Trzydzieści lat temu podjęliśmy pewną decyzję, która rzutuje na nasze życie do dzisiaj...Wzięliśmy pożyczkę zakładową (o kredyty było znacznie trudniej) i zamiast jak całe otoczenie rzucić się w domowe remonty, urządzanie mieszkania, albo zakup wymarzonych "czterech kółek", kupiliśmy komputer...
Fakt...Byliśmy oboje zakręceni technologicznie w wielkim stopniu...
Ale komputer miał całkiem inne przeznaczenie...Jak dwie "Kasandry" przewidywaliśmy, że to dopiero "okres pieluszkowy" informatyzacji Świata, i że za kilka lat będzie to przyszłością dla Dzieciaków...
Z premedytacją kupiliśmy model służący bardziej do pracy niż zabawy, chociaż i gier zakupiliśmy sporo...Jakiś "robak" na tej wędce wisieć musiał...
Pierworodny po kilku dniach złapał bakcyla i ze smutkiem ustępował miejsca przy kompie...
Miał ledwie skończone sześć lat kiedy popełnił pierwszy "program"...Prościutki, siermiężny, ale działający...Byliśmy z Niego bardzo dumni...
Chociaż nawet nie miał się komu pochwalić osiągnięciem, bo właściwie nikt tego nie rozumiał...
Z roku na rok w domu pojawiały się coraz lepsze modele PC-tów, Pierworodny poznawał tajniki dogłębnie...Poświęcał im każdą wolną chwilę...
Ja ze zdziwieniem wysłuchiwałam utyskiwań Sąsiadek na marnowanie czasu "przy kompie" i kręciłam głową na ich pomysły panowania nad informatycznym żywiołem...Jedne zabierały do pracy kable zasilające (jakby to mogło być przeszkodą), kiedy pojawiły się modemy internetowe, bywało że chodziły do pracy z modemami, albo chowały je w piwnicy...
U nas było totalnie na odwrót...
Pakiet internetowy był sprawiedliwie dzielony na pięć części...Piąta część to był czas "służbowy" (przelewy, maile)...
Czy wiedzieliśmy jakie zagrożenia czyhają na Dzieciaki w internecie ??
No cóż...Jak się ma dwoje Rodziców z fiołem technologicznym, to się wie, że nic się nie ukryje...Szybko powstała rodzinna sieć komputerowa...Pan N. zdalnie zarządzał całym "interesem"...Ja rozgryzałam wszystko "użytkowniczo", błądząc po czatach, portalach, a nawet bywałam testerem gier...;o)
Czy marudziłam kiedyś na "marnowanie" czasu ??
Nie przypuszczam...Chociaż być może coś mi się wyrwało...
Jako Nastolatek, Pierworodny pomagał nam w Firmie, a nawet miał "swoich" Klientów, biegle władał angielskim (technicznym również), znał języki programowania i miał tłumy znajomych na całym Świecie...Często uczestniczył z nami w szkoleniach organizowanych przez wiodące Firmy informatyczne...
Mocno trzymaliśmy kciuki, kiedy rozpoczynał studia informatyczne...
I tutaj nastąpiło zderzenie marzeń z rzeczywistością...
Okazało się, że Syn jest za bardzo do przodu...Poślizg wynosił kilka lat...
Nasze wyobrażenie o "studiowaniu" uderzyło w mur: "Profesor wie lepiej"...
Dopiero kiedy zaczął pracę zawodową zaczął zbierać profity z tego "do przodu", a my słuchamy z radością Jego opowieści i za każdym razem, wracając z Misiowego Domku, wspominamy te najlepiej w życiu wydane pieniądze...
Ale prawdziwa radość była nam dana kilkanaście dni temu...
Siedzieliśmy wspólnie przy stole, kiedy Misiowy Tata zapytał Księciunia:
- Może pokażesz Babci i Dziadziusiowi swój pierwszy skrypt ??
Księciunio poczerwieniał z emocji i ruszył biegiem do gabinetu Syna...
Widać było jak jest przejęty...
Włączył laptopa, odpalił skrypt i na ekranie pojawił się "stworek" poruszający się w różnych kierunkach, podskakujący, a nawet zbierający "premie"...
Nasze gratulacje Księciunio przyjął z zawstydzeniem...Nie spodziewał się, że to "bardzo ważna rzecz" !!
Księciunio nie tak dawno skończył sześć lat...;o)
(Ale On, ma się komu pochwalić...)
Nasza "pożyczka zakładowa" dalej procentuje...;o)
Tyle, że Księciunio miał dla Dziadziusia jeszcze jedną niespodziankę...
- Może zagrasz z Dziadkiem w szachy ?? - zapytał Pierworodny...
W końcu Dziadek będzie miał z kim grać w szachy !! (Odkąd Syn wyjechał na studia, była z tym bieda)...;o)
A ciągłe okrzyki Princeski:
- Teraz ja !! Teraz ja !!
Utwierdziły nas w przekonaniu, że i Ona będzie trudnym Przeciwnikiem dla Dziadziusia za jakiś czas...
Jako Rodzice, staraliśmy się otworzyć Dzieciakom wiele "drzwi", chociaż miewaliśmy bardzo ograniczone możliwości...I te lokalizacyjne (Zaścianek), i te finansowe...Ale wyłuskiwaliśmy te Ich "zdolności", wsłuchiwaliśmy się w marzenia, a czasem sami rozpalaliśmy jakąś iskrę...
Bo Dzieci muszą spróbować miliona rzeczy zanim znajdą swój kawałek Świata...To nie zawsze ten kawałek Świata, który marzy się Rodzicom...Ale ważne, żeby marzenia się spełniały, żeby Dzieci były szczęśliwe, a Rodzice spali spokojnie...;o)