Dwa światy...

Bardzo Ważni Goście

wtorek, 3 stycznia 2012

Tam mieszkały Bieszczadzkie Anioły...


     Kamienisto-piaszczysta droga wiodła wśród rzadkich zabudowań…
Rozgrzany piasek palił stopy i wpadał do sandałków…
Niczym wiewiórka przeskakiwałam z kamienia na kamień usiłując ominąć piaszczyste łachy…
Besztana przez Rodziców nie umiałam powstrzymać emocji…
     Jeszcze chwilka…Mała chwilka…
     Mijamy ostatnie zabudowania dziadkowych Sąsiadów…Dwa kroki…Jeszcze dwa kroki i będę wiedzieć czy Babcia jest w domu…
     Błękitna smużka dymu sączy się leniwie na tle zieleni bukowego lasu…
     Jest !!
     Jest i zaraz będę mogła wtulić się w miękkie babcine ramiona, zaraz zniknę w fałdach kwiecistej babcinej spódnicy…
Dziadek poczochra moje, pieczołowicie przez Mamę splecione warkocze i powie:
     - Niech Was Bóg błogosławi, żeście przyjechali…
     Jeszcze chwilunia…
     Stara wiśnia z roztrzaskanym przez piorun konarem…Szumiący zagon „czegoś”…Krzew jaśminu ubrany w biel jak panna młoda…
     Przebieram chudymi nóżkami najszybciej jak umiem…
     Słomiana strzecha…błękit „powapnionych” ścian…małe okienko z ogromną donicą pelargonii… 
Dębowe, ciężkie drzwi…klamka z zapadką misternie wykuta w muszelkę, szorstka i rozgrzana Słońcem…
Jaka byłam dumna, gdy pierwszy raz udało mi się zamknąć drzwi na ową zapadkę…tajemniczą „kozią nóżkę”…
     Zanim Rodzice zdążą zaprotestować zrzucam sandałki i przeskakując próg wbiegam do kuchni…
     Klap…klap…klap…
     Bose stopy „klapią” po glinianej polepie…
     Uwielbiam to „klapanie”…
     Babcia…!!
     Znikam…
     - Jesteś jeszcze większa „przylepa” niż rok temu… - słyszę miękki, lekko „śpiewający” głos.
     - Bo urosłam… - odpowiadam z dumą, sięgając Babci ledwie do piersi.
     Zapach rosołu… 
     Stary kredens zrobiony przez Dziadka, z magicznymi wycinankami Babci w szybkach…Dębowy stół…Ławy…
     Nic się nie zmieniło…
     Ukradkiem zerkam na drzwi „pokoju” Dziadków…Tajemnicza, zakazana kraina…
     - A Dziadek gdzie ?? – pytam.
     - W sadzie…po trześnie poszedł… - i Babcia puszcza do mnie „oko”.
     - Buty !! – słyszę jeszcze krzyk Mamy.
Nie mam czasu…
     Wąska ścieżynka wśród pokrzyw…Królicze klatki…Miękka niczym dywan szmaragdowa trawa…Trześnia…
Zwalniam bieg skradając się cichutko do drabiny…Uważnie stawiam stopy na szczeblach…
     ”Żeby tylko nie zaskrzypiała”…- myślę.
     Wyciągam rękę i delikatnie szarpię nogawicę dziadkowych portek…
     - O masz Srokę !! Miejsca na ziemi mało ?? Jak Cię Matka zobaczy to mi się oberwie !! – radośnie wrzeszczy na mnie Dziadek i rozkłada ramiona do powitania…
On wie, że po drzewach łażę jak nikt…
     Siedzimy sobie na „naszym” konarze…Dziadek mnie obejmuje…Słuchamy lasu…Jemy czereśnie…
     Między ptasim świergotem dobiega nas metaliczny dźwięk „kowadła”…
     - Babka nas woła…Czas brzuchy nakarmić… - mówi Dziadek.
     Dziadek kroczy z drabiną…Ja drepczę z kobiałką pachnących, soczystych czereśni…
Zapach siana…Kukułka odlicza lata szczęścia…
     - Jak Ty wyglądasz !! – wita mnie w sieni karcący głos Mamy…
     - Mówiłem, żeby się na przystanku przebrała !! Dziki już Ją opętał !! – Tata staje w mojej obronie…
     Obiad…Rosół…Ziemniaczki…Kura…
     - Babciu… - rzucam błagalnie.
Dziadkowie wybuchają śmiechem…
      - Jednak się nie zmieniłaś… - mówi Babcia i wyciąga z „pieca” talerz pierogów z jagodami…
Cisza…
     Dziadkowie znikają w „drugiej izbie”…Tata pali „sporta” siedząc na stercie desek…Mama rozłożyła koc pod jaśminem…
     - Połóż się… - woła do mnie.
Nie mam czasu…
     Drewniane schodki…wydeptane do „marmurowej” gładkości…Strych…Zapach słomy…Pył unoszący się w rozgrzanym powietrzu…Smugi światła przebijające się przez szpary w deskach…Wyblakły obrazek „Najświętszej Panienki” wsunięty między słomiane poszycie…Ciociny…
Pamiętam jak go tam wkładała…potem uczyła mnie modlitwy…
     ”Pani Boziu idę spać, daj mi rano zdrowo wstać”…
     Kiedy zbiegam po schodkach, lekko skrzypią…
     Dziadkowy schowek…Zamknięty…Jak zawsze…Klucz leży w kredensie…Tata zawsze pyta czy może go wziąć…
Po latach dowiem się, że Dziadek trzymał tam „księżycówkę z miodem”…
     Obórka…
     ”Dwa krowie ogony i Rudy”…- Tak mówi Dziadek…
     Krowy leniwie odwracają głowy…Rudy rży radośnie…Lubi odwiedziny...
     - Jedziesz z nami po siano ?? – cichy szept za plecami.
     - Pewnie…
     - To cichutko…póki Matka śpi… - mruczy Tata szeptem i idzie przez sień na palcach, mimo iż Mama śpi pod jaśminem…
Robię to samo…
     Wieczorem Dziadek siądzie w kącie i będzie „coś” majstrował…Babcia przez chwilę będzie próbowała nawlec igłę w świetle lampy naftowej…Rodzice na strychu szykują posłanie…
     Siedzę w półmroku z policzkiem opartym o ścianę…Zapach domu…teraz pachnie inaczej niż w południe…
Chłodniejszy…Lekko wilgotny…Senny taki…

8 komentarzy:

  1. Piękny tekst, na piękne rozpoczęcie dnia:) Pozdrawiam Gordyjko:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Za oknami "masakra" to niech się nam zrobi odrobinkę "jaśminowo"...;o)

    OdpowiedzUsuń
  3. jantoni341.bloog,pl4 stycznia 2012 14:55

    Pogrążyłem się cały w przekazanych przez Ciebie obrazach. Serdecznie.
    LW

    OdpowiedzUsuń
  4. Miło mi było gościć Cię Ludwiczku w moich wspomnieniach :o)

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak ślicznie umiesz pisać o najbliższych i dzieciństwie :-)

    notaria

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuję Noti :o) To takie zakamarki duszyczki...można się w nich schować jak człowiekowi robi się smutno... ;o)

    OdpowiedzUsuń
  7. Przepiękny tekst Gordyjko. Bardzo się wzruszyłam i też sobie swoje dzieciństwo przypomniałam. Ale tylko wizyty u babci, bo dziadka już nie było.
    Serdecznie Cię pozdrawiam i zapraszam do siebie - bo tam też nostalgicznie jest .....

    OdpowiedzUsuń
  8. Dzięki Stokrotko... :o)
    Niewątpliwie Cię odwiedzę ;o)

    OdpowiedzUsuń