Piękny dzisiaj dzionek mamy...Świąteczny taki...
A ja Wam przecież obiecałam opisać jak świętowałam na "obczyźnie"...
Było to 11-tego maja...Niedzielka jak malowanie...
Dzieciaki pojechały do Kościoła w Leuk, a my leniuchowaliśmy przykładnie na ganeczku...
Z tymi niedzielnymi Mszami to w Szwajcarii jest trochę inaczej niż u nas...
Kościoły są prawie w każdej, nawet najmniejszej Miejscowości, ale Msze odprawia się "naprzemiennie"...A to w jednej, a to w drugiej...
Po krótkim dochodzeniu, Dzieciaki wyśledziły, gdzie też odbędzie się właśnie 11-tego...
- Gdzie też Oni się tyle podziewają ??- zapytał z niepokojem Pan N., kiedy zegar wskazał nam południe...
- Może jak mają te Msze rzadziej, to trwają dłużej ?? Albo nam Młodzież bryknęła na jakąś randkę...- wymruczałam delektując się słoneczkiem...
Właśnie w tym momencie "Nagusek" podjechał pod camping i wysiadły z niego rozpromienione Dzieciaki...
Synowa taszczyła jakieś pudełko...
- Oho !! - pomyślałam...- Misiątko chyba ma dzisiaj ochotę na ciastka...
A Dzieciaki stają przede mną i Synowa zaczyna deklamować coś cudnie, tyle że po niemiecku...
Minę musiałam mieć niezbyt inteligentną, bo Syn mnie zaraz zdyscyplinował...
- Dzień Matki !! Świętujemy...
- Dzisiaj ?? - domagałam się sprecyzowania, bo mi nagle do głowy przyszło, że my już w tej Szwajcarii trzy tygodnie siedzimy, tyle że w natłoku szczęścia gdzieś mi ten fakt umknął...
- Dzisiaj !! Zaraz Wam wszystko opowiemy... - rzucił Syn i pognał przystosować okrycie bardziej "gankowo"...
A ja...No cóż...
Moje łakomstwo zwyciężyło, i zabrałam się do rozpakowywania prezentu...
Ło Matko i Córko !!
Toż Oni majątek cały wydali na to dzieło cukiernicze...
Echhh...
Ale skoro już kupili...
Torcika pokroiłam sprawiedliwie i zasiedliśmy do opowieści...
Kościół taki jakiś był przystrojony...Wszędzie serduszka i kokardki...Ludzi też było sporo...A przed ołtarzem wielka tablica ze zdjęciami Dzieci, które w tym roku przyjęły Komunię...Pięcioro Ich tylko było...I nagle Ksiądz w intencji mówi, że to Msza za Matki...- zaczyna opowieść Syn...
A pod koniec Mszy, zwołali wszystkie Dzieciaki pod ołtarz i każde dostało serduszko...I siedziały te Dzieciaki pod ołtarzem i dekorowały te swoje serduszka dla Mam...Pięknie to wyglądało...Były przygotowane różne pisaczki, długopiski, kredki...Taki się rejwach zrobił jak na podwórku...Po kilku minutach Ksiądz poprosił, żeby Dzieci już kończyły i złożyły życzenia swoim Mamom...Tyle radości i dumy jednocześnie, to ja nigdy w życiu nie widziałem...
- Ale z tym tortem toście przesadzili... - wymruczałam z naganą, bo znałam mniej więcej zasoby portfela naszych Dzieciaków...
- Trzeba było widzieć minę Pani z cukierni jak się zapytaliśmy czy to za kilogram, czy za całość...- rzuciła Synowa i oboje się roześmiali radośnie...
Torcik smakował dokładnie tak jak wyglądał...Wybornie !!
- Ale w Polsce to Ty się Mamo już żadnych prezentów nie spodziewaj...- wymruczał Młody oblizując łyżeczkę...
Końcowe zdanie mnie rozbiło :)))
OdpowiedzUsuńAle , może, jednak .... ;)
Nawet się nie targuję, żeby się nie okazało, że "nadszarpnęłam" budżet na kilka lat...;o)
UsuńFaktycznie, nie ma co przeginać ;)
UsuńTakie Święta
OdpowiedzUsuńsię... pamięta.
Dołączam do... pozdrowień!
Egzotyka,
Usuńw pamięć wnika...;o)
Czyli cały czas pięknie...:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Gordyjeczko!
Lubię marzyć, że normalnie...;o)
UsuńFajnie :-)))
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam ,że tam wczaśniej ten dzień obchodzą ...
Extra niespodzianka :-)
W przyszły roku zacznę od Anglii...;o)
UsuńTak czy inaczej w tym roku Dzień Matki obchodziłaś dwa razy!!!
OdpowiedzUsuńCicho !! Bo się wyda...;o)
Usuń