Promienie słońca zniknęły już za pociemniałą ścianą lasu...Wśród szmeru szuwarów słychać głosy układających się do snu ptaków...Woda delikatnie chlupocze o bale pomostu...Jeziora połyskują blaskiem przybrzeżnego ogniska...Milkną echa pracowitego dnia...
I nagle...Wśród tego wyciszenia...Rozlega się śpiew...
Nie ma piękniejszego instrumentu na świecie nad ludzki głos...
No cóż...
Pozostaje mi jedynie ogłosić rozpoczęcie sezonu "Szwędaka 2013"...
"Szwędak" to dziwna przypadłość...Właściwie małowybredna...Siedzi sobie cichutko, ale kiedy poczuje "zew" nie ma zmiłuj...Musowo mu trzeba wrażeń odpowiednich dostarczyć...
Nasz właśnie się obudził z zimowego snu i domagał się pożywki...A przecież każdy przyzwoity Człowiek "głodnego nakarmi", "spragnionego napoi", "nagiego odzieje"...
Ruszyliśmy więc w niedzielkę "nakarmić" naszego Szwędaka...
W krakowskiej "Rotundzie" gościliśmy nie pierwszy raz...Ta Impreza to też nie był nasz debiut...Ale na Koncercie finałowym "Shanties" byliśmy po raz pierwszy...
Zaczęło się niefortunnie, bo pół godziny przed Koncertem sala "nabita" była ponad miarę...Znalezienie wolnego miejsca graniczyło z cudem, a cuda jak wiadomo zdarzają się stosunkowo rzadko...
Pozostało nam zagospodarować wolnostojące siedziska z sali projekcyjnej i dostawić się "na krzywego"...
A nam się dwa lata temu wydawało, że "Rotunda" osiągnęła apogeum ścisku...
Naiwniaki...
Ilość "pogłowia" była niewyobrażalna jak na tak małą powierzchnię...
Jakim sposobem "Rotunda" się nie "rozpukła"...??
Nie mam pojęcia...
Za rok będzie pewnie jeszcze gorzej...
Jak było...??
Niewyobrażalnie...
"Rotunda" ma ten niesamowity klimat, którego chyba nie da się odtworzyć w żadnym innym miejscu...
Pierwsze dźwięki muzyki i Słuchacze przenoszą się pod pokład ogromnego żaglowca...
Może to nie jest miejsce najwygodniejsze, ale to właśnie tutaj można odetchnąć od trudów rejsu...
Jest ścisk jak pod pokładem, jest duszno jak pod pokładem, jest gwarno jak pod pokładem...i jest cudownie, jak pod pokładem...Tak myślę...
Z racji niewyobrażalnej choroby morskiej unikam jednostek pływających nawet w zasięgu wzroku...
W "Rotundzie" staję się Wodniakiem...
Przemierzam odległe oceany...Poluje z harpunem na wieloryby...A twarz smagają mi wszystkie sztormy i nawałnice...
I nie muszę składać hołdu Neptunowi...
Chociaż lekko nie jest...
Po trzech godzinach umęczona jestem jak po wachcie...
Od tupania bolą mnie nogi (tupanie jest czynnością nieodzowną przy słuchaniu szant), od klaskania mam napuchnięte dłonie (jakbym jednoosobowo ciągnęła liny na trzymasztowcu),gardziel piecze jak przy ropnej anginie (pośpiewałam sobie za wszystkie czasy), brzuch boli od nieustannego śmiechu (Wykonawcy oprócz śpiewu serwują Widowni opowiastki, dowcipy i anegdotki)...
Po prostu ledwie żyję...
Ale mam nadzieję, że do "Portu" jeszcze daleko...
"Rotunda" to chyba jedyne miejsce, w którym w śpiewaniu "pierwsze skrzypce" grają Panowie (chociaż akurat w tym roku, to Panie grały na skrzypcach)...Wiadomo...
Prawdziwa szanta to pieśń śpiewana a cappella wyłącznie przez Panów...
Kiedy powstawały pierwsze szanty ??
Tego nie widzą nawet najstarsi Egipcjanie, chociaż to podobno na Ich okrętach powstał zwyczaj zaśpiewów żeglarskich...
Pierwszy zapis oficjalny datowany jest na rok 1493...
Pewnym jest również, że na statkach Szantymeni byli cenieni ponad wszystko...
To Oni nadawali rytm pracy...To Oni organizowali życie Załogi...To Oni przede wszystkim panowali nad nastrojem wśród Marynarzy...
Na estradzie "Rotundy" w tym roku zebrało się nam zacne grono Szantymenów...
https://www.youtube.com/watch?v=J-XlctUxqmM
https://www.youtube.com/watch?v=ErA7UynTgVI
I oczywiście Rosyjska Szanty Grupa, której niestety jeszcze nie ma w sieci, a która podbiła Widownię występując z repertuarem śpiewanym przez Żeglarzy Kozaków...Dodam, że w tradycyjnych strojach...
Kiedy wręczono Im jedną z nagród Festiwalu (czapkę krakuskę) Widownia szalała...
Kozak w krakusce ??
Kościuszko przewracał się w grobie...
Ale nie tylko tradycja panowała na sali...Nastrój "podsycali" Wykonawcy pieśni i piosenek żeglarskich...
https://www.youtube.com/watch?v=dTKRxa8V6j4
https://www.youtube.com/watch?v=7tfDXH_oF8Y
(Prawdziwe Wodniaki rodem z Wrocławia)...;o)
I oczywiści Mistrz nad Mistrze...Bajarz nad Bajarzy...Jerzy Porębski...
https://www.youtube.com/watch?v=siY6Yof4SbE
Co prawda, zaparł się jak "Kłapouchy" i akurat tego zaśpiewać nie chciał, ale rozumiałam Go dobrze...
Ta najpopularniejsza z żeglarskich piosenek mogła zakończyć wieloletnią działalność "Rotundy"...
Taka ilość decybeli mogła obrócić ją w ruinę...
Pan Jerzy ma 74 latka i urodził się w Sosnowcu...;o)
Jest Twórcą i Wykonawcą najbardziej znanych pieśni i piosenek żeglarskich, i Człowiekiem z Pasją...
Na zakończenie wystąpił Chór Akademii Morskiej w Gdyni...
Co prawda Ich nagrań też nie wyśledziłam, ale możecie wierzyć na słowo...Było pięknie...
Tłumek młodych Ludzi...Malownicze mundury...Dźwięki nie skalane instrumentami muzycznymi...I Pani Małgosia...Nietuzinkowy Dyrygent, który przeogromnym urokiem osobistym oczarował wręcz Publiczność...
Było nawet "sto lat" śpiewane gromko...
Gdynianie zawładnęli krakowską Publicznością, a kiedy na estradzie pojawił się najprawdziwszy Komandor (Opiekun Grupy i Zastępca Rektora AMG) to odległość z Gdyni do Krakowa stopniała do ledwie kilku kilometrów...
Pan Jerzy wśród Wykonawców
przy piosence finałowej...
"Shanties" to wyjątkowa Impreza...Nie ma tutaj sztampy, sztywności, sztuczności...Nikt nie obrusza się za dialog Wykonawca - Publiczność...Nikt nie zwraca uwagi na wpadkę z tekstem, czy lekki dysonans...
Najważniejsza jest miłość "do wody" i świetna zabawa...
I tak szczęśliwie dotarliśmy do "Portu"...