Dwa światy...

Bardzo Ważni Goście

czwartek, 1 stycznia 2015

Do siego Roku !!

     No i jak tam ??
     Nóżki bolą ?? Koty tupią ??
Czyli prawidłowo...
     Nasz Sylwester był stabilny...W pościeli...
"Ranna" zmiana Pana N. wykluczała wszelkie "rozpasanie"...
Ale bywało...Oj bywało...
     Wśród Sylwestrów udanych, średnio udanych i nie udanych, mam w dorobku "zabawowym" również Sylwestra dziwnego...
Nawet bardzo dziwnego...
     Było to onegdaj, kiedy Gordyjka była jeszcze dziewczęciem nadobnym, a jej liczko było gładkie jak pupa niemowlęcia...
     - Gdzie idziesz na Sylwka ?? - zapytał Kumpel...
     - Nigdzie... - odpowiedziałam zgodnie z prawdą, bo dziewczę było ze mnie takie prawdomówne...
     - Jakbyś miała ochotę, to możemy wpaść do moich Znajomych... - zaczął Kumpel... - chcą pożyczyć ode mnie sprzęt, więc wejściówkę mam za free...
Hmmm...
     Kumpel był Stworzeniem spokojnym, więc i Jego Znajomi, awansem, spokojni być powinni...
Takie było założenie...
"Raz kozie śmierć"- Gordyjka pomyślała i w nadobne szatki się przystroiła...
     Niech będzie Sylwester u Znajomych...
A co !!
     Mieszkanko było przestronne, chociaż składało się ledwie z jednego pokoju, kuchni i łazienki, udekorowane radośnie karbowaną bibułką i balonami, stół zastawiony słusznie "składkowymi" potrawami...
Pozostało świętować...
     Kumpel podłączył sprzęt i z głośników zaczęła sączyć się Kora, albo inna Beata...
     Towarzystwo było ledwie kilka lat od nas starsze, więc bariery pokoleniowej nie odczuwałam...To, że były to małżeństwa, a ja byłam "wolnym elektronem" nie przeszkadzało mi zupełnie...
     Kumpel przemógł wrodzone zawstydzenie i poprosił mnie do tańca...
Szło Mu nawet przyzwoicie...
     Po kilku kwadransach zauważyłam, że jedna z par zniknęła w czeluściach mieszkania...
Hmmm...
Przecież ktoś musi stołem zarządzać i wiktuały donosić...
     Ale kiedy para wróciła z pustymi rękami, a panienka, to znaczy mężatka, poprawiała rozchełstane okrycie, Gordyjce zaświeciła się "czerwona lampeczka"...
Echhh...
Te młode małżeństwa...
Po kilku minutach z parkietu zniknęła druga para...
Gastronomicznych złudzeń nie miałam...
Scenariusz powtórzył się po kilku minutach...
Po dwóch godzinach nie wiedziałam już zupełnie kto jest czyją żoną, a kto jest czyim mężem...
     Konfiguracja wymykających się par była tak płynna, że jako tego Rzędziana, mnie "przytchnęło"...
     Kumpel robił się coraz bardziej czerwony na twarzy, z zażenowania...
     Właściwie mogłabym powiedzieć, że wybawiłam się jak rzadko, bo tańczyliśmy cały wieczór, ale nie powiem...
Moja cała uwaga skoncentrowana była na owych konfiguracjach...
W myślach nawet obstawiałam, kto z kim zniknie za momencik...
Pomijając fakt, że musiałam być również bardzo uważna jeśli chodzi o korzystanie z toalety...
Toaleta była non stop zajęta...
     Chcesz skorzystać ??
Wstrzel się pomiędzy...
     Towarzystwo było coraz bardziej rozochocone trunkami i misteriami łazienkowymi...
Nikt do nikogo nie miał pretensji o czułe tête-à-tête...
     Twarz Kumpla była koloru ćwikły z chrzanem...Raz czerwona jak burak...Raz blada jak chrzan...
Moimi spostrzeżeniami, oczywiście, się z Nim nie dzieliłam, ale przecież ślepy nie był...
Na pewno nie był...
     - Jak króliki...- wyrwało Mu się tuż przed północą...
     Nowy Rok przywitaliśmy życzeniami i toastem...Tradycyjnie...I dosyć niespodziewanie, bo przy stole obecni byli wszyscy Biesiadnicy...
Kwadrans po północy już nas tam nie było...
     - Ja Cię bardzo przepraszam... - dukał zawstydzony Kumpel... - Nie przypuszczałem...
     - Co nas nie zabije... - odpowiedziałam i roześmialiśmy się głośno...
     - Mogę posiedzieć u Ciebie chwilkę ?? - zapytał Kumpel, kiedy dotarliśmy pod moje drzwi...- Muszę tam wrócić po sprzęt, a nie wiem co zastanę...
Współczułam Mu serdecznie...
     W duecie byłoby Mu pewnie raźniej, ale przez gardło deklaracja taka mi nie przeszła...Mało...Nawet jedna myśl mi nie zaświtała, żeby ponownie przekroczyć próg owego przybytku...
     Kumpel powoli odzyskiwał naturalną barwę twarzy, coraz pewniej trzymał szklankę z herbatą, a kiedy poczuł w sobie odpowiednich rozmiarów "moc" pożegnał się i poszedł po ten sprzęt...
     Zastał przygaszone światło, leniwie sączącą się muzykę i kilka par kopulujących na podłodze...
Nawet nie zauważyli jak wypiął sprzęt i wyszedł w milczeniu...
     Tak Gordyjka zetknęła się z tak zwanym "seksem zbiorowym"...No i standardem "nowoczesnego małżeństwa"...
     Zdrada ?? 
     Jaka zdrada skoro każdy z każdym...
     Przysięga ?? 
     A czort z nią...
Kiedy rok później, Kumpel zapytał:
     - Gdzie idziesz na Sylwka ??
     - Nigdzie...- odpowiedziałam zgodnie z prawdą...- I niech tak zostanie...- dodałam z szelmowskim uśmieszkiem...
     Do siego roku !!  

8 komentarzy:

  1. A ja na początku myślałem,
    ze będzie o pierwszym spotkaniu
    państwa N, ale to chyba było
    sporo później?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwsze spotkanie państwa N. było prawie dziesięć lat wcześniej...W klasie IIIa...;o)

      Usuń
    2. Piękna wytrwałość!!!

      Usuń
    3. Tak jakoś z rozpędu wyszło...;o)

      Usuń
  2. Niesamowita historia :)))) No własnie, jaka zdrada ;)) No cóż, kto co lubi .... można i tak, a ich przysięgi miały widocznie "erratę" ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Długo się do niej zbierałam...No bo jak to ująć wszystko w słowa ?? Ale doświadczenie bezcenne...;o)

      Usuń
  3. I nózki bolą i rączki i inne mięśnie też, hi, hi, hi.... Jeno koty już nie tupią! Buziaki!

    OdpowiedzUsuń