Dzień zapowiadał się wspaniale…Słońce prażyło sobie złotym
blaskiem…Perspektywa rozpoczynających się lada dzień wakacji powodowała
autentyczną euforię…
Człapałam sobie powolutku wymachując „kapciowym”
workiem…Spóźniona na obiad byłam już dobre pół godziny, więc nic mnie nie
poganiało…
Kiedy zbliżałam się do naszej kamienicy
przez ptasi świergot i miarowy szum miasta doleciał mnie przerażający krzyk…
Wrzask był tak bolesny, że aż ciarki przeszły mi po kręgosłupie…
- Jak nic kogoś mordują… - pomyślałam i
człapałam statecznie dalej.
Czym bliżej byłam naszego mieszkanka
tym hałas bardziej narastał…Po kilku krokach z lękiem w duszy rozpoznałam głosy
własnych Rodziców…
Nie to, żebym nie znała jak potężne natężenie głosu posiadają
Oboje, ale wydawane przez nich odgłosy zaniepokoiły mnie w stopniu znacznym…
- Ratunku !!…Ludzie ratunku !! –
wydobywało się z gardzieli mojego Rodziciela.
- Leż !! Nie machaj !! – równie
dobitnie wykrzykiwała Mama.
Pod naszym oknem zebrała się już spora
grupka Sąsiadów usiłujących zajrzeć przez firanki do mieszkania…
Wiedziona makabrycznym przeczuciem przyspieszyłam kroku…Na mój
widok zaprzyjaźnione twarze Sąsiadów przybrały niepewne uśmiechy…
- Oni już tak z pół godziny się
wydzierają… - wyjaśniła mi Basieńka, Sąsiadka zza ściany.
Korytarz pokonałam w trzech susach…Z pełnym rozpędem otworzyłam
drzwi i…oniemiałam…
Po całym mieszkanku porozrzucane były
części pościeli, stół jakimś dziwnym sposobem wylądował pod przeciwległą
ścianą, na podłodze walały się jakieś porozbijane skorupy…
Jak nic walka toczyła się tutaj zawzięta…
Wmurowana zaskoczeniem w próg mieszkania usłyszałam bolesny jęk
i błagalne charczenie Taty:
- Córcia…ratuj…
Dopiero teraz ogarnęłam pełny widok…
Tata leżał na tapczanie, plecami do góry…Mama pochylona nad nim
w jakiejś dziwacznej pozie przygniatała lewym kolanem tatowe plecy, a prawą
ręką usiłowała wziąć zamach…
Kiedy tylko dłoń Mamy opadała, Tata z niewyobrażalną energią,
jak na taką pozycję, wierzgał nogami, machał rękami i darł się straszliwie…
- Ratuj !!
- Cicho !! Wstydu nie masz !! Leż
spokojnie !! – odkrzykiwała mu Mama.
- A Ty się nie gap tylko chodź
przytrzymać Ojcu nogi… - rzuciła Rodzicielka w moją stronę.
Olśnienie przyszło w momencie kiedy
Mama ponownie uniosła do góry dłoń i w blasku przebijającego się przez firanki
Słońca zalśniła igła…
Mama z pełnym poświęceniem usiłowała
zrobić Tacie zastrzyk…
Świadomość, która do mnie dotarła
wywołała wybuch śmiechu…
- Tam Sąsiedzi się zastanawiają czy
Milicję wzywać… - wydusiłam z siebie wskazując ręką okno.
- Niech wzywają !! Ja się wstydzić nie
będę, a pomoc się przyda… - wysapała Mama podejmując jeszcze jedną próbę wbicia
igły w Ojcowy półdupek.
- A widziałeś Tato, że na placu przy
hotelu chłopaki wbili słupki pod siatkę i boisko równają ?? – rzuciłam temat
jak tylko byłam w stanie opanować śmiech.
- Przecież mieli poczekać, aż
wydobrzeję !! – Tata nie krył oburzenia.
- Ja tam nie wiem czy mieli czekać czy
nie, szłam to widziałam…słupki stoją, a cała banda biega z łopatami… -
kontynuowałam.
- Na pewno coś spaprzą…Mówiłem nie
ruszać …Głupole… - i Tata zaczął wypytywać mnie o szczegóły boiskowej operacji…
Mama nie czekała na koniec naszej
rozmowy…
Igła zalśniła w Słońcu i malowniczym
łukiem zatopiła się w tatowy mięsień…
- Ajć… - wydobyło się z Rodziciela.
- Teraz się nie ruszaj bo igłę złamiesz
!! – kategorycznym tonem zażądała Mama.
Tata zapobiegawczo wstrzymał oddech…
Prawdziwy John Wayne…
Takie historie można czytać i czytać...:) Niesamowite:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Mój Ojciec by się z Tobą Krzysiaczku nie zgodził... ;o)
OdpowiedzUsuńChyba nie jestem prawdziwym mężczyzną, bo od 1940 roku do wczoraj (Anin) jestem nakłuwany i nie sprawia mnie trudności.
OdpowiedzUsuńLW
Czytam tu Komentarze i wszędzie Jan?
OdpowiedzUsuńLW
Nie martw się JanToni...ja też nie jestem prawdziwym mężczyzną...;o)
OdpowiedzUsuńA ten "Jan" to na Twoją cześć...;o)