Na samą myśl o drodze powrotnej cierpła mi skóra na...Hmmm...No wiecie...
Prawie doba koszmaru...
Tyle, że tym razem, droga z atrakcjami...
Wracać mieliśmy przez Brukselę...
A niech tam...
I jakie wrażenia z politycznej Stolicy Europy ??
Korki, korki, korki...
Gdybym była kierowcą naszego autokaru to by mnie szlaczek nagły trafił...;o)
Nie byłam, a i tak mnie trafiało...
Była oczywiście wizyta u "siusiającego chłopca", było głaskanie posągu bezdomnego (ma to ponoć przynosić szczęście, więc Władze Miasta nie muszą go czyścić, bo jest wypolerowany), był pokłon oddany Don Kichotowi i oczywiście fotki z wszędobylskimi "krowami"...
Szczególnie jedną mam nietuzinkową...
Kiedy ja ustawiałam się do zdjęcia, a Pan N. trzymał palec na przycisku, pojawili się dwaj Panowie...
A że moc neta jest nieogarniona, to może znajdą się właściciele tych sympatycznych twarzy...;o)
Byli bardzo radośni, a psikus wprawił Ich w wyśmienite humory (nas też)...
Jako były Kolejarz mam też fotkę na tle Dworca Głównego, bo ogromnie mnie korciło, żeby środek lokomocji zmienić...;o)
Ale naszym głównym celem było...Wysłać kartkę z Brukseli Dzieciakom...
Ruszyliśmy na "polowanie"...
Skoro w Paryżu się udało ??
Przy okazji zamierzaliśmy oczywiście, nabyć drogą kupna belgijską czekoladę, w ilościach dostępnych dla naszego budżetu...;o)
Kiedy minęliśmy Rynek ze znanym Ratuszem, Pan N. oznajmił...
- Tu jest tak szaro jak w Będzinie...(dla niewtajemniczonych, to Miasto Zagłębia Dąbrowskiego)...
Samo skojarzenie spowodowało znaczny wzrost naszych endorfin...
To my już prawie w domu !!
Z Będzina to mamy rzut beretem !!
Znaleźliśmy samoobsługowy sklepik, żeby już szarych komórek nie męczyć i jednym ruchem wybraliśmy kartki i słodycze...
- Jestem ciekawa, jak my się dogadamy, że znaczek pocztowy chcemy...- wymruczałam do Pana N. "prawieszeptem"...
- Najlepiej po polsku...- usłyszałam odpowiedź...Sprzedawcy !!
Klękajcie Narody !!
Po kiego czorta ma się Polak języków uczyć, skoro gdzie się nie ruszy, tam rodzimą gwarę słyszy...
I to prawie Krajan był, bo z Katowic...
Kartki żeśmy kupili, znaczki żeśmy kupili, a słodycze kazał nam iść kupić do sklepu "na przeciw", bo tam w lepszej cenie mają i więcej sztuk w pudełku...
Gadaliśmy dobry kwadrans, bo Mu się niezła kolejka ustawiła...
Poczłapaliśmy po słodycze...
Zakupy odbyły się prawie bezstresowo...(Trudno było dokonać wyboru, w tym królestwie czekolady)...
Pozostało wysłać kartki...
Czyli ?? Szukamy poczty, albo skrzynki na listy...
I tu się okazało, że tygodniowy wysiłek na wzrok nam się rzucił...
Nigdzie nic...
Godzina zbiórki się zbliża, a my z kartkami w garści błądzimy po "Będzinie"...Tyle, że wiemy gdzie w Będzinie jest poczta...A tutaj "lipa"...
Postanowiliśmy zasięgnąć języka, czyli zapytać Panią z kiosku...
Po francusku, nie przeszło...Po angielsku, nie przeszło...Na migi, nie przeszło...Pan N. spróbował rosyjskiego, ale oczy Pani z kiosku zrobiły się przerażająco duże...
Może Oni listy sami roznoszą ??
I kiedy nadzieja już nas opuszczała i niczym wieże babel przemawialiśmy wszystkimi dostępnymi nam "narzeczami" jednocześnie, Pani z kiosku oprzytomniała, i ręką wskazała kierunek...
Staliśmy dosłownie pięć metrów od skrzynki na listy...
Jakim cudem nie zauważyliśmy jej do tej pory ??
Bo właśnie tam, pewien jegomość, nieznanej nam narodowości, załatwiał potrzebę fizjologiczną...
Tłumy Turystów maszerowały obok...Tłumy Przechodniów przelewały się chodnikiem...A Pan sobie "lał na murek"...Ot, kultura...
Zgrabnie omijając pozostawioną przez Pana kałużę, wrzuciliśmy kartki...
Ufff...
Normalnie, jak w Rambo III - pot i łzy...
Bruksela pożegnała nas podobnie jak powitała...Korkami...
Ale tuż przy belgijskiej granicy czekała na mnie niespodziewana niespodzianka...
Krowy?? Ale atrakcja, ja je mam prawie za oknem ;-) Skrzynka pocztowa miała "zasieki" poligonowe, ha! Ja nie powiem nic, kilka razy się nieźle wkurzyłam chcąc wysłać kartkę z naszej stolicy, fakt, było święto, ale i tak mogliby jakoś częściej te skrzynki rozwieszać ;-)
OdpowiedzUsuńDługo się zastanawiałam, co Oni widzą pięknego w tych plastikowych krowach, ale że o gustach się nie dyskutuje...;o)
UsuńU nas namierzyłam dwie skrzynki, obie na budynkach poczty...I tej logiki rozumem ogarnąć nie umiem...:o)
Super opisik. Ty masz niesamowite poczucie humoru Gordyjeczko...
OdpowiedzUsuńA u mnie smuteczek - zajrzyj...
:-)
Czasem potrzebuję sama z siebie się pośmiać...;o)
UsuńDobrze, że ta krowa nie była fioletowa :) Kiedyś usiłowaliśmy zrobić sobie zdjęcie w Rzymie na Schodach Hiszpańskich - kiedy już się ustawiliśmy do fotki nagle z różnych stron wybiegło 15 młodych ludzi i z uśmiechami na papach pozowali razem z nami.....
OdpowiedzUsuńFioletowej szukałam w Szwajcarii, ale tylko świstaki zawijały sreberka...;o)
UsuńW takim tłumie to bym zginęła...;o)
Wygląda na to, że Bruksela Cię nie zachwyciła ;)
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, to poza tymi dwoma Gagatkami z fotki, Bruksela była smutna...;o)
UsuńNajlepiej u siebie!
OdpowiedzUsuńJament...
UsuńTylko mój "szwędak" o tym nie wie...;o)
+++!
Usuń;o)
UsuńBardzo wyraziście piszesz, no jakbym tam z Wami była.:))) Może te krowy mają, żeby wiedzieć jak wyglądają? Bo tam na Zachodzie to oni mleko tylko w kartonach widzą...:)))
OdpowiedzUsuńByki też były...;o)
UsuńBędzin Będzinowi nierówny...;-) no bo gdzie w "naszym" uliczną krowę znajdziesz? ;-)
OdpowiedzUsuń"Święte krowy" uliczne widziałam, w środy (targ)...;o)
UsuńNo to jesteś "lepszejsza" ;-)
Usuń"Polecam" wycieczki w środy...;o)
UsuńWe Wrocławiu krasnale ,na Islandii drogi budują omijając kamienie, pod którymi elfy mieszkaja, to dlaczego Bruksela ma nie mieć krów - zreszta w różówych okularach.:))
OdpowiedzUsuńRóżniste były, ale ta wyglądała "inteligentnie"...;o)
UsuńZostaw info, czy komentarz u Ciebie wszedł...Tak przy okazji...;o)
Wszedł , odpisałam .Do mnie się wchodzi zwyczajnie tylko musisz kliknąc ,że akceptujesz treść. Hmm ...radzę jednak - bo jesteś znacznie leppsza ode mnie w j. polskim i jasnym wyrażaniu mysli, że mnie się czasem cięzko czyta :))
UsuńJezykoznawca i literat zgrzyta nieraz zębami:))
Ani ze mnie językoznawca, ani literat...Literatka też nie...;o)
UsuńBlog "dla dorosłych" to nie problem...;o)
Niby zagranica i taka ważna Bruksela a tu jak w grajdołku ...
OdpowiedzUsuńAle za to wy byliście niezmordowani :-)))
Świat to taki jeden wielki Grajdoł...;o)
UsuńAle fakt, że sami siebie za ta wycieczkę podziwiamy...;o)
Bruksela dowcipnie opisana, a spostrzeżenia wnikliwe i z humorem opowiedziane.
OdpowiedzUsuńJednym słowem, wszyscy skorzystali, także ci, którzy w tym mieście nie byli.
Zasyłam więc mnóstwo serdeczności.
Pięknie dziękuję za serdeczności i wielki ładunek miłych słów...;o)
UsuńMam nadzieję, że opowiesz o tej niespodziane na granicy ;)
OdpowiedzUsuńTo będzie niespodzianka warta Oskara...;o)
Usuń