Może nie powinnam pisać na smutne tematy skoro jesień dobija się do naszych okien, ale jakoś tak samo z siebie chce się to wszystko ubrać w słowa...
Kilka dni temu jedna z naszych Klientek, piękna Kobieta w średnim wieku, weszła do sklepu i z rozpaczą w głosie zapytała...
- Czy mogę u Pani zostawić klucze dla Syna...Jeszcze nie wrócił ze szkoły...Właśnie zmarł mój Tata...Dzwonili ze szpitala...Przepraszam...
- Nie ma sprawy...- odpowiedziałam wyciągając rękę po pęk kluczy i zapytałam...
- Samochodem chce Pani jechać w takim stanie ??
Jej potwierdzenie wzbudziło we mnie niepokój...Przez kilka minut usiłowałam zatrzymać Ją rozmową, czekając aż pierwsze emocje przeminą...
Wróciła po godzinie i już od progu zaczęła mnie przepraszać za kłopot, a w oczach miała wypisany tak przeogromny ból, jaki znają tylko Ludzie, którzy stracili najbliższych...
To ból, który przesłania wszystko i nawet łzom nie pozwala spływać...
- Niech Pani tego nie hamuje... - wyrwało mi się nieopatrznie, a Kobieta spojrzała na mnie z lekkim zdziwieniem...
- Niech Pani nie hamuje tego bólu bo Panią rozsadzi...To trzeba wypłakać...Wykrzyczeć...Cokolwiek...Ale niech Pani tego nie hamuje... - poprosiłam...
- Czy to pomoże ?? - zapytała...
- Nie...Nic nie pomoże przez kilka najbliższych dni, czy tygodni...To trzeba przetrwać...Ale kiedyś też usiłowałam być twarda...- wyznałam...
Kobieta przysiadła na krzesełku i spoglądała na mnie swoimi pięknymi, smutnymi oczami...
- Kiedy zmarła moja Mama byłam w siódmym miesiącu ciąży...Ciąży zagrożonej od samego początku...Zmarła nagle, więc nie mogłam się przygotować na to pożegnanie...Wtedy tak jak Pani postanowiłam być twarda...Dla Córki...Jak się tego smutku nie wypłacze to zostaje na serduchu i jest trudniej...Trzeba płakać...
- Może to i racja... -zamyśliła się Kobieta...
- Ja swoje łzy wypłakałam dopiero dwadzieścia lat później kiedy zmarł Tata...Za Niego i za Nią...Dużo tego było...Nawet nie przypuszczałam, że mogę mieć tyle łez...
Oczy Kobiety się zaszkliły i po policzkach spłynęły pierwsze łzy...
Przez chwilę siedziała w milczeniu, a ja zajęłam się obowiązkami...
Nie ma słów, które w takim smutku pocieszą Człowieka...
Po kilku dnia zauważyłam Ją wracającą z pogrzebu...Szła wspierając starszą Kobietę w czerni...Chyba wyczuła moje spojrzenie, bo podniosła głowę i zobaczyłam zapuchniętą od płaczu twarz, i rzęsiście spływające łzy...
Kobieta spojrzała na mnie i uśmiechnęła się blado...
Odwzajemniłam ten uśmiech...
Uśmiech, który może zrozumieć tylko ten, kto sam kiedykolwiek czuł w sobie taki smutek...
Mam ciągle w sobie taki niewypłakany smutek. Dopiero po dwóch latach po odejściu Mamy zaczęłam płakać..... i nadal cichutko popłakuję.
OdpowiedzUsuńPięknie to opisałaś....
Serdeczności :-)
To taki "ładunek" z opóźnionym zapłonem...
UsuńSmutne chwile i pomóc nie da rady ...
OdpowiedzUsuńNa słowa pociechy zdobywają się z reguły Ci, którzy tego bólu nie znają...
UsuńA my mamy taki koniec sierpienia.
OdpowiedzUsuńLW
Sierpnia...
OdpowiedzUsuńLW
My mamy kilka takich miesięcy...i mimo upływu lat zawsze się znajdzie jakaś niewypłakana łza...
UsuńI ruszyło mnie, w zeszłym roku zmarł moj tato...tak, kto nie przeżył nie zrozumie...
OdpowiedzUsuń