Dwa światy...

Bardzo Ważni Goście

piątek, 29 września 2017

Dałam się wkręcić...

     Jak wiecie, wielką miłośniczką grzybobrań nie jestem...Ci, co bywają w moich progach od dawna, wiedzą, że antypatia zrodziła się w dzieciństwie...Ot, nie zawsze dzieci kochają to co rodzice...
     Ale takich maślaczków w śmietance bym zjadła...Albo rydzyków na masełku...
Mniammmm...
     Kilka dni temu zadzwonił Pierworodny i oświadczył, że Wnuk chce z nami porozmawiać...
Ha !!
To dopiero gratka !!
     Po serdecznym powitaniu (słowami się tego opisać nie da), Księciunio obwieścił nowinę:
     - Przyjadę na grzybki !! Już !!
"Już" nastąpiło nazajutrz...
To się nazywa: umieć zmotywować...;o)
     I tutaj nadmienię, iż zostałam okrutnie zdradzona przez Synową i Princeskę...
     Nie przyjechały !!
     No to się Babcia Gordyjka na doczepkę do męskiej ekspedycji przyczepiła...Oczywiście z założeniem, że idę jako osoba towarzysząca...Towarzyszyć mogę, grzybów zbierać nie będę...
Jament...
     - Żebyśmy chociaż ze trzy znaleźli, bo fajnie by było pokazać Młodemu jak grzyb wygląda...- swoje wątpliwości wyartykułował Pierworodny...
Babcia edukację rozpoczęła od tego...



To są murochonki...Jakby ktoś nie wiedział...
I to też są murochonki...



Pięknie wybujały...;o)
No i człapaliśmy sobie niespiesznie...
Człap...Człap...Człap...
     - Mam !! - wrzasnął Syn...
     - Ja też mam...- odkrzyknął Pan N.
A Księciunio aż dreptał z radochy...
Jego wiadereczka grzybowe powoli się napełniały...
     Chłopaki mi się po chaszczorach rozpełzły...
     Syn odwiedzał "stare kąty"...Pan N. kierował się w swoje "grzybowe miejsca"...
     Po dwóch godzinach mieliśmy dwa wiadereczka grzybów...I trzy wypełnione po brzegi reklamówki...
Na dodatek, i Gordyjka niezły wkład zbieraczy miała...
Grzybowy koniec Świata !!
     - Jak mi któryś jeszcze jednego dołoży, to ubiję !! - groziłam...
I wciskałam do wypełnionych wiadereczek kolejną sztukę...
Trudno było zrobić kroka, żeby nie wdepnąć w kolejną kolonię...
     Las jest przy sporym Osiedlu...Popołudnie...Niedziela...Grzybiarzy tłumy...
A my objuczeni jak wielbłądy...
     - Weźmiecie te grzyby ?? - zapytałam po powrocie do domu...
     - No wiesz, Mamo...- wydukał Pierworodny...
No wiem !!
     Dałam się wkręcić w obieranie i obrabianie trzech wypchanych grzybami reklamówek...Że o dwóch wiadereczka nie wspomnę...
Echhh...


P.S. Do tego garnek sosu na śmietance i trzy słoiczki zamarynowane... 

16 komentarzy:

  1. W tym roku grzybowa klęska urodzaju ;)
    Grzyby lubiłam zbierać i jeść, teraz nie mam okazji aby zbierać, jeść raczej nie mogę, ciężkostrawne, a takie którym mogę zrobić zdjęcia rosną w tym roku masowo w naszych parkach :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pychota i tak niechcący zupełnie ci to wyszło :-)))

    OdpowiedzUsuń
  3. raz a dobrze...
    a za rok znów pojawi się amator świeżych grzybków
    u mnie wszyscy chcą zbierać, a nikt jeść... to dopiero dramat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak może być...;o)
      Współczuję !! Toż to kataklizm !! ;o)

      Usuń
  4. Czy ja już kiedyś pisałam, że w lesie to ja się prędzej o grzyba potknę niż go znajdę?
    Bo ja w górę patrzę...
    :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy takiej ilości grzybów, to można się nawet "poślizgać"...;o)

      Usuń
  5. Łoj, ale mi smaczka narobiłaś.... A tu możliwości brak :(

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj tak, grzybów sporo.:) Nam nawet kanie w ogródku wyrosły, a przez parę lat nie było i myślałam, że po tych suszach grzybnia padła.
    Bardzo lubię zbierać, lubię jeść, nie znoszę obierania.:)))

    OdpowiedzUsuń