No to ruszyliśmy w drogę…
I chociaż trasa miała wieść nas przez Bazyleę, w ostatniej chwili decyzja została zmieniona...Jedziemy przez Zurich...
Sama myśl o kilkunastu godzinach w samochodzie powodowała cierpnięcie kilku części mojego chudego ciałka…Ale cóż…Teleportacji żeśmy jeszcze nie opanowali…
I chociaż trasa miała wieść nas przez Bazyleę, w ostatniej chwili decyzja została zmieniona...Jedziemy przez Zurich...
Sama myśl o kilkunastu godzinach w samochodzie powodowała cierpnięcie kilku części mojego chudego ciałka…Ale cóż…Teleportacji żeśmy jeszcze nie opanowali…
Jaka była owa podróż ??
Dłuuuuuga !! Bardzo długa…
Dłuuuuuga !! Bardzo długa…
W połowie Niemiec miałam ochotę wysiąść i dreptać dalej na
piechotę…Chociaż uczciwie zatrzymywaliśmy się na „popasy” co dwie godziny…
Przejazd przez Kraj naszych zachodnich Sąsiadów wywołał u
nas jedną konkuzję…
Idealne niemieckie autostrady to już wspomnienie…
Przynajmniej w pasie 300 kilometrów od granicy…
Na południu było lepiej…Trochę lepiej…
Idealne niemieckie autostrady to już wspomnienie…
Przynajmniej w pasie 300 kilometrów od granicy…
Na południu było lepiej…Trochę lepiej…
Ale pocieszającym było, iż dogoniliśmy technologicznie
niemieckie autostrady…Nasze co prawda są nowe, a tamte mają lat pięćdziesiąt,
ale to zawsze coś…
W każdym razie dotarliśmy do szwajcarskiej granicy bez
przeszkód, a Pan Celnik machnął tylko ręką na widok naszych umęczonych
twarzy…
Uffff…
Nie byłam pewna, czy ilość przewożonych kotletów w przeliczeniu na Osoby zwolni nas z celnego obowiązku…
Na dodatek Synowa i Syn przemycali 2,5 kg jabłek i proszek do prania w woreczku strunowym…
Woreczek pikuś, ale już widziałam wściekłą twarz Celnika, który by owego proszku spróbował, podejrzewając nas o jakieś niecne zamiary…Pienił by się Chłopak ze trzy dni...
Uffff…
Nie byłam pewna, czy ilość przewożonych kotletów w przeliczeniu na Osoby zwolni nas z celnego obowiązku…
Na dodatek Synowa i Syn przemycali 2,5 kg jabłek i proszek do prania w woreczku strunowym…
Woreczek pikuś, ale już widziałam wściekłą twarz Celnika, który by owego proszku spróbował, podejrzewając nas o jakieś niecne zamiary…Pienił by się Chłopak ze trzy dni...
Machnięcie owej celniczej ręki przyjęliśmy z ulgą…
A kiedy ledwie tylna oś „Nagus” minęła granicę,
zatrzymaliśmy się, aby zaczerpnąć reklamowanego „szwajcarskiego powietrza” i
nabyć „viniette”, otwierającą nam autostrady…
Koszt owej „viniette” to co prawda 40 CHF(opłata roczna), ale jeśli zamierza się podróżować po Szwajcarii, to polecam bardzo…
Koszt owej „viniette” to co prawda 40 CHF(opłata roczna), ale jeśli zamierza się podróżować po Szwajcarii, to polecam bardzo…
I zanim Pan N. zdążył autko zaparkować, wzruszenie mi gardło
zacisnęło i lekko załzawiło oczka…
Echhh…
Musiała się wieść o naszym przyjeździe rozejść w trybie
ekspresowym po całej Szwajcarii !!
Na pierwszym budynku za granicą szwajcarską ujrzałam moje
panieńskie nazwisko, wielką i czerwoną czcionką zapisane !!
To się nazywa powitanie !!
Oczywiście prosto z samochodu wywlekłam Rodzinę na
podziwianie owej anomalii !!
Po powrocie zamierzam wystąpić do jakiejś spółki węglowej o
przyznanie mi prawa do „barbórki” i „czternastej pensji”…Statystycznie
spędziłam pod ziemią masę czasu…
Tunele szwajcarskie są po prostu niesamowite…I te
króciutkie, po kilkaset metrów…I te długachne, wielokilometrowe…(Zdjęcia wyszły kiepsko, ale na filmikach mamy piękne egzemplarze, więc cierpliwości...) ;o)
Biorąc pod uwagę moją chorobę lokomocyjną, stanowczo
preferuję tunele bardziej niż serpentyny…
Serpentyny też umieją Szwajcarzy budować niesamowite…
I bez względu na to, na jakiej jesteśmy wysokości, to drogi
są pięknie utrzymane, zadbane i czyściutkie…
Bez ogórdek powiem…
Jesteśmy 1000 lat za Szwajcarami jeśli chodzi o budowę dróg !!
I w życiu Ich nie dogonimy…
No chyba, że zaczniemy Im te drogi rozjeżdżać jak te niemieckie…
Bez ogórdek powiem…
Jesteśmy 1000 lat za Szwajcarami jeśli chodzi o budowę dróg !!
I w życiu Ich nie dogonimy…
No chyba, że zaczniemy Im te drogi rozjeżdżać jak te niemieckie…
Kiedy byliśmy już na ostatnich akumulatorach i przed oczami
mieliśmy widok pościelonych łóżek, a nie kolejnych zakrętów, przeżyliśmy taki
szok, że przeszedł nam dopiero po dobie, kilku godzinnej dyskusji i przespanej błogo nocy…
GPS prowadził nas dziarsko, chociaż kilkukrotnie gubi się w tunelach i wypadał gdzieś w pola...Na drogowskazach namiary się zgadzały...Ale po kilku kilometrach okazało się, że wybrana przez nas droga jest zamknięta...
Zamknięta ??
Jakże można zamknąć drogę publiczną ??
Nie mogliśmy przyswoić owej sytuacji...
GPS prowadził nas dziarsko, chociaż kilkukrotnie gubi się w tunelach i wypadał gdzieś w pola...Na drogowskazach namiary się zgadzały...Ale po kilku kilometrach okazało się, że wybrana przez nas droga jest zamknięta...
Zamknięta ??
Jakże można zamknąć drogę publiczną ??
Nie mogliśmy przyswoić owej sytuacji...
W końcu dojeżdżamy „Naguskiem” do stanowisk kasowych (!!) i
przekonani, iż jest to prywatna, droga płatna, których w Szwajcarii jest sporo,
Pani Kasjerka informuje nas, że dalej możemy jechać tylko i wyłącznie
pociągiem…
Pociągiem ??
A co z „Naguskiem” ??
Jak to, że dalej nie ma drogi ??
Pociągiem ??
A co z „Naguskiem” ??
Jak to, że dalej nie ma drogi ??
Pani Kasjerka cierpliwie tłumaczyła…
Pociąg to platformy samochodowe…Samochodem wjeżdża się do
wagoników…Drogi po prostu nie ma i nie planują otworzyć…Jedyna możliwość transportu „na drugą stronę” alpejskiego
pasma, to pociąg…
Totalna egzotyka…
„Nagusek” jeszcze pociągiem nie jeździł…
Tunel kolejowy 11 mil…Prawie 18 kilosów…
Doznania niesamowite, chociaż nasze zmęczenie znacznie
blokowało pozytywne emocje…
Z ulgą powitaliśmy widok majestatycznych szczytów alpejskich
i pięknie błyszczącego na szczytach śniegu…
Po tegorocznej zimie zaznaczę, że śnieg to takie białe, zimne i powinno padać w zimie z nieba…Tutaj padało…
Nawet podobno ma jeszcze padać, to nagram ;o)
Po tegorocznej zimie zaznaczę, że śnieg to takie białe, zimne i powinno padać w zimie z nieba…Tutaj padało…
Nawet podobno ma jeszcze padać, to nagram ;o)
Teraz byliśmy już o „rzut beretem”…
To już znam pełen skład "załogo"
OdpowiedzUsuńi pozdrawiam kierującego.
Pełnego składu jeszcze nie znasz, ale już niedługo...;o)
UsuńAle za to Wy, z Naguskiem,
Usuńbyliście w składzie... pociągu
Powiem Ci w tajemnicy, że chociaż było to egzotyczne doznanie, na taką podróż do Włoch bym się nie zdecydowała...Nie polecam również takiego doznania cierpiącym na klaustrofobię i mającym lęk przed ciemnością...;o)
UsuńJa na szczęście na nic takiego nie cierpię,
Usuńale i w te strony się nie wybieram. ;)
Ty mnie śniegiem nie zaskoczysz, pod Twoją nieobecność miałam ja na wsi gradobicie i całe podwórko w bieli - zanim się rozpuściło ;-) A na platformie kolejowej przynajmniej odpocząć daliście samochodzikowi ;-) bardzo fajne rozwiązanie.
OdpowiedzUsuńTo fakt, że "Nagusek" odpoczął zdziebełko, bo miał już w "kółkach" 1200 kilosów...O ojczystej pogodzie newsy do nas docierały, więc w drogę powrotną zapakowaliśmy pełen bagażnik słoneczka...;o)
UsuńBardzo dziękuję za zaproszenie, ale bloga piszę dla przyjemności, a nie do konkursów...:o)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę tych krajobrazów, tym bardziej,że kocham góry.Przyjemności życzę.Ula
OdpowiedzUsuńTrudno nie kochać gór...;o)
UsuńAleż fascynujące...
OdpowiedzUsuńLubię jeździć na wycieczki, ale tak do Szwajcarii to ho ho :-))
Pisz, zdjęcia poproszę :-)))
Szwajcaria to bogaty kraj, gdzie nam do niego...
A Niemcy to pewnie przeskoczymy, bo u nas przecież wszystko nowe od marketów po budynki i autostrady...
Póki nie zmienimy mentalności to może i przeskoczymy, ale parę płotów...;o)
Usuńno co to taki krótki odcinek ....?? daleeeeeeeeeeeej :)
OdpowiedzUsuńNie poganiaj mnie, bo tracę oddech...;o)
Usuń