Tak się jakoś gorzkawo ostatnio zrobiło u Gordyjki, że czas chyba odrobinę osłodzić to nasze szare rozgoryczenie...
A cóż bardziej osładza, niż opowieść o kimś, kto generuje ową słodycz niczym cukrownia...
Kiedyś już gościła na moim blogu owa Postać, sercu memu bliska, więc może tylko skrótowo Jej historie nakreślę...
Z Panią B. znamy się od zawsze i tutaj nie ma żadnej przenośni, bo mimo usilnych starań, pierwszego kontaktu przypomnieć sobie nie możemy...Różnie się nasze losy układały, bo były okresy symbiozy ogromnej, i lata wyciszenia, ale nasze drogi jakoś się zawsze splatały...
Pani B. jest totalnym przeciwieństwem Gordyjki...
Po dwudziestu prawie latach rozłąki przymusowej, jaką nam zaaplikował Mąż, że tak powiem Pani B., pewnego dnia połączył nas...internet.
Serducha zadrgały "stara pieśnią" i odzyskałyśmy to co podobno jest w życiu najważniejsze...Przyjaźń...
Pani B. nie jest moją "Psiapsiółką", nie jest "Kumpelą", nie jest nawet "Przyjaciółką"...Pani B. jest Przyjacielem...
Nie przesiadujemy z sobą godzinami (odległość wyklucza to niestety)...Nie kontaktujemy się w trybie ciągłym i nie przekazujemy wszystkich "nowinek"...
Ale kiedy w naszym życiu zdarzy się coś ważnego to pierwszym wybieranym w telefonie numerem, jest numer Pani B.
Pani B. jest od wielu lat Samotną Matką, która bezdennie kochała swojego Męża, i która została przez niego "puszczona w trąbę"...
Nie było mnie wówczas przy Niej i właśnie dlatego odczuwam do owego pana bardzo skrajne uczucia...
Nie dość, że okazał się szubrawcem, to pozbawił Panią B. jakiegokolwiek wsparcia...
Ale Pani B., Niewiasta może i skromnych "rozmiarów", ale dzielności ogromnej i z serduchem jeszcze większym, rozpoczęła samodzielny etap życia...
Podjęła pracę, która zabezpieczała w jakimś stopniu potrzeby Jej i Dzieci, odsunęła na plan dalszy swoje życie osobiste i wychowała te Dzieci na przyzwoitych ludzi...
Kilka miesięcy temu Pani B. oznajmiła mi w rozmowie telefonicznej...
- Wiesz...u nas w firmie jakoś tak kiepsko. Chyba będę musiała poszukać pracy...
Ciarki mi po kręgosłupie przeleciały, bo Pani B. młódką nie była, a rynek pracy jaki jest każdy wie...
Słówkiem się jednak o moich wątpliwościach nie odezwałam, bo skoro ja o trudnościach miałam wiedzę, to Pani B. również ją zapewne posiadała...
- Co zamierzasz ?? - zapytałam rzeczowo...
I wtedy dopiero mało nie padłam z wrażenia...
- Wracam do zawodu... - wyznała mi Pani B.
Pani B. była kiedyś Pielęgniarką, ale w związku z całym ciągiem reform służby zdrowia zmuszona była pracę zmienić i dawno już temu uprawnienia swoje straciła...
- Jak ?? - zapytałam...
- Muszę zdać egzaminy, podjąć staż i znaleźć miejsce pracy... - usłyszałam...
Plan, przyznać musicie, dobry...
Przez kilka tygodni zakuwała więc materiał w objętości przypominający sześciotomową Encyklopedię...Odkopywała z niebytu pamięci nazewnictwo, procedury, itp...
Potem zadzwoniła...
- Zadałam !!
Nasz entuzjazm wylewał się chyba Operatorom z centralek...
- Teraz muszę znaleźć gdzieś staż... - dodała później...
Znalazła...
Przez trzy miesiące wstawała o świcie i jechała do pracy ...
Z pracy jechała na staż w szpitalu...
Sypiała po kilka godzin...
W domu bywała Gościem...
Staż nie był płatny, więc musiała wyszperać kilka groszy ze skromnego budżetu na dojazdy...
Przez trzy miesiące bałam się zadzwonić, żeby nie przerwać Jej czasem krótkiej drzemki, albo chwilki poświęcanej Dzieciom...
Zadzwoniła po stażu...
- No to jestem "Strzykawa" z uprawnieniami...- oświadczyła, a ja poczułam dumę...
Po zawieruchach weselnych jakoś tak czas przyspieszył nagle, więc kiedy zobaczyłam znajomy numer na wyświetlaczu poczułam wyrzuty sumienia...
"Nie zadzwoniłam"...
- A Wy to jeszcze żyjecie ?? - zapytała ze śmiechem (Pan N. był również Jej Kolegą szkolnym)...
- Przepraszam Maleńka...tak się jakoś zakręciłam...- wydusiłam...
- Oczekuję zdjęć na maila !! - zażądała... -A poza tym, zmieniłam pracę...!! Jestem Strzykawą od kilku dni, już nawet zawodowo !!
Orzesz...(ko)...
Udało się Jej !! Udało się !!
Pani B. jest Herosem !!
Gratulacje !!
OdpowiedzUsuńNiektórym ludziom życzę z całego serca ,żeby się udało :-)
To bardzo dobrze ulokowałaś swoje "dobre życzenia"...;o)
Usuńnalezy kapelusz zdja, no i tylko jeszcze j.angielski i w świat strzykawo jedź zarób godziwe pieniadze abyś pokonała wszystkie swoje zakrętasy, pozdrawiam serdecznie bohaterkę i gordyjkę
OdpowiedzUsuńj
Dziękuję...:o) Przekażę...:o)W wyjazd wątpię, bo to raczej ten typ co bez "polskiej wierzby" usycha...;o)
UsuńWzruszyło mnie
OdpowiedzUsuńwszystko dzisiaj,
Gratuluję
Kasio-Krysi.
LW
Podziękowania w Twe ręce,
Usuńprzekażę gratulacje...Bożence ;o)
Już ją sympatią darzę.
UsuńMyślałem że... Barbarze.
LW
To jest piękny dowód na to, że feminizowanie zawodów na siłę (Przyjaciel to też zawód, czasem na pełny etat)nie ma sensu. Przyjaciółka faktycznie brzmi gorzej niż Przyjaciel. W dodatku pisany dużą literą:) Podziwiam takie osoby:)
OdpowiedzUsuńWedług mnie dwa te słowa znaczą coś zupełnie innego...;o)
OdpowiedzUsuń