Był to okres w którym odkryłam następną swoją pasję...Historię.
Nie wiem czy jest to zasługa naszych
ciekawych, zamierzchłych dziejów okraszonych niejednokrotnie pikantnymi
szczegółami, czy mojej Historycy, Kobiety nieprzeciętnego intelektu i
trzeźwości osądu niektórych wydarzeń, faktem jest, że moja miłość do rodzimej
historii zrodziła się nagle i była gorąca...gdybym ja miała wtedy Googla
<marzycielka>.
Niestety historia, której zmuszona była
nauczać Pani K. miała się nijak do rzeczywistej i jej historyczna dusza
cierpiała niejednokrotnie straszne męki, więc osobniczka o tak niewyparzonej
gębie jak moja, była ogromnie pomocną.
Wszystkie wolne chwile spędzałam w
bibliotekach wyszukując fakty, o których nasze podręczniki milczały.
Dźgana przez "złego", na lekcjach historii rzucałam jakby od
niechcenia podteksty do każdego prawie tematu.
Wiedziałam, którzy władcy byli
erotomanami, pijakami, kto zmarł na choroby weneryczne i kto kogo otruł.
Na
wyrywki recytowałam listę lubieżnych zboczeńców, nie oszczędzając nikogo.
Ku mojemu zaskoczeniu Pani K. wcale nie miała mi za złe takiej
działalności historycznej... do czasu.
Mój problem z historią zaczął się
zaogniać kiedy na tapetę zostały wrzucone czasy nowożytne i problematyka
polityczno-ustrojowa.
Pierwszy raz wyleciałam za drzwi na
lekcji o Wielkiej Rewolucji Październikowej...
Potem było jeszcze gorzej...a może
lepiej.
Lądowałam za tymi drzwiami cyklicznie,
a procedura została przez nas, tzn.: przeze mnie i Panią K. doprowadzona do
perfekcji.
Mówiłam co miałam powiedzieć, lądowałam za drzwiami, a później
miałam pogadankę uświadamiającą w gabinecie Pani K.
Pogadankę mogę Wam przedstawić w skrócie:
„ Ty się rozumu nie
nauczysz. Mnie szkodzisz i sobie szkodzisz. To, że mnie to pół biedy, bo pójdę
najwyżej na wcześniejszą emeryturę. Ty młoda jeszcze, zapaprzesz sobie papiery,
kto Ci będzie paczki do więzienia wysyłał ?? Na mnie nie licz".
W czasie tych pogadanek nie zabierałam głosu, ale za to zabrałam
ofiarowaną mi przez Panią K. kartę do biblioteki pedagogicznej, a w późniejszym
etapie zabierałam wydawnictwa z "drugie obiegu", które Pani K. otrzymywała swoimi
kanałami.
Jakaż piękna to była literatura...
Wspaniała kobieta z Pani K. Ja na taką nie miałam szczęścia trafić. Każda moja dociekliwość kończyła się wyrzuceniem za drzwi. Nigdy nie doczekałam się odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. A literaturę z drugiego obiegu znajdowałam sobie sama swoimi pokrętnymi ścieżkami:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
No to lekcje historii spędzałyśmy w ten sam sposób Krzysiaczku ;) to się nazywa proces wychowawczy...;o)
OdpowiedzUsuń