- A co z psem ?? Do Misiów ?? - zapytał Pan N.
- W żadnym razie !! Do dwójki Dzieci niestabilnego psa nie oddamy...Mam hotel...- uspokoiłam Ślubnego...
Bo to był mój osobisty sukces !!
Znalazłam hotel ledwie kilka kilometrów od Zaścianka i to właściwie "po drodze" naszych głównych ścieżek...
Ufff...
Do Wieliczki mamy kawałek, więc to by była "wyprawa w wyprawie" (tam urlopy spędzał nasz Cezary)...
Mieliśmy podjechać sprawdzić warunki, poznać Właścicielkę...Czasu brakło...
Na pohybel...
I tak wiedzieliśmy, że lekko nie będzie...
Lucky na widok krat wpada w totalną panikę !! Wiemy, bo śmieciowisko mamy okratowane...
Trauma po schronisku ledwie zabliźniona...Zaufanie leniwie się budzi...
Prawdziwy cios w plecy !!
Hotelik nieduży...Teren wiejski...Posesja ogrodzona...Budynek odizolowany...I Właścicielka...
Powitanie...Dwa zdania wymienione...I już wiemy, że mamy przyjemność poznać kolejnego Człowieka Pozytywnie Zakręconego !!
Pani Dominika na twarzy ma wypisaną zwierzolubność...;o)
Lucky czuł się niepewnie...Był posłuszny, ale zagubiony...Wszedł do boksu, siadł i zamarł...W oczach miał wypisane pytanie:
- Co Wy robicie ?? Za co ??
Szybko podałam książeczkę zdrowia, pojemnik z przygotowanym jedzonkiem (żeby chociaż smaki miał domowe) i zwialiśmy prawie biegiem...
Wieczorem otrzymaliśmy sms-a od Pani Dominiki...
"To bardzo grzeczny piesek, bardzo skupiony na człowieku, już po pierwszym spacerze sam wrócił do swojego boksu"...
Pani Dominika zajmuje się zawodowo "wychowywaniem opornych zwierzaków", więc takie komplementy powinny nas podbudować...
Podziałało odwrotnie...
Bo to co Pani Dominika uznała za sukces, dla nas było "porażką"...
"Bardzo grzeczny", bo wróciły stare strachy...
"Skupiony na człowieku", bo przerażony...
"Wrócił do boksu", bo tam nas widział ostatni raz i najchętniej pewnie, wcale by z niego nie wychodził (a jak przyjadą i mnie nie znajdą ??)...
Szczerze mówiąc mamy też odrębne zdanie co do psiej pamięci...;o)
Ale Lucky był pod bardzo dobrą opieką !!
Pani Dominika to "Dusza Człowiek" !!
A kiedy przyjechaliśmy po niego, wybiegł z boksu i jednym skowytem wylał z siebie te wszystkie lęki...Powitanie było serdeczne i krótkie...Lucky był "wykończony"...
Prawdopodobnie nie spał przez ten czas wcale...
Z kupami jak wiecie mamy "jazdy" totalne, więc nie zdziwiło nas, że nie zrobił "na obcym terenie" nic...
Stres spowodował totalną biegunkę, więc przez dobę nasze życie koncentrowało się pod psim ogonem...A uregulowane już pory spacerów rozjechały się jak Mgławica Oriona;o)
Ale po dobie, kiedy nosek w końcu stał się zimny i wilgotny, a Luckuś na spacerze spotkał Swoje Dzieci (!!), Świat znowu wypiękniał !!
Nastąpiło cudowne ozdrowienie...;o)
I znowu zrobi się post do posta...;o)
Biedny psiur.
OdpowiedzUsuńW sumie to, nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło...;o)
UsuńNormalnie oczy mi się zaszkliły...no i weź tu człowieku psa, a potem takie rozstania!
OdpowiedzUsuńPierwsze jest najgorsze...;o)
UsuńNo bo jak to psu, zwłaszcza po przejściach, wytłumaczyć, że niedługo wrócicie, że czasem tak trzeba, że to "na chwilę" i znowu będzie dobrze?
OdpowiedzUsuńA wiesz, że mam dziwne wrażenie, że doskonale rozumiał komunikat: "jeden dzień, tylko jedna noc, jutro wrócimy"...;o)
UsuńNo i po tej rozłące nabrał ogromnej pewności siebie...;o)
Wiem, ze czasem tak musi byc, ale i tak mi sie dziwnie zrobilo, jakbym w jego skorze byla..
OdpowiedzUsuńUscisk lapy, psie, jest ok!
Za to jakie pyszne są spotkania i powroty !! ;o)
Usuń