Dwa światy...

Bardzo Ważni Goście

sobota, 17 grudnia 2011

Edukacyjna przerwa we wspominkach...

     Tak mnie wczoraj myśl naszła nagła…
     ”No dobra, ja to się i fizycznie, i intelektualnie rozwijałam przyzwoicie…a Wy ??”
     Dlatego postanowiłam dzisiaj przerwać odkurzanie życiorysu i nad tym intelektualnym Waszym rozwojem popracować…
Nad fizycznym to raczej nie muszę, bo porządki świąteczne pewnie idą pełną parą…
     Dzisiaj będzie moi mili o rymcioklepkach…
     Nie, nie !! Nie googlujcie !!
     Googlowanie nic nie da…J
To znaczy da tyle, że wrócicie z powrotem, bo „rymcioklepka” jest wynalazkiem Gordyjki (w tym momencie muszę chwileczkę odsapnąć, bo mnie duma rozpiera)…
Ufff…
     Rymcioklepka jest tworem literacko pochodnym, składającym się z tak zwanych „rymów częstochowskich” („rymy częstochowskie” możecie sobie wygooglować).
Poza rymem, rymcioklepka zawiera najczęściej jakąś wzniosłą myśl, albo mówi o tak zwanej „pupie Maryny” (nie wiem co miał wspólnego wujaszek Google z ową pupą Maryni, ale faktem jest niezbitym, że coś na ten temat wie).
     Rymcioklepki rodzą się nagle, w sposób nieokiełznany i nieprzewidywalny…Dopadają niczym Fredy z ulicy Wiązów, tyle że rymcioklepki nie duszą, kości nie łamią i flaków nie wypruwają… 
     Rymcioklepci jedynie drążą czaszkę…Splątują zwoje mózgowe…Powodują zwarcia między szarymi komórkami…I nie odpuszczą dokąd nie zlegną literkami na papierze…Takie są…
     Jako wielka miłośniczka poezji do rymcioklepek czuję genetyczny wręcz wstręt…Ich tworzenie napawa mnie odrazą…
Ale to jak ciąża…musi się zakończyć porodem i już.
Dlatego i w królestwie mojej myśloodsiewni, przyziemnie zwanym blogiem, rymcioklepki zagoszczą…
Uwaga !!
Rymcioklepka !!

Problem fizjologiczny... 
piątek, 15 października 2010 20:15

Czasem wzniosłe poematy rodzą się ot...tak, z niczego,
Tak się pewnie urodziły dzieła Julka Słowackiego.
Pan Mickiewicz był zapewne trochę większym filozofem,
Kiedy pisał Tadeusza, i powabną uczcił Zochę.
Moje „częstochowskie" rymy wydźwięk mają pospolity,
Jak przystało...przecież dzieła pospolitej to kobity...
Wena mnie dopada z nagła, wtedy się nad rymem biedzę,
Tą przypadłość mam z reguły, wtedy gdy na „tronie" siedzę.
Ile razy ją prosiłam, przyjdź gdy wyjdę, gdy ochłonę...
Ledwie tył na muszlę wsadzę, już mi pomysł kwitnie w głowie.
Jak mam sławić urok świata ten wrześniowy, czy majowy
Kiedy przed oczami wisi papier du... toaletowy.
Czy kaskadą górskich zdrojów mam określić własną spłuczkę ??
Co mam zrobić, żeby wenie w końcu słuszną dać nauczkę ??
Bardzo mi ten stan dokucza, bo intymność sobie cenię,
Muszę znaleźć jakiś sposób na totalne zatwardzenie.

4 komentarze:

  1. Hehe:) A wiesz, że mi się też tam najlepiej myśli? Może nie to żeby od razu poezja, ale jakieś temaciki na bloga, albo inne "złote" myśli:)
    Miłego dnia:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bo to taka "świątynia dumania"...;o)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kto jak kto, ale Słowacki jak nic doceniłby to "arcydzieło" - wystarczy zajrzeć na pewne strofy z "Beniowskiego" - widać, że wieszcz poczucie humoru miał :-)

    notaria

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie tylko w Beniowskim ;)widocznie i Wieszcze zaglądali do Częstochowy ;o)

    OdpowiedzUsuń