W remontowej zadymie, w totalnym bałaganie, nie zapominamy oczywiście o psie...Co się należy, to się należy...;o) Może drapania jest odrobinkę mniej, ale jak kurz "bitewny" opadnie, to nadrobimy...Ze spacerów nie wycinamy nawet minutki...A las...
Echhh...
Las wygląda teraz cudnie !!
Nie to, żeby mu ogólnie urody brakowało, ale magia tiulowej woalki ze śniegu, czyni cuda...Jest magicznie...;o)
Człapiemy sobie na te leśne spacerki niespiesznie, czasem spotkamy stado sarenek, czasem samotnego jelonka, albo zając czmychnie spłoszony, ale głównie spotykamy pieseły...;o)
Wracaliśmy właśnie z naszej leśnej "pętelki", ścieżynka wąska, obok śniegu do pół łydki...Na przeciw idzie Facet z piesem...Facet na oko, jakieś 80 kilogramów, pies 50...Proporcja 2:1, więc potulnie schodzimy ze ścieżki. żeby przeciwnika nie kusić (znamy ich z widzenia i wiemy, że pies bywa "wyrywny")...
Psisko nagle kładzie się na ścieżce, odbija się pełną mocą i...Staje na dwóch łapach...Teraz łeb ma na wysokości głowy Faceta, a ten zaskoczony reakcją usiłuje zapanować nad linką, którą trzyma w dłoniach...Nie ma szans...50 kilo psa i 50 kilo siły...Dziwne, że się Facet nie uniósł...
Lucky i ja stoimy w śniegu, klękam, żeby w razie czego móc złapać za rączkę szelek, no i cóż...Wesprzeć psa w czasie ataku ??
Lucky wysuwa się o pół kroku przede mnie, rozszerza przednie łapy i jest maksymalnie skoncentrowany na przeciwniku...Nie jeży się, nie warczy, nawet nie szczerzy kłów...Czeka...
Ogromne psisko wyrywa linkę z rąk Faceta i dwoma susami jest pół metra od nas...
Będzie się działo !!
Facet nie panuje już nad niczym...Nawet ma trudności z zachowaniem równowagi (wydeptana ścieżka jest jak lodowisko), nogi zaplątał w linkę...
Psisko jest tak blisko, że czuję gorący oddech na policzku...
I nagle...
Lucky warknął, szczeknął, znowu warknął...
Co powiedział, nie mam pojęcia, ale zero agresji...Tak jakby "nakrzyczał" na psa...
"Tumanie !! Wracaj do swojego Pana, bo ja ci nie ustąpię...Natychmiast wracaj!!"
Reakcja olbrzyma ??
Psisko kurczy się w sobie, podwija ogon i wraca na ścieżkę...
Jestem w totalnym szoku !!
Facet wygrzebuje się w końcu z linki i zamierza uderzyć nią psa...
- Niech Pan go nie bije !! - rzucam natychmiast...- To tylko psia natura...
Chociaż osobiście mam ogromną ochotę złapać za tę linkę i walnąć Faceta ze dwa razy po łydkach...To nie była wina psa, to była wina Faceta...Ewidentna...
Facet odzyskuje kontrolę, przeprasza mnie kilkukrotnie i rusza w las...
Ja otrzepuję kolana...
Lucky odwraca się do mnie i całym sobą mówi:
"Widziałaś !! Czy Ty to widziałaś ?? Taki dzielny jestem !! Nie dam Cię skrzywdzić nikomu !! Kochasz mnie ??"
Idzie przez Osiedle taki dumny z siebie, że chichoczę w maseczkę...;o)
Do śniadania dorzucam kiełbaskę...;o)
Psiego ducha najlepiej dopieszcza się kiełbaską...;o)
Cudna historia Gordyjeczko.
OdpowiedzUsuńI wspaniale opisana.
:-)
Lucky zaczyna "pisać" coraz lepsze opowieści...;o)
UsuńDzielny pieseczek:) A i pani taka odważna, gotowa swym ciałem zasłonić pupilka:) Ale ja to rozumiem:) Kiedy idę gdzieś z Luką, a naprzeciwko zbliża się pies większy od niej, ona natychmiast waruje mi przy nodze, boi się psow. Trzymam ja na krótkiej smyczy i szepcze: nie bój się dziewczynko, pancia cię obroni:)
OdpowiedzUsuńJak wiesz, Lucky do tej pory pola nie ustępował, więc ta "łagodność" jest jak miód na nasze serducha...;o)
UsuńZałożymy Pułk Obrońców Piesowatych...;o)
Historia mrożąca krew w żyłach, miałam kiedyś podobną.
OdpowiedzUsuńByłam nad fosą z Morusem na spacerze i rzucił się w naszym kierunku wilczur, ale zastopowałam go zdecydowanym głosem, przyhamował i dogoniła go właścicielka. Widywałam ją na spacerach i widziałam, że nie radzi sobie ze swoim psem.
A przed historią z Morusem miała swoją przygodę. Szłam odludną drogą na Mazurach i z zagrody wyskoczył do mnie wilczurowaty pies, zaczął mnie atakować. Odwróciłam się do niego i zdecydowanym głosem zaczęłam go wyciszać równocześnie spokojnie wycofując się. Jak odpuścił na dobre to spylałam stamtąd ino kurz leciał. Ja jestem wysoka i mam bardzo zdecydowany doniosły głos, dlatego pewnie dałam radę, no i udało mi się nie okazywać strachu.
Tańcząca z piesełami...;o)
UsuńNo aż wzruszyłam się!
OdpowiedzUsuńMądrego masz psa i odważnego, super!
Chyba on sam dopiero się poznaje...;o)
UsuńLucky odkrywa swą naturę, Ty też zachowałaś się bardzo odważnie. Jestem z Was dumna.
OdpowiedzUsuńBo takich dwóch, jak nas trzech, to nie ma ani jednego...;o)
UsuńZa taką odwagę Lucky powinien dostać więcej kiełbasek. Pozdrawiam całą Rodzinkę.
OdpowiedzUsuńPrzesyt odpada !! ;o)
UsuńMamy takie powiedzonko w rodzinie: Są pieski małe, średnie, duże i bardzo duże, a nasz jest szeroki...;o)
Od pewnego czasu chodzi za mną pragnienie, żeby mieć psa. Powstrzymuje mnie tylko myśl, ze niw miałaby co z nim zrobić w czasie wyjazdów. Jeszcze trochę potrwa ta pandemia a chyba się zdecyduję:)
OdpowiedzUsuńPrzy takiej ilości psich hoteli w okolicy ?? Koszt owszem, spory, ale fachowa opieka i bezpieczniej niż u zaprzyjaźnionej sąsiadki...;o)
UsuńCzasem nawet psiaki muszą odpocząć od Opiekunów...;o)
Ty to potrafisz budować napięcie. Ufff! Dobrze że tak się skończyło.
OdpowiedzUsuńPodobno brakuje nam teraz wrażeń...;o)
UsuńNieważny wzrost i waga, ważne, kto tutaj rządzi!
OdpowiedzUsuńLucky w poprzednim życiorysie był na pewno "rządzicielem"...;o)
Usuń