Obudził mnie sygnał telefonu... - Miałem wypadek...- spokojnym głosem zakomunikował Pan N., a moje "Matko Boska" spotkało się w eterze z "nic mi się nie stało" Pana N. ...
Ufff...
Po pierwszych słowach Ślubnego, widziałam Go już spowitego w bandaże...A bywało...
Od ponad trzydziestu lat pocieszam się myślą, że Żony Górników,Policjantów i Saperów mają gorzej...
Echhh...
Pan N. opisał uszczerbek na zdrowiu, podał miejsce pobytu i uzgodniliśmy kontakt "jak coś będzie wiedział"...
Po godzinie ciszy dzwonię...
Toż jeśli nic się nie stało, to jakim sposobem mój prawowity Małżonek milczy ??
- Dalej siedzimy na "sorze"...- szepcze do słuchawki Pan N. - ci z czerwonymi opaskami wchodzą natychmiast, z żółtymi czekają do godziny...
- A Wy ?? Przecież jesteście po wypadku ?? - pytam głupio...
- My nie mamy żadnych opasek...Pisze na ścianie, że oczekiwanie do sześciu godzin...- słyszę wyjaśnienie...
Nie dręczyłam Ślubnego zbędnymi pytaniami, bo przecież "logicznym" jest, że jak mieli wypadek, dostali substancjami chemicznymi "po oczach", to zagrożenie życia nie występuje...
Po dwóch godzinach Pan N. poprosił o dane ubezpieczeniowe, więc się nie ciskałam, bo ewidentnie, ktoś się nad Nimi ulitował...
- Już po wszystkim...- wyczekiwane słowa zabrzmiały w słuchawce przy kolejnym połączeniu - oczy przemyte, ciała obce wygrzebane, recepta w ręce...Ale, wiesz...
I Pan N. opowiada:
"Z tego "soru" pojechaliśmy windą na górę, przemaszerowaliśmy przez jeden oddział, potem przez drugi...W tych ubraniach roboczych, zafajdanych niemożliwie, śmierdzących, a tam pełna septyka...
Ludzie w szlafroczkach maszerują...Maseczki, rękawiczki...Aż strach było usiąść, żeby plam nie zostawić...I tam nas Lekarz przyjął..."
Ręce mi opadły...Że o szczęce nie wspomnę...
A gdzie procedury ?? Gdzie higiena ??
Jak można było wpuścić trzy takie "Bomby" z zarazkami na szpitalne oddziały??
Chłopaki wnieśli całą tablicę Mendelejewa...
Niepojęte...
Ale najważniejsze, ze Pan N. i jego koledzy "wyszli" z tego cało. Z drugiej strony - "niedajboże" znależć się w szlafroczku na takim oddziale..... Pozdrowienia dla Małożonka :-)
OdpowiedzUsuń"Trzej Królowie" pobieżeli dzisiaj do pracy, więc szkód wielkich nie odnieśli, poza straconymi kilkoma godzinami żywota...;o)
UsuńJak widać, jest to ogólnopolska tendencja, bo u nas bywa podobnie. Czy też bywało, bo niedawno oddano nowy szpital do użytku, więc moze się pozmieniał ten cały system soru itp. Nie, żebym jakoś bardzo chciała w te klimaty ponownie wchodzić ....
OdpowiedzUsuńDobrze, że panu N. nic się nie stało.
No cóż, wygoda panów doktorów ponad standardy higieniczne...Niech żyje septyka !! ;o)
UsuńPowiem Ci w tajemnicy, że bardzo dobrze...;o)
Ale najważniejsze Ich zdrowie.
OdpowiedzUsuńWszystko w porządku?
Skończyło się na nerwach i kropelkach do oczu...;o)
UsuńBędzie remoncik?
UsuńRemoncik czego ??
UsuńZdrowia!!!
UsuńNie będzie...Chłopaki czują się dobrze, oczka nie ucierpiały zbytnio...;o)
UsuńRozumiem, że wszystko wporzo????
OdpowiedzUsuńWporzo, wporzo...;o)
UsuńDobrze, że mężowi, wraz z kolegami ,nic się nie stało.
OdpowiedzUsuńLekarze czasem mogliby rozumem ruszyć, choćby dla higieny tegoż organu. Ech.... szkoda gadać.
Nie wymagajmy zbyt wiele...;o)
UsuńOj tak... dobrze, że nic się nie stało poważnego, a polskie szpitale to jedna wielka paranoja. Tyle w tym temacie. Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńCzyli, musimy sobie zdrówka życzyć !! ;o)
UsuńDziwne, ale kto tam pojmie funkcjonowanie polskich szpitali? ;)
OdpowiedzUsuńGrunt, że nikomu nie stało się nic poważnego :)
I tej wersji się trzymajmy...;o)
Usuń