Dwa światy...

Bardzo Ważni Goście

sobota, 20 października 2012

Takie sobie wydumanki...

     Wiem, że ostatnio trochę się zaniedbuję i blogowanie jakoś zeszło z planu pierwszego, ale do Was staram się zaglądać nawet kiedy żadna olśniewająca myśl na tekst mnie nie zaszczyci...
Fakt, że czasem nawet komentarza nie zostawiam, ale jak w łepetynie pusto to i literki trudno z sensem poukładać...
Chyba mój wątpliwej jakości mózg niczym miś do snu zimowego się szykuje...
Ot co...
     Nie to, żebym całkiem bezmózgowo funkcjonowała, ale tak jakoś trudno mi się pozbierać wirtualnie...Realnie jakoś radę daję...
Hmmm...
Przypuśćmy...
Jakąś nadzieję trzeba mieć...
     Skoro jednak coś tam się wylęgło w temacie mojej grafomanii to czas przejść do tematu...
     Czytając Wasze gościnne blogi co jakiś czas ten i ów Autor opisuje co też by zabrał ze sobą na bezludną wyspę...
Nie powiem...Sama jeszcze niedawno marzyłam o takim bezludnym azylu...
     Pracowałam ciągle w stresie, kilkanaście godzien dziennie, ze zmęczenia padałam po prostu na pysk...
Taka wyspa była by świetnym rozwiązaniem...
Kiedy moja psyche "siadała" całkiem, szczytem rozkoszy był areszt...
Takie pół roku "do wyjaśnienia"...
Albo chociaż miesiąc...
Ło Matko i Córko...
     Nie wiem jakby to zniósł wrodzony "szwędak", ale jakieś rozwiązanie by to było...
     Gorzej z tym rzeczonym "wykroczeniem", za które można by mi te kazamaty zlecić bo człek ze mnie prawomyślny i nawet na samo wspomnienie zbrodnicze głupio mi się robi, ale koniec końców, nie musiałam...
Zarzuciłam pracoholizm i na drogę przestępczą nie wkroczyłam...
Echhhh...
Ale ta wyspa...
No właśnie...
     Czytam te wypowiedzi i powiem szczerze...
     Moja małoromantyczna dusza jakoś się nie umie w tym odnaleźć...
     Co ja bym zabrała na tą niesamowitą wyspę ?? 
Hmmm...
Z książek to pewnie jakiś Atlas, albo przynajmniej dobrą mapę...Jeśli chodzi o muzykę to dobry gwizdek, donośny i trwały...
Nie pogardziła bym również dobrym nożem, kilkoma haczykami, jakąś linką...
A tak szczerze mówiąc to najchętniej bym zabrała Pana N., tylko nie wiem czy owa "bezludność" weźmie tą ewentualność pod uwagę...
Dlaczego akurat taką mam zachciankę ?? 
Czyżbym uzależniona była aż w takim stopniu od Męża ?? 
     Przyczyna jest prozaiczna...
     Pan N. wymyśla dokładnie tą drugą połowę, której mnie brakuje...A przecież takie życie na bezludnej wyspie musi funkcjonować całkowicie, a nie na pół gwizdka...
W sumie to nie jest taka głupia myśl...
     Wynieść się gdzieś poza cywilizację...Bez pośpiechu...Bez smrodów...Bez gnania w nieznane...
Tak sobie żyć z dnia na dzień...
Echhh...
Ale się rozmarzyłam...
No dobra...
Ostatecznie zabrała bym jeszcze jakiś notes i ołówek, żeby to wszystko opisać...
Opisać, a potem wrzucić na bloga...
Przecież nie można w nieskończoność siedzieć na bezludnej wyspie...
Kiedyś trzeba wrócić...
Bez neta nawet najpiękniejsza wyspa się znudzi...;o)

4 komentarze:

  1. jantoni341.bloog.pl21 października 2012 00:08

    Ja najwyżej mogę napisać co trzeba zabrać na tygodniowy wyjazd dalej od domu, bo sam to doświadczałem przed niewielu dniami.
    LW

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie pakowanie to lipa, piętnaście minut i plecak gotowy...;o)

      Usuń
  2. He, he, a wiesz Gordyjko, że ostatnio z przyjaciółką rozmawiałyśmy o tym? Na pytanie jaką jedną, jedyną rzecz zabrałabym na bezludną wyspę odpowiadałam oczywiście, że książkę:) Ale zmieniłam zdanie. Co mi po Dostojewskim, jak z głodu będę przypierać. Teraz wie, że zabrałabym strzelbę, bo książkę mogłabym tam sama napisać na przykład patykiem na piasku:)))
    Pozdrawiam:)
    Ps. Zazdraszczam Panu N Gordyjki, a Gordyjce Pana N. Rzadkość to doprawdy - no wiesz... dwie połówki jednego jabłka:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawidłowy tok rozumowania...;o)Dostojewski to dobra rzecz na leżaku, powiedzmy na Cyprze...:o)

      P.S. Nie zazdraszczaj Krzysiaczku ;o) te "jabłuszka" to ściema :o) trzeba po prostu żyć ;o)

      Usuń