Dwa światy...

Bardzo Ważni Goście

wtorek, 23 kwietnia 2024

Dziadkowie na "gigancie"...

     - Widziałeś prognozy na poniedziałek ?? - zapytałam ze skwaszoną miną...

     - Może się jeszcze poprawi...- z nadzieją w głosie odpowiedział Ślubny...

Poprawiła się...Fakt...Ale jeden stopień niczego nie zmienił...

     Przez chwilę rozważaliśmy jazdę "bezpsa", żeby bidulek nam się nie przeziębił, a potem rozum wrócił...;o)

     - A może ?? - rzuciłam pomysłem, a Pan N. podchwycił go szybko...

No to ruszamy !!

     Widoczność bardzo kiepska...Z nieba coś ciągle kapie...Wiatr przeszywa...Pagórki wybielone...Termometr w samochodzie, w porywach wskazuje cztery stopnie...Ale przez szybkę można się delektować...;o)



To co Babcie lubią najbardziej...Czyli tunel...

A potem...

     Światełko w tunelu !!

I Kraina Zimy...;o)




     Tu nie ma kwitnącego rzepaku...Bez nie rozkwita...Nawet pola jeszcze nie przeorane...

     Ze smutkiem wspomniałam owieczki, które właśnie rozpoczęły redyk...Echhh...

     I cel naszej podróży...

     Dziadkowie wyrwali się na "wagary"...Bez Wnuków...Bez pieseła...Bez motyki i szpadelka...Luzik !!

     Było pływanie, moczenie, masaże w bulgotkach i leżakowanie w cieplutkiej wodzie z widokiem na ośnieżone wzgórze...Echhh...Cudności !!

     Idealny termin na Termy...

     Gdyby nie Koło Gospodyń, które zawitało na wycieczkę, baseny byłyby puściutkie...;o)

     A kiedy ruszyliśmy w drogę powrotną, Matka Natura rozwiała odrobinę chmury, a nawet błysnęła pojedynczymi promykami...




Czym bliżej domku, tym mniej śniegu...

     A na wieczornym spacerku z Luckim, bez odrobinę ogrzany, "rozpachnił" nam Osiedle...Każda alejka była jak pachnący tunel...;o)

     Piękne to były wagary !! Gigantycznie Piękne !! 

sobota, 20 kwietnia 2024

Nieustające zmartwienie...

     Po prawdziwym boomie zachwytów nad wybujałą, tegoroczną wiosną, zauważyłam, że znowu się martwię...Właściwie, to martwię się cały rok...

     Nie żebym nie piała zachwytów nad rozkwieconym sadem, albo rabatkami, które cieszą duszę...Należy się zachwyt, to się zachwycam...Ale...

     Ale z tyłu głowy siedzą te (nie tylko moje) zmartwienia...

     Drzewa owocowe kwitły, jak zapylacze smacznie drzemały zimowym snem...

Kto zapyli ??

     Nawet nasz "udomowiony" trzmiel nie latał po zagonach, kiedy morele popisywały się rozkwieceniem...

     Przy mirabelkach i gruszach pojawiły się rozbudzone jednostki, ale radosnego poszumu próżno było szukać...

     Wiśnie i czereśnie stały samotnie...

     Jabłonki...Echhh...Ulubiony Ligolek po raz pierwszy ukwiecony jak na Ligola przystało i...Lipa...

     Pszczoły widziałam dwie...Dwie !!

     Przy węgierkach coś tam latało, ale skromnie...

Afryka załatwiła nam kiepskie plony...Północny front dokończy...

Sadownicy rozważają rozpalanie ognisk...Przez miesiąc ??

Pszczelarze zamykają ule na głucho...

     To nie wróży dobrze tegorocznym zbiorom...

     I tak to jest z tymi zmartwieniami...

Kiedy zimą pada śnieg - połamie gałęzie...

Kiedy nie pada śnieg - gołą ziemię przemrozi i będzie mało wody...

Kiedy jest duży mróz - nawet otuliny nie pomogą...

Kiedy nie ma mrozu - robale zeżrą wszystko...

     Przychodzi wiosna i słoneczko...Echhh...

Zapylacze zdążą, czy nie zdążą ??

Zimowe okrywy ściągać, czy nie ściągać ??

Jak ziemia mokra - nie przekopiesz pod grządki...

Jak ziemia sucha - nie przekopiesz pod grządki...

Wieczne "coś"...

     W lecie upał - biegasz z konewkami i wężami ogrodowymi...

     W lecie leje - wszystko gnije i parchacieje...

     A jak się jeszcze uprawia "dojazdowo" to zmartwień przybywa proporcjonalnie...

Podlać na zapas ?? A jak będzie lało ??

Nie podlewać ?? A jak upał przyjdzie ??

Błędne prognozy nie pomagają...

     Jesienią kolejny "sajgon" ze zbiorami...

I tak co roku...

     Ale...

     Kiedy widzę po raz pierwszy "Wojtusia"...Ryjek cieszy mi się niesamowicie i odliczam dni do przylotu "Wojtaszki"...A potem liczę wystające z gniazda "łebki"...;o)

     Kiedy siadam przy rozkwieconym "rosarium"...Ryjek cieszy mi się niesamowicie i odliczam dni do kolejnego rozkwitu...Witając każdego mieszkańca "dobrym słowem" i "czułym gestem"...;o)

     Niby jeszcze zimowo wszystko pozabezpieczane, ale czuć delikatny zapach w powietrzu, a ptaki "autochtoni" podśpiewują nam skocznie (czasem tak głośno, że musimy do siebie krzyczeć)...

     Jakoś te zmartwienia "mniej bolą"...;o)

Zeszłoroczne nasadzenia wszystkie się przyjęły !! 

Będzie co obserwować przez cały rok...;o)

     Co zmarniało na poletku za sadem zobaczę dopiero po pierwszych "sianokosach"...

     Poziomki kwitną...Truskawki kwitną...

Kolejna radość ze "zmartwieniem"...

     Tyle, że teraz już mniej emocjonalnie podchodzę do tego...

     W październiku minie nam dziesięć lat "rolniczenia"...Czas ochłonąć...

Co marnieje...Dosadzamy...

     Z Matką Naturą się nie dyskutuje...Pokornie się słucha...;o)

Jak zimno - okrywamy...

Jak gorąco - zakrywamy...

Jak sucho - podlewamy...

Jak mokro - odwadniamy...

I pielimy....Pielimy...Pielimy...

Echhh...

Zachciało mi się ekologicznych upraw...;o)

     I chociaż pot po plecach spływa, a krzyże bolą niesamowicie (że o innych częściach ciała nie wspomnę), to ryjki ciągle mamy uśmiechnięte...Jak pewien sierściuch...

     On też pieli, i kopie, i pilnuje truskawek przed bażantami (ostatnio pewna parka chce nam się na siłę osiedlić)...Bywa bardzo zapracowany i bardzo zmęczony...;o)

     I tak upływają nam dni...Miejsko...Wiejsko...Od zmartwień do zachwytów...Echhh...

środa, 17 kwietnia 2024

Tak to jest z Babami...

     To, że Baby bywają kapryśne każdy wie...Ale ta przegina po całości...;o)

     Naocznie widziałam ją trzydzieści lat temu i przyznaję, wrażenia na mnie nie zrobiła...Ot, Baba...;o)

     Bywały doniesienia, że pojawia się w okolicy, że jest tematem ważnych debat, że człowiek jej zrobił krzywdę...Taki los...Była Baba...Nie ma Baby...

I znowu jest !!

     Wraz z doniesieniami o powstałym rok temu "Pojezierzu", Zaścianek obiegła nowina:

     Baba wróciła !! ;o)

I całkiem nieźle sobie radzi...;o)

Chociaż szczęścia do ludzi to ona nigdy nie miała...Echhh...

     W XIII wieku to właśnie ona skusiła osadników do budowy Grodu...Wiadomo, Gród wodę mieć musi...A nasza Baba kochana (prawy dopływ Sztoły), może imponujących rozmiarów nie ma (niecałe 10 kilometrów), ale u nas źródełkiem bije, więc nasza, ulubiona...;o)

     Cywilizacja się rozwijała, człowiek potrzebował złóż różnorakich, w ziemi pogrzebał i się okazało, że Zaścianek kopalnianą potęgą być może...Już nie wystarczało od takie grzebalnictwo...W XVII wieku postanowiono temat zgłębić - dosłownie...

     Tyle, że jak człeki czegoś potrzebują, to z reguły najpierw robią, a potem myślą...Kopalniane korytarze powstały, tylko o zabezpieczeniach nikt nie pomyślał...Matka Naturą nie zawsze rozumie naszą działalność, więc jak się pojawiła wolna pod ziemią przestrzeń, to wody gruntowe zamiast źródełkiem Baby wyciekać, popłynęły korytarzami kopalni...

     Walka natury z cywilizacją trwała do XIX wieku...

Biedna Baba...

     Po II WŚ wcale jej się nie poprawiło...Wszyscy mieli parcie na przemysł i odbudowę...Powstawało wiele fabryk, kopalnie wróciły do działalności wydobywczej...Tu ryto...Tam pogłębiano...Ówdzie usypywano...Liczyła się myśl techniczna, a nie jakieś tam źródełka, czy cieki...

     Baba zanikała coraz częściej, żeby w końcu zniknąć na dobre...

     Czasem, po bardzo obfitych opadach, albo topnieniach wiosennych, pojawiała się na kilka dni, ale to nie była woda ze źródła...

     Kiedy zamknięto niektóre wyrobiska, Matka Natura mogła zrobić swoje...

     Zmajstrowała nam "Pojezierze"...

     Stare źródła odzyskały dopływ wody...

     Obudziły się dopływy Białej Przemszy (ulubionej rzeki Luckiego)...

     Obudziła się nasza Baba !!


     Jej lewobrzeżny dopływ, potok Miła, ma już gdzie "wpadać"...

     I płynie sobie Miła Baba ku uciesze takich zakręconych człowieków jak ja...;o)

niedziela, 14 kwietnia 2024

Dzik jest dziki...

     Po styczniowych roztopach w lesie zaczęły pojawiać się całe połacie zbuchtowanej ziemi...


Ki czort ??

     W tych sektorach służby leśnie nic nie majstrowały, żeby na ciężki sprzęt można to było zwalić...

     Żaden pseudoekolog przecież po lesie nie biegał ze szpadlem...

     Miłośnicy trufli też nie mają w naszym lesie nic do roboty...

Więc co ??

     Póki było tych połaci mniej, przyjęłam, że być może sarny przyjęły taką dziwną technikę wyszukiwania pożywienia...Ale...Hmmm...

     To było klasyczne buchtowanie dzików !!

     Co prawda, widziałam to zjawisko wiele lat temu na Pogórzu Bieszczadzkim, ale trudno to z czymkolwiek pomylić...

     Tyle, że my dzików nie mamy...

     Dwa miesiące później buszowaliśmy z Luckim w leśnych sektorach między młodnikami...Pogodę nam Matka Natura sprezentowała jak marzenie...Podchodzimy pod jeden z pagórków...

Coś mi na ścieżce mignęło...Spore !!

     "Znowu ktoś puścił dużego psa ze smyczy" - przeleciało mi przez makówkę, i odruchowo rozejrzałam się, żeby namierzyć "winowajcę" między drzewami...

Pusto...Hmmm...

     A że w międzyczasie dreptaliśmy wytrwale, więc stanęliśmy na szycie pagórka i...

     "Wryło" mnie w ścieżkę !!

     Ledwie kilkanaście metrów od nas, przez ścieżkę między starym lasem i młodnikiem przeskakiwało stado dzików !! Widziałam cztery (tego "nibypsa" nieliczę)...Cztery widziałam od ryja do ogona !! Piękne !!

     Że Lucki dziczyzny nie wyczuł ??

Nie miał szans !!

     Wiatr wiał z prawej strony, więc zapach "wzięły ze sobą"...One nas też nie czuły...;o)

     Za to, kiedy doszliśmy te kilkanaście metrów, psisko trop złapało i przez kwadrans kręciłam się w kółko między drzewami, a najbardziej pożądanym kierunkiem kontynuowania spaceru stał się młodnik...;o)

     Uśmiech mi z "ryjka" nie schodził...

To jest buchtowanie !!

Mamy dziki !!  

poniedziałek, 8 kwietnia 2024

Plasterkiem po psiej duszy...

     Jak na "Burka" z budy, to Lucki ma już niezły dorobek turystyczny...Pomijając comiesięczne tysiąc kilometrów "na Wrzosowisko...Zaliczył Pieniny (ledwie miesiąc po adopcji), Góry Stołowe (dopiero co), kąpał się w Bałtyku (degustując słoną wodę), a nawet rozpoczął karierę międzynarodową zwiedzając Pragę...Po bardzo kiepskich doświadczeniach z "hotelem dla psów" w okolicach Zaścianka, teraz planowanie wyjazdów rozpoczynamy od wyszukiwania miejscówek przyjaznych zwierzakom...

A niedawno mnie oświeciło...

     Zjeździło psisko kawałek Europy i Polskę w kilku kierunkach, a Zaścianka nie widziało !!

Ale obciach...;o)

     Trzeba to zmienić !! ;o)

     Sprawdziłam kilometraż do siedziby Veta, bo akurat przyszła pora na szczepienie i ze zdziwieniem stwierdziłam, że "drugi koniec Zaścianka" jest idealnie oddalony na niecałe trzy kilometry...No dobra, trzy kilometry jak trzeba zakosami obwąchać latarnie...Sześć kilosów to nasza dzienna norma !! Idealnie...;o)

     W promocji dostałam krzesełko w poczekalni i sympatyczną rozmowę z Vetami...;o) W lesie takich rozrywek nie mam...;o)

     Lucki spacerem był zachwycony, wizytą w Przychodni mniej...;o)

     Jeden Doktorek sprawnie pobrał krew na badania (po zeszłorocznym choróbsku wolimy dmuchać na zimne), drugi Doktorek zaszczepił, a Lucki przyjął pozycję: głowa schowana pod moim ramieniem, przytulony do mnie całym sobą, czyli "psa tu nie ma"...;o)

     "Doktory" rozpływały się w zachwytach nad jego grzecznością, a on łaskawie przyjmował komplementy i podstawiał kolejny kawałek psa do głaskania...;o)

Najważniejszy oczywiście był "plasterek na łapce"...;o)

     I poczłapaliśmy sobie niespiesznie do domeczku...


Zaścianek został odkryty...;o)

     Po śniadanku Lucki walnął się na środku pokoju z demonstracyjnie wysuniętą łapką "z plasterkiem" i czekał...Czekał, aż Pan N. obudzi się po nocnej zmianie i użali się nad biednym, pokrzywdzonym (podziurawionym) pieskiem, wydrapie, wymizia i komplementami o dzielności zasypie...

Pan N. stanął na wysokości zadania !! Piękne to było użalanie...;o)

Uffff...

     Można ściągnąć plasterek...;o)

piątek, 5 kwietnia 2024

Piękne Świętowanie...

     Kiedy zabrzęczał domofon, Lucki wyrwał z miejsca jak oszalały i z "miałczeniem" ruszył witać Gości...Tylko tych Gości tak wita...;o)

Dzieci przyjechały !! ;o)

     Świąteczny Poniedziałek zapowiadał się wyśmienicie...;o)

     Wspólne obiadkowanie (chociaż na tury, bo się Tygryskowi przysnęło po trudach podróży), patera z ciastem i słodyczami, która zapowiadała "dobry dzień" i perspektywa...Hmmm...

     Dzieciaki musiały być bardzo spragnione Zaścianka, bo Księciunio ledwie wszedł domagał się wyjścia na "plac zabaw" z Dziadkiem, a Princeska ochoczo Mu wtórowała...

     Ale po obiadku zaatakowały nas Pokemony !!


 Teraz już siedzą spokojnie, ale niespodzianka Dziadków musiała się podobać, bo Dzieciaki dostały "małpiego rozumu" i demonstrowały z zaangażowaniem techniki walki Pikachu...;o)

     No dobra...Tygryskowi podobało się do momentu kiedy brykały dwa Pokemony, kiedy przyszła Jego kolej, stracił na odwadze i nie rozumiał zachwytów otoczenia...;o)

     I chociaż są to piżamki, Dzieciaki zgodnie orzekły, że zastosowanie będą miały całkiem inne...;o) Echhh...Ta wyobraźnia !! ;o)

     Potem ruszyliśmy Szlakiem Placów Zabaw...

     Dla Księciunia i Princeski był to szlak znany, ale musieli sobie "przypomnieć"...Dla Tygryska ??

Zachwyt !! Zachwyt !! I jeszcze raz Zachwyt !!

     Chyba wizyty u Dziadków nabrały nowego wymiaru...;o)

     Co prawda, w czasie przygotowań do kolacji Tygrysek zapytał gdzie mam kurki (bo Druga Babcia ma), ale nie było to chyba aż tak istotne, bo propozycja kolejnej wizyty i "nockowania u Dziadków" spotkała się z całkowitą aprobatą Wnuka...;o)

     Zatrzymujemy we wspomnieniach:

że Princesce najlepiej leżakuje się z Dziadkiem (bo ma najlepsze gierki na smartfonie),

że Księciuniowi są dalej potrzebne babcine buziaki chowane za uszkiem,

że kiedy Babcia skuliła się z bólu przy kuchennym blacie, Tygrysek położył się na podłodze, wsunął buźkę pod głowę Babci i radośnie zawołał: a ku ku !! ;o)

że wnucze przytulasy są najmilsze na Świecie, chociaż tym "dzieckowym" też niczego nie brakuje,

że wyglądając przez balustradę na klatce schodowej otrzymujemy setki "papatek" i przesyłanych "buzioli" i dopiero gromki (bo z echem) głos Pierworodnego przerywa te czułości...

     Zmęczony Dziadziuś z dyskretnym uśmieszkiem poszedł na nocną zmianę...

     Zmęczona Babcia z dyskretnym uśmieszkiem podreptała do sypialki...

     Zmęczony Lucki zasnął na środku pokoju, od czasu do czasu machając radośnie ogonem...

     Jak my lubimy takie zmęczenie !! ;o)

     Piękne to było świętowanie...;o)

wtorek, 2 kwietnia 2024

Matka Natura się postarała...;o)

     Święta mijają "migusiem"...Dopiero co układałam świąteczne menu, zapisywałam listę zakupów, planowałam dekoracje...A Święta sobie "mignęły" i tyle...;o)

Jakie były ??

     Matka Natura wyjątkowo się w tym roku postarała...Nie ma co...Dopieściła nas ciepełkiem jak tylko mogła...

Nam "przygrzała" po całości...

     - A może byśmy ?? - zapytał Pan N. w sobotę, i wszystkie plany zrobiły salto...;o)

     Takie mieliśmy dekoracje...



Taki stół...

A to nasz gość...Który wcale nie patrzy na talerze...;o)

Niedziela była przepiękna !! A Poniedziałek jeszcze lepszy...;o)

sobota, 30 marca 2024

Nie podpucha !! To z serducha...;o)

 Złotych kurczaczków,

na jajkach szlaczków,

bogatego koszyka,

ciasta co szybko znika,

z Rodzinką wiele radości

i niech Was nikt nie zezłości,

Wiosna niech buja kwiecista,

zdrowia - rzecz oczywista...

I po tym Świątecznym stanie,

NADZIEJA niech z Wami zostanie !! ;o)

środa, 27 marca 2024

Nie tylko środek się liczy...

     Pamiętacie jak "Nagusek" stanął nam niespodziewanie między polami, a jego serducho (silnik) zamarło ?? Nasze też !! Bo jak to ?? "Nagusek" ?? Niezawodny "Nagusek" umarł ??

     Jadąc w kabinie lawety wiedzieliśmy jedno, nie odpuścimy !!

     To nie samochód...To członek Rodziny !! Pełnoletni...;o)

     Nasz ulubiony Mechanik tylko głową pokiwał..."Niczego nie obiecuję...Zrobimy co się da..." - Właśnie dlatego jest ulubionym Mechanikiem...;o)

Przez miesiąc wspominaliśmy nasze autko...

     Jak Pan N. dokonywał wyboru, sprawdzając wszystkie parametry...

     Jak podliczałam nasze możliwości finansowe i wyrokowałam na co nas jeszcze stać...

     Jak Córcia wybierała kolor...

     Jak Pierworodny wysiadł z wypiekami na twarzy po jeździe próbnej...

Mamy go od "niemowlęctwa"...;o)

     Był ważnym pojazdem "Matki Wielebnej" (czyli Gordyjki)...

     Był "zaopatrzeniówką" gastronomii, kiedy rzuciliśmy się w wir działalności gospodarczej...

     Błądził po Bieszczadach...Sunął autostradami po Europie...Spalił hamulce i opony w Szwajcarii...

     Potem zmienił gastronomię na informatykę, i doceniliśmy rozmiar bagażnika...

     Na Wrzosowisko przewiózł tony zaprawy i ziemi, a w początkowej fazie był jedynym schronieniem na "hektarach"...

Wspomnień z "Naguskiem" mamy miliony !!

I to miałby być koniec ??

     Po telefonie z diagnozą (i kosztorysem) zabłysło światełko w tunelu (diagnoza, nie kosztorys)...;o)

     - Robimy !! - wrzasnęliśmy zgodnie, a ulubiony Mechanik tylko się uśmiechnął... "- Też bym robił taki samochód..." - skwitował...

     Nie mamy pojęcia co ten Czarodziej zmajstrował, ale "Nagusek" po reanimacji jeździ jeszcze lepiej !!

     Można powiedzieć, że teraz czuć w nim każdą "spóźnioną" reakcję Kierowcy...Jakby nas poganiał...;o)

     Wtedy przyrzekliśmy, że dostanie "drugie życie" i poza "środeczkiem" zainwestujemy "w urodę"...Nie ma co, osiemnaście lat "pod chmurką" odcisnęło piętno na autku...

Długo nam zeszło...

     Najpierw szukaliśmy Blacharza...To nie takie proste dobrze i ładnie pospawać uszkodzone elementy...No i...Do dobrego Blacharza czeka się jak na Specjalistę z NFZ...Miesiącami !!

Jak myśmy pilnowali terminu !!

Przypomnienia były "wklepane" wszędzie...;o)

I...


     "Nagusek" pod "gabinetem chirurgicznym"...;o)

Będzie nowy próg...Będzie nowe nadkole...Ufff...

     Potem tylko wymiana tylnych drzwi...;o)

Ale to już pikuś...

     Drzwi czekają na balkonie, bo Pan N. wypatrzył je po dwóch latach szukania, a "Nagusek" przywiózł je sobie ze Stolicy (to powód naszej niespodziewanej wizytacji w Warszawie)...

Ulubiony Mechanik już "ugadany" na wymianę...;o)

     Dotrzymane słowo...Bo chociaż w życiu liczy się "środek", miło jest mieć ładny wygląd...;o)

niedziela, 24 marca 2024

Przedwyborcza gehenna...

     Nie wiem jak u Was wygląda proces wyborów samorządowych, ale Zaścianek ma pewną przypadłość...Od kiedy pamiętam (a pamięć mam jeszcze przyzwoitą), na szczytach władzy samorządowej lądują "kumotry" i "ziomale"...Te same nazwiska...Te same twarze...

     Nawet kiedy rozpęta się jakaś "zadyma medialna", bo przekręt (afera) nie mieści się już w zaściankowych głowach, zmieniają się jedynie tabliczki na drzwiach...

     Rządzili już wszyscy...Lewica...Prawica..."Środeczek" (ze skłonnościami do odchyłów)...I Ci głoszący się "patriotami lokalnymi" (cokolwiek to znaczy)...

     Jedni zasłynęli dążeniem do "utrzymania się przy korytku"...Drudzy do ogłoszenia Zaścianka "małym Krakowem"...Kolejni inwestycjami, które wbiły Zaścianek w kredytowe zadłużenie...

No cóż...Zaścianek nie ma szczęścia do Włodarzy...

To nawet nie chodzi o to, że nie dzieje się nic...

     Przez ostatnie lata powstało sporo dróg i chodników...Po kilkunastu latach niemożności udało się nawet wyremontować i zagospodarować kompleks miejskich basenów...Ba !! Przebudowano stadion lekkoatletyczny i boisko piłkarskie, które jeszcze dwa lata temu groziło kalectwem użytkownikom...

Że marudzę ??

Może...

     Problem w tym, że u nas realizuje się to wszystko jakoś "na zakładkę"...;o)

     Była moda na "orliki"...Budowali "orliki" jakby ich "zły opętał", bez przemyśleń i rozwagi...Trzeba być na topie...

     Była moda na eleganckie chodniczki...Budowali chodniczki, wymieniając dobre, na lepsze...

     Była moda na siłownie i place zabaw...Tych ci u nas dostatek...

     Nawet ten kompleks sportowy powstał, bo ościenne gminy już miały...

Echhh...Jakby nie można było iść swoją drogą...

     A potencjał Zaścianek ma !!

Tylko nie taki, jakim nas raczą potencjalni kandydaci...

     Nie będziemy "małym Krakowem", bo nie mamy ani Damy z gronostajem (nawet gronostaja nie mamy), ani Ołtarza Wita Stwosza...Przeszłość Zaścianka to srebro i ołów...(I garnki...)...;o)

     Nie będziemy centrum logistycznym, bo "siedzimy" w samym środeczku drogi "przelotowej"...

     Przemysł u nas nie powstanie bo wkoło tereny leśno - rolnicze...No chyba, że ktoś tuje będzie w ogródku sadził i się do ropy dokopie...Wtedy jest szansa, że wszyscy zostaniemy szejkami (jak w Karlinie)...;o)

     Zaścianek może być świetnym miejscem do życia !! (Już trzydzieści lat temu żeśmy to zauważyli)...

     Można tu mieszkać bez tłoku i pędu cywilizacji...Gdyby powstawały mieszkania, a ich ceny były bardziej zaściankowe niż krakowskie...

     Można wychowywać Dzieci...Bez zagrożenia smogiem i pylicą...Gdyby była wystarczająca ilość żłobków, przedszkoli i szkół...A gminne inwestycje w edukację ściągnęły nauczycieli "z wyższej półki"...

     Można wyciszyć się po korporacyjnym pędzie spacerując po okolicznych lasach i uprawiając sporty...Gdyby ktoś pochylił się nad infrastrukturą rekreacyjno-sportową...Oznakowanie ścieżek to chyba najtańsza z możliwych inwestycji...

     Można odpocząć na emeryturze...Z tych samych powodów co wyżej...

     W promieniu trzydziestu kilometrów (prawie w każdą stronę) mamy duże miasta...

Właściwie niewiele trzeba...

     Ale jakoś przedwyborcza kiełbacha wpychana jest nam wprost do gardeł...Chyba żaden zakład przetwórstwa mięsnego by tego nie ogarnął..."Słuchać hadko" - jak pisał Sienkiewicz...

     Szczególnie kandydaci na zaściankowych burmistrzów idą na całość (jeden jest o krok od budowy lotniska)...;o) Mamy też "spadochroniarkę", która nie ma z Zaściankiem nic wspólnego, ale ma nominację "partyjną"...Majtki opadają !! Bo ręce opadły nam już dawno temu...

     Pójdziemy na wybory...Zagłosujemy...A tam tabliczki znowu zmienią swoje miejsce na drzwiach...Jak w porzekadle: "Hop siup, zmiana d**"...

Chyba, że...

Echhhh...

Nadzieja umiera ostatnia...;o)

czwartek, 21 marca 2024

Uwielbienie dla kokard...

     Gdzie jesteśmy jak nas nie ma ??

Na Wrzosowisku !! ;o)

     Porzucone pędzle i wiaderka zerkają na mnie z wyrzutem, a ja bujam się po "hektarach" z motyką w rękach...Ot, wiosna !!

     Zaczynają spływać sadzonki, kłączaki, bulwy i cebulki (zamawiane od stycznia), więc po intensywnej pracy umysłowej (co - gdzie), przyszedł czas na realizację planów...

Nie ma co marudzić...;o)

Zaczęliśmy od wyzwania numer jeden...

     Zasieki przeciwczołgowe ??

Wygląda to odrobinę "militarnie", ale powód jest poważny...

Toczymy prawdziwy bój...

     Bój o maliny !!

     To już trzecia potyczka z Matką Naturą...

     Nasze południowe zbocze jest wyjątkowo "wyprofilowane", a ziemia "kiepsiutka"... Jak na ziemię można zastosować "podsypkę", tak na spływającą swoimi kanałami wodę niewiele możemy zdziałać...

     Zaczęliśmy bardzo uważnie śledzić którędy woda z opadów nam spływa (a zaczyna od Orzeszka)...Gdzie ląduje u Sąsiada...Którędy wraca do nas...I tak po bujnej trawie wyznaczyliśmy zarys tej naszej hydrologii...Sto dwadzieścia metrów od kępki trawy do kępki trawy...;o)

     Maliny lubią wodę, a my mamy ciągły jej niedosyt...Strome wzniesienie robi nam "pod górkę"...;o)

     No to "wypłaszyliśmy" teren pod sadzenie (wiwat Pan N. ze szpadelkiem), w wypłaszeniu porobiliśmy ziemne "donice" i będziemy czekać na efekty...;o)

     Trzy dni w takich pozycjach, że Akrobaci by się zdziwili...;o)

     A że Pan N. kocha swój szpadelek, więc przy okazji przekopał dwa "sektorki" pod warzywa...

     Ten patent mamy już sprawdzony, ale odrobinę go w tym roku "ulepszę"...;o)

     Pod "agro" drzemią jeszcze truskawki i poziomki, ale przeciągają się uroczo i nawet poziewują (jak się dobrze ucho nadstawi)...

     Rozpakowałam też wielkie pudło z ozdobnymi "przydasiami"...;o)


     Dwie juki i korona cesarska czekają na ciepełko...

     Posadziłam też chrzan, żeby się nie bujać po targowiskach...;o)

     Część warzywek już posiana w rozsadówkach...

Wiosna ??

Wiosna !!

     Nie ma co marudzić na pogodę, jak jest robota do zrobienia...;o)

I nieodmienne pytanie Pana N. :

     -Wykopać Ci gdzieś otworek ??

     A ja biegam po tych naszych "hektarach" z motyczką, albo łopatką...Albo siadam na leżaku i wizualizuję sobie miejscówki dla tych naszych "przydasiów", a potem zrywam sią i biegnę sprawdzić pomysł naocznie...

Uwielbiam to...

     Uwielbiam patrzeć jak te mikrusy przebijają ziemię zielonymi pączkami...

     Uwielbiam karcić drzewka i krzaki, że za szybko pęcznieją im gałązki, że jeszcze mróz zapowiedzieli w prognozie...

     Uwielbiam człapać jak bocian, żeby nie podeptać pierwszych fiołków...

I uwielbiam, kiedy wsiadamy do samochodu i Pan N. pyta:

     - Jak kokardy ??

     - Ledwie się trzymają...- odpowiadam... (Od: mam wszystkiego "po kokardy")...

     A potem "przeciwbólówka" i można wracać do pędzli i wiaderek...;o)

poniedziałek, 18 marca 2024

Bajka z przyszłości...

     Przez kilkanaście lat zajmowaliśmy się nowymi technologiami, z zamiłowania, z ciekawości (i dla pieniędzy)...Można by powiedzieć, że nasz "informatyczny fioł" stał się chlebem powszednim, a mieszkanie wyglądało jak centrum Doliny Krzemowej w wersji mini...

     Krok za krokiem widzieliśmy kierunek w którym te technologie podążały i mieliśmy coraz więcej wątpliwości...Podobnie jak człowiek uznawany za twórcę internetu Paul Baran (Polak z Grodna)...I chociaż niektórym wyda się to niemożliwe, Facet przewidział w 1965 roku, że jako ludzkość nie damy sobie z tym rady...Ja byłam wtedy niemowlakiem...;o)

     Dzisiaj siedzę przed monitorem laptopa i korzystam z dobrodziejstw, których zaczątkiem była telekomunikacja z czasów zimnej wojny (kto pamięta newsy o czerwonym telefonie Waszyngton - Kreml ??)...

     Na ile zmienił się Świat ??

Hahahahaha...

     Rynki światowe (w tym giełdy) zdominowane przez nowe technologie...

     Przemysł zaczyna się przekształcać zastępując człowieka robotami...

     Rolnictwo skręciło w techniczne wytwarzanie pożywienia i "babę z motyką" już niedługo będzie można spotkać w muzem...Albo na Wrzosowisku...

     Medycyna rozwija się w zawrotnym tempie (nawet nie mamy pojęcia jak szybko), a drukarki 3D i medyczne roboty to tylko wstęp do "kapsuł naprawczych"...(Czy dostępnych dla wszystkich to już inna sprawa)...

     Prawodawstwo na całym Globie zostało daleko z tyłu (nie ogarniamy zagrożeń, które sami powodujemy)...

     Przekazy medialne stały się papką do prania mózgów...

     Demokracja...Echhh...Zapomnijcie...;o) Ten "twór" był delikatnie przesuwany na "boczne tory" i został namiastką idei...(Ciekawe czy zgadniecie, kto wiedzie prym w tym "kolejowym" procederze ??)...

     Jako Obywatele Świata spadamy w przepaść i nawet się z tego cieszymy...;o)

     Z roku na rok pogłębia się zapaść w szkolnictwie (nie tylko u nas), trend równania do najsłabszych i likwidacja współzawodnictwa (ponoć szkodliwego) pewnie ograniczy edukację do nauki czytania i liczenia (w zakresie do 100)...

     Wkrótce obowiązki zawodowe polegać będą na wciskaniu guzika (od zarządzania będzie AI)...Pamiętacie kreskówkę o Jetsonach ?? ;o)

     Jednostki mniej przydatne dostana dochód gwarantowany...Będą leżeć, pachnieć i wydawać otrzymane pieniądze (to się już dzieje w niektórych miejscach Świata)...W Chinach testuje się "pieniądze czasowe"...

Kolejny krok ??

     Znacie to powiedzenie: "organ nie używany zanika" ??

No cóż...

     Niewielu będzie pewnie chętnych do samokształcenia (jeśli ktokolwiek będzie chętny)...Media przejmą funkcje poznawcze...Ludzkość zacznie sobie wegetować bez sensu i celu...

     Że to smutna przyszłość ??

     No cóż...Nie wszystkie bajki mają dobre zakończenie...

     Odwrotu od niej nie ma...Nikt nie zdecyduje się na wyłączenie "guzika", bo przynosi to zbyt wielkie korzyści (te wymierne)...

     Jesteśmy krok od przepaści, którą większość uzna za raj...

I żeby tak mrocznie nie kończyć...

     "Raj" będzie utracony, bo historia kołem się toczy..."Trudne czasy tworzą silnych ludzi, silni ludzie tworzą dobre czasy, dobre czasy tworzą słabych ludzi, słabi ludzie tworzą trudne czasy"...;o)

     Wychodzi na to, że jesteśmy pokoleniem silnych ludzi...;o)  

piątek, 15 marca 2024

Granatniki...

     Tym razem nie będzie o historycznym ataku na Komendę Główną przez jej Komendanta...;o) Bo ten temat został już opisany w każdym wymiarze, i tym dramatycznym, i tym prześmiewczym...Ot, zdarzyło się Chłopu pociskiem w "płot" trafić...

     Ale poniekąd będę związana z tematem, bo będzie o...Remontach...;o)

     Leżymy sobie na kanapach...Na jednej Gordyjka...Na drugiej Pan N. ... Na trzeciej Lucki...

     W telewizorni coś tam ciecze leniwie (pewnie kryminał), za oknami niezimowy styczeń...

     - Może byśmy lampy w przedpokoju wymienili ?? - pyta Pan N. ...

     - Można by... - wymruczałam, bo remontów na ten rok żeśmy nie przewidywali, ale wymiana lamp to przecież nie remont...

     Wisiały nam te lampy "na sumieniach" od dawna...Dwadzieścia lat już dawno im wybiło...Zaczepy się pourywały...Jedna zwisała dramatycznie dyndając na ostatnim kabelku...Echhh...

     Tyle potrzebowaliśmy na podjęcie decyzji...;o)

1. Lampy sztuk 3.

     Po kilku minutach Pan N. podesłał mi propozycje...Potem ja Panu N. podesłałam swoje...Temat ruszył...

     - Oooo...Masz takie z czujnikami ruchu !! - entuzjazm Ślubnego był słyszalny...- Ale trzeba by instalacje trochę przerobić...

1. Lampy sztuk 3.

2. Instalacja pod lampy.

     Zanim zakupione w necie lampy dotarły...

     - Wysłałem Ci na maila kontakty pod te lampy, można by przy okazji wymienić te stare...

     - Czemu nie ?? (Przecież nie ja będę kuć i wymieniać)...;o)

1. Lampa sztuk 3.

2. Instalacja pod lampy (z kuciem i gipsowaniem).

3. Wymiana kontaktów (z kuciem i gipsowaniem).

     - To może przy okazji zrobię tu kontakt...Widziałem bardzo fajny wzmacniacz sygnału...Net by się nam w sypialni nie wieszał... - Kolejne odkrycie Pana N. ...

     - Może być (Przecież nie ja i  tak dalej)...;o)

1. Lampy sztuk 3.

2. Instalacja pod lampy (z kuciem i gipsowaniem).

3. Wymiana kontaktów (z kuciem i gipsowaniem).

4. Kontakt do wzmacniacza (z kuciem i gipsowaniem).

     - To kupmy lakierobejcę...Odświeżę spongi i ujednolicę ramki, bo każda z innej parafii...- i Gordyjka dorzuca trzy grosze...

     - Ściany też musimy machnąć bo wszystkie połatane gipsem...- Pan N. nie zwalnia tempa...

1. Lampy sztuk 3.

2. Instalacja pod lampy (z kuciem i gipsowaniem).

3. Wymiana kontaktów (z kuciem i gipsowaniem).

4. Kontakt do wzmacniacza (z kuciem i gipsowaniem).

5. Malowanie ścian i sufitu.

6. Malowanie ramek i spong...

A kiedy ściany (i sufit) zabłysły bielą...

     - Musimy pomalować drzwi !! Dopiero teraz widać jakie są bure... - wydusiłam...

1. Lampy sztuk 3.

2. Instalacja pod kontakty (z kuciem i gipsowaniem).

3. Wymiana kontaktów (z kuciem i gipsowaniem).

4. Kontakt do wzmacniacza (z kuciem i gipsowaniem).

5. Malowanie ścian i sufitu.

6. Malowanie ramek i spong.

7. Malowanie drzwi.

     Remont w żadnym wymiarze nie był planowany, więc wszystko robimy w "wolnej chwili", albo w "międzyczasie"...;o)

     Trzy lampy zainstalowalibyśmy w jedno popołudnie...;o)

     Bujamy się trzeci miesiąc, ciesząc się jak dzikie fretki...;o)

     Stoi już nawet nowa komoda z siedziskiem (bo z dwudziestoletnich "pufek" było nam coraz trudniej wiązać buty)... 

     Kiedy skończymy ??

     Plan jest, że na 30 marca (już słyszę chichot Bozi)...

Granatniki to my...

     Najpierw jest "wieki wybuch" (pomysłu), a potem jeszcze większe zamieszanie i sprzątanie...;o)

     Ale ryjki się ciszą...:o))) 

wtorek, 12 marca 2024

Takie cuda w Zaścianku...

     Od jakiegoś czasu słychać sygnały, że coś drgnie w naszej edukacji...Oby...I oby w dobrym kierunku...

     Kiedy chodziłam do szkoły, ciągle słyszałam, że program jest przeładowany, że nie sposób przerobić wszystkiego...Pięćdziesiąt lat temu...

     Przez ten czas tylko dokładano...Echhh...

     Każdy minister chciał być reformatorem...

Teraz coś tam słychać o "odchudzeniu" podstawy...

Dieta by się przydała, nie ma co...

Ale...

Mam złe nowiny !!

Przynajmniej geografii się nie odchudzi...Bidulka przytyje !!

A krajowi Turyści zamiast na Mazury i Kaszuby ruszą na Pojezierze Olkuskie !!

Tak, tak...

     W luty 2023 roku tereny wyrobisk starej piaskowni zaczęła zalewać woda...Przybywa ponad 40 cm na dobę...To efekt pomysłu "zalewania kopalni"...

     Woda cieknie sobie tak intensywnie, że konieczna była budowa kanału przepływowego, żeby wszystkie młodniki nie poszły z wodą...

     Chociaż tego lasu po lewej stronie już nie ma...Udało się zrobić wycinkę zanim wszystko zgniło...

     I jak to mówią..."Bogatemu to się i byk ocieli"...W maju pojawiły się kolejne zalewiska...Zbiornik przy zbiorniku...Leśnicy w trybie eksternistycznym przyswajają zasady melioracji...Jeziorka...Kanały...Lasy wkoło...Cud - miód...

     Jeszcze Was zaprosić nie mogę, bo teren zamknięty i monitorowany (nikt nie wie ile będzie tej wody i gdzie pocieknie), ale jak tylko zakazy zostaną ściągnięte, to kocyk, kajaczek i Pojezierze Olkuskie...;o)




P.S. Matka Natura próżni nie lubi...Mamy już czaple i wydrę, która skorzystała z kąpieli...;o) 

sobota, 9 marca 2024

Nie wszystko musi być mądre...;o)

     Siedzieliśmy na stercie starych desek w zacnym gronie...Dyndaliśmy nogami, bo nic innego o tej porze dnia już nie było do roboty...Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, jak tylko nastolatkowie rozmawiać umieją...Słońce schowało się już za konarami buków...

     - Co robimy wieczorem ?? - padło podstawowe pytanie...

     - Ognisko ?? - padła propozycja...

     - Eeee...Wczoraj było... - negacja była prawie natychmiastowa...

     - W kometkę zagramy ?? - kolejny pomysł...

     - Ja odpadam...Muszę jeszcze wieczorny trening zrobić...Wrócę padnięta... - wymruczałam, chociaż wizja gry w kometkę była kusząca...

Dyndamy dalej...

     Nastoletni Sąsiad moich Bieszczadzkich Dziadków...Jego dwaj Kuzyni w podobnym wieku...I ja...Trochę młodsza "Rodzynka" w towarzystwie...

     - Patrzcie na ten las...Z każdą minutą staje się czarniejszy...Za cholerę bym do niego nie polazł... - zakomunikował jeden z Kuzynów...

     - Eeee tam...A na cmentarz byś po ciemku poszedł ?? - zapytał Sąsiad...

     I wtedy, zza naszych pleców, a właściwie zza ściany drewutni, odezwał się mój Bieszczadzki Dziadek...

     - Jeszczem nie słyszał, żeby komu las po ciemku krzywdę zrobił...Albo cmentarz...

     Ile trzeba Nastolatkom, żeby ułożyć im plan na wieczór ??

     Las w nocy Sąsiad i ja mieliśmy obcykany, atrakcja żadna, chyba że podchody, albo gra terenowa...Ale do tego to się miejscowi nadawali najlepiej, bo ich potem szukać po lesie nie trzeba...Kuzyni to Mieszczuchy...Przyjeżdżali rzadko...Terenu nie znali...

     Spojrzeliśmy z Sąsiadem na siebie i już wiedzieliśmy bez słów...

     - Chodźcie do leszczynki...- rzucił Sąsiad...

     Oddalone o kilkanaście metrów od zabudowań miejsce, idealnie nadawało się do precyzowania planów...

     - Idziemy na cmentarz ??- zapytał bez zbędnych wstępów Sąsiad...

     - Pewnie !! A daleko ?? - zapytał młodszy z Kuzynów...

     - Śpieszy Ci się gdzieś ?? - skarcił go Starszy...

     - Ale musimy zabrać Młodego...Inaczej nas wsypie... - precyzował plan Sąsiad...

     Młodszy był bratem Sąsiada (kilkuletnim), a że nocowali wszyscy w jednym pokoju, to pozostawienie go w domu było niebezpieczne...

     Mojej nieobecności nikt nie zauważy, chociaż nocuję na strychu z własnym kuzynostwem...Ale miewam różne pory wybywania, więc nie zwrócą uwagi...

     - W pół do jedenastej w leszczynce...- uzgadniamy zbiórkę...

Dziadkowe "ziarno" zaczyna kiełkować...;o)

     Ruszamy zgodnie z ustaleniami...Między zabudowaniami unosimy wysoko stopy, bez szurania...Milczymy...

Dopiero między polami wymieniamy kilka zdań, a towarzyszący nam kilkulatek radośnie podskakuje...

     Mamy butelkę wody (eskapada ma prawie dziesięć kilometrów), jedną latarkę (wyborny pomysł Mamciśki, która mi ją wrzuciła do bagażu) i kilka świeczek...

Nasza misja ma cel !! ;o)

     Zapalimy świeczki na grobach naszych bliskich...O północy ?? Dlaczego nie ??

     "Nowy" cmentarz nie wywoływał właściwie żadnych emocji...Ot, pomniki...Kamienie i tyle...

Ale "stary" był niesamowity !!

     Zarośnięty brzozami, klonami i cyprysami...Pełen pokrzywionych krzyży...

I chociaż Księżyc robił co mógł, żebyśmy nóg nie połamali, trzeba było skorzystać z latarki, żeby między kopczykami trafiać w ścieżki...

     Zapaliliśmy świeczki na grobach Dziadków Sąsiada i na grobie Siostry mojego Dziadka...Pomodliliśmy się...Czas było wracać...Kilka godzin snu się przyda...;o)

     Tyle w temacie zagrożeń cmentarnych po zmroku...

Chyba że...

     Kiedy Bieszczadzka Babcia wróciła z porannej, niedzielnej Mszy, z pokoju dziadków doszły nas odgłosy, które były zaskoczeniem dla całej Rodziny...Spokojna zazwyczaj Bieszczadzka Babcia krzyczała niewyobrażalnie, a wtórowało Jej pokorne "mruczando" Bieszczadzkiego Dziadka...

Ki czort ??

Ale kiedy Babcia wypadła z pokoju i z rozpędem trzasnęła drzwiami, wszyscy zgodnie ruszyliśmy sprawdzić, czy Dziadek przeżył ten atak...

     Bieszczadzki Dziadek siedział na swoim łóżku i odmawiał różaniec...Niby nic...

     Bieszczadzka Babcia zaczęła obierać ziemniaki na obiad...Niby nic...

Coś jednak "wisiało" w powietrzu...

     Kiedy po obiedzie przysiadłam się do Dziadka na progu "drewutni"...

     - Musieliście te świeczki palić ?? - zapytał Dziadek...

Mało mnie grom nie trafił...

     - Było iść i wrócić, a tak to afera w całej Parafii... - szeptał Dziadek...- Kościelny mało nie umarł ze strachu, a Proboszcz chciał milicję wzywać...

Echhh...

     Okazało się, że Kościelny wyjrzał przez okno, bo go hałasy z cmentarza obudziły...Głosy słyszał...Światła mu migały...Ewidentnie jakieś "dusze" uleżeć spokojnie nie mogły...

     Przerażony zadzwonił do Proboszcza, a że ten bardziej w temacie "dusz" obeznany, więc zwietrzył "niecny" uczynek...

     Tyle, że myśmy się już wtedy w drogę powrotną zebrali, więc na cmentarzu zapanowała głucha cisza...

     Rano Kościelny pognał na cmentarz i odkrył trzy palące się świeczki...Echhh...Wtopa na całego...

     Po Mszy Proboszcz wezwał (publicznie) Bieszczadzką Babcię i Rodziców Sąsiada do zakrystii...

     "Wstyd na całą Wieś !!"...(Cytat z Bieszczadzkiej Babci)...

    A że Babcia słyszała sugestię Dziadka o bezpieczeństwie wędrówek po ciemku, więc się Biedakowi oberwało najbardziej...Chociaż...

     Przed Rodzicami Sąsiada, Bieszczadzka Babcia Dziadka nie zdradziła (lojalność małżeńska), Sąsiad i Kuzyni dostali "szlaban na wszystko" (nawet na ciasto Mamy Sąsiada)...Przez tydzień porozumiewaliśmy się tylko "błyskami lusterek" w oknach...

Ja ??

     Kiedy poszłam z Bieszczadzką Babcią zbierać liście buraczane dla świń, usłyszałam tylko...

     "Ty chłopów nie słuchaj !! Swój rozum miej !! Oni nic mądrego nie wymyślą..."

Hmmm...

     Może to i mądre nie było...Ale jakie ekscytujące !! ;o)


P.S. Ale pewnej mądrości żeśmy nabrali...;o) Nigdy więcej nie zostawiliśmy śladów po naszych przygodach...;o)