Jakim cudem Wrzosowisko przetrwało, nie mam pojęcia...My trwaliśmy siłą rozpędu...
Nie było czasu na marudzenie, bo mieliśmy dobę na zorganizowanie "placu zabaw" dla Wnuków...
W niedzielę mieli nawiedzić nas: Księciunio i Princeska (że o Misiowych Rodzicach nie wspomnę)...
Zaczęliśmy od basenu...
Te folie to nie dekoracja, ale element odstraszający owady... |
Nie pytajcie kto siedzi na tym drzewie...;o) |
Teraz są już dwa "bociany"...;o) |
Princeska najpierw niepewnie badała sytuację wzrokiem po dziadziusiowym plusku...Nawet dała się dwa razy podpuścić na ochlapanie, a potem, nagle...Dziecięcym, słodkim głosikiem oznajmiła...
- Dziadziu...Bach !!
Nie jest skora do konwersacji...W "babskim ględzeniu" ograniczała się do tej pory do: tak, nie, mama, baba (wszyscy członkowie rodziny poza mamą) i bama, albo maba (do Księciunia)...Taka była skromna w rozmowach...
- Dziadziu...Bach !! - pojawiało się za każdym razem, kiedy tylko Dziadziuś wygramolił się z basenu...
Pierwsze rozumne zdanie Princeski...;o)
No to Dziadziuś w basenie lądował...Hmmm...Kilkanaście razy !!
Do momentu, aż Princeska zaczęła robić przymiarki, żeby towarzyszyć Dziadziusiowi w tych "bachach"...
A potem "sprawa się rypła"...
Princeska dowiedziała się, gdzie znika Jej starszy Brat...
Ona z Misiowymi Rodzicami pojechała do domku, a Księciunio został na Wrzosowisku...
Doczekać się nie mógł !!
A na dodatek, na grządce pod orzechem wyrósł...
I trzeba było szybko wypróbować jak się jeździ...
Musiało się jeździć wyśmienicie, bo Babcia "natrzaskała" sporą kilometrówkę...
A nazajutrz Księciunio zapragnął wjechać na tę górkę przed nami...I wjechał !! Chociaż Babcia miała wcale nie pomagać...
Sapał, wzdychał, upocił się jak szczurek...Ale wjechał !!
Po co ??
Bo z tej górki traktory jeżdżą "na luzie"...Ta jazda na "luzie" fascynowała Księciunia od początku wrzosowiskowych wizytacji...Musiał spróbować !!
No to Babcia w promocji dostała niezły sprint...
Wieczorem Księciunio usypiał z błogim uśmiechem, słuchając "Sierotki Marysi"...
Wakacje to wspaniały wynalazek...;o)
Pewnie, że wspaniały! to się dziadek wymoczył za wszystkie czasy:-)
OdpowiedzUsuńA jaką robił wspaniałą fontannę !! ;o)
UsuńTwoje wnuki będą miały co czytać, jak dorosną i docenią... Zazdroszczę im.
OdpowiedzUsuńNie zakładam, żeby blog przetrwał tak długo...;o)
UsuńWspaniałe rodzinne chwile.:) Babcia i Dziadek mają darmową rehabilitację.:)
OdpowiedzUsuńRehabilitacja to szpadelek i motyka, Wnuki to sport ekstremalny...;o)
UsuńNo no no urodzajne to Wasze Wrzosowisko, rowerek dorodny wam obrodził ;)
OdpowiedzUsuńKsięciunio codziennie biegł rano pod orzecha, sprawdzić czy jeszcze coś "wyrosło"...;o)
Usuńhehehehehehehe a jakie miał jeszcze życzenie co do tego wyrośnięcia? ;)
UsuńOn wybredny nie jest, może być nawet "stara" piłka...;o) Ale wtedy, z innego orzecha "spadła" taczka...;o)
UsuńJeju, Twoje opowieści o Księciuniu i Princesce są tak urocze, zwłaszcza ta z rowerkiem i górką, nic tylko błogo się uśmiechnąć i Was serdecznie pozdrowić!
OdpowiedzUsuńTy się uśmiechasz, a ja mało ducha nie wyzionęłam...;o)
UsuńWnuki zapewniają Wam zachowanie tężyzny fizycznej 😂 jak widać.
OdpowiedzUsuńWnuczka to nas raczej do olimpiady szykuje...;o)
UsuńA Księciunio nie robił "bachów"? Ukłony dla wszystkich.
OdpowiedzUsuńKsięciunio siedział w basenie, a potem ruszył na obchód Wrzosowiska...Toż to Gospodarz...;o)
UsuńPojęcia nie mam kto siedzial na tym drzewie...:-))
OdpowiedzUsuńA TAKIE WNUKI i TACY DZIADKOWIE to wspaniała sprawa!!!
To Fiefiórka była !! ;o)
UsuńWspaniała zabawa
OdpowiedzUsuńNajprawdziwsza prawda...;o)
UsuńTwoje biegi za rowerkiem przypomniały mi biegi za naszym wielkim (ogromnym) psem Borysem, jak się wymknął bez smyczy z domu i lekkim truchtem oblatywał wieś, która w panice mdlała. Ja za nim po górkach i dołkach z wywieszonym językiem......dawne dzieje!
OdpowiedzUsuńA bocianki cudne!
Ogromnie pobudziłaś moją wyobraźnię...;o)
Usuń