Dwa światy...

Bardzo Ważni Goście

środa, 2 stycznia 2013

Sylwester, inny niż wszystkie...

     Z dala połyskiwały światełka trasy narciarskiej kiedy wreszcie poczułam równomierną pracę kół "Naguska"...
Powoli odzyskiwałam równowagę...
Mózg pozwolił na rozprostowanie zaciśniętych pięści...
Zelżał ból w dłoniach spowodowany wbitymi paznokciami...
Mięśnie nóg zdrętwiałe od naciskania wyimaginowanych pedałów zaczęły dygotać...
Prawą stopę wykręcił potworny skurcz...
Marzyłam o papierosie...
     - Nigdy więcej... - wyszeptałam...
     - Zrobiła nas bez mydła... - potwierdził Pan N., a Jego stężała od napięcia twarz z wolna nabierała rumieńców...
     Syn i Synowa siedzieli na tylnej kanapie milczący...Nie spali, chociaż pora była ku temu idealna...Może trzymali się za ręce...Może patrzyli na siebie...Nie wiem...Nie miała odwagi spojrzeć...
Dygotałam coraz bardziej...
     "Reakcja na stres"...- pomyślałam...
     Kolorowo migające światełka mijanych posesji działały niczym balsam...
Nie komentowaliśmy niczego głośno...Każde z nas miało przeświadczenie, że niczego mówić nie trzeba...
Przetrwaliśmy, a to było najważniejsze...
Jak ?? 
Tego to chyba najstarsi Górale nie wiedzą...
To był rzeczywiście wyjątkowy Sylwester...
     Droga na Kubalonkę zleciała nam na komentowaniu mijanych miejscowości, odliczaniu czasu, a czym bliżej byliśmy celu podróży, tym większa radość gościła w "Nagusku"...Śnieg !! Wymarzony, zamawiany i niezbędny do kuligu śnieg !! 
Czym wyżej tym więcej i nie tylko na naśnieżonych sztucznie nartostradach...
Tutaj leżał ten "najprawdziwszy"...
     Jeszcze "kwatera" naszego Pana Prezydenta, pięknie oświetlona i najeżona kamerkami, i mogliśmy wysiąść z autka...
Mogliśmy, chociaż wcale nie było to proste...
Dodatnie temperatury w dzień i minusowe w nocy zrobiły z parkingu ogromne lodowisko...
Nawet trapery ze skórzaną podeszwą kiepsko się trzymały na tym lodzie...
     Droga do Koliby nie była długa, ale wymagała niezłego wysiłku...
     Małe okienka góralskiego szałasu rozświetlał już blask światełek, a do uszu docierały dźwięki magicznej góralskiej Kapeli...W środku klimat od razu narzucił pewne swoje rygory...
Nie ma sylwestrowych kreacji, nie ma usztywniających garniturków, nie ma wymyślnych makijaży...
Ciepłe swetry i portki, porządne buty, a na twarzach uśmiechy...

Trudno się nie uśmiechać, kiedy się słyszy góralską Kapelę...
Pięknie cięli...
     Chwila na zagospodarowanie i Opiekunowie (przesympatyczne Małżeństwo) ogłosili wyjście na kulig...
Echhh...
Dwa razy nie trzeba było powtarzać...
     Na parkingu oczekiwały na nas już sanie...Goście rzucili się zasiadać na przygotowanych ławeczka, wybierając strojne sanie z pokrzykującymi Woźnicami...
Syn wybrał po swojemu...
Skromne saneczki powożone przez Pana, w bardziej niż średnim wieku...
     - Pikne mi się dzisiaj Dziewuszki trafiły... - przywitał nas Gospodarz lustrując zasiadających Turystów... - będzie dobra jazda...
     - Mowa !! - podchwyciły siedzące w saniach Panie... - Prima sort...
Pan Woźnica odpowiedział śmiechem...
     Jak było ?? 
     Cudnie...
     Cały korowód sanek, światełka pochodni, stukot podków w zlodowaciałą drogę...
Echhh...

Sam nastrój wymagał reakcji...No tośmy zareagowały...
Pociągnęłyśmy z Synową zaśpiewki różne...
Na saniach zrobiło się radośnie...Nawet Francuzi, którzy nam towarzyszyli, w końcu znaleźli przebój dla siebie, a Ich wtór wywołał prawdziwe wzruszenie...
Rozmawiali po polsku wiele lat temu, w rodzinnym domu, jeszcze jak żyli Rodzice...
Chyba sami byli zaskoczeni, że słowa piosenki gdzieś z niepamięci wypełzły...
     Pan Woźnica był bardzo uważny...Kiedy Pan N. rzucił w rozmowie...
     - Żeby się tak dało poczuć ten pęd...
     Pan Woźnica zwolnił biegu...Odpuścił sporą prostą...I kiedy w Jego ocenie byliśmy na to gotowi rzucił komendę...
Ależ nam reszta zazdrościła !!...
A z nas wydobywały się jedynie okrzyki zachwytu...
Pan Woźnica śmiał się radośnie...
     Na Stecówce koniki miały odpoczynek, my grzańcowy poczęstunek, a nasz Pan Woźnica kilku Klientów...
Okazało się, że trafiła się nam, przez przypadek, Perła wśród Woźniców...
Każdy chciał zarezerwować właśnie Jego i Jego koniki dla swoich Gości...
A koniki były cudne...
Szczególni Siwy...

Ależ on miał temperament !!
Ciągle oglądał się na swoje Gospodarza, jakby chciał Go pogonić...Jakby stanie w miejscu, albo jazda inaczej niż galopem sprawiała mu przykrość...
Tak czarował tym swoim urokiem, że zamiast, jak wszyscy stanąć wokół termosu z grzańcem, wszyscy, którzy jechali "naszymi" saniami zgromadzili się wokół Siwego i Karego...
Karemu było to obojętne, ale Siwy ewidentnie był ogromnie zadowolony...
Przyglądał się nam ciekawie, podstawiał łeb do głaskania i pociesznie bił kopytkami w śnieg, jakby pytał...
     - Ja jestem gotowy...A wy ??
     Więc zbiorowo też kopaliśmy śnieg, przekładając naszą "ochotę" na koński język...

     Pan Woźnica śmiał się głośno i uspakajał Siwego...
     - Jeszcze się popiszesz...
Popisał się...
Fakt...
     Droga powrotna przy ciągłym śpiewie zleciała nam szybciutko, a na docelowym parkingu Pan Woźnica zakomenderował...
     - Nie wysiadać !!
     I powiózł nas, mimo oblodzonej górki i naszych wątpliwości dotyczących bezpieczeństwa koni, pod same drzwi Koliby...
To dopiero była jazda !!
Siwy śmigał kopytkami niczym supertorpeda...
     Na szczycie odśpiewaliśmy Panu Woźnicy "Brawo, brawissimo", a przed konikami pokłoniliśmy się pięknie...One nam też...
A zza drzwi Koliby nawoływały nas już dźwięki skrzypiec i basetli...
     Dopiero jak przekroczyłam próg i zobaczyłam ogień na kominku, poczułam jak okrutnie zmarzłam...
Dygotałam tak bardzo, że podany przez Gospodynię żurek w chlebie stał przede mną i zerkał boczkowymi oczkami...Nijak nie mogłam utrzymać łyżki w drżącej dłoni...
     -Jedzcie, jedzcie !! - zakrzyknął nasz Opiekun... - zaraz Północ...
Orzesz...(ko)...
     - Już ?? - zakrzyknęli Biesiadnicy...
Czas chyba gnał galopem razem z nami...
     Złapaliśmy kurtki i mimo "dygotek" wypadliśmy przed Kolibę, a tam już płonęło ognisko...Opiekunowie rozdawali nam "sztuczne ognie"...
A potem było tak jak wszędzie...
Szampan...Życzenia...Uśmiechy...
Francuzi mówili po polsku...Polacy po francusku...Niemcy mimo oporów przeszli na angielski...Anglicy obściskiwali wszystkich i wykrzykiwali "niujer"..."niujer"...
I wtedy właśnie góry zapłonęły fajerwerkami...
Każdy szczyt...
Każda polana...
Rozgwieżdżone niebo wyglądało jak pochlapane przez jakiegoś nerwowego malarza...Kwiaty...Kaskady...Fontanny...
Mimo lodowatego wiatru wszyscy dzielnie trwali przed szałasem...
     Potem to już tylko śpiewy, tańce i wyśmienita zabawa przy wtórze Kapeli "Zwyrtni" z Istebnej i okolic, jak podkreślali Opiekunowie...

     Kiedy wyszliśmy chwilkę ochłonąć na ławeczce przed szałasem, zerknęłam na majestatyczne zbocze Kubalonki...
     - I pomyśleć, że kiedyś wbiegałam na tą górkę bez sapki i to z KBKS-em na plecach... - wyrwało mi się...
Pan N. się zaśmiał...
     - Ja bym nie wbiegł nawet bez karabinu... - odpowiedział
     - Ale człowiek durny był... - ale we wspomnieniach zobaczyłam nastoletnią dziewczynę, która sobie całkiem nieźle na tych zboczach poczynała...

                                       (Zdjęcie z internetu)
     Przez chwilę, jakbym poczuła na policzku podmuch wiatru, jakbym poczuła ciepło przygrzewającego Słońca...Wśród wiatru usłyszałam echo trenerskich pokrzykiwań...
     "Ładnie kłamie to moje ślubne Szczęście"... - pomyślałam, bo Pan N. świetnie jeździł na biegówkach...
     Posiedzieliśmy...Popatrzyliśmy w gwiazdy...No i cóż...
Przyszła pora na pożegnanie...Pora powrotu do domu...
I wtedy właśnie zaczęła się nasza noworoczna przygoda... 
 
 

8 komentarzy:

  1. Sylwester piękny! A reszta?... reszta się nie liczy ;-)

    notaria

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudny Sylwester, wymarzony:) Szczerze zazdraszczam, naprawdę!

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękny Sylwester :-)
    Pozazdrościć :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Następny już niedługo :o) Mogę dać namiary...;o)

      Usuń
  4. Najlepszego po takim Sylwestrze trudno mieć zły rok
    j

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeczytałam już wcześniej, ale czkawkowy internet nie dał wsadzić słów podziwu i zazdrości! Bardzo lubię Twoje pisanie- będę pewnie się powtarzała. Buźka!

    OdpowiedzUsuń