Dwa światy...

Bardzo Ważni Goście

poniedziałek, 19 grudnia 2011

Rachunek sumienia...cz.10


     Był to okres w którym odkryłam następną swoją pasję...Historię.
     Nie wiem czy jest to zasługa naszych ciekawych, zamierzchłych dziejów okraszonych niejednokrotnie pikantnymi szczegółami, czy mojej Historycy, Kobiety nieprzeciętnego intelektu i trzeźwości osądu niektórych wydarzeń, faktem jest, że moja miłość do rodzimej historii zrodziła się nagle i była gorąca...gdybym ja miała wtedy Googla <marzycielka>.
     Niestety historia, której zmuszona była nauczać Pani K. miała się nijak do rzeczywistej i jej historyczna dusza cierpiała niejednokrotnie straszne męki, więc osobniczka o tak niewyparzonej gębie jak moja, była ogromnie pomocną.
     Wszystkie wolne chwile spędzałam w bibliotekach wyszukując fakty, o których nasze podręczniki milczały.
     Dźgana przez "złego", na lekcjach historii rzucałam jakby od niechcenia podteksty do każdego prawie tematu. 
Wiedziałam, którzy władcy byli erotomanami, pijakami, kto zmarł na choroby weneryczne i kto kogo otruł. 
Na wyrywki recytowałam listę lubieżnych zboczeńców, nie oszczędzając nikogo.
     Ku mojemu zaskoczeniu Pani K. wcale nie miała mi za złe takiej działalności historycznej... do czasu.
     Mój problem z historią zaczął się zaogniać kiedy na tapetę zostały wrzucone czasy nowożytne i problematyka polityczno-ustrojowa.
     Pierwszy raz wyleciałam za drzwi na lekcji o Wielkiej Rewolucji Październikowej...
     Potem było jeszcze gorzej...a może lepiej.
     Lądowałam za tymi drzwiami cyklicznie, a procedura została przez nas, tzn.: przeze mnie i Panią K. doprowadzona do perfekcji.
     Mówiłam co miałam powiedzieć, lądowałam za drzwiami, a później miałam pogadankę uświadamiającą w gabinecie Pani K.
Pogadankę mogę Wam przedstawić w skrócie: 

     „ Ty się rozumu nie nauczysz. Mnie szkodzisz i sobie szkodzisz. To, że mnie to pół biedy, bo pójdę najwyżej na wcześniejszą emeryturę. Ty młoda jeszcze, zapaprzesz sobie papiery, kto Ci będzie paczki do więzienia wysyłał ?? Na mnie nie licz".

     W czasie tych pogadanek nie zabierałam głosu, ale za to zabrałam ofiarowaną mi przez Panią K. kartę do biblioteki pedagogicznej, a w późniejszym etapie zabierałam wydawnictwa z "drugie obiegu", które Pani K. otrzymywała swoimi kanałami.  
     Jakaż piękna to była literatura...

2 komentarze:

  1. Wspaniała kobieta z Pani K. Ja na taką nie miałam szczęścia trafić. Każda moja dociekliwość kończyła się wyrzuceniem za drzwi. Nigdy nie doczekałam się odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. A literaturę z drugiego obiegu znajdowałam sobie sama swoimi pokrętnymi ścieżkami:)
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. No to lekcje historii spędzałyśmy w ten sam sposób Krzysiaczku ;) to się nazywa proces wychowawczy...;o)

    OdpowiedzUsuń