- Nareszcie !! - skwitował odbiór przesyłki Pan N., chociaż trzeba przyznać, że nie czekaliśmy długo (wędrowała aż z Chin)...
- Teraz trzeba to ogarnąć...- mruczy Ślubny, i już jest nieobecny duchem, a ciało (głównie ręce) sprawnie działają przy maleńkim urządzeniu...
Lucky dostał GPS...
Że o numerze telefonu nie wspomnę...;o)
Mamy pieseła na miarę XXI wieku...;o)
Przy adopcjach zaleca się utrzymywanie podopiecznego przynajmniej przez miesiąc na uwięzi...Wiadomo, musi się przyzwyczaić do nowych opiekunów i nowych miejsc...A potem trzeba przygotować teren na wolne wybiegi...
Lucky cierpiał bardzo na tej uwięzi, chociaż spacery organizujemy długie, a na Wrzosowisku miał namiastkę "luzu"...
My cierpieliśmy bardzo, widząc jak tęskni za wolnością...
Urządzaliśmy nawet "wolne dobiegi" od jednego do drugiego, żeby nie czuł się taki nieszczęśliwy...
Ale to wszystko to nie wolność !!
No to sprężaliśmy się jak tylko się dało...
Pan N. ogarnął GPS-a, konwersując namiętnie z pewnym zaangażowanym Chińczykiem...Ja dopasowywałam szelki i obróżki...Lucky czekał...;o)
Na Wrzosowisku postawiliśmy brakujące 50 metrów siatki leśnej, które czuję w kościach i mięśniach do dzisiaj...Przy tej siatce okazało się, że nie tylko mam niedowagę (pięćdziesiąt kilo kiepsko obciąża naciąg), ale jestem również o dziesięć centymetrów za niska, żeby chwycić jak trzeba...Lipa a nie pomocnik...;o)
Zmiana funkcji na "wbijacza haczyków" też skończyła się kiepsko, bo z astygmatyzmem waliłam gdzie popadło, głównie po własnych paluchach...
Ale siatka stanęła, i o dziwo, trzymała się nawet na drugi dzień...;o)
Potem pouzupełnialiśmy siatką na krety brakujące półwałki na płocie w sadzie...
Czyli wiecha !!
Niepokoił nas tylko jeden fakt...
Lucky uwielbia polować, a kiedy poluje, nic innego się nie liczy...
No cóż...
Wielką próbę czas zacząć...
GPS naładowany i zamontowany...Spuszczamy smycz...
Wolność !!
Kilkanaście kilogramów szczęścia ruszyło przed siebie...
Zachwyt był widoczny w każdym kłaczku sierści...
Nie szalał...Nie kombinował...
Lustrował przestrzeń...
Przez godzinę, może dłużej...Właściwie trzymał się nas bardzo, więc spokój sumienia wypłynął nam na twarze...Jest dobrze !!
I nagle Lucky poczuł kocio-kunią ścieżkę przy płocie...
Przyjął pozycję do "niuchania" i...
I poszedł w długą zanim zdążyłam nastawić czajnik na herbatę...
Orzesz...(ko)...
Gwizdów "nie słyszał"...Imienia "nie słyszał"...Obrócił się do nas dwa razy, i mimo świadomości, że robi coś nie tak, gnał po asfaltówce przed siebie...
No to będzie jazda !!
Złapałam smycz i ruszyłam na drogę...
Wizja kilkunastu kilometrów pogoni zaświtała mi w czerepie...Dobrze, że jestem w butach do trekingu...
Ale Lucky się zatrzymał, przyjął pozycję "najpokorniej przepraszam", na pysku mina "to nie ja", i bez problemu dał się zapiąć...A nawet, z wielką ochotą wrócił na działkę (biegiem)...
Ponownie przypięty do linki, przyjął wyrok z pokorą...A my ze smutkiem...
Jeszcze nie pora na swobodę...
A jeśli już, to na swobodę w takim wymiarze...
Lucky ma charakterek i nawyki, więc nie od razu "Rzym zbudowano"...
Szkoda...Szkoda Luckiego...
Ale w tym, to nam nawet GPS nie pomoże...
Dlaczego tak nagle spokorniał i się zatrzymał ??
Idealistami jesteśmy wybiórczo...;o)
Byliśmy przed śniadaniem i pewnie skalkulował, że gnanie z pustym brzuchem to nie jest dobry pomysł...A karmicielka nie wyglądała na bardzo wkurzoną...;o)
Ale dobre strony tego "mini-giganta" są...Mamy skończony płot i bardzo grzecznego pieseła, który stara się od kilku dni odzyskać pozycję "faworyta"...;o)
Żeby "pieseł" wiedział z jaką miłością i troską opisujesz go, to dałby Wam bardziej popalić...😘 No ale on na pewno wie, czuje ten ogrom uczucia 😍💖
OdpowiedzUsuńTo co otrzymujemy jest warte sporo więcej...;o)
UsuńTeraz raczej nie przytyjesz, dobrze że eksperymentowaliście przed jedzeniem ;)
OdpowiedzUsuńHmmmm sporo jeszcze przed Wami...
Jestem chyba jedną z nielicznych, która w czasie ciąży słyszała: "jedz co chcesz i ile chcesz"...;o) A adaptacja idzie szybciej niż zakładaliśmy...;o)
UsuńMoże obejrzał sie, sprawdził, że raczej nie dogonisz i zrezygnował?
OdpowiedzUsuńZamiast GPSa musiałby mieć jakiś zatrzymywacz na hasło;-)
Zadziałał mój widok na drodze (pieseła wmurowało)...;o)
UsuńAle Wam się trafiło z tym pieseczkiem, cudny czas z nim macie! Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńBo to był Szczęśliwy Traf...;o)
Usuńsię sprowadziliśmy do wielkachnego siedliska ze szczeniakiem miniaturą sznaucerka . Pierwsze co zrobiliśmy to utkaliśmy ogrodzenie coby dziur nie było. W mojej kudłatej kłębiły się dwie myśli : zamarznę chodząc na czworaka w śniegu metrowym i druga: niech tylko Tuśka nie znajdzie ,,okna" na swobodę . Karności szybko się nauczyła. macham tradycyjnie Dośka vel Gryzmolinda
OdpowiedzUsuńMy niestety mamy 5 lat nieznanych losów i pewnie wielu ścieżek...;o)
UsuńHa, ha, ha! Pieseł mojej znajomej z pracy też uciekł na gigant - pod sąsiedni blok w żwyopłot. Wymościł sobie tam legowisko i czekał aż go znajdą :-)
OdpowiedzUsuńMoże zupa była zbyt słona...;o)
UsuńAleż pozytywnie opisana historia! Lubię, jak ktoś tak pisze :)
OdpowiedzUsuńGenetyczne skażenie optymizmem...;o)
UsuńUwielbiam psy <3
OdpowiedzUsuńI to jest super!! ;o)
Usuń:) No tak - również wyznaję zasadę że kontrola najwyższą formą zaufania. Jeszcze mojej nie puszczam zwe smyczy :) choć i na smyczy ciągnie jak traktor
OdpowiedzUsuńLucky już ma sukcesy !! Na Wrzosowisku już swobody zaznaje...;o)
UsuńTrafnie nazwaliście swojego pupila, bo ma szczęście do takich Państwa. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTo jakoś tak działa w dwie strony...;o)
UsuńA nie chciałabyś odebrać przesyłki ode mnie? Szczegóły w moim ostatnim poście:)
OdpowiedzUsuńJak tylko wrócę !! Bom wybyła...;o)
UsuńRobicie to fachowo.
OdpowiedzUsuńBardzo się staramy...;o)
Usuń