W zeszłym roku dopadł nas nowy pomysł i zanim szare komórki zdążyły zaprotestować, przystąpiliśmy do działania...
Wybraliśmy godne miejsce, Pan N. skopał szpadelkiem co potrzeba, Gordyjka przygotowała sztoberki...Lichutkie to było, że strach...
Posadzone...
Od wiosny ciągle zaglądaliśmy między trawy (trawa akurat rośnie bez zaglądania, w tym roku szczególnie) i z zachwytem godnym odkrycia Bursztynowej Komnaty witaliśmy drobne listki...
Założyliśmy winnicę dzikiego wina...
Jakim cudem wyrosło 28 z 35, nie mam pojęcia...Pytajcie Matki Natury...
W każdym razie, wyrosły, mają się nieźle, a nawet doczekały się odplewienia...;o)
A że podobne "cuda" wyzwalają w nas pokłady kreatywności, więc...
Postanowiliśmy naszą winnicę wzbogacić...
Wśród dzikiego wina rozbujał się krzew szlachetny, a że taki krzew trzeba po posadzeniu przyciąć, to "zmajstrowałam" kolejnych kilka "lichych sztoberków"...
Szansa na wzrost: 20:80...
Będę się trzymać tej "20"...;o)
A kiedy już okiełznamy rzeczywistość i będziemy mieć wolną chwilę, albo w tak zwanym "międzyczasie", to winnica dostanie słupki i stelaże, i będzie piękna (chyba)...;o)
A że po tym odplewianiu kości nie czuję (a właściwie, czuję wszystkie) to pójdę poszukać pomysłów na kanapie...;o)
Słowem, coraz więcej cienia będize, żeby się przed słońcem schować
OdpowiedzUsuńNic nie zastąpi naszych błogosławionych (w czasie upałów), wiekowych, orzechów włoskich...;o)
UsuńŻyczę winnej obfitości:)
OdpowiedzUsuńDo obfitości to jeszcze sporo wody w Wiśle spłynie...;o)
UsuńRewelacja! Jeszcze trochę i a nie się od Was ród winiarzy:)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, a co to są sztoberki?
Za dwa-trzy pokolenia...;o)
UsuńSztobry to półzdrewniałe łodygi, bez liści, pocięte na 30 centymetrowe kawałki...Masę roślin można tak rozmnażać...;o)
(Trzeba tylko pamiętać gdzie jest "góra", a gdzie "dół"...;o))
Aaaa... To mogłam sobie wygooglowac:) myślałam, że to jakiś regionalizm:)
UsuńPo posadzeniu tysiąca sztobrów wierzbowych, każdą inną ilość nazywam "sztoberkami"...;o)
UsuńJa widze, ze szykujesz sobie znowu mnostwo pracy- plewienie, ciecie, wiazanie, pielegnowanie, a potem walka z nadmierna obfitoscia owocow :))))
OdpowiedzUsuńMacie zaciecie!
Pozdrawiam spod winogron :)
Coś trzeba robić z tym ugorkiem...;o)
UsuńBędą wina Gordyjskie, super!
OdpowiedzUsuńCiekawe czy dojdziecie do plantacji chmielu? Takiej na wielgachnych drewnianych konstrukcjach. Żartuje oczywiście, chociaż po Was można się właściwie wszystkiego spodziewać ;)
Obfitości życzę, ale takiej w zdrowych granicach, coby się ją dało później przerobić :)
Chmielu nie będzie, bo my "niebrowarne"...;o) Chyba, że na szampon...;o)
UsuńWłaśnie przerabiam różnorakie zbiory i nijak ogarnąć nie mogę...;o)
Kiedy będą owocować?
OdpowiedzUsuńZa trzy-cztery lata...;o) Jak Matka Natura będzie łaskawa...;o)
UsuńTo nic tylko gąsior kupić, bo niebawem...
OdpowiedzUsuńTa "winnica" to właśnie do gąsiorów, które mamy na stanie...;o)
UsuńTym lepiej, udanych zbiorów!
UsuńDo tego to jeszcze kawał czasu...;o)
UsuńPomysłu z winoroślą gratuluję, chociaż pracy przy niej nie zazdroszczę. Uściski.
OdpowiedzUsuńDzięki...;o)
UsuńOj, będzie smakowity trunek! Już czuję ten smak swojskiego :) Czuję także bliskość, bo my też kupiliśmy wiosną br. 5 krzaków winorośli. Maleńką "plantację" mieć zapragnęliśmy i jest. Podobne mamy też podejście, czyli niewolnikami upraw być nie lubimy, ale... wszystko jest ogarnięte, jak trzeba...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Pola
Z tym "ogarnianiem" to raczej mamy ciągłe tyły...;o)
Usuń