Dwa światy...

Bardzo Ważni Goście

poniedziałek, 26 maja 2014

Jak mnie tortem zbyli, czyli świętowanie po szwajcarsku...

     Piękny dzisiaj dzionek mamy...Świąteczny taki...
     A ja Wam przecież obiecałam opisać jak świętowałam na "obczyźnie"...
     Było to 11-tego maja...Niedzielka jak malowanie...
     Dzieciaki pojechały do Kościoła w Leuk, a my leniuchowaliśmy przykładnie na ganeczku...



     Z tymi niedzielnymi Mszami to w Szwajcarii jest trochę inaczej niż u nas...
Kościoły są prawie w każdej, nawet najmniejszej Miejscowości, ale Msze odprawia się "naprzemiennie"...A to w jednej, a to w drugiej...


Po krótkim dochodzeniu, Dzieciaki wyśledziły, gdzie też odbędzie się właśnie 11-tego...


     - Gdzie też Oni się tyle podziewają ??- zapytał z niepokojem Pan N., kiedy zegar wskazał nam południe...
     - Może jak mają te Msze rzadziej, to trwają dłużej ?? Albo nam Młodzież bryknęła na jakąś randkę...- wymruczałam delektując się słoneczkiem...
     Właśnie w tym momencie "Nagusek" podjechał pod camping i wysiadły z niego rozpromienione Dzieciaki...
Synowa taszczyła jakieś pudełko...
     - Oho !! - pomyślałam...- Misiątko chyba ma dzisiaj ochotę na ciastka...
     A Dzieciaki stają przede mną i Synowa zaczyna deklamować coś cudnie, tyle że po niemiecku...


     Minę musiałam mieć niezbyt inteligentną, bo Syn mnie zaraz zdyscyplinował...
     - Dzień Matki !! Świętujemy...
     - Dzisiaj ?? - domagałam się sprecyzowania, bo mi nagle do głowy przyszło, że my już w tej Szwajcarii trzy tygodnie siedzimy, tyle że w natłoku szczęścia gdzieś mi ten fakt umknął...
     - Dzisiaj !! Zaraz Wam wszystko opowiemy... - rzucił Syn i pognał przystosować okrycie bardziej "gankowo"...
A ja...No cóż...
Moje łakomstwo zwyciężyło, i zabrałam się do rozpakowywania prezentu...


Ło Matko i Córko !!
Toż Oni majątek cały wydali na to dzieło cukiernicze...
Echhh...
Ale skoro już kupili...
     Torcika pokroiłam sprawiedliwie i zasiedliśmy do opowieści...

     Kościół taki jakiś był przystrojony...Wszędzie serduszka i kokardki...Ludzi też było sporo...A przed ołtarzem wielka tablica ze zdjęciami Dzieci, które w tym roku przyjęły Komunię...Pięcioro Ich tylko było...I nagle Ksiądz w intencji mówi, że to Msza za Matki...- zaczyna opowieść Syn...
     A pod koniec Mszy, zwołali wszystkie Dzieciaki pod ołtarz i każde dostało serduszko...I siedziały te Dzieciaki pod ołtarzem i dekorowały te swoje serduszka dla Mam...Pięknie to wyglądało...Były przygotowane różne pisaczki, długopiski, kredki...Taki się rejwach zrobił jak na podwórku...Po kilku minutach Ksiądz poprosił, żeby Dzieci już kończyły i złożyły życzenia swoim Mamom...Tyle radości i dumy jednocześnie, to ja nigdy w życiu nie widziałem...
     - Ale z tym tortem toście przesadzili... - wymruczałam z naganą, bo znałam mniej więcej zasoby portfela naszych Dzieciaków...
     - Trzeba było widzieć minę Pani z cukierni jak się zapytaliśmy czy to za kilogram, czy za całość...- rzuciła Synowa i oboje się roześmiali radośnie...
     Torcik smakował dokładnie tak jak wyglądał...Wybornie !!
     - Ale w Polsce to Ty się Mamo już żadnych prezentów nie spodziewaj...- wymruczał Młody oblizując łyżeczkę...

11 komentarzy:

  1. Końcowe zdanie mnie rozbiło :)))
    Ale , może, jednak .... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet się nie targuję, żeby się nie okazało, że "nadszarpnęłam" budżet na kilka lat...;o)

      Usuń
    2. Faktycznie, nie ma co przeginać ;)

      Usuń
  2. Takie Święta
    się... pamięta.

    Dołączam do... pozdrowień!

    OdpowiedzUsuń
  3. Czyli cały czas pięknie...:)
    Pozdrawiam Gordyjeczko!

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie :-)))
    Nie wiedziałam ,że tam wczaśniej ten dzień obchodzą ...
    Extra niespodzianka :-)

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak czy inaczej w tym roku Dzień Matki obchodziłaś dwa razy!!!

    OdpowiedzUsuń