Każdy wie, że dobry Sąsiad wart każdych pieniędzy, a bytowanie "pod jednym dachem" przez lat "dziesiąt" powoduje często konflikty bez rozwiązania...
My chyba rzeczywiście jesteśmy "Dziećmi Szczęścia", bo Sąsiedzi trafili się nam przyzwoici...
Przeżyliśmy już wspólnie setki remontów, tysiące imprez, odchowaliśmy Dzieciaki...I jakoś tak się poskładało, że ani w statystykach policyjnych, ani w notatkach Straży Miejskiej nie figurujemy...
Zawsze przyjemniej wychodzić z mieszkania, kiedy na korytarzu można spotkać uśmiechniętego Sąsiada, a nie worek ze śmieciami podrzucony pod drzwi...
Nasze kontakty nie są już tak spontaniczne jak jeszcze kilka lat temu, kiedy zdarzały się nam kilkuosobowe pogaduchy na półpiętrze...Nie powodujemy potopu na klatce schodowej w Śmigus Dyngus, jak onegdaj bywało...W odwiedziny też chodzimy raczej "za potrzebą", niż dla towarzystwa...
Ot, życie...
Ale jakoś tak od lat, kierujemy się prostą zasadą: "nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe"...
Działa...
Może nie na wszystkich, i nie zawsze, ale w większości działa...
Nie działa właściwie na jedną Sąsiadkę...
Niereformowalna jest chyba...
Szczęście w nieszczęściu, że mamy Ją nad głowami...
Przeszliśmy już przez etap notorycznego zapychania kanalizacji podpaskami (była wtedy młodą mężatką i chyba wstydziła się męża)...Przeszliśmy etap wrzucania woreczków foliowych przez Jej potomstwo do muszli klozetowej (bo się fajnie kręciły w czasie spłukiwania)...Zaliczyliśmy też kilka zalań (bo zapomniała)...
Ot, takie małe grzeszki sąsiedzkie...
Notorycznie strzepuje kapy i serwety przez balkon ( pod balkonami mamy chodnik, więc śmieci często lądują na głowach Przechodniów. jeśli ich wiatr wcześniej nie zagna do naszych doniczek)...
Usprawiedliwia Ją jedynie fakt, że nigdy w bloku nie mieszkała...
Tak Ją tłumaczyłam na własne potrzeby...
Przez pięć lat...Przez dziesięć lat...Przez dwadzieścia lat...
I tak mi już zostało, chociaż się zbliżamy do kolejnej okrągłej rocznicy...
Ale jest coś, z czego wytłumaczyć Jej nie umiem...
Sąsiadka odkurza mieszkanie o bardzo różnych porach...
No cóż...Pracuje zawodowo, więc pory bytowania domowego ma różne...
Ale odkurzać o 22:30 ??
Pisałam już o Niej kiedyś, że powoduje ciągłe prace remontowe tym swoim odkurzaniem (wyrywa klepki parkietu i panele)...Bo odkurza nad wyraz energicznie...A do tego równie energicznie przesuwa meble...Dokładnie właśnie tak...Przesuwa...
Kiwamy nad tym głowami z politowaniem, i zakładamy, że tej przypadłości wyleczyć się nie da...
Ot, taki urok...
Ale...
Wracałam właśnie z zakupów, kiedy rzeczona Sąsiadka wyszła z klatki schodowej...
- Wieki Cię nie widziałam !! - zakomunikowała mi donośnym głosem... - Co porabiasz ??
- Nic konkretnego...- odpowiedziałam, bo zapędy Sąsiadki do roznoszenia nowin są mi znane...
- Nawet na balkon nie wychodzisz ?? Nie słychać Cię !! - kontynuowała swój wywód...
Już miałam wtrącić grzecznie, że Ją to raczej słychać, ale mi się przypomniało, że z takimi "Przypadkami" lepiej nie dyskutować...
I kiedy już myślałam, że kontakt bezpośredni z Sąsiadką mam z głowy, obwieściła...
- Zapukaj chociaż czasem w rurki od kaloryfera, żebym wiedziała, że żyjesz...
"Zły" tylko zachichotał po cichutku na moim ramieniu...
Uśmiech bazyliszka wypełznął mi na oblicze, a z ust wyrwał się syk godny twórcy Slytherinu (to ten z Harrego Pottera, który rozumiał mowę węży)...
- Zapukam !! Pewnie, że zapukam !! Szczególnie jak znowu będziesz walić tym odkurzaczem w nocy !! Tylko nie wiem, czy Sąsiedzi z parteru jakoś to zniosą...
Mina Sąsiadki ?? Bezcenna...
Nawet niesiona przeze mnie pod pachą młoda kapustka zachichotała...
Ależ mi się Kobieta wystawiła...
Hmmm...
Zawsze uważałam, że na wszystko przychodzi odpowiedni czas...;o)
A wiesz, że ja też mam takich podobnie porąbanych sąsiadów??? Mieszkają pod nami. Ale się nie lubimy, bo ich się nie da lubić.
OdpowiedzUsuńWalenie kotletów koło północy, sprzątanie o dziwnych porach, przesuwanie mebli - nie wiem, non stop zmieniają ich położenie?? ...
Jeszcze się mi nie wystawili, ale to pewnie kwestia czasu. Twój post dał mi nadzieję ;)
Wystawią się !! Tylko musisz być uważna...;o)
UsuńJestem i będę :)
UsuńW wolnych chwilach możesz potrenować "bazyliszka" i "węża"...;o)
UsuńGem, set, mecz:)))
OdpowiedzUsuńTeż mieszkam w bloku i wiem jak jest, wiec wcale Ci się nie dziwię, że jak się okazja trafiła to ją złapałaś.
A minę sąsiadki to bym chętnie zobaczyła:))
Wiem, wredna jestem:((
Miód jeszcze mi spływa na serducho...;o)
UsuńPrzednie! :-)
OdpowiedzUsuńPrzypadeczki bywają urocze...;o)
UsuńTaaak z sąsiadami bywa różnie, wiem coś o tym :-)))
OdpowiedzUsuńDooobre :-)))
Zawsze mogą być gorsi...;o)
UsuńTeż bym chciała zobaczyć jej minę.:)))
OdpowiedzUsuńJa mieszkałam w bloku do piątego roku życia, to nie pamiętam tego. Teraz za to mieszkam na wsi, to sąsiedzi mają domy odpowiednio oddalone.
Atrakcje są innego rodzaju.:) Na przykład kura sąsiada, która przejdzie na nasze podwórko przeważnie kończy żywot w zębach naszego psa i tym podobne...:)))
Takich kontaktów uczymy się właśnie na Wrzosowisku...To dopiero hardkor...;o)
UsuńSłodka zemsta ;-) No ale dotarło do niej coś?
OdpowiedzUsuńA tego to się dopiero dowiemy...Od pięciu dni panuje na "górze" dziwna cisza...;o)
UsuńPiękna mina
OdpowiedzUsuńi tak trzymać.
Bez awantur i bez złości,
Usuńczasem okazja się mości...;o)
Cel - pal! Czasami tak trzeba. Bo do niektórych nie dociera! Serdecznosci.
OdpowiedzUsuńCzasem trzeba tylko poczekać...;o)
UsuńPodziwiam, że wytrzymałaś tak długo. Od 22.00 jest przecież "cisza nocna". Ja bym zareagowała już za drugim razem.
OdpowiedzUsuńWiele osób naprawdę nie zdaje sobie sprawy, jak niesie się hałas. Zwłaszcza, jeśli nad nimi mieszka ktoś cichy, kto chodzi w samych skarpetkach:))
Trzeba ich uświadamiać.
Czasem lepiej poczekać na "wystawkę"...;o)
Usuń