Dwa światy...

Bardzo Ważni Goście

wtorek, 1 maja 2012

Długi weekend w "odlocie"...

     No to w galimatiasie realnej rzeczywistości postanowiliśmy dzisiaj uczcić Święto Pracy...leniowaniem...
Echhh...
Cudne takie leniowanie jest...
Długiego weekendu nie posiadamy na stanie, więc przynajmniej tyle naszej przyjemności...
Chociaż praca "w kratkę" też ma swój urok...
Praca...Wolne...Praca...Wolne...
Może by tak całkiem zmienić system obowiązków ?? 
No dobra...Rozpędziłam się ździebełko...
     Real jakoś znowu mnie ostatnio przycisnął i nie ma co się oszukiwać, lepiej nie będzie...
To znaczy, pewnie będzie, ale nie wcześniej niż w lipcu...i to w drugiej połowie...
Narzekać nie mam zamiaru...
Lubię kiedy moje życie nabiera odpowiedniego tempa...
Teraz nabiera, chociaż ja chyba na sprinterkę nadaję się kiepsko...
W piątek wymiękłam...
No cóż, i mnie się może zdarzyć...
     Od listopada walczyłam z tym piekielnym bólem i właśnie w piątek poległam...
Zaliczyłam trzy bezsenne noce, Pan N. miał dzienną zmianę, więc z ubieraniem się problem miałam znaczny, no i pierwszy krok z kanapy okazał się zabójczy...
Moja prawa dolna kończyna okazała się być buntownikiem...
No i wymiękłam...
     Czas się wziąć za siebie bo wesele Pierworodnego mogę oglądać z poziomu...
No to zadziałałam...
     Najpierw wyszukałam sobie Panią Rehabilitantkę, która mogła mi zapewnić pełną gamę zabiegów (według terminów refundowanych przez NFZ masaże przysługiwały by mi w pierwszej dekadzie listopada)...
     Potem zadzwoniłam do Przychodni i ubłagałam wizytę lekarską...
Bozia nade mną czuwała, bo mimo godzin południowych już prawie, Panie z rejestracji były skłonne mnie zarejestrować...
Kiedy zobaczyły mnie w holu zostałam wprowadzona do gabinetu natychmiast...
Pięknie musiałam wyglądać po tych trzech nieprzespanych nocach i z wleczoną prawie bezwładnie nogą...
Pani Doktor na mój widok zrobiła "oczy jak filiżanki" i zbladła ociupinkę...
     - Pani Doktor...proszę przeczytać moją kartę...nic się od stycznia nie zmieniło...chcę te prochy co mi chciała Doktor wtedy dać, a ja bunt podniosłam... - wyznałam jak na spowiedzi...
     - Się spodziewam... - wydukała Pani Doktor i zaczęła lekturkę...
     Lektura musiała być wielce zajmująca bo Doktorka co chwilę przerywała czytanie i spoglądała na mnie z coraz większym przerażeniem, po czym kiwała głową...jakby z politowaniem...
Między kolejnymi atakami bólu tak mi do głowy przyszło, że to pewnie politowanie dla mojego intelektu, ale wolałam nie pytać...
     - Niestety...zalecanych leków nie mogę Pani przepisać... - wymruczała Pani Doktor po badaniu... - są znacznie za słabe...
     Orzesz...(ko)...
     - To co będzie ?? - łzawo mi się wypsnęło...
     - Rozumu na receptę nie ma... - usłyszałam w odpowiedzi...
     Musiała sobie ulżyć "Przecholera"...
     Buziulek wrócił Jej do normalnej kolorystyki, więc pewnie samopoczucie Jej się poprawiło...
Zaczęła bazgrać recepty...
Pisała...Bazgrała...Kreśliła...Dumała...
A ja bidulka czekałam na wyrok...
Po kilku minutach dzieło zostało zakończone pieczątkami osobistymi...
     - L4 Pani wypisać ?? - zapytała zawieszając głos...
     - Nie...nie trzeba... - wymruczałam...
     - Mówiłam, że na rozum recepty nie ma... - pokiwała głową Doktorka i wręczyła mi trzy kartoniki...
     No to poczłapałam do Apteki...
     Zaprzyjaźniona Aptekarka spojrzała na karteczki, potem spojrzała na mnie i obwieściła...
     - No to Pani dowaliła "po całości"...to prochy z sejfu...
Orzesz...(ko)...
Będę ćpunem...
Ale się porobiło...
     Tak, tak, moi Mili...Od piątku moja absencja blogowa ma podłoże farmakologiczne...
Toż nie będę bazgrolić na blogu kiedy moje szare komórki latają gdzieś w niebycie rozproszone niczym światło w pryzmacie...
Jak mi się czasem uda zebrać je w jednym miejscu to i literek kilka postaram się wkleić...
     Życząc Wam miłego wtorku idę zaćpać następną pigułę...;o)

8 komentarzy:

  1. Jeżeli pisałaś to na chaju to ja przepraszam, wiedziałam, że masz talent ale żeby aż tak chyba walnę kielicha (wody\) bo alkoholu mi zabroniono jakieś trzy lata temu nic a nic, ani nawet ociupinki, a tu taka nerwacja, zdrowia życzę, wesele sie zbliża a Ty takie wygłupy, leczyć się cholera, bo wesele ominie a ja tu czekam na zdjęcie wiotkiej mamy w pięknej sukni!!!
    j

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeceniasz mnie Jadwiniu...to był przebłysk świadomości, czyli krótka przerwa między ćpaniem...;o)

      Usuń
  2. Rzadko zgadzam się z lekarzami, ale z Twoją "dochtórką" w sprawie tego rozumu zgadzam się w stu procentach...Samo się nie wyleczy, a wszelkie rehabilitacje pomagają na krótko. Gordyjko kochana czas wziąć się na poważnie za swój kręgosłup. Mam nadzieję, że te przepisane leki choć trochę ulżą w boleściach. A potem koniecznie w te pędy do ortopedy, albo jakiegoś innego znawcy tematu kręgosłupa.
    Strasznie mi przykro z powodu Twoich boleści...
    Gordyjko ja też mam weekend w kratkę. Jutro do pracy:)
    Pozdrawiam i ściskam mocno:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam...nie marudź Krzysiaczku :o) ja jestem zdyscyplinowana inaczej ;o)

      Usuń
  3. jantoni341.bloog.pl2 maja 2012 00:54

    Chyba zawołam: O raju,
    Ty chyba będziesz... na haju.
    LW

    OdpowiedzUsuń
  4. No to masz zafundowany fajowy majowy odlocik... gdyby nie ta noga to umarłbym chyba z zazdrości ;) Może podrzucić Ci pare jointów? ...zapalimy razem ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Niczym motylek
    polatam chwilę...;o)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej Motylku
    Czytam od końca nadrabiając zaległości, więc dopiero doszłam do powodu Twego naćpania. Tuszę, że z racji pobierania prochów z sejfu jest już z Tobą o niebo lepiej, a w każdym razie bardziej różowo :))))))
    Buziole zostawiam.
    Ps. Własnie usiłowałam zapisac się w moim miasteczku na refundowaną rehabilitację. Termin? No własnie... listopad :))))))))))))) Oni chyba mają takie odgórne wytyczne.

    OdpowiedzUsuń