Minęły dwa miesiące (z kawałkiem), od naszej "szalonej" decyzji o adopcji pieseła...Jak widać po wpisach, Lucky stał się bardzo ważnym elementem naszego życia...No cóż...Adopcja to jak trzęsienie ziemi...Nic nie jest już takie samo...
Ale to nasz punkt widzenia...
A jak Lucky reaguje na to "trzęsienie ziemi" w swoim życiu ??
Może się komuś nasze doświadczenia przydadzą...;o)
1. Lucky jeszcze nie zdecydował, kto jest "przywódcą" jego stada...
W dzień adopcji byliśmy we dwoje i tak mu zostało...Jeśli jesteśmy oboje, świat Luckiego jest całkowity...Kiedy jedno z nas musi wyjść, psisko chwilę płacze, siada zatroskane w przedpokoju, a potem smutnieje...
Nie przepada za pozostawaniem samotnie, kiedy musimy wyjść oboje, ale po pierwszym żalu (płaczu), przechodzi do fazy: pilnuję !! Szkód nie zrobił żadnych (póki co)...
Nie ważne, czy nieobecność trwa pięć minut, czy pięć godzin...Wita nas równie serdecznie...
2. Po dwóch miesiącach pojął, że posiada trzy domy...Domeczek (w Zaścianku)...Wrzosowisko...I Misiowy Dom...Kierowników Lodówki traktuje w każdym miejscu z należytą estymą (znaczy się mnie i Synową)...Dzieciaki akceptuje w każdym z tych miejsc, chociaż Księciuniowi okazał niezadowolenie za łapanie ogona (nie wiem, który z nich był bardziej wystraszony), a piski zachwytu Princeski w dalszym ciągu przyjmuje ze zdziwieniem...
W najgorszej sytuacji jest Pierworodny, niby "sztama", ale z ogromną rezerwą (od początku Lucky boi się młodych mężczyzn, a mężczyźni w kapturach to już prawdziwa trauma)...
3. Spacery w Zaścianku stały się normalne...Przestał traktować alejki i las, jako swoje terytorium...To ewidentnie go wyciszyło...Ma nawet kilku psich znajomych, których wita z sympatią, a mijające nas osoby (nawet rowerzyści), przestały być wrogami publicznymi...(Chociaż czasem "faza" jeszcze mu się włącza)...
4. Zalecana "psia dieta" spaliła na panewce od razu...Lucky znał dwa smaki: ziemniaki i chleb...Sucha karma powodowała biegunkę...
Widząc jego reakcje po zrobieniu kupy, wiemy, że częściej bywał głodny niż syty...Miesiąc zajęło nam "zaspokojenie głodu"...Rozsądnego, żeby psa nie przetuczyć...
Wielu smaków nie znał...
Suchą karmę (cielęcina z wołowiną), bez zbóż i soi, traktuje jako przekąskę (a my jako "czyszczenie zębów")...Nie uznaje "psich ciasteczek", przekąsek i innych rarytasów...
Świńskie, wędzone ucho, które kupiliśmy mu miesiąc temu, zakopał w kącie pod reklamówką z "klamorami" i nawet tam nie odkurzamy...;o)
Ale przekonał się do wędzonej kości, którą ma od dwóch miesięcy, i która służy mu teraz do obgryzania i zabawy (nauka zabawy zajmie nam przynajmniej rok)...
Gotuję mu mięso (różne), a potem w tej wodzie gotuję ryż albo makaron...Wymieszane, podlewam rosołem...Uwielbia to !! I pięknie dziękuje za każdą porcję...;o)
5. Podarowana maskotka i szarpak to największe skarby...Nie wolno ruszać !! Maskotką bawił się dwa razy, ale bardzo delikatnie...A kiedy zauważył, że widzę, przestał i był wystraszony (jakby to było coś złego)...Próbowaliśmy pokazać mu zabawę z szarpakiem...Wpadł w panikę i liżąc nas po rękach prosił, żebyśmy przestali...
Dzieciom pozwala ruszać swoje zabawki, ale pilnuje, żeby nie zginęły...
Powoli akceptuje "brykanie"...Zabawę w ganianego wkoło kanapy, albo przekładki między nogami...
6. Woda nie jest żywiołem Luckiego...Kąpiel pod prysznicem przeżył u nas pierwszy raz (teraz już wiem dlaczego mamy prysznic z "mikrofonem")...Idealne rozwiązanie dla psich kąpieli...;o)
Trzecia kąpiel była już całkiem inna...
Psisko siedziało spokojnie, dało sobie umyć ogon i pupę, mydliny nie straszyły, a kiedy wstał, żebym dała radę umyć cały brzuch i łapy, byłam pod wrażeniem...Spłukiwanie też poszło ekspresowo...Chyba zrozumiał, że "nie wygra", a kąpiele nie są takie złe...;o)
Dodam skromnie, że pod prysznic wchodzimy we dwójkę (ja i Lucky), i wychodzimy z łazienki w podobnym stanie - kapiącym...;o)
Czesać się lubi od początku, więc przynajmniej z tym nie przechodził dodatkowej traumy...
7. No i ostatni punkt programu...Lucky i jazda samochodem...
Przestał nas kontrolować !!
Przez miesiąc jeździł między siedzeniami uważnie pilnując dokąd jedziemy...Ewidentnie bał się powrotu do schroniska...Podtykał nam łebek do głaskania i grzbiet do drapania...
Pierwszy "kurs" z Księciuniem był przełomowy...
Trzeba było pilnować też tylnej kanapy !!
Wtedy położył się pierwszy raz...
Teraz chwilkę jeździ "zawieszony" między siedzeniami, a potem przesypia resztę podróży...
Jeśli jedzie z nami Księciunio, Lucky nawet na moment nie zaszczyci "przodu"..."Funfle" trzymają się razem...;o)
Dwa miesiące...Właściwie, siedemdziesiąt pięć dni...
My nieodmiennie jesteśmy zafascynowani inteligencją Luckiego...
Lucky odzyskuje równowagę...
Wszyscy jesteście bardzo dzielni. I mądrzy. No cóż, miłość od pierwszego wejrzenia procentuje :-)
OdpowiedzUsuńAleż w nas walnęłaś komplementami...Dziękujemy indywidualnie i zbiorowo...;o)
UsuńWierny towarzysz.:) Rozbroiło mnie, że "funfle" trzymają się razem.:)
OdpowiedzUsuńObaj mieli traumy, więc się szybko "dogadali"...;o)
UsuńNawet nie próbuję sobie wyobrazić, co musiał przejść ten pies...
OdpowiedzUsuńPodziwiam Was za cierpliwość i mądre podejście:-)
Po zachowaniach Luckiego możemy się domyślać...Lęków ma jeszcze masę, ale coraz rzadziej reaguje na lęki agresją...;o)
UsuńStaramy się tylko udowodnić, że ludzie to nie tylko okrutne szuje...;o)
Jak to dobrze Gordyjko, że Lucky ma już Was, a Wy macie jego!
OdpowiedzUsuńPo prostu...Szczęśliwy Traf !! ;o)
UsuńPiękna opowieść. Od wielu lat mam psy, ale tak wnikliwie, a jednocześnie wzruszająco, nie potrafiłabym opisać wyczynów pupila. Pozdrawiam całą Rodzinkę.
OdpowiedzUsuńMusimy go zrozumieć...Żeby zrozumieć, obserwujemy...A jak się obserwuje, to wiesz...Grafomania to zaraza...;o)
UsuńPiesek jak dziecko, potrzebuje czasu po adopcji.
OdpowiedzUsuńPo adopcji wszyscy potrzebują czasu...;o) Zmiana przyzwyczajeń to też niezłe wyzwanie...;o)
UsuńDwa miesiące to dopiero początek przygody. Co będzie za dwa lata chociażby??
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Luckiego przestaną straszyć nocne "demony", że przestanie się kulić na każdy energiczny gest, a ludzie na ulicach nie będą wzbudzać strachu...Takie małe marzonka...;o)
UsuńCzyli Wy mieliście szczęście i on.:))) Miło się czyta takie historie. My jeszcze nie możemy się zdecydować. Potrzebny nam taki "gospodarz" na podwórku. Taki jak był Bafi. Wszystko znał, wszystko wiedział, kiedy i na kogo szczekać. Od razu było wiadomo, kogo się przy furtce spodziewać, bo były różne rodzaje szczekania.:) Tak się człowiek pewniej jednak czuł. Eeeech... żal psiaka.
OdpowiedzUsuńNo to Lucky by się spisał na medal !! Pilnowanie to jego "drugie imię"...;o)
UsuńMusicie poszukać, bo pewnie już gdzieś czeka...My Luckiego nie oddamy...;o)
Nie ma watpliwości że macie najinteligentniejszego pieseczka na świecie :-))
OdpowiedzUsuńI jeszcze się uczy !! ;o)
Usuń