Wszyscy dzisiaj wtrącają chociaż słówkiem o „walentynkach”
to i gordyjskie pióro suchym pozostać nie może…
Było to jakiś czas temu, kiedy „walentynki” wcale nie były w
naszym kraju obchodzone, a my wszelkie okazje do świętowania lubiliśmy pasjami.
Pan N. wówczas, piastował pewną funkcję społeczną w swoim zakładzie pracy i z
owej funkcji, jako się rzekło „społecznej”, profit mieliśmy jeden…Raz w roku
zakład pracy organizował dwudniowy wyjazd dla owych działaczy, wyjazd
plenerowy, na dodatek z Połowicami…
Nie wiem dokładnie, czy taki był zamysł
Organizatora, ale termin owych wyjazdów zbiegał się zawsze z owymi, nie
obchodzonymi powszechnie „walentynkami”.
Autokar podjechał na przystanek o umówionej godzinie,
radosna gromada wsypała się do niego wykrzykując powitania i ruszyliśmy w ów „plener”.
Jako, że podróż autobusami nie była moim ulubionym zajęciem
Pan N. postarał się o miejsca na przedzie pojazdu, bo wgapiając się w przednią
szybę jakoś mniej cierpiałam…
Siedziałam znęka okrutnie samym faktem uciążliwej
podróży kiedy z nagła mój żołądek upomniał się o jakąś paszę…Upomniał się o
paszę wbrew wszelkiej logice, bo z reguły nie spożywałam zapobiegawczo niczego
kilka godzin przed podróżą…
- Ale bym zjadła coś słodkiego… - wymruczałam w nachylone
ucho Ślubnego.
- Słodkiego ?? – Pan N. nie mógł uwierzyć w to co słyszał.
- Nooo…na przykład jakiegoś wafelka…
Mąż malowniczo zanurkował w bagaże i po chwili podał mi coś
na kształt wafelka…tylko papierek jakiś nie wafelkowy.
Oczywiście wcale na to
uwagi nie zwróciłam i wzięłam się do rozrywania kilku warstw papieru…
A pod
papierem było pudełeczko…
A w pudełeczku leżał śliczny zegareczek z czarnym
cyferblatem i czarnym paseczkiem…
Paseczek oczywiście tradycyjnie za duży o dwa
rozmiary, ale to było totalnie nieistotne…
Czasomierz był piękny…
Przez autobus
przeszedł cichy pomruk, bo siedząc „z przodu” byliśmy na cenzurowanym, ale co
tam…
Chcecie zazdraszczać to zazdraszczajcie…
Ochota na wafelka mi przeszła…
Dojeżdżamy pod ogromniastą górę, na szczycie Ośrodek, w
którym mamy spędzić owe dwa upojne dni…Autokar jakoś daje sobie radę z
zalegającymi zaspami śniegu…
Kiedy już właściwie czuliśmy zapach kolacji autokar
malowniczo zarzucił „kuprem”, silnik zawył, a Pan Kierowca odwracając się do
nas rozłożył ramiona…
- No tośmy się zakopali… - i okrasił swą wypowiedź
zatroskanym spojrzeniem…
Droga wąziutka, jak to w górach…Zmrok zapadł już malowniczy…A
my stoimy sobie jakieś dwieście metrów od Ośrodka…
- Wypchniemy !! – wrzasnął z nagła ktoś ochoczo i
Pasażerowie ruszyli w stronę drzwi…
- Panowie do pchania !! Panie na tył do obciążenia !! –
komenderował nasz imprezowy Wodzirej.
Kiedy tylko Panowie opuścili autokar Panie rozpoczęły
marszrutę na tył pojazdu, a jako, że istota ze mnie zdyscyplinowana i bardzo
prospołeczna, więc również zamierzałam ruszyć z pomocą…
Ledwie jednak powstałam
ze swojego siedzenia Pan Kierowca zerknął na mnie i z uśmiechem stwierdził…
- Pani niech siedzi…na balast się Pani nie nadaje…
Tak we mnie owa wypowiedź uderzyła, że z rozpędu klapnęłam na
siedzenie…
Orzesz…(ko)…
Panie chichotały na tyle przemieszczając się zgodnie z
komendami Pana Kierowcy, Panowie sił wszystkich używali, żeby pojazd z zaspy
wypchnąć, a ja siedziałam naburmuszona i wpatrzona w mrok…
I nagle „zły” mi na ramieniu zachichotał…
„Ale z Ciebie sierota…!! Echhh…Chłopak Ci komplementy prawi
a ty niczym indor się nabzdyczyłaś !! Balast jak już jest niepotrzebny to się
za burtę wyrzuca, na przykład w takim balonie…a skoro się na balast nie
nadajesz to musowo Cię na pokładzie trzeba zatrzymać”…
Logika owego chichotu aż mną wstrząsnęła…
„Ma rację diablisko…” -i z uśmiechem spojrzałam na Pana
Kierowcę…
Autokar jakby na mój uśmiech czekał…zakołysał się pięknie i
niczym torpeda ruszył w kierunku parkingu…
Moje pięćdziesiąt kilo żywej wagi
nabrało innego wymiaru…;o)
Przed kobietą ja mam pietra
OdpowiedzUsuńchoćby ważyła... pół metra.
LW
Choćby ważyła dwa deka
Usuńlepiej się czasem trzymać z daleka...;o)
Pozdrawiam nie - balastową Gordyjkę Walentynkowo:)))
OdpowiedzUsuńA niech Ci Krzysiaczku...:o) i nawzajem ;o)
OdpowiedzUsuńPoznam wszystko
OdpowiedzUsuńkiedym... blisko.
LW
delikatność zawsze była mile widziana :) pozdrawiam walentynkowo
OdpowiedzUsuńPozory mylą Merlin...;o)
OdpowiedzUsuń