Piękny dzień zawsze zaczyna się zwyczajnie...
Nie objawia się rozbłyskami gwiazd na niebie...Nie pachnie inaczej niż każdy inny dzień...
Wstajesz sobie Człowieku leniwie, przeciągasz się ospale i drepczesz w te swoje przyziemne sprawy, wcale nie mając świadomości, że za kilka chwil ten dzień stanie się pięknym...
Ale od początku...
Kilka miesięcy temu zamieściłam na WP pewną notkę...Okres był gorący, temat bolesny, a że i mnie się dusza przelewała, więc wlazł pod paluchy...
Notka zagościła na głównej stronie i wywołała spore zainteresowanie...
Jedni popierali moje poglądy, inni oferowali linki do stron z hazardem, seksem i metodami jak szybko zdobyć majątek...
Rzecz dotyczyła reformy służby zdrowia i wprowadzanych właśnie nowych przepisów, dotyczących organizacji pracy Przychodni i Aptek...
O reformie wypowiadać się nie będę bo "wyrazów" nie używam, a poglądów nie zmieniłam...
Nie popierałam, nie popieram i dokąd nie zaczną myśleć o Pacjentach, nigdy nie poprę Lekarzy...
Nie przeczę, że bywają wyjątki, ale Wyjątki dobrze wiedzą, że są wyjątkowe, a reszta to medyczne ..."pi pi pi".
W każdym razie, wówczas właśnie otrzymałam maila od pewnego Pana na bardzo eksponowanym stanowisku, który usiłował mnie przekonać, że durna jestem Baba i o ciężkim lekarskim żywocie pojęcie mam mgliste...
Pan pojęcie miał, bo Go na początku roku prawie codziennie w TV pokazywali, a TV byle kogo nie pokazuje...
Po wymianie kilku interesujących korespondencji kontakt zamarł...
Pan widocznie nie czytał wcześniejszych wpisów i pojęcia nie miał, że mu się w opozycji półgóralka trafiła...
Jako żywo nikt mnie jeszcze na czczą propagandę nie złapał, a Pan argumentację miał miałką...
Znowu mnie słowotok ogarnął...Echhh...
Wracam do tematu...
Całe moje rozważania wówczas miały w podtekście historię naszego Znajomego...
Chłopak w średnim wieku, ogromnej życzliwości, wulkan energii, z typu tych co noszą "serce na dłoni"...
Dwa lata temu poszedł do szpitala na zabieg...Tak ową operację określali Lekarze...Miał wrócić do domu po tygodniu...
Po trzech miesiącach obudził się ze śpiączki...
Bezwład kończyn...Ślepota...Tylko mózg działał jak kiedyś, chociaż z mówieniem miał kłopoty...
Po kolejnych trzech miesiącach Rodzinie udało się go wyrwać z medycznych łap...
Wyczerpany, z depresją, zakażeniem ran, odleżynami...wrócił.
Dla otoczenia to był szok, dla Rodziny dramat...
Zaczęli walkę z systemem...
NFZ wypiął się na nich bez żadnych skrupułów, na prośbę o pomoc w wyposażeniu mieszkania (na czwartym pietrze), w sprzęt tak niezbędny jak łóżko rehabilitacyjne, otrzymali odpowiedź, że mogą się o nie starać w drugim kwartale przyszłego roku...
Był listopad 2010...
Chory, niedołężny Człowiek okaleczony nie z własnej winy, miał pół roku leżeć na podłodze...
Rodzina wzięła kredyt...
Dzieciaki (dwójka dwudziestolatków), poszły na studia rehabilitacyjne zakładając, że tak właśnie najbardziej Ojcu pomogą...
Zwrócili się o pomoc do jednej z Fundacji...
Przyjaciele i Znajomi starali się pomóc jak mogli...
Walka z Lekarzami i Szpitalem o uznanie "błędu" zapowiadała się na długą...
Dokumentacja szpitalna dziwnym trafem zmieniała objętość i treść...
Każda czynność wymagała walki...
O rehabilitację...O masażystę...O refundację leków...
Powoli zaczynali przyswajać sobie terminologię...
NFZ pod naciskiem "odwołań od decyzji" uznał w końcu, że rehabilitacja jest niezbędna...
Przez rok, kilka razy w tygodniu różni specjaliści usiłowali "coś zrobić"...
Przyznam się szczerze, że kiedy przez ten czas myślałam o naszym Znajomym czułam bezsilną złość...
Nie ma winnych...Nie ma odpowiedzialnych...Są procedury...
Błędy przecież zdarzyć się mogą, ale błędy przynajmniej w części można naprawić...ulżyć...wspomóc...
Kiedy dzisiaj owe Dzieciaki stanęły na progu sklepu, aż mi dusza załkała...Jak zapytać ??
I nagle ten dzień stał się piękny !!
- Z Tatą jest znacznie lepiej !! - zaczął Młody... - od miesiąca przyjeżdża do nas Rehabilitant, drogi jest, siedemdziesiąt pięć złotych godzina, ale przez miesiąc Tata zrobił takie postępy, że serce rośnie !! Zgina usztywnioną nogę !!...Nawet robi kilka kroków oparty na ramieniu !!...Sam siada !!...Przez rok nie zrobił takich postępów jak przez ten miesiąc !! - i na twarzy Młodego wykwitł radosny uśmiech dumy.
Piękny dzień...
To był właśnie moment, w którym ten dzień okazał się piękny...
Słońce mocniej grzało...Niebo było bardziej błękitne...Ptaki głośniej śpiewały...
Na odzyskanie wzroku szans właściwie nie ma...
Chociaż, na to, że będzie chodził jeszcze kilka tygodni temu też szans nie było...więc ??
Więc niech mi żaden bardzo ważny Pan nie "wciska kitu", że nic się nie da bo są procedury, zalecenia i przepisy...
Jeśli się nie widzi Człowieka to każdy pretekst jest dobry...
To nie procedury popełniają błędy, a Ludzie...A od myślenia procedury nie zwalniają...
No chyba, że się stosuje metodę "spycholipy" i "groszoróbstwa"...
Tylko, czy wówczas jest się Lekarzem ??...
Odpowiedź na ostatnie pytanie jest prosta nie jest, szlag mnie trafia, kiedy ostatnio słyszę w tv że w szpitalach nie ma leków onkologicznych ale w prywatnych placówkach ci sami lekarze proponuję te same leki odpłatnie, scyzoryk noćyce i nóż mi sie otwierają. Do swojego ojca wynajęłąm profi masażystkę, bo lewa noga była bardzo napięta a nerw kulszowy bolesny. Lekarze nie poradzili nic, oglądali, oglądali, w końcu sprawę w swoje rece wzięłąm a żem czlowiek po AWF troche wiem, masaż poczynił cuda noga nie boli już tak bardzo a i chodzić jest lepiej, niby nic a poprawia się, czyżbym "cuda" czyniła?
OdpowiedzUsuńech.... aby gorzej nie powiedzieć
Właśnie o to "niby nic" Jadwiniu chodzi...o tą odrobinkę dobrej woli...kupić ją można w prywatnym gabinecie...ale czy "dobra wola" powinna mieć wymiar finansowy ??
UsuńMój przyjaciel, blogowy - Zbyszek, ma żonę,
OdpowiedzUsuńprawie dwadzieścia lat po operacji tętniaka mózgu.
Nie było tygodnia bez napadu padaczkowego,
a pół roku temu złamała biodro
i rehabilitacja robiła małe postępy.
Nie chodzi, ale w domu od dwu tygodni,
zrobiła duże postępy przy balkoniku.
Wczoraj rozmawialiśmy przez telefon
i słyszałem w jej głosie wiarę w postępy.
Pozdrawiam sąsiada.
LW
Trzymam kciuki...:o)
UsuńMojemu tacie też dawali 10 % na przeżycie. A teraz nawet krawat sam zawiąże. Jak się pacjent (i rodzina) uprze, to medycyna jest bezsilna:)))
UsuńTo w ramach reformy służby zdrowia zalecamy: upieranie...:o)
UsuńStrasznie się wzruszyłam Gordyjko... Ręce opadają z bezsilności wobec chorego prawa, procedur i wszystkich innych przepisów i rozporządzeń, które są tworzone chyba tylko po to, by chronić interesy tych silniejszych... Przykre!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i trzymam kciuki za znajomego.
Światem rządzi pieniądz...my stajemy się jedynie dodatkiem do niego...
UsuńNiesamowita historia, jest ich wiele, ta bezsilnośc wobec służby zdrowia jest nie do pokonania, człowiek jest juz przedmiotem, a nie podmiotem..przykre..pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńCzłowiek już dawno był "przedmiotem"...teraz tylko zyskał tego świadomość...
UsuńNiech dobre duchy mają Ich w swojej opiece ...TJ.
OdpowiedzUsuń