Koniec podróży trochę mnie zabolał. Worek wylądował na jakiejś twardej powierzchni, to i ja na niej wylądowałem. Wtedy worek się rozchylił…
Zobaczyłem bardzo długi blat, a na
końcu tego blatu stały dwie wyciągnięte ręce i bardzo uśmiechnięta
twarz.
Bardzo
chciałem, żeby te ręce mnie przytuliły !!
Bardzo…
Ruszyłem,
więc w stronę tej uśmiechniętej twarzy najszybciej jak umiałem. Moje króciutkie
łapki przebierały z całych sił, ale wcale nie biegłem. Blat był bardzo śliski.
Jak tylko próbowałem zrobić krok, to łapki mi się rozjeżdżały i lądowałem
pyszczkiem na blacie. Ale próbowałem !!
Raz…Dwa…Pięć…
A twarz na
końcu blatu śmiała się coraz bardziej…
- Pomóż !! –
zapiszczałem.
Pomogła…
Podeszła
bliżej i wzięła mnie na ręce.
- On jest
śliczny…- powiedziała.
Kto ?? Ja ??
I wtedy
sobie przypomniałem co mówiła mama. Że to są dwunogi. Pan Gospodarz i Pani
Gospodyni też byli dwunogami. Dwunogi dziwnie chodzą i wcale nie mają ogonków, i
sierść mają tylko na łebkach, albo na łebkach i pyszczkach. I że są takie
dwunogi, które są piesolubne. I że takie piesolubne dwunogi są słodkie.
Może to jest
właśnie taki dwunóg ?
Spróbowałem…
Maznąłem
tego roześmianego dwunoga jęzorkiem po pyszczku.
Nie był
słodki.
To chyba
jednak nie jest taki dwunóg, chociaż trochę się zgadza. Chodzi dziwnie, nie ma
ogonka, a na łebku ma sierść. Pyszczek był goły.
Ale chyba
nie jest piesolubny, bo wcale słodki nie był…
W smaku jest
dziwny…
- Weźmy go.
Dzieci będą zachwycone…- powiedział uśmiechnięty dwunóg do tego drugiego, który
miał trochę sierści na pyszczku, i zaczęli mnie owijać w taki mięciutki,
pachnący ręcznik.
Gdzie on
chce mnie brać ? Co to są dzieci ?
Ale ten
drugi dwunóg miał dziwną minę. Przyglądał mi się bardzo i kręcił głową.
- To
mieszaniec sznaucera, miniaturki – opowiadał Pan Gospodarz – trochę mało udany
i życie miał ciężkie ostatnio, bo mamy w domu buldoga. Ale sierść odrośnie. To
może być całkiem ładny kundelek !
Ładny
kundelek ? Mieszaniec ?
Co ten Pan
Gospodarz jeszcze wymyśli ?
- Teraz
kiepsko wygląda, bo się posikał w bagażniku – kontynuował Pan Gospodarz – chyba
ze strachu. Nigdy nie jechał autem.
Autem ? W
bagażniku ?
Nic nie
rozumiałem…
O tym nic mi
mama nie opowiadała. Opowiadała o dwunogach, że ogonków nie mają…
To jak się
cieszą takie dwunogi ?
Strasznie
dużo różnych rzeczy mam do przemyślenia…
Wtulę się w
tego dwunoga to mi się będzie lepiej myślało. Łebek położę mu na ramieniu.
Oczka na chwilę przymknę, bo strasznie mi się zmęczyły. I ten ręcznik taki
mięciutki…
- On ma
dopiero dziesięć tygodni, więc nie przechodził jeszcze szczepień – głos Pana
Gospodarza robił się taki daleki i cichy.
Ten dwunóg
bardzo ładnie pachnie – pomyślałem, i zasnąłem.