Opowiem Wam dzisiaj, dlaczego jak nawiedzeni, gnaliśmy przez prawie cały Kraj, żeby towarzyszyć w wypoczynku naszym Dzieciakom...
Nadgorliwość rodzicielska nie miała z tym wiele wspólnego...
Wyjazd na pierwszy obóz harcerski naszego Pierworodnego "wyszedł" nagle...
Po prostu nie było nas stać na nic bardziej wyszukanego...
Przez dwa lata Dzieciaki uczestniczyły w koloniach letnich, których koszt w znacznej mierze pokrywał fundusz socjalny, a my dopłacaliśmy "końcówki"...W tym roku "fundusz" zredukowano o połowę, więc nie tylko, że na kolonie nie wystarczyło...Nie wystarczyło go nawet na połowę wyjazdu dla jednego Dziecka, bo koszt "kolonii" radykalnie poszedł w górę...
Przez przypadek znalazłam ogłoszenie o obozie harcerskim...
Pierworodny bez mrugnięcia okiem wygłosił sakramentalne "chcę !!"
Córcia, jako "małolat" miała wakacje spędzić z Rodzicami...
Decyzja zapadła...
Poszłam Go zapisać i dokonać wpłaty niewielkiej zaliczki w towarzystwie Córci...
Przyjęła nas Żona Komendanta...Osóbka bardzo sympatyczna, elokwentna i życzliwa...Ze świętą wręcz cierpliwością odpowiadała na dziesiątki powtarzających się pytań o stan organizacyjny wyjazdu...Kolejka "do zapisu" była długa...
Nim odstałam swoje to właściwie wszystko już wiedziałam...
Córcia, Istotka spokojna nad wyraz (w takich sytuacjach) też się musiała bacznie przysłuchiwać...
W tej to właśnie kolejce dowiedziałam się między innymi, że specyfiką "naszego obozu" jest "podobóz rodzicielski", czyli wydzielony plac na którym w namiotach wypoczywają przyjeżdżający na urlop Opiekunowie...Komendanci zapraszali wszystkich !! A uroczemu zakątkowi nie szczędzili słów pochwały...
Opcję tą wykluczałam absolutnie (jak chciała Noti) !!
Pierworodny musi odpocząć od rodzicielskiej troski !! I vice versacze...;o)
Wpisu dokonałam, zaliczkę wpłaciłam...
Wieczorem, kiedy już wszystko, z detalami, opowiedziałam Panu N., do pokoju weszła Córcia i w progu zakomunikowała:
- Ja też chcę na ten obóz !!
Ło Matko i Córko...
Się porobiło...
Zamarliśmy statecznie, jak na rodzicieli przystało...
A w umęczonych czerepach myśli kłębiło się miliony...
1. Alergia na użądlenia - pod namiotami w lesie i nad jeziorem - Nie ma mowy !!
2. Alergia pokarmowa - przy żywieniu zbiorowym z kotła żadna dieta nie istnieje - Nie ma mowy !!
3. Nietolerancja na leki standardowe - opieka medyczna składa się z jednej Pielęgniarki - Nie ma mowy !!
4. Każdy incydent medyczny kończył się z reguły na oddziale szpitalnym - Szpital czterdzieści kilometrów od obozu - Nie ma mowy !!
5. Dbałość o dłonie - zakres obowiązków harcerskich znacznie odbiegał od wymogów Szkoły Muzycznej - nie ma mowy !!
6. Pierworodny będzie miał "Ogon" - Nie ma mowy !!
7. Jest stanowczo za mała na takie rozrywki (8 lat) - Nie ma mowy !!
8. Gdyby coś się "działo" nie jesteśmy w stanie zareagować w ciągu godziny (takie wskazania medyczne), bo potrzebujemy 12 godzin na dojazd - Nie ma mowy !!
9. Finansowo dalibyśmy radę - Ale nie ma mowy !!
To tak, mniej więcej, lista tych naszych wydumań wyglądała, oczywiście bez wątków pobocznych...No i rzecz jasna, analiza odbywała się w cztery rodzicielskie oczy...
Po burzliwej nocy problem przedstawiliśmy Pierworodnemu...
Co trzy głowy to nie dwie...
- Niech jedzie !! Ogarnę to jakoś...Ale może jakieś wsparcie przygotujcie, jakby co...- tyle w temacie "Ogona"...
Popołudniu poczłapałam do Hufca zasięgnąć opinii ewentualnych Opiekunów...
- Każdy obóz harcerski musi mieć swoją Maskotkę !! Zapisać ?? - odpowiedziała na moje wątpliwości Komendantka...
A że musiałam wyglądać na "średnio zdecydowaną", to zanim wyraziłam zgodę, Pani Komendant zorganizowała dla Córci mundurek, "sznurek" i inne duperele, bez których Harcerzem być się nie godzi...
Szalę przeważyła karteczka ze wszystkimi możliwymi numerami telefonów komórkowych, jakimi dysponowała Kadra, od Komendanta ("Czerwonego Bereta") począwszy, a na Pielęgniarce skończywszy...
Decyzja zapadła...
Na odchodnym Pani Komendant rzuciła:
- A może też się zdecydujecie przyjechać ?? Tereny są nieprzeciętnej urody !! A miejsce na namiot zawsze się znajdzie...
Echhh...
- Dziękujemy za zaproszenie, ale my mamy jeszcze czworonożnego członka Rodziny...- zaczęłam artykułować wykręt od kolejnego zaproszenia...
- Piesek ?? To wspaniale !! Na obozie mamy ich co najmniej kilka sztuk !! Harcerze kochają pieski !!
Z paniką na twarzy pożegnałam się szybciutko, żeby Komendantka nie zaczęła organizować umundurowania dla Cezarego...
cdn
Nie ma mowy, żebyście nie mieli pojechać )))
OdpowiedzUsuńWszystko sprzysięgło się przeciwko nam...;o)
UsuńI są przyczyny
OdpowiedzUsuńna odwiedziny!
Przyczyn mrowie,
Usuńże tak powiem...;o)
Tak sobie w duchu myślałam, że nie bez KONKRETNEJ przyczyny tłukliście się z biedną psiną tyle świata.... :-)
OdpowiedzUsuńCezary się musiał poświęcić...;o)
UsuńSzczególnie, że poprzednie kolonie były dla Córci koszmarne. Pielęgniarka przez cały pobyt się zastanawiała, czy trzeba wezwać lekarza i ciągali Ją po połoninach bieszczadzki z gorączką. Wyprowadzaliśmy Ją wtedy przez kwartał z tego "koszmaru". A niby wszystko w karcie było napisane, i przeze mnie, i przez lekarza. Ot, drobne zaniedbanie...
Powieść w odcinkach z przerywnikami.:))) Fajna.:)))
OdpowiedzUsuńDo powieści to temu jak na Marsa, ale przerywniki są...;o)
UsuńObrotna ta komendantka :)))))
OdpowiedzUsuńJakbyś dobrze pogadała, to i Cezarego zapisalibyście do drużyny i na wyjazd ;)
Gdybym wówczas wiedziała jak będzie wyglądała ta podróż, to kto wie...;o)
UsuńZobacz Gordyjko, gdyby nie taki obrót sprawy, ile atrakcji byście stracili? ;)
OdpowiedzUsuńAtrakcje bardzo nas wówczas lubiły...;o)
UsuńMój obóz harcerski ...ści lat temu różnił się pewnie tylko tym, że nie było listy telefonów komórkowych do spisania..:))
OdpowiedzUsuńA swoją drogą ciekawe jak te wypieszczone dzisiejsze lalunie dają radę w namiotach, z komarami..:))
Tego moja wyobraźnia nie ogarnia...;o)
Usuń