Pierworodny uwielbiał spodnie "w kantkę", żabot i muszkę, a mała "kapeczka" na mankiecie powodowała konieczność natychmiastowego przebrania...
Córcia nie znosiła sukienek (po mamie) i całe dzieciństwo przeparadowała w dresach...
Księciunio nie lubi kalesonów, przez dwa lata czapka była pretekstem do "wojny domowej", a koszula z guzikami jest zmorą do dzisiaj...
Princeska...
No cóż...
Princeska to żywioł, więc proces ubierania, sam w sobie jest wyzwaniem...
Ale wielkiego zainteresowania falbankami i koronkami nie stwierdziłam...
Materiał kupiłam rok temu, dodatki też (różne) i czekałam, aż się nam Wnusia określi...
A kiedy byliśmy na ostatniej wizytacji, nagle mi zaświtało...Wszystko...Dokładnie...I po całości...
No to, żeby natchnienia nie płoszyć i mieć przerywnik w papierzeniu, liczeniu, sprawozdaniach i ofertach, siadłam do maszyny (się bidulka takiej nobilitacji nie spodziewała)...
I powstało...
Spódniczka i opaska do włosów...
Pudełka zapałek nie położyłam, ale wielkość sobie wyobrazicie, bo całość leży w poprzek na desce do prasowania (dł 25 cm)...
Szyłam i się śmiałam, bo paluchy mi się w tych zakładeczkach nie mieściły, dłonie miałam przy tym jak bochny chleba, a rozmach wzięty do "strzepnięcia" powodował malowniczy lot spódniczki przez cały pokój...
Mam nadzieję, że się ten twór spodoba...I Misiowej Mamie...I Adresatce...
Bo my co spojrzymy to chichoczemy...;o)
Subskrybuj:
Posty (Atom)