Lekko nie było...
W środę do domeczku zjechał Młody...
- Synku...- zapytałam - a ile, tak "pi razy oko", będzie Drużbów na "koronie" ??
- Od Młodej cztery-sześć osób, moich może dwoje... - odpowiedział Pierworodny, a my z Panem N. zaczęliśmy to przeliczać na zakąski i napoje, bo przecież tradycja nakazuje, żeby Drużbów przyjąć godnie...
Nie ma to tamto..."Korona" musi być piękna...
- A kiedy będziecie wieszać ?? - precyzowaliśmy plany...
- W czwartek wieczorem, żeby się nie kiwali w Kościele, zdążą wytrzeźwieć...- odpowiedział Młody...
Nie ma co, logiki w tym rozumowaniu było sporo...
Uzyskanego newsa szybciutko wrzuciłam w gadułę mojej Siory ulubionej, bo pałała żądzą okrutną owe rytuały oglądać naocznie, a ze Stolicy do Zaścianka droga daleka, i rozpoczęliśmy przygotowania...
Pan N. chłodził napoje w ilościach hurtowych, a ja dziobałam koreczki i budowałam z nich na półmiskach "Himalaje"...
Około osiemnastej Młody oznajmił...
- Przyjechali...
Pan N. rzucił się znosić stoliczki i inne wyposażenia, ja złapałam za półmiski, a Siora, która zdążyła ledwie próg przekroczyć nerwowo poszukiwała aparatu fotograficznego, żeby to wszystko uwiecznić...
Zadyma na całego...
Kiedy zeszliśmy na parter nasze wyobrażenia o wieszaniu "korony" na drzwiach Młodego musiały w trybie eksternistycznym ulec modyfikacji...
Pod "klatką" stało chyba ze dwadzieścia Osób...
Gwar, śmiechy, przekomarzania...Cała ulica jakoś tak ożyła...A Starszy Drużba ruszył ugaszczać ten radosny tłum...
Ufff...
Możemy chwilkę odsapnąć...
Ledwie godzinka minęła, kiedy nasz korytarz rozbrzmiał gromkim śpiewem młodych Ludzi...
"Hej !! Z góry z góry, jadą Mazury"...odbijało się echem i poczułam, że lekko nie będzie...
Drużbowie przyszli "na wykup" Pana Młodego...
Starszy Drużba dzierżył w dłoniach ogromniastego gwoździa i młotek...
Nasz nowiutki, wypielęgnowany próg był w zagrożeniu !!
Dla tych co mają mgliste pojęcie o owym rytuale wyjaśnię, że jeśli Matka Młodego wykupu nie da, lub da go w małej ilości, to ów gwóźdź jest w próg wbijany...
Mając w pamięci jak okrutnie został potraktowany próg Sąsiadki targowałam się ile sił w płucach, przekrzykując rozbawione Towarzystwo...
Waluta, czego można się spodziewać po takiej imprezie, była płynna...
Zamieszanie pod naszymi drzwiami było okrutne...Młodzi wykrzykiwali zaczepki...Targowali się ze mną strasznie, a Starszy Drużba wywijał tym nieszczęsnym gwoździem przed moimi oczami...
Orzesz...(ko)...
Kiedy już kilka flaszek przeszło przez próg "zły" mi na ramieniu zachichotał i zamiast butelczyny z radosnym trunkiem sięgnęłam po równie zmrożoną butelkę wody mineralnej...
Starszy Drużba w totalnym zamieszaniu i rozgardiaszu jakoś owej podmianki nie zauważył i sięgnąwszy po ów napitek gwoździa mi oddał...
Victoria !!
Koniec targów !!
Rozbawiony "Tłumek" jęknął żałośnie, a Starszy Drużba pojął swoją pomyłkę...Oddać gwoździa za wodę mineralną !! To dopiero ujma na honorze Starszego !! ;o) Nie miał Biedak lekkiego życia przez cały wieczór...
Młodzież pożegnała się pięknie i ruszyła przystrajać dom Panny Młodej...
A nasza "korona"...??
No cóż...Oceńcie sami...
Fajnie opisujesz, fajne obyczaje a korona piękna ...
OdpowiedzUsuńHm... u nas nie ma takich obyczajów a szkoda :-(
Lubię jak jest wesoło...
To czas wprowadzić nowe tradycje...;o)
OdpowiedzUsuńprzyznam że wir był nietęgi- przynajmniej będzie co wspominać . Brama kwiatowa bajeczna
OdpowiedzUsuńTo prawda Dosieńko...:o) przed nami lata wspominków...;o)
UsuńNie znam tego zwyczaju, wydaje się całkiem sympatyczny. Chciałabym widzieć te Twoje targi z Drużbą:))) A "korona" prezentuje się pięknie!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
To wcale nie było takie zabawne...;o)
UsuńHehehe... spryciula :))
OdpowiedzUsuńSię udało...;o)
UsuńMam tylko pytanie:
OdpowiedzUsuńna czym wisi "korona",
bo chyba nie klejona
PoXipolem?
LW
Korona wisi na haczykach, po każdym remoncie "pierwsi do wydania" wiercą otworki, a potem każdy wkręca swoje haczyki...symbioza taka...;o)
Usuń