Chyba wszyscy Rodzice przechodzą w życiu ten magiczny etap, w którym to kładą się spać we dwoje, a budzą się w towarzystwie...
Na kanapie bywa tłoczno...
Pierworodny uwielbiał to rodzinne wylegiwanie, więc nic dziwnego, że kiedy Córcia pojęła sztukę chodzenia, poszła w ślady Brata...
Genetyki nie oszukasz...
Budziliśmy się więc w czwórkę i takie poranki rozpoczynały się, rzecz jasna od harców...
Z czasem Dzieciaczki coraz rzadziej "wpełzały", a my przyzwyczajaliśmy się do tego komfortu...
No cóż...
Dzieci szybko się starzeją...;o)
I nagle...Pewne dnia...Budzimy się w trójkę...
Między nami leży Córcia rozkosznie przytulona do swojego jasieczka...
Hmmm...
Następna noc...To samo...
Kolejna...Również...
Zaczęliśmy się zastanawiać nad nagłym zwrotem akcji w postępowaniu Pociechy...
Może to dlatego, że Pierworodny poszedł do szkoły ??
A może coś Ją boli ??
A może złe sny ??
Domysłów było miliony...
Pierworodny, pytany o przyczynę owych migracji, milczał jak zaklęty...
Córci nie pytaliśmy, żeby Jej czasem nie przyszło do głowy, że robi coś złego...
Miło było budzić się znowu w towarzystwie...
Ale...
No właśnie...
Przecież jakaś przyczyna owego nocnego łazikowania była...
Po kilku tygodniach, kiedy sytuacja nie uległa zmianie, nasz sen przerywa Młody...
- Musicie coś z tym zrobić !! - żąda kategorycznie stojąc w progu naszego pokoju...
Otrzeźwienie przyszło natychmiast...
Wpadamy pędem do dziecinnego pokoiku, a tam Córcia, nakryta kołdrą na głowę ryczy niczym ranny łoś...
Mimo usilnych starań nie chce owej głowy spod kołdry wysunąć...
Po długich pertraktacjach w końcu się dowiadujemy...
W pokoiku jest morda !!
Orzesz...(ko)...
Jaka morda ??
Żadnej mordy żeśmy nie meldowali...
W końcu Młody się lituje i pokazuje nam przyczynę owej zawieruchy...
Podchodzi do kontaktu, gasi światło i na ścianie pojawia się znikąd...Morda !! Wypisz wymaluj morda...
Jest zarys...Są dwa piekielne oczodoły...Jest nochal olbrzymi...I paszczęka...
Morda jak się patrzy...
Poblask z ulicznej latarni, kilka domowych sprzętów poustawianych przypadkowo i "masz babo placek"...
A właściwie masz mordę...
Rozpoczynamy nocną walkę z cieniami...
Przestawiamy...Przesuwamy...
I lipa...
Morda jak była tak jest...
Czasem nie ma jednego oka...Czasem nie ma nosa...
Ale morda pozostaje...
W końcu Młody podaje nam kocyk...
Hmmm...
W sumie racja...
Skoro nie możemy "mordy" pokonać, to trzeba ją wziąć do "aresztu"...
Szyba w drzwiach do pokoiku została zasłonięta, morda zniknęła w trybie nagłym, a Córcia z niepokojem w oczach wysunęła głowę spod kołdry...
No cóż...
Jeśli zatęsknimy za spaniem w gromadzie, zawsze można schować kocyk...;o)
:)) Morda! Sama bym się bała. :)
OdpowiedzUsuńZ mordami nie ma żartów...;o)
UsuńU mnie, po ścianie, tej jesieni,
OdpowiedzUsuńprzeskakiwały potrójne punkty światła,
ale musiał być spory wiatr,
a potrójność to trzy silne latarnie,
lecz teraz nie ma liści
i tylko poruszają się cienie konarów.
Wszystko to się działo
jak była wąska szpata między
lekko uchylonymi storami,
a ja się nie bałem.
LW
Aleś Ty dzielny Ludwiczku !! :o)
UsuńNo to już wiesz teraz,
Usuńże znasz... bohatera.
LW
Nie ma Zucha większego,
Usuńnad Ludwiczka naszego !! :o)
Gdy słyszę, że...
Usuńjestem zuchem,
to się chowam
pod poduchę.
LW
Ech, te rodzinne perypetie :)) A morda? Strach się bać!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
No chyba, że pies mordę lizał...;o)
Usuń