Moja Rodzina
też chyba się za mną stęskniła, bo strasznie dużo razy mnie przytulali, nawet
Żabolka mnie przytulała, a potem powiedzieli, że pojedziemy do Dziadka.
Pojedziemy?
Czyli, że ja też pojadę?
Trochę się zmartwiłem, że do tego Dziadka trzeba jechać, bo
wcale nie miałem ochoty na podróż trzęsącym się, i śmierdzącym autem, ale
przecież przyrzekłem sobie, że już nigdy nie puszczę mojej Rodziny bez pieska.
Trudno…Niech mnie trzęsie! Nie tylko podróż mnie niepokoiła. Nie miałem pojęcia, co to jest Dziadek…
A może to
coś niebezpiecznego? I trzeba będzie bronić moją Rodzinę?
A może to
taki weterynarz i da nam zastrzyki? Nie lubię zastrzyków!
Ale moja Rodzina nie wyglądała na wystraszoną, a ja dostałem
z tej okazji kaganiec.
Po co
takiemu małemu pieskowi kaganiec?
To jest
takie paskudztwo!
Przez ten kaganiec nie można otworzyć pyszczka, nie można
obszczekać nikogo, i wcale nie da się przez niego jeść. Kaganiec to taka
klatka, przez którą pieski nie mogą się nawet oblizywać.
To, po co
jest kaganiec?
- Musimy ci to założyć, bo pieskom
nie wolno jeździć pociągami bez kagańców – powiedziała Mama.
To ja wcale nie muszę jechać tym pociągiem! Ja mogę
pobiegnąć! Moje łapki troszkę urosły i już nie trzeba mnie wnosić na schody! Mama wcale mnie nie słuchała, a ja kręciłem głową we wszystkie strony, żeby mi się ten kaganiec zgubił.
Mam nadzieję, że mnie w tym kagańcu nie zobaczy Maks, albo Filip, bo obszczekają mnie strasznie, a ja będę musiał być cicho.
Maks i Filip to moi koledzy z
podwórka.
Maks jest bardzo, ale to bardzo
wielorasowy i mieszkał na moim podwórku zanim moja Rodzina mnie znalazła u Pana
Właściciela. Ma krótkie nóżki, gruby brzuszek i jest cały biały jak mleko.
Tylko tam gdzie ma łatki to nie jest biały. Maks się bardzo cieszy, kiedy mnie
widzi, i bardzo głośno na mnie szczeka, a czasem udaje mu się wyrwać swojemu
Panu i z tej radości mnie gryzie. Ja też gryzę Maksia. Wtedy wszyscy się bardzo
denerwują i nas od siebie odciągają. Ale ja lubię Maksia. Tylko, żeby on nie
siusiał pod moje drzewko, bo jak jest moje, to tylko ja mogę tam siusiać.
Filip też jest moim kolegą, a Pan
Filipa jest kolegą Misia, i oni bardzo chcieli, żebyśmy się zaprzyjaźnili.
Filip też był prezentem pod choinkę, tak jak ja. Ten święty Mikołaj to musi
mieć bardzo dużo piesków.
Filip też
był malutki, kiedy zamieszkał w nowym domu, tylko, że on był prawie rasowy, nie
był ostatni z miotu, tak jak ja i jest cały rudy. Tylko, że potem strasznie
szybko zaczął rosnąć i jego rodzina wypuściła go na ulicę. Filip mieszkał na
podwórku.
Z Filipem
też obszczekiwaliśmy się zawsze, i też gryźliśmy się przy spotkaniach, ale Filip
umiał rzucać mną tak jak Boss, więc wolałem na niego szczekać z balkonu, niż go
spotykać.
Udało się.
Przeszedłem przez podwórko w tym
kagańcu i nikt mnie nie widział.
Uff…
A potem była podróż pociągiem!
Pociąg to jest takie bardzo duże auto, tylko trzęsie inaczej,
robi: tudut…tudut…, ale można usiąść na podłodze i wcale się nie przewraca. Pociągiem jeździ dużo ludzi i wszyscy mówią, że się jest ładnym i grzecznym
pieskiem, tylko nie wolno wskakiwać na siedzenia. W pociągu też inaczej
śmierdzi.
Chciałem się
położyć, ale przez ten kaganiec wcale nie mogłem ułożyć głowy i uwierało mnie w
pyszczek, więc siedziałem oparty o nogę Mamy, a Mama drapała mnie za uszkiem.
Może
powinienem polubić jeżdżenie pociągiem?
Dziadka polubiłem od razu. Dziadek
to taki pan, który przytula moje Dzieci i głaska mnie po karku. Nie podobało mi
się tylko, że mieszka bardzo wysoko, i że trzeba jechać windą, w której było mi
bardzo niedobrze, i że z jego balkonu nie widać piesków, tylko same ptaszki. Ale
kiedy poszliśmy na spacer spotkałem wielu nowych kolegów, i mogłem sobie
poszczekać do woli, bo kaganiec został w domu.
A kiedy
wieczorem wracaliśmy pociągiem, to przyszedł pan konduktor i pozwolił ściągnąć
mi kaganiec, bo w całym wagonie jechała tylko moja Rodzina. Ten pan powiedział,
że jestem bardzo miłym szczeniaczkiem. To bardzo fajny pan.
Miło jest jeździć z moją Rodziną pociągiem do Dziadka, ale
wolę moje podwórko i mój las. Bo ja mieszkam blisko lasu. To takie miejsce, w
którym pieski mają kłopot ze zrobieniem siku, bo jest bardzo dużo drzew i
krzaczków. Ja miałem kłopot.
Wszystkie drzewka pachniały pieskami i wcale nie mogłem się
zdecydować, pod którym zrobić siku, a pod którym kupkę. Bardzo się denerwowałem
i biegałem w kółko.
Potem biegłem szybko pod nasz dom i siku robiłem pod moim
drzewkiem, żeby Maksio i Filip wiedzieli, że byłem na spacerku.
Ale w lesie można się bawić z Miśkiem w ganianego, albo z
Żabolką w chowanego, albo z całą Rodziną grać w piłeczkę. A jak jest bardzo
ciepło, to Mama zabiera do lasu kocyk, koszyk z jedzeniem i moje miseczki. Wtedy
cały dzień się bawimy, a jak się zmęczę to idę na kocyk i przytulam się do Mamy.
Po lesie
można też jeździć na rowerach, chociaż to nie jest fajna zabawa dla piesków.
Mama, Miś i Żabolka mają rowery, a dla mnie Tata przymocował
koszyczek na rowerze Mamy. Ten pomysł nie podobał mi się od początku.
No bo, po co
jeździć na rowerze, jeśli ma się cztery łapki i można po lesie biegać?
Pierwszy wiosenny spacer (galop) Cezarego 1994r. |
Mama wsadziła mnie do tego koszyka i pojechaliśmy na
wycieczkę. Było wygodnie, koszyczek był duży i mięciutki, ale kiedy tylko
wjechaliśmy do lasu, i zobaczyłem te wszystkie samotne drzewka, to tak mi się
ich żal zrobiło, że hyc!
I
wylądowałem w wielkim krzaku jeżyn.
Nie
wiedziałem, że jeżyny kłują!
Mama próbowała mnie złapać za ogonek, kiedy wyskakiwałem, ale
ten rower ją przewrócił i strasznie rozbił jej kolano, a że krzyknęła do mnie „siedź”,
to się Żabolka obejrzała i jej rowerek też ją zrzucił. Tylko rower Misia był
grzeczny. Zrobiło się straszne zamieszanie, bo ja nie mogłem sam wyjść z tych jeżyn (łapały mnie za łapki), Mamie leciała krew z kolana, a Żabolka siedziała i płakała.
Wszystko
przez rowery!
Postanowiłem, że od dzisiaj będę chodził do lasu tylko na
własnych łapkach, jak mnie już te jeżyny wypuszczą. Bardzo wolno wracaliśmy do domu, bo Mamę bolała noga, ja miałem wbity w łapkę kolec, Żabolka ciągle płakała, a Misiu musiał prowadzić dwa rowery, swój i żabolkowy.
To się działo!...:o) Rewelacyjnie piszesz z pozycji tego ślicznego psiaka.....:o)
OdpowiedzUsuńPodobno pies upodabnia się do właściciela...;o) A może to działa odwrotnie ?? ;o)
UsuńNo ja Cię proszę. Psie dorastanie jest niezwykle burzliwe...
OdpowiedzUsuńO coś konkretnie, czy tak po całości ?? ;o)
UsuńA ja się wcale nie cieszę,
OdpowiedzUsuńze nie myślałem jak piesek.
Może to jest tajemnica,
Usuńże bycie z psem tak zachwyca ?? ;o)
W naszym charakterze pracy
Usuńto nie mogło być inaczej.
Pies nie pluszak, nie zabawka,
Usuńto poważna w życiu "wstawka"...;o)
No rowery to som złośliwe bestie, jedne takie ;)
OdpowiedzUsuńZłośliwe i wredne !! ;o)
UsuńTa rodzina staje się coraz bardziej niesforna! ;-)
OdpowiedzUsuńPrzykład totalnego braku odpowiedzialności !! ;o)
UsuńBo kto to widział - rowerem do lasu ;)
OdpowiedzUsuńTo powinno być prawem zabronione !! ;o)
Usuńświat oczami psiaka, to jest to! wspaniale weszłas w rolę, czytam i czytam i się usmiecham i relaksuje :_)
OdpowiedzUsuńI pewnie pachnie feriami...;o)
UsuńTez czytam.... :-)
OdpowiedzUsuńNa dobre Wam to nie wyjdzie...;o)
UsuńAleż sympatyczna ta Twoja opowiastka! :)
OdpowiedzUsuńEwidentny wpływ Czarodzieja...;o)
UsuńArcydzieło to jest i już,
OdpowiedzUsuńJak tak piszę to znaczy że tak to jest.
:-)
Sprzeczać się nie wypada, ale bredzisz Kwiatuszku...;o)
UsuńI jeszcze chciałam Ci nakazać spisać te swoje "pieseczki" w kajeciku i wydać z dedykacją dla Księciunia...
OdpowiedzUsuńWykonać!!!!!
Nie zbadane są drogi gordyjskie...;o)
Usuń