Nasza wyprawa zakończyła się połowicznym sukcesem...Hmmm...A właściwie...
Co ja piszę ??
Nasza wyprawa zakończyła się sukcesem !!
Ot co !!
Przy skromnych możliwościach technicznych, bo zabraliśmy wyposażenie jakie mieliśmy w domowych zasobach, przy braku stabilnego treningu, czegóż więcej wymagać niż dwa z czterech Czerwonych Wierchów i Giewonta w promocji ??
Nasza trasa wyglądała tak...
Niezły kawałek drogi jak na pierwszą wędrówkę...
Kiedy przez lata patrzyłam na górskie szczyty z poziomu "Mieszczucha", czyli z asfaltu, nawet nie przypuszczałam, że kiedyś się jeszcze ośmielę...
Przeszliśmy według wyliczeń dwadzieścia kilometrów...
Pokonaliśmy poziom 2000 metrów...
Byliśmy na szlaku trzynaście godzin...
I chociaż to się nam w głowach nie mieściło, pierwsze odcinki trasy pokonaliśmy "przed czasem"...
Czyli nie jest z nami tak źle...
No...Może na kozice to się kiepsko nadajemy, ale żółwie też z nas żadne...
Matrona z "błędnikiem wariatem" i Pan N. z "niechęcią" do wysokości...
A tak...
Pan N. toczył całą drogę dwa nierówne pojedynki...Jeden z Babą, którą przyciągały siłą nieziemską wszelakie granie i przepaście...I z sobą...
Jeszcze kilka lat temu spojrzenie w studnię było dla Niego kiepską przyjemnością...
A teraz, proszę...
Bryka niczym Koziołeczek i na dodatek pstryka zdjęcia...
Może to nie Himalaje, ale Czerwone Wierchy traktujemy jak naszą "Koronę"...
2096 m npm...
Czy bywaliśmy wyżej ??
Pewnie !! Ale nigdy na własnych nogach...
Przed nami jeszcze Krzesanica i Ciemniak...
Teraz już wiemy na ile nas stać i jak się przygotować, żeby nie być zagrożeniem dla samych siebie...
Czyli...
Na wiosnę kolejny atak na Czerwone Wierchy !!
I tym razem musi się udać !!
Nieważne czy to Himalaje czy pagórki koło domu, nawet na kilkuset metrach człowiek może poczuć się jak prawdziwy zdobywca :) Ważne, żeby mieć z tego przyjemność. A tymczasem gratuluję i życzę, aby pozostałe dwa Czerwone też udało się kiedyś obskoczyć. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńChoćby na czworaka i tyłem...;o)
Usuńwow 13 godzin ma szlaku ! niezle !
OdpowiedzUsuńTeż tak mówię...;o)
UsuńZ wykresów niewiele rozumiem, nie bardzo nawet wiem, gdzie byłaś, ale wiem jedno: rozpiera Cię entuzjazm i to jest najważniejsze :-) Tak trzymaj!
OdpowiedzUsuńnotaria
Przecież pojechałam ładować akumulator...;o) A byłam w Tatrach Zachodnich...:o)
UsuńWypatruję, wyczytuję, oglądam i okropnie zazdraszczam!.;o)
OdpowiedzUsuńWyczyn największy to pokonanie swoich słabości. Należy się medal i dobre słowo, zasłużenie!!!!!!
Czapkuję z poooodziwem z mazowieckich Nizin...;o)
Zazdraszczaj !! Jako żywo !!
OdpowiedzUsuńA Twoje "Niziny" też niczego sobie...;o)
Łaaaał -suuuuper:)
OdpowiedzUsuń