Odkąd pamiętam sport nie był ulubionym zajęciem wśród dziewcząt...Na tym, jak wiecie, odrobinę się znam...
W podstawówce (wieki temu) na siedemnaście dziewcząt w klasie, w reprezentacji szkoły była jedna...W szkole średniej na czterdzieści cztery, w reprezentacji były dwie...No cóż...Dla kilku sekund na bieżni, czy boisku, trzeba miesiącami, a czasem latami wylewać pot...Mało zachęcające...
To było czterdzieści lat temu...Nie było pieniędzy na sport...Nie było obiektów...Nawet zakup trampek był problemem...
Teraz mamy obiekty, są pieniądze na sport, nie wspomnę nawet o ilości trampek na rynku, i co ??
Do sportu nikt się nie garnie, bo ciężko, bo brudno, bo wyniki osiąga się po latach...Żaden interes...
Dwadzieścia lat temu mieliśmy setkę zawodników...Dziesięć lat temu było ich pięćdziesięcioro...Teraz zostało "kilkanaście sztuk"...
Chodzę po ulicach, widzę młodzież z nadwagą, z powykręcanymi obojczykami, przygarbioną, na pokrzywionych kolanach...Za dwadzieścia lat nie będą w stanie unieść się z krzesła, nie przejdą bez wsparcia kilku kroków...
Praca fizyczna będzie wysiłkiem ponad miarę...Poród będzie się kończył "cesarką"...
Człowiek nie jest istotą statyczną...Kości, ścięgna i mięśnie potrzebują ruchu...Systematycznego i ogólnorozwojowego...
Ale kto by tam słuchał Wuefistów, albo Trenerów...
Przez lata marzyłam, że ktoś ze świecznika "rzuci się w otchłań" i wzorem "zachodu" zaoferuje Młodzieży stypendia...Nie symboliczne (200-300 złotych to nie jest wsparcie), stypendium dające ekonomiczną równowagę, umożliwiające studiowanie, opłacenie stancji, suplementację, czy opłacenie fizjoterapeutów...Nie doczekałam się, chociaż Pan Bańka był "światełkiem w tunelu"...
I po latach, z pewnym smutkiem, powinnam powiedzieć: "Dzięki Bogu" ??
Opisany przeze mnie system od lat sprawdza się w Stanach Zjednoczonych...Stypendia sportowe (i nie tylko) opracowali do perfekcji...Boiska mają pełne...Zaplecze zawodnicze "pęka w szwach"...
Ciężko pracujesz na swój sukces, wylewasz hektolitry potu, a w perspektywie miejsce na prestiżowej uczelni, stypendium na przyzwoitym poziomie...Praca popłaca...
Poniekąd...
Od dłuższego czasu pojawiają się w mediach informacje o nowych trendach, które pojawiają się za Oceanem...
Na zawodach sportowych dziewcząt, o klasie mistrzowskiej (takich dających punkty do uczelni i stypendiów) zgłaszają się chłopcy z zaświadczeniami, że mentalnie są dziewczętami...
Sędziowie nie mają wyboru i dopuszczają do takich startów ("poprawność" postawiona nad rozsądek)...
Chłopaki wygrywają wszystko...Z marszu...Na luziku...
Że to sporadyczne przypadki ??
Owszem...
Na jednych zawodach zjawia się czasem dwóch, czasem trzech takich "sportowców"...
Miejsce stypendialne na uczelni jest jedno...Stypendia czasem są dwa...
Sporadyczne ??
Jak zmobilizować dziewczęta do wysiłku, do treningów, do pracy ??
Po latach starań zostają z niczym...
Tej niesprawiedliwości nikt nie widzi ??
Nikt nie zauważył, że w drugą stronę to nie działa ?? Że dziewczęta nie przebiją się w "męskim" sporcie ?? Bo nie przebiją się w nim nawet ci "sportowcy" głoszący się "dziewczętami" ??
Protestują Trenerzy, protestują Rodzice, protestują Sportowcy...
I obrywają wiadrami "pomyj", że są nietolerancyjni, zaściankowi, zacofani...
Nikt nie chce się wychylić...
"Sportowcy" skończą studia, ustawią się w życiu i pójdą po kolejne "zaświadczenie"...Bo ponoć, facetom łatwiej robi się kariery...Równowaga zostanie zachowana...
Dlatego dziękuję Bogu...
Jest szansa, że jesteśmy odpowiednio "zacofani"...
P.S. I tak nic nie przebije pewnego Mieszkańca Ameryki Południowej, który będąc w słusznym wieku odbył te "trzy terapie" i uzyskał stosowne zaświadczenie...Biegusiem pognał do sądu i wygrał sprawę o przyznanie mu emerytury w "kobiecym wieku"...Pięć lat przed "czasem"...Mąż...Ojciec...Dziadek...Geniusz !!
Prawdziwa "Seksmisja"...;o)
Nie wiem jakie są motywacje innych kobiet, wiem dlaczego ja nie znosiłam wuefu. Oferowano nam tylko i wyłącznie sporty zespołowe, piłkę nożną jeszcze nie (to dopiero teraz, wraz z modą na równouprawnienie), ale dwa ognie, siatkówka, koszykówka. Nienawidzę uprawiać sportów zespołowych, powodzenie drużyny mnie nie obchodzi, w grupie czuję się jak w kurniku. Pomiędzy tym było debilne ocenianie jakichś umiejętnosci, którze rzekomo mieliśmy posiadać, jakiś kozioł, skoki w dal, jeśli bieganie, to koniecznie na czas. Dopiero na studiach pokochałam zajęcia sportowe, bo mogłam je sobie sama wybrać - indywidualny aerobik to było to, bez zawracania głowy wynikami. W efekcie nigdy nie byłam tak sprawna, jak w czasie studiów, taki paradoks :)
OdpowiedzUsuńCzyli, znalazłaś coś dla siebie...;o)
UsuńDzięki tej "debilnej" ocenie umiejętności gimnastycznych, lekkoatletycznych, czy koszykarskich można "wyłowić" prawdziwe, sportowe Perły...;o)
Znalazłam, ale nie dzięki szkolnemu programowi nauczania. A jeśli chodzi o ocenianie - przecież nawet mając szóstki z w-fu nie muszę chcieć zostać zawodowym sportowcem, który w wieku 40 lat miewa już bóle i choroby emeryta. Sport zawodowy powinien się rodzić z pasji, a pasja powinna być podtrzymywana przez dorosłych wszelkimi udogodnieniami, zapleczem, technologią. Skoro dzieciaki unikają w-fu, tzn. że program jest debilny, bo nie budzi w nich pasji. Jest urawniłowka, która na dodatek faworyzuje jeden z prymitywniejszych sportów zespołowych (piłka nożna) głównie ze względu na (teoretycznie) małe nakłady finansowe. Sukcesy polskich sportowców nie są w żaden sposób powiązane ze szkołą, sukcesy są, bo wiele osób inwestuje własne pieniądze w ubranie i sprzęt, do tego naraża swoje funkcjonowanie w środowisku. To nie dzieci zostają mistrzami świata, to dorośli, ktorzy uprawiaja sport zamiast pić piwo ze szwagrem albo przerywać fasolkę z matką. Jesteśmy mało usportowionym narodem, więc może raczej chodzi o to, że dzieci wzorują się na swoich garbatych rodzicach z oponkami. Przykład jest silniejszy od gadania ;)
UsuńCo prawda mój post dotyczy całkiem innego zagadnienia, ale...
UsuńZdewaluowałaś pracę tysięcy Działaczy, którzy biegają po szkołach wyławiając talenty, którzy dają szansę rozwoju pasji, którzy po nocach analizują wyniki i statystyki...Wierz mi, tak jest...
A dziesiątki naszych Mistrzów to Dzieci rodzin dysfunkcyjnych, dla których sport był alternatywą...
Z jednym się zgadzam, przykład jest silniejszy od gadania...;o)
To prawda, zdewaluowałam. Przyznam, że nie lubię słowa "działacze". Nie ma systemu, ponieważ nie ma mody na sport wśród dorosłych. W Polsce nerwica owocuje "działaczami", którzy zajmują się cudzymi sprawami żeby nie zająć się swoimi. Tymczasem lepsze jest zainwestowanie przez tych znerwicowanych dorosłych w sport własny. Jeśli chcemy mieć w kraju wyniki sportowe, to nie można ciężaru przenosić na dzieci z patologicznych środowisk, które trenują w za dużych butach i brudnych koszulkach, bo to i tak lepsze od pójścia do domu. Sport wymaga ogromnych i systemowych nakładów, ale przede wszystkim zmiany sposobu myślenia starszych pokoleń, żeby się głupio nie pytały swoich dorosłych córek "no i co tak biegasz, za mąż byś poszła". Nie każdy ma tak odporną psychikę jak Kowalczyk :)
UsuńPozdrawiam :)
Również pozdrawiam...;o)
UsuńGdzie ci mężczyźni...
OdpowiedzUsuńKilka Sztuk jest gdzie trzeba...;o)
UsuńNie wiem jak jest teraz z zapałem do sportu, ale pamiętam swoje zajęcia WF.
OdpowiedzUsuńNie lubiłam ich, bo nie było nic dla przeciętnego ucznia, wszystko dla sportowców, konkurencja dla wybranych, Byłam niska, z lekką nadwagą, gdzie dla mnie skok wzwyż, skok przez skrzynię, że o biegach sprinterskich nie wspomnę.
Ile razy prosiłyśmy o aerobik, gimnastykę, jakieś układy taneczne, marsze do parku - to tez ruch, zwłaszcza że nie wszyscy muszą być od razu sportowcami, a zniechęcić łatwo.
A wiesz jak ci sportowcy męczą się na aerobiku, gimnastyce, układach tanecznych, albo spacerach do parku ?? ;o)
UsuńSport wymaga pasji, nauczyciele też powinni ją mieć...;o)
"Sport to zdrowie" ? Według mnie sport wyczynowy to nie jest zdrowie, przynajmniej współcześnie. Aktywne, pełne ruchu życie to jest zdrowie :) Współcześni ludzie przestali się ruszać, bo człowiek jako gatunek cały czas dążył do wygodnictwa. No i teraz wynalazł sobie różne udogodnienia, które minimalizują wysiłek. A że to niezdrowe na dłuższą metę. Większość ludzi jest bardzo krótkowzroczna ;)
OdpowiedzUsuńJednakoż przydałoby się cuś zrobić z tym aby ludziska bardziej aktywne były. Tylko czy na pewno w sport wyczynowy mieliby pójść, uważam że niekoniecznie ;)
Jedna z moich bratanic na 18 urodziny, w prezencie, zażyczyła sobie obóz przetrwania. A potem już poszło. W trakcie studiów wspinała się na skałki. Po studiach pracowała kilka lat aby uzbierać sobie na wyprawę życia. Zaczęła od Nowej Zelandii, szlajała się po wertepach i bezdrożach, potem wchodziła na wulkany na Bali, zakończyła podroż po 10 miesiącach wyprawą w Nepalu. W dalszym ciągu jest aktywna fizycznie, chodzi po górach, jeździ na nartach, pływa na desce SUP. Nie zbiera za to oklasków przy pełnych trybunach, ot po prostu lubi być aktywna :)
Mnie się serducho raduje, jak widzę pełne obłożenie siłowni pod chmurką, albo "tłok" kijkowców w lesie...zawsze coś...;o)
UsuńBratanicy gratuluję !! ;o)
Uch. Ja nie znosiłam zajęć w-f. To znaczy w młodszych klasach podstawówki to jeszcze jako tako. Ale potem trafił nam się wuefista-psychopata, który rzucał uczniami (dosłownie), zmuszał do ćwiczeń wyzwiskami. Ośmieszał nas i poniżał. "Pomagał" w ćwiczeniach dość brutalnie. Dopiero zabrano się za niego na poważnie, gdy jednej z moich koleżanek złamał rękę. Ale lęk pozostał. Ja na przykład mam od tamtej pory utrwalony strach przed skakaniem. Jako dziecko nawet przestałam skakać na skakance, co zawsze lubiłam.
OdpowiedzUsuńMąż, któremu przeczytałam ten post, zasugerował dla tych "sportowczyń"... naturalizację jak w "Seksmisji".:)))
Pozdrowienia dla Męża...;o)
UsuńJa jestem bardziej delikatna, wystarczy stworzyć nową "ligę" i problem rozwiązany..."Wilk" syty i Dziewczyny nie pokrzywdzone...;o)
A z Twojego wuefisty sama bym "pasy darła"...;o)
O matko ,WF w podstawówce to była masakra.Zawsze byłam większą o głowę od reszty dziewcząt.Malutka i drobniutka nauczycielka wymyśliła glupkowate ćwiczenia.A WF był na sali razem z chłopakami i mieli swojego nauczyciela.Oni sobie grali w piłkę a my musialysmy skakać przez kozła,skrzynie ,wypinac tylki w ich kierunku i uwaga przecisnąć się pod taka niziutka ławeczka.Ale oni mieli ubaw . Oczywiście z racji moich gabarytów utknelam pod ta ławeczka a potem cala szkoła mnie wytykala palcami,bo mądra bezobjawowo pani poszła na skargę do pana dyrektora ze nie umiem sie przeczolgac w tej szczelinie i nie chce ćwiczyć.Nie wiem czy ona jakoś się mscila na mnie za to ze była malutka czy co?Trauma pozostała na cale życie i wstred do gimnastyki.Jedynie w zimie na szkolnym lodowisku mogłam zdobyć 5 bo chodzilam do szkółki lyzwiarskiej i nie mogła mnie zagiac i znowu dac mi 2 z WF.Jej faworytami były dwie dziewczynki trenujace gimnastykę artystyczna,zawsze miały celującym z WF.Moim zdaniem oceny z WF lub śpiewu były nieporozumieniem bo każdy ma trochę inne "ukryte talenty".Marta uk
OdpowiedzUsuńWychodzi na to, że mam dar wkładania "kija w mrowisko"...;o)
UsuńDołóż jeszcze plastykę...;o)
Ja osobiście nie nadążam za tą poprawnością polityczną. A w temacie wf w szkole to się trochę wyłamię i napiszę, że chodząc do klasy sportowej i mając 6 godzin wf w ramach lekcji plus popołudniowe treningi trzy razy w tygodniu nie mogłam nie lubić tych zajęć ;) Ale faktem jest, że nasza szkoła nie zachęca do ćwiczeń i ruchu. Przede wszystkim dlatego, że są pewne obszary, które nigdy nie powinny być oceniane, bo mamy różne predyspozycje i różne ograniczenia. Ale tutaj potrzeba gruntownej przemiany w myśleniu tych, którzy są decyzyjni a niestety nie mam nadziei, że ktoś mądry na to wpadnie.
OdpowiedzUsuńUfff...A już myślałam, że jestem dinozaurem...;o)
UsuńKtoś kiedyś wpadł na to, że mamy malować, śpiewać i biegać na poziomie mistrzowskim...;o)
Skoro wymyślili trzecią płeć, trzeba zorganizować trzecią kategorię i po sprawie
OdpowiedzUsuńProste jak budowa cepa...;o)
UsuńU mnie pojawił się jeszcze jeden problem. Od 4 klasy sp. do 3 klasy gimn. chodziłam do klasy sportowej, czyli miałam ok. 7 godzin w-fu w tygodniu + zajęcia sportowy przed/po lekcjach. Warunków do trenowania żadnych - na treningi chodziliśmy na basen do szkoły obok, lekką atletykę trenowaliśmy albo na stadionie obok, albo na korytarzu w piwnicy. Mimo to bardzo często stawałam na podium mistrzostw młodzików, miałam wow wyniki, ale na stypendia z UM się nie łapałam. Dlaczego? Bo przez dziurę w systemie sport niepełnosprawnych nie był wtedy uważany za sport(zresztą nauka w szkole dla niepełnosprawnych też nie była brana pod uwagę). O stypendium szkolnym nawet się nie słyszało. A adidasy czy też strój na basen pokrywałam z funduszy rodziców. W sumie trenuję do dzisiaj, chociaż teraz trenuję bardziej dla formy...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Masz absolutną rację, przez lata sportu niepełnosprawnych wcale w systemie nie było...Nawet jak Zawodnicy zdobywali medale na największych imprezach...;o)
UsuńTrenowanie "dla formy" to bardzo dobry pomysł...;o)