Opowiadałam Wam kiedyś o Znajomej, która w jednej z rozmów zapytała o Wnuki, a po stwierdzeniu radosnym, że takie posiadamy, skwitowała:
"- A nasi sobie pieseczka kupili..." - tyle było żalu i rozgoryczenia w tym stwierdzeniu, że miałam wyrzuty sumienia "Posiadaczki Wnuków"...
Niedawno, na wieczornym spacerze, kiedy Pan Premier wpadł na genialny pomysł wciśnięcia wszystkich Lokatorów na osiedlowe alejki, spotkałam pewną Parę...
Idzie sobie Kobitka, lat 30+, a na drugim końcu smyczy "frędzel" (york), rzeczowo fakty ujmując, "frędzelka" (bo to suczka była)...
Na dialogi nastroju nie miałam, bo mnie strasznie wkurzało to człapanie po alejkach...
Kobitka nas mija i przemawia do owej "frędzelki"...
- Poczekaj Krysiu na Pana, poczekaj...
Oho !! Jeszcze i Pan się mi trafi za moment...
Lucky z zainteresowaniem obwąchuje "frędzelkę", "panna" nie ma nic przeciw...
Na horyzoncie pojawia się oczekiwany Pan...
Pan jest przyczepiony do smyczy, a na drugim jej końcu człapie niespiesznie..."Frędzel" !!
Ło Matko i Córko...
Jak nic, będą zakład malarski otwierać...
I słyszę przemowę Pana...
- Darek !! Ruszaj łapami, bo nam Dziewczyny zwieją !! Rusz się niedojdo...
A mnie "przykleja" do asfaltu...
"Krysia" ?? "Darek" ?? Co jeszcze ??
Ja tam nic nie mam do ludzkich dziwactwo...Może być nawet Kleofas (nie obrażając Kleofasów)...Ale chyba zyskałam kolejny dowód na to, że jestem "niedzisiejsza matrona"...
Bo czyż małżeństwo "30+" nie wyglądałoby ładniej prowadząc Krysię i Darka za rączki, a nie na smyczy ??
I wspomniał mi się ten żal Znajomej, to wymruczane "pieseczka sobie kupili"...I smuteczek siadł mi na ramieniu...
Gdzieś tam żyją dwie niespełnione Babcie i dwóch niespełnionych Dziadków...Ich marzenia błąkają się po Świecie...Takie zwykłe, przyziemne marzenia...
O misiu...O huśtawce...O domku dla lalek...
Moja tęsknota za Wnukami osiągnęła chyba apogeum...;o)
A u nas właśnie pani z pracy została dumną 60letnią prababcią! :D oczywiście wnuczek tylko na zdjęciach, ale już tęsknota wzbiera za maleństwem.
OdpowiedzUsuńJakoś tak dziwnie z tymi imionami.. tyle pięknych można wymyślić. Choć znam fretkę zwaną Zbigniewem i koguta Romana
Znałam babcię 36-letnią, może już jest "prapra"...;o)
UsuńJa słyszałam o króliku Ziutku (Józku), ale Ziutek inaczej brzmi niż królik Józef...;o)
Mnie kiedyś wbiło w chodnik gdy do czarnego pudla pani zawołała Asiu, obejrzała się nie ta Asia oczywiście...
OdpowiedzUsuńPewnie się ucieszyłaś !! ;o)
UsuńJa też jestem niedzisiejsza...
OdpowiedzUsuńChociaż kiedyś usłyszałam(?) czy przeczytałam(?) argument, że ktoś kogoś tak nie lubi, że nazwie świnię jego imieniem. Ale nikt nie pomyślał, że świni może być przykro...:)))
Poza tym, to brzmi dość... dziwnie, jak jakaś pańcia szczebioce do psa, który merda radośnie na widok swojego pana: "Przywitaj się z tatusiem"...
Do świni nikt nie mówi sto razy dziennie: Marysiu zeżryj te ziemniaki, bo nie utyjesz...;o)
UsuńMoja Bieszczadzka Babcia miała kurę Klementynę...Ale była to wyjątkowa przedstawicielka drobiu i absolutnie zasługiwała na imienne uwiecznienie...;o)
"Mamciowanie" i "taciowanie" piesełom kiepsko świadczy o właścicielach...;o)
Tu u mnie w Stanach wlasciciele czworonogow to nie Pancia i Pancio, ale Mamusia i Tatus (tak!). Na poczatku bylam w szoku, ale okazalo sie, ze tak wlasnie powszechnie sie ich nazywa. Poza tym, calkowicie naturalne nazywane jest nazywanie zwierzakow, zwlaszcza psow, imionami ludzkimi. Ja poznalam juz takie suczki jak: Dorothy, Sophie, Ella, Shelby, Kayla. A kiedys moja sasiadka w Polsce miala pieska Tomka, a byla to pani w wieku mojej babci.
OdpowiedzUsuńdee
To zapytam dla ścisłości...;o)
UsuńTe zwierzaczki w Stanach też zamiast dzieci ??
Przedstawiałam niedawno na blogu kotka Antoniego (Tośka), któremu to imię się należało, bo odnalazł "raj na ziemi" (wiadomo, że jak coś się zgubi, to bez Antoniego ani rusz)...;o)
Ha ha, odpowiem tak: Dorothy, Sophie i Kayla - razem z dziecmi lub po ich odchowaniu, Ella - zamiast, z powodu choroby Mamusi, a Shelby - tez zamiast, ale jej Mamusia sama jakby pozostala dzieckiem i z moich kilkuletnich obserwacji wynikalo, ze raczej nie nadawala sie na matke, wiec moze to i lepiej, ze nie miala dzieci. Tak wiec, nadawanie ludzkich imion zwierzetom raczej nie jest zwiazane z posiadaniem potomstwa, po prostu jest to tu przyjete i juz :))
Usuńdee
Jednym słowem: Hameryka !! ;o)
UsuńHmmmmmm na naszego piesa wołaliśmy...Darek, był to skrót od Podarka, albowiem moja mama dostała go na imieniny. Tak się złożyło, że czasie jej imienin, bratanica znalazła go w parku przywiązanego do drzewa, został więc podarowany mojej mamie.
OdpowiedzUsuńMiałam w związku z tym anegdotyczną przygodę :)
Otóż Daruchna był to "pies na baby", pewnego razu zaczął podążać bardzo rączo, za obiecująco pachnącą wilczycą. Poleciałam za nim drąc się Darek, Darek. Właściciel psicy gnał z nią coraz prędzej, dopadłam ich...no i okazało się że imię pana to...Darek właśnie!!!
Nie miałam żadnych wyrzutów sumienia, albowiem zupełnie nie przeszkadzałoby mi, żeby ten pan nazwał swoją suczkę Maria ;)
Co do zagadnienia, pies zamiast dziecka. No cóż jeżeli ktoś dokonuje takiego wyboru, to wydaje mi się, że nie byłby dobrym rodzicem, więc to chyba dobrze, że wybrał akurat tak. A nieraz rodzicem zostać z różnych względów nie może!
"Marysia do nogi !!" - sorki, ale mnie to nie brzmi najlepiej...;o)
UsuńA Podarek, to nie Dariusz...;o)
Kwestia "nie może" to inny rozdział, a wybór między "dziecko - pies" to w większości wygoda. a nie świadoma samokrytyka...;o)
Nikt nie wie jakim będzie rodzicem...;o)
Ja też mam Lucka (kota), ale na smyczy nie prowadzam:) Za to wołam na pół wsi: Lucjan do domu!:)
OdpowiedzUsuńLucek to bardzo godne imię dla kota...;o)
UsuńMnie moja tęsknota za Szczerbatymi już całkiem rozum odebrała....
OdpowiedzUsuńNas Wrzosowisko trzyma w ryzach...;o)
UsuńPrzypomniało mi się, jak dawno temu znajomi (wakacyjni) gospodarze nazwali cielisię moim imieniem, z czystej dla mnie sympatii 😊 ja wyjechałam, a Ewunia im została 😁 Pozdrawiam serdecznie z zimnego Wroclawia.
OdpowiedzUsuńOtul krasnoludki !! ;o)
Usuń