Kiedy spotkaliśmy się po latach łzy wzruszenia same pchały się do oczu...Ponad dwadzieścia lat temu widzieliśmy się po raz ostatni...
Ostatnie uśmiechy...Ostatnie uściski...Ostatnie słowa...
I nowy Świat...
Świat dorosłości...
To spotkanie było jak Gwiazdka w lecie...Niespodziewane i radosne...
Mimo upływu czasu twarze były znajome...
Z niepamięci wypełzły imiona i nazwiska...
I Psor...Nasza Miłość Dozgonna...
Każda z nas chciała chociaż przez chwilę pobyć z Nim, zamienić kilka słów...A On jak wówczas, pełen wyrozumiałości, cierpliwości, popisywał się pamięcią...Nasze wpadki, psikusy, wspólne wyjazdy...
Na mój widok wyszeptał...
- Chudzielec... - i odwrócił wzrok...
Mnie też było wilgotno w oczach...
Tak wiele z Nim przeżyłam...
- Co u Ciebie ?? - zapytał po chwili...
- Statystycznie... - odpowiedziałam z uśmiechem... - Mąż, dwoje Dzieci, pies...
- W zawodzie nie pracujesz... - stwierdził...
- Pracowałam, trzy miesiące...Za "czerwono" było... - wyznałam..., a On uśmiechnął się ze zrozumieniem...
- A co u Młodego ?? - zapytałam, bo Syn Psora był wielokrotnie Kompanem naszych wojaży...
- Głównie można powiedzieć, że Singiel... - odpowiedział Profesor i posmutniał z nagła...
Wokół zrobił się tumult jakiś...Koleżanki przekrzykiwały się radośnie...Kelnerzy rozstawiali zamówione trunki...A ja spoglądałam na posmutniałą twarz Psora...
Wyobraźnia podsunęła mi inny obraz...
Ten sam Psor...Te same Dziewczyny...Wiele lat temu...
Młodość...Śmiech...Zabawa...
Pierwszą zasadą w klasie było "Tabu"...
Dzieci Psorów to było dla nas "Tabu"...
Właściwie każdy przejaw jakiejś sympatii był gaszony w zarodku...
Nas dyscyplinowano...Ich pouczano...
Lekko nie było...
Klasa była żeńska, nasi Psorowie mieli głównie Synów...Krew nie woda...
Syn Psora gustował w Halince...Uroczej Dziewczynie o blond loczkach, która była na dodatek zaprzeczeniem teorii o blondynkach...
Chłopak pojawiał się w Szkole często...Ona na te wizyty czekała...Po kilku tygodniach czekał też Psor...
Halinka wylądowała na "dywaniku", Młody się więcej w Szkole nie pokazał...Przestał również towarzyszyć nam w wojażach...
Zasada owa dotyczyła nie tylko Potomków...
Kiedy wracałam z jednego ze zgrupowań narciarskich, miejsce obok mnie w pociągu zajął sympatyczny Chłopak...Na zgrupowaniu jakoś Go nie zauważyłam zajęta treningami...W pociągu trzeba było czymś czas zająć...
Po kilku minutach okazało się, że podobnie jak ja ma bzika na punkcie historii, i że do Reprezentacji Szkoły dostał się z listy rezerwowej...Potem doszły czytane właśnie książki...Wakacyjne wyjazdy...
Ot, takie sobie pogaduchy...
W pewnym momencie otworzył plecak i poczęstował mnie czekoladowym batonikiem...
- Paweł... - usłyszałam nad sobą karcący głos naszego Trenera... - zapominasz się...
Rozejrzałam się zdziwiona, bo nie zauważyłam w otoczeniu żadnego, "zapominającego się Pawła"...
I wtedy mój wzrok padł na siedzącego obok Chłopaka...
Był jak piwonia, ogromna i czerwona...
- Tylko rozmawiamy Wujku... - wyjęczał...
Orzesz...(ko)...
Nieumyślnie podpadłam pod "paragraf"...
Czułam się durnowato i rozważałam, czy oddać nadgryzionego batonika, czy wepchnąć w całości do ust, żeby ślady przestępstwa zostały zatarte...
Paweł spoglądał przez okno w mrok i widać było, że sytuacja i dla Niego miła nie jest...
- Przepraszam... - wyszeptał kiedy zbieraliśmy plecaki u kresu podróży...
Aż do Matury witaliśmy się na szkolnych korytarzach uśmiechami, nigdy więcej nie zamieniliśmy słowa...
Pawełek też został Singlem...
Dowiedziałam się tego po latach, spotkawszy niespodziewanie Trenera na wyjazdowych zakupach...
W sumie tylko jeden z "towarzyszących" nam w szkolnych latach Potomków założył Rodzinę...
Na krótko co prawda,ale "sztuka" się liczy...
Spojrzałam na uśmiechniętą twarz Halinki, która z ożywieniem opowiadała o swojej Rodzinie...Potem spojrzałam ponownie na Psora i nasze oczy się spotkały...
Tabu...Zakazany owoc leżał mu teraz bardzo na sercu...
- Życie bywa przewrotne...- pomyślałam...
No przewrotne bywa zycie, to fakt. Swoją drogą do jakiej Ty szkoły chodziłaś z takimi "dziwnymi" zasadami? Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńJakbyś miał ponad czterdzieści Bab to też wprowadził byś zasady...;o)
UsuńMusiała to być jakaś elitarna szkoła. Ja sobie nie przypominam takich zasad w mojej:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Może nie elitarna, chociaż elitą byliśmy niewątpliwie...;o)
UsuńTak to zwykle się zdarza,
OdpowiedzUsuńgdy się komuś ciągle... zraża.
LAW
Rodzicielskie strachy, ambicje...;o)
UsuńA mój Michał (Jurek)
Usuńmiał na studiach
taką fajną Renatkę.
LAW
Każdy musi się "poprzymierzać"...;o)
UsuńPrzyznam, że nic z tej opowieści nie rozumiem...
OdpowiedzUsuńnotaria
Ot takie sobie bajdurzenie...;o)
UsuńGrzeczne chlopaki byli, starszych słuchali, zasad nie łamali, u mnie raczej było, że dzieci nauczycieli to towar z wyższej półki, więc wiadomo nie dla psa kiełbasa :)))
OdpowiedzUsuńAkurat dyscypliny naszej Szkole odmówić nie można...;o) Ale z tą "kiełbasą" to prawdę rzekłaś...;o)
UsuńEch... czy to na pewno było dobre...
OdpowiedzUsuńŻeby człowiek wiedział, że się przewróci...to by usiadł...;o)
Usuń