Dwa światy...

Bardzo Ważni Goście

środa, 31 sierpnia 2016

Zwyczajna śmierć...

     3-go września 2015 roku rozmawiałam z Nią ostatni raz...
Abstrakcja...
     Minął prawie rok, a ja w dalszym ciągu nie umiem sobie tego poukładać...
     Obudziła się jak co rano, zrobiła śniadanie, przygotowała sobie kawę i umarła...
Tak odchodzą Dobrzy Ludzie...
Po prostu odchodzą...
     Jeszcze nie usunęłam Jej konta z "gaduły"...Nie usunęłam Jej konta z FB...
Nie umiem usunąć Jej w niepamięć...
     Całe Jej życie to było życie Innych...
     Nie pracowała, bo przy piątce Dzieci miała dosyć zajęć...Chciała...Marzyła...
     Marzyła, żeby się kształcić, ale na to nie miała warunków...Edukacja Dzieci była ważniejsza...
     Dzieci nie chciały się uczyć...
Różnie to sobie tłumaczyła...Winę głównie brała na siebie...
     Przecież "jeśli Ktoś nie umie zorganizować własnego życia, nie umie też przekazać tej umiejętności"...
Była dla siebie bardzo surowa...
     Przez życie szła cichutko...Nie miała wygórowanych ambicji...Niebotycznych pragnień...
     Marzyła o szczęśliwej Rodzinie...
     O takiej zwykłej Rodzinie, pełnej zwykłego, codziennego szacunku i takiej zwyczajnie się kochającej...
To budowała...O to się starała...
     I pewnego dnia napisała mi na "gadule": "złożyłam pozew rozwodowy"...
Tak po prostu...
Wiedziałam, że było źle...
     Ona pragnęła jedynie spokoju i szacunku...On myślał, że wystarczy po prostu kupić kolejny bukiet kwiatów i obiecać, że przestanie pić...
Ale Jej wiara się skończyła...
Jej wiara w Niego...
     To nie było dobre rozstanie...
     On uznał to za zdradę...
Tyle razy wybaczała, więc dlaczego tym razem nie przyjęła kwiatów ??
On był taki jak zawsze...
To Ona się zmieniła...
     W odwecie pozostawił Ją bez środków do życia...Ją i Dzieci...
Trzydzieści lat wspólnego życia ?? Piątka wspólnych Dzieci ??
Została z tym sama...
     Na pożegnanie spowodował, że to Ona odpowiadała za Ich małżeńskie długi...
     On zaczął życie od nowa...
     Ona zaczęła walkę o życie...
Nie skarżyła się...Nie narzekała...
Smutniała z każdym dniem...
     Jej Dzieci układały sobie życie (przynajmniej usiłowały), a potem wracały do Niej jak bumerangi...
Z kolejnymi kłopotami...Z kolejnymi porażkami...Z kolejnymi niepowodzeniami...
     A Ona odkładała swoje problemy na bok i pocieszała, pomagała, wspierała...
Potem napisała mi na "gadule": "Wiesz, Boga nie ma"...
     To był dzień, w którym umarła Jej maleńka Wnusia...
I znowu zaczęła żyć życiem swoich Dzieci...
Wierna jak zawsze...
     "Ja przegrałam wszystko...Może chociaż Im się uda..."
     Uwielbiała pracę w Lodziarni...
     "Wiesz, tylko tam Ludzie uśmiechają się prawdziwie szczęśliwi. To tak jakbym rozdawała szczęście.." - pisała...
Praca była sezonowa...
Sezon na szczęście...
Ciągle walczyła...Nawet wtedy, kiedy pisała mi "mam już dość"...
Zawiedli Ją chyba wszyscy, których kochała...
     3-go września 2015 roku napisała mi, że chce umrzeć...
     A dwa dni później wstała jak co rano...Zrobiła śniadanie...Przygotowała sobie kawę...I umarła... 
Małgosia...Po prostu, Dobry Człowiek...

poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Ponad 50 lat w Matrixie...

     Wiekowa ze mnie baba...Fakt...
     Człowiekowi nikt licznika nie "przekręci"...
     Można lekko "blacharkę" podretuszować...Można ewentualnie jakiś "remoncik" przeprowadzić...Ale PESEL nie kłamie...
Młodsi nie będziemy...
Chyba, że duchem, ale z tym duchem to też różnie bywa...
     Przez te pół wieku poruszałam się, podobnie jak Wy, w rzeczywistości kreowanej przez Jednostki...
     Dziecięctwo upłynęło mi na wchłanianiu jedynie słusznej prawdy, o jedynie słusznej partii, w przekonaniu, że szczęśliwsza niż w mojej Ojczyźnie nie będę...
     Jako nastolatka przetrwałam upadek komuny i wszystkie z tym związane przygody, włącznie z tą, że mnie Rodziciele z "placu broni" usunęli, wysyłając pod opiekuńcze skrzydełka jednej z Ciotek...
Dla Nich byłam jeszcze małą dziewczynką, której trzeba było zapewnić bezpieczeństwo...
     Co ma w głowie nastolatka ??
     Teraz to ponoć poza sieczką niewiele, wtedy nastolatki miały w głowie ideały...Przynajmniej w mojej głowie siedziało ich kilka...
     Świat bez przemocy...Uczciwi Ludzie...Sprawiedliwość...
Takie tam dyrdymały...
I jak na nastolatkę przystało, gotowa byłam o owe dyrdymały walczyć...
     Kiedy dorosłam i założyłam Rodzinę, moja Ojczyzna potrzebowała jednego...
Odbudowy po czasach komuny...
Zaangażowania...Uczciwość...Pracy...
No to podkasałam rękawy...
     Z całego serca chciałam budować tą swoją Nową Polskę...
Budowałam...Budowałam...Budowałam...
     A kiedy minęło pół wieku tego mojego bytowania, to się okazało, że ta moja Nowa Polska dalej jest w ruinie...I wcale nie parafrazuję słów Pana K. ...
     Ta moja Polska jest w ruinie mentalnej...
     Kiedy miliony pracowały na ten nasz nowy wizerunek, to "ekipy" w tym czasie kręciły "lody"...Ot tak, żeby się kolejnym potomkom żyło lepiej...Ich potomkom...Nasi to najlepiej, żeby kamienie na drogach ubijali, albo wybyli za granicę (jeśli mają takie ambicje)...
     Kolejne rządy robiły nas w "bambuko"...Kolejne, demokratycznie wybrane władze pisały prawo pod swoje potrzeby...
     A my z cichym, demokratycznym przyzwoleniem zaiwanialiśmy w tym czasie, fundując im papier, na którym owe prawa wydrukują...
     Prawie jak w ulu, tylko "królowych" mieliśmy więcej...
     Co cztery lata fundowano nam imprezkę (za nasze pieniądze), w której opowiadaliśmy się po której stronie chcemy być...
     Zupełnie jak w tej scenie, w której Morfeusz podaje Neo tabletki do wyboru...Czerwona ?? Czy niebieska ??
Prawda, czy fałsz ??
     Prawda !!
Tylko prawda !!
Bo przecież wszyscy mieliśmy dość komunistycznego fałszu...
     Tyle, że po prawie trzydziestu latach okazało się, że tabletka prawdy była tylko suplementem...
Zero wartości...
     I po tych prawie trzydziestu latach mam dziwne wrażenie, że zrobiono z nas idiotów...Totalnie i bez skrupułów...
     To się nazywa socjotechnika !!
     Władza nie ma żadnej odpowiedzialności (i skrupułów)...Polityk nie ma żadnej odpowiedzialności (i skrupułów)...Urzędnik nie ma żadnej odpowiedzialności (i skrupułów)...
     To właściwie co myśmy przez te trzydzieści lat budowali ??
     Cóż za hybrydę udało się nam stworzyć ??
     A może to takie perpetuum mobile ??
     Pokolenia umierają, a władza będzie trwała wiecznie ??  

sobota, 27 sierpnia 2016

Taka jest prawda !!

Czy jest ktoś, kto nie zna tych uszu ??


Ktoś, kto nie zna tych oczu ??


Kto nie rozpoznaje tego nosa ??


Kogo nie rozczula ten uśmiech ??


No tak...Myszka Miki pełną gębą...


     Każdy też pewnie zna historię, jak to Pan Disney stracił prawa do królika Oswalda i stworzył tego przemiłego gryzonia...Jak podkładał własny głos pod porywające dialogi...A nawet, jak to Miki otrzymał swoje imię od Pani Lilian, która stwierdziła, że nadane przez autora imię Mortimer, jest zbyt dziewczęce...
     I chociaż nie ma przesłanek, że historia Mikiego została przekłamana, bo nawet stateczna Wikipedia podaje ją w pełnym zakresie, to powiem Wam szczerze...
Historia Mikiego to lipa !!
A właściwie bulwa...
     Myszka Miki powstała na Wrzosowisku i to wcale nie Pan Disney ją stworzył, ale Matka Natura !! I to Jej należy się Oscar !!
     Skąd wiem ??
Bo mam dowód !!
Dowód namacalny, niezaprzeczalny i bulwiasty !!
Ot co...


czwartek, 25 sierpnia 2016

Koniec lata, czyli Dożynki mają się dobrze...

     Wielkie miasta w swojej gonitwie już nie zauważają tego faktu...No, chyba, że w TV pokażą jakąś transmisję, ale i ona nie spotka się z zainteresowaniem Mieszczuchów...Małe miasteczka też jakoś przechodzą nad tym faktem bez uwagi...
Ten dzień ważny jest tylko dla Mieszkańców wsi...
     Dzień Dożynek...
     Jako Dzięcielina uczestniczyłam w owym święcie kilkukrotnie, ale raczej w charakterze "zjadacza smakołyków" (w dziecięctwie młodszym), albo jako "przytupywaczka" (w dziecięctwie starszym)...
Jako nastolatka uczestniczyłam raz i to nie bardzo szczęśliwie, bo po całonocnej potańcówce drzewo chciało mnie przytulić w charakterze nieboszczyka...
Na tym zakończyły się moje doświadczenia dożynkowe...
     W sumie, to nawet myślałam, że ten radosny zwyczaj umarł śmiercią naturalną wraz z rozwojem technologii...
Błąd odkryłam kilka dni temu, kiedy wracaliśmy z Wrzosowiska...
     - Ależ ruch !! - zauważył Pan N., bo na poboczach drogi aż się roiło...
     - Dożynki !! - zakrzyknęłam radośnie...
Ale więcej emocji nie było, bo przygotowania ledwie się zaczynały...
     Kiedy kilka dni później ruszyliśmy w drogę temat dożynek jakoś mi umknął...
Aż do tego momentu...


     Zdjęcia rewelacyjne nie będą, bo pogoda była kiepska, nokiśka w autku ma ciemno, a Pan N. nie zawsze mógł się zatrzymać...Ale czego nie zobaczycie, to sobie wyobraźcie...

Pierwszy gość już czeka...

Bez dobrej ochrony imprezy nie ma...

A to Gospodarz Remizy, bo Dożynki oczywiście w Remizie !!
Dożynki muszą mieć Starostę i Starościnę...

Kosz smakołyków już czeka na Gości...

A Dobra Gospodyni do ostatniej chwili dogląda trzody...

     Kręciłam się po "Nagusku" jakbym robaków dostała...Pan N. cierpliwie hamował, zatrzymywał się i wyglądał kolejnych atrakcji...
Niestety wiele zdjęć nie wyszło wcale, więc to tylko namiastka...
Namiastka ??
     Jak sobie przypomniałam Tłumy, które te "ozdoby" przygotowywały, ile przy tym śmiechu było, to powiem Wam, że i na moje serducho ta radość spadła kaskadą...
     Ludziom się chce !!
Chce się wymyślać, wykonywać, poświęcać swój czas...
Przecież nic nie musieli...
     A najbardziej budujący jest fakt, że wśród Wykonawców przestrzał wiekowy wynosił około 50 lat...
     Cudnie !!
     Tradycja żyje !!
I mam nadzieję, że żyć będzie w dobrym zdrowiu !!
     A że na zdrowie najlepsze są witaminki, więc i Wam odrobinę witaminek zostawiam...;o)

W tym roku śliwki nie obrodziły...Uwierzycie ??

wtorek, 23 sierpnia 2016

Dyskryminacja poprawna politycznie...

     Dowiedziałam się ostatnio, że stwierdzenie:
     "Jestem Biały, i jestem z tego dumny" jest uznawane za objaw rasizmu...
Ze stwierdzeniem:
     "Jestem Czarny, i jestem z tego dumny" jest dokładnie odwrotnie...To wyraz odwagi...
Ło Matko i Córko...Chciało by się zakrzyknąć...
     Bo chociaż "córka" niewiele z tym faktem ma wspólnego, to bez bezpośredniego działania "matki" już się nie obejdziemy...
     A co z "Żółtymi", "Czerwonymi", "Zielonymi"...
O przepraszam, "Zieloni" się jeszcze nie ujawnili...
     No to właściwie jak z tą dyskryminacją jest ??
Mam mówić, że jestem brzoskwiniowa ??
A właściwie...Dlaczego mam być z tego faktu dumna ??
     Mój wpływ na kolor skóry był przecież żaden...Że o rozmiarze stopy nie wspomnę...
Po kiego więc, robić z tego wydumany problem międzynarodowy i tworzyć kolejne "nabuzowane" konflikty ??
Mogę poniekąd odczuwać dumę za Rodziców, że im się nawet nieźle udałam, ale i Oni wpływ mieli na kolor mojej skóry pośredni...
     To jest mniej więcej, jak w tej historyjce, którą niedawno w neciku czytałam...

     "Zebrała się liczna rodzinka na grillu, śmiechy, zabawa i luz...W kąciku, na ławeczce siedzi Prababcia i strasznie chichocze...
     - Z czego się tak Babciu śmiejesz...- zapytał Prawnuk...
     - A tak sobie pomyślała, że jakbym się z Dziadkiem nie przespała, to by Was wszystkich na Świecie nie było..."

Ponoć autentyk...
     I szczerze mówiąc...Bardzo bym chciała zobaczyć minę Prawnuka po tym komunikacie...;o)
     Taki mamy wpływ na swoje życie...Przynajmniej na początku...
     Wiadomo...Biała rasa zdominowała wszystko w sposób absolutny (poza koszykówką), albo przynajmniej usiłowała zdominować..."Czarni" od wieków mieli przechlapane, więc walkę o swoje wysysają z mlekiem matek...Ale czy z tego powodu mam się wstydzić koloru swojej skóry ??
Nigdy nie zrobiłam nic złego wobec innych ras...Ani ja ani członkowie mojej Rodziny...Mam jednak być powściągliwa w określaniu koloru skóry...
     Właściwie powinnam być wdzięczna losowi, że nie urodziłam się "białym" facetem, bo wtedy to już bym miała po całości przechlapane...
     Okazuje się, że można być "Kobietą, i odczuwać z tego powodu dumę", ale nie można być "dumnym Facetem "...Bo to jest szowinizm...
     I nijak rozumem ogarnąć nie mogę, kiedy przegapiłam opcję wyboru płci...Widać za szybko się na Świat pchałam...
     A skoro rozważania doszły już tak daleko, to dopełnię "czarę goryczy"...
     Wiecie co jest teraz największym "obciachem" ??
Być heteroseksualnym...I przyznać się do tego publicznie...
Zgroza !!
     Publicznie można być lesbijką, publicznie można być gejem, ale być hetero ??
To jak być ostatnim dinozaurem...
Dziw nad dziwami...
     Jakie jest więc teraz największe zagrożenie dla Świata ??
Biały Facet heteroseksualny !!
     Po trzykroć niepoprawny politycznie, i po trzykroć szowinista !!
Taki Facet powinien mówić o sobie:
     "Nie jestem czarną kobietą, lesbijką i odczuwam z tego powodu dyskomfort..."
     A gdyby rzeczony Facet był praktykującym katolikiem ??
Fanatyk gotowy...
Już nawet odzywać się nie musi...
     To może ta Prababcia powinna się była wzbraniać przed upojną nocą z Pradziadkiem ??
     Nie wspomnę, że ściągnęła nieszczęście na swoich Prawnuków...
Ona zbudowała coś z niczego !!
Zbudowała Rodzinę !!
Ma się tego wstydzić ??

sobota, 20 sierpnia 2016

Bohaterowie naszych czasów...

     Bohaterstwo miewa różne wymiary...Jedni poświęcają życie, Inni zdrowie, a jeszcze Inni codziennie tworzą coś, co przybiera z czasem wymiar bohaterstwa...
     Niewątpliwy prym w tworzeniu bohaterskich legend mają Amerykanie...Czasem to mam wrażenie, że nie dość iż tworzą to bohaterstwo, to jeszcze w nie wierzą...
Widać "taki mają klimat"...
     Niewątpliwie każdy z nas Ich "bohaterów" zna...




     Wydumani...Uplastycznieni...Od wielu lat porywają Tłumy swoimi wyczynami...
     Aż zazdrość brała kiedy rozprawiali się z przestępcami ratując od zguby swoich Przyjaciół, Rodaków, Miasta, a nawet Ojczyznę...
     Teraz możemy przestać zazdraszczać !!
Ufff...
     Od kilku dni i my mamy swojego "Bohatera"...


     Wspaniały jest !! No nie ??
     Co prawda nie znam jeszcze Jego zasług dla mojej Ojczyzny, ale skoro został tak uhonorowany to te zasługi muszą być prima sort...Bo "sort" ma Facet prawidłowy...
     Z niecierpliwością czekam, aż te swoje zdolności zaprezentuje...
     Może będzie latał jak Supermen i wykazywał się kosmiczną wręcz siłą ?? (Potencjał ma...)
     A może będzie sprytny jak Batman i pod osłoną nocy będzie walczył o sprawiedliwość ?? (O prawo też...)
     A może jest zwinny jak Spiderman i wyplącze nas z każdej niedoli ?? (Ta zwinność może być dyskusyjna...)
     A może ma inne zdolności ??
Na przykład: Świetnie się ślizga na wazelinie...
No cóż...
     Mnie uczono, że każdy Bohater ma Honor...
Widocznie standardy się zmieniają...

P.S. Grafiki pożyczyłam od Wujka Googla, więc jeśli będzie potrzeba to oddam...;o)Dziękuję...

piątek, 19 sierpnia 2016

Olimpiadowisko...

     Z coraz większym smutkiem przyjmuję fakt, że za kilka dni znowu będę pstrykać pilotem do TV i szukać "czegokolwiek"...Teraz nie muszę...
Olimpiada zapewnia mi odpowiednią ilość rozrywek...
     Przynajmniej w rozgrywkach sportowych dzieje się coś z sensem...Może nie zawsze, ale w większości...
     Naszym idzie różnie...
     Jedni trafili z formą idealnie "w ten dzień" i z niekłamanym zachwytem ukazują nam własne wzruszenia...Drudzy pracowali na sukces przez kilka, bądź kilkanaście lat i wyszła z tego totalna lipa...Jeszcze inni potraktowali wyjazd do Rio jak przygodę, albo sponsorowaną wycieczkę...Można i tak...
     Kwestii dopingu poruszać nie mam zamiaru, bo wulgaryzmów staram się na blogu nie używać...To, że ponoć wszyscy biorą też nie przemawia do mojej wyobraźni, bo skoro tak, to lepiej chyba zrezygnować z wszelakich rozgrywek sportowych i zawiesić buty na przysłowiowym kołku...
     Ale podsumowań sportowych też dzisiaj nie będzie...
     Oglądam, dopinguję, chwilami przeżywam ogromnie i wczytuję się w informacje z Rio, jakbym sobie chciała zrobić zapas tej dobrej energii...Z tym, że z tą dobrą energią to różnie bywa...
     Czytujecie artykuły o naszych Sportowcach i komentarze jakie się pod nimi ukazują ??
Nie polecam !!
     Pomijając fakt, iż Dziennikarze podkręcali atmosferę już kilka tygodni przed Igrzyskami i robili z naszych Reprezentantów totalnych Tytanów, w absolutnym oderwaniu od osiąganych przez Nich wyników, zastanawia mnie postawa tak zwanych Kibiców...
Przynajmniej Oni mają o sobie takie mniemanie...
     W komentarzach pojawiają się takie sformułowania, że klękajcie Narody...
Nawet, jeśli artykuł dotyczy sukcesu...
     Chyba rzeczywiście jakiś wirus panuje nad Światem, bo tyle jadu i nienawiści to ja dawno nie widziałam...
     Weźmy na przykład Siatkarzy...
     Pierwsze mecze grupowe i zachwyt taki, że aż się słodko od czytania pod językiem robiło...Pan Antiga z zawadiackim uśmieszkiem udzielał wywiadów, a w necie królował zachwyt nad Jego wizerunkiem w koszulce z Orłem na piersiach...
     Jeden mecz i nasi Siatkarze urośli do rangi absolutnych Mistrzów Olimpijskich...
     Nikt jakoś nie wspominał jak ciężko było się Im zakwalifikować, jak wiele trudu kosztował Ich bilet do Rio, ile zgryzoty przynieśli swojemu Trenerowi...
     Skoro się dostali i mecz wygrali, to opcja przegranej przestała być brana pod uwagę...
A potem ??
     W ciągu 48 godzin z Herosów, Bohaterów, Niszczycieli, zmienili się w Cieniasów, Łamagi i Nieudaczników...
     No fakt...Mogli z tymi Hamerykańcami powalczyć zdziebełko, przynajmniej w drugim secie, ale skoro przegrywali z Nimi prawie zawsze, to skąd teoria, że akurat ten meczyk to będzie bułka z masłem ??
     Czyżby Amerykanie gdzieś ogłosili, że Im na olimpijskim medalu nie zależy ??
Tak się składa, że przed meczami stwierdziłam ze smutkiem...
     - Coś mi się wydaje, że Siatkarze wtopią, a Szczypiorniści pójdą dalej...
Kasandra ze mnie pełną gębą...;o)
     Skąd taki pomysł, skoro Szczypiornistom mecze szły jak po grudzie ??
No cóż...
     Skoro Siatkarze ledwie się w olimpijskie progi wcisnęli, to racjonalnie rzecz biorąc szanse medalowe mieli marne...Tak na babski rozum...
     Oczywiście, że mogli zaskoczyć...Oczywiście, że gdyby wylosowano Im Kanadyjczyków to szanse wejścia dalej (przynajmniej teoretycznie) mieli większe...
Ale Chłopaki wracają do domu...
     Na tyle Ich było stać...
I za to Im trzeba podziękować...
Dziękuję...
     Za dobrą energię...Za kilka wspaniałych meczy...I za ten szelmowski uśmiech Pana Stefana, chociaż od kilku dni się nie uśmiecha...
     Szczypiorniści poszli dalej...
Jak daleko zajdą ??
Tego nawet Oni nie wiedzą...
     W ostatnim meczu przypomnieli sobie jak umieją grać...Bo umieją !!
     Tyle, że wyrokowanie czegokolwiek w Ich przypadku jest niemożliwe...
Są nieobliczalni...
     Mogą przegrać z kretesem i gubić najprostsze nawet piłki, albo grać jak natchnieni i przydusić Przeciwników do parkietu...
     Ale ja uparcie będę się w tym przypadku trzymać Bajki Pana Krasickiego...

 "Miłe złego początki, lecz koniec żałosny.
Nie chciały w jarzmie chodzić woły podczas wiosny,
W jesieni nie woziły zboża do stodoły,
W zimie chleba nie stało, zjadł gospodarz woły."

Świetnie pasuje do naszych obu reprezentacji...
     A reszta ??
No cóż...
     Jednym wyszło, Inni się starali...Nic nie zmienia faktu, że znaleźli się w ścisłym gronie Reprezentantów z całego Świata...Sami w sobie są bogactwem...
A dla nałogowych Krytykantów mam dwie sugestie...
     1. Rzuć paczkę chipsów i puszkę z piwem, rusz pupsko z kanapy i pokaż jak wspaniałym byłbyś Reprezentantem, ile tytułów byś zdobył, ile medali byś przywiózł...Nie chce Ci się ?? To pokaż chociaż jakim jesteś Debeściakiem w życiu codziennym, w pracy zawodowej, w czymkolwiek...Klepanie literek w necie to nie jest osiągnięcie...
     2. Masz Dzieci ?? To nie zwalniaj Ich z wychowania fizycznego...Może to właśnie w Nich drzemie duch wielkiego Sportowca...Może za kilka lat będziesz ronił łzy wzruszenia patrząc na swojego Potomka...A jeśli Im się nawet nie uda, to ważne, że spróbują, że poczują smak potu, gorycz porażki...
     To budzi w Człowieku szacunek do trudu innych...
 

środa, 17 sierpnia 2016

Pierwsze oznaki jesieni...

     Nie tak dawno ekscytowaliśmy się każdym listeczkiem, który wypełzał z zimowego kokonu...Właściwie tyle co...
A teraz...
     "Popatrz Miły, znowu idzie jesień..."
     Nie powiem...Obfita jest...Kolorowa...Ale jesień...
W tym roku wpełzła znacznie szybciej...Cichaczem...
Trzeba sobie żywot kolorami doprawić...


Taką bambaryłą...
     Dalie się rozkwieciły...Niby letnie, ale tak jakoś jesiennie wyglądają...Poważnie...
Może dlatego, że kolorystycznie się jakoś tak dobrały...Białe...Bordowe...Czerwone...


Ale serducho radują...
     Chociaż zagony "na dole" radość sprawiają większą...


Trzy pory roku w jednym koszyku...


     Albo dwie pory roku w jednej foremce...
I tak się jakoś nostalgicznie zrobiło...
Echhh...
     A cóż jest bardziej romantycznego niż...


Zachód Słońca na Wrzosowisku ??


No, może tylko on...


     Tak wygląda Filip, który udaje, że wcale go tutaj nie ma...Taka niewidzialna piesa...

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Życie w rytmie cha-cha...

     Każdy chyba zna teorię o szklance do połowy pełnej (albo pustej)...
     Dla racjonalnego osobnika stan tego naczynia wydaje się identyczny, tyle, że racjonalne osobniki występują w przyrodzie dosyć rzadko...Ot, takie "białe kruki"...
Każdy z nas kieruje się w większym, lub mniejszym stopniu emocjami...
To skąd właściwie wynika ta różnica ??
     Możemy przeprowadzić drobny eksperyment...
Nalej pół szklanki wody i idź na godzinny spacer...
Jeśli po powrocie do domu na widok szklanki Twoje serce aż podskoczy z radości, to jesteś Optymistą, jeśli od progu zaczniesz się martwić, że picia masz za mało...No cóż...
     Ale ostatnio przeczytałam teorię, która dużo bardziej przypadła mi do gustu...
     Optymista, to taki ktoś, kto nawet jeśli się musi w życiu cofnąć o krok, to wcale się nie cofa ...Optymista tańczy cha-chę !!
Ot co...
     I ta teoria ogromnie mi się podoba...
Lubię cha-chę...
Zawsze lubiłam...
A kroki w tył ??
     Te lubię trochę mniej, ale życie jest życiem, i zrobiłam ich chyba tyle, że na Równik by wystarczyło...
     Tyle, że w cha-chy ten krok w tył daje odbicie, daje moment na zastanowienie...I już można brykać do przodu, a nawet wykonać jakiś obrót...
     Nawet jak człowieka coś przywali do poziomu, zaliczy totalny nokaut, to przecież w tańcu też tak się zdarzyć może...
     Przywaliłeś ?? No to albo zrywasz się energicznie i wracasz do znanego rytmu, albo...Albo poleż chwileczkę, odpocznij, zbierz myśli...Zawsze możesz powiedzieć, że "podłoga" wydawała Ci się taka samotna, że postanowiłeś ją przytulić...
     Optymista tak już ma...
     Widzi całe pole chwastów, to cieszy się, że mu zioła wybujały, i że łąka pięknie kwitnie...Moknie jak cholera, to patrzy w kałuże i cieszy się na widok odbijającego się w nich nieba...I chociaż wie, że czasem będzie musiał wykonać ten krok w tył, to tańczy...
     Bo Optymiście nawet serducho bije w rytmie cha-cha...;o)

niedziela, 7 sierpnia 2016

Sportowcem się jest, czyli IO uważam za otwarte...

No dobra...
     Sama przecież przyznałam, że za Olimpijczyków kciuki będę trzymać nieustannie...
     W sumie, jak każdy, mam dyscypliny najbardziej ulubione, ulubione, lubiane i te które są...To tak dla porządku...
     "Królową" kocham po całości, ze szczególnym uwielbieniem biegów, chociaż i do skoków czuję podobny sentyment...Gry zespołowe staram się omijać łukiem, bo się nasze Reprezentacje wyspecjalizowały w tworzeniu horrorów...Ale z przyjemnością zawieszam oko na każdej rozgrywce sportowej...
     Kiedy więc dotarliśmy do domeczku akurat na wyścig kolarski Panów, to zległam niczym lelija na kanapie i rozpoczęłam kibicowskie wgapianie...
Nie powiem...
Było w co się wgapiać...
     Po kwadransie jazdy pod górkę Pana Kwiatkowskiego pot mi zaczął spływać po plecach...Po pół godzinie odczuwałam skurcze łydek...
     Jak można zapierdzielać (przepraszam za wyrażenie) w ten sposób przez 180 kilosów ??
Ja od samego patrzenia dostałam bezdechu...
     Kiedy wymiękł towarzyszący Mu Rosjanin wiedziałam, że nijak już z siebie sił nie wykrzesze...
     Fakt...Tego akurat nie widziałam, bo musiałam sobie zrobić przerwę od tego męczącego wgapiania...Żeby z tej kanapy nie spaść z wysiłku...
     Kiedy włączyłam, to już na przedzie był Pan Majka...
Ło Matko i Córko...
     Ci Kolarze to się zawściekli, żeby mnie do grobu wpędzić...
     W sumie, to ja bym Autora tej "pętli" dożywotnio skazała na jeżdżenie po niej na rowerze...
Kamikadze, albo szaleniec...
Normalny to nie był...
Podjazdy - pikuś, bo nie z takimi sobie Pan Rafał radził w sposób perfekcyjny, ale zjazdy ??
Aż skóra cierpła...
     A jak się wywalili Współuciekinierzy, i przez kilka pierwszych sekund nie widać było kto leży ??
Horror !!
Chyba się nawet Kolarzom udzieliło to tworzenie napięcia...
     Mało sobie paluchów nie wyłamałam trzymając kciuki, kiedy Operator wynurzał się zza zakrętu i miał pokazać tego, który tą kraksę przetrwał...
     Przypuszczam, że oddech ulgi, jaki się z Kibiców wydobył spowoduje w najbliższym czasie średniego rozmiaru tsunami...
     - Majka !!
A potem były modlitwy, złorzeczenia, zaklęcia, prośby...Wszystko...
Obyś wytrwał...
     Z całego gordyjskiego serducha życzyłam Mu zwycięstwa, dla Niego, dla Kwiatkowskiego za te 180 kilosów...
     Kiedy jednak Operator wykonał zbliżenie i zobaczyłam twarz Pana Rafała, to przestałam...
Zaczęłam błagać w myślach, żeby dotrwał...Wdać było jak cierpiał, ile trudu wkładał w każdy ruch, ile bólu musiał znieść...
Ulga na mecie była ogromna...
I dla Nich, i dla mnie...
     To była wspaniała "beczka miodu" na rozpoczęcie tych Igrzysk...Pełna wspaniałych emocji...Pełna świetnej walki...Pełna sportowej rywalizacji...
Drużyna, która walczyła dla Jednego...
     A potem na kort wyszła Pani Radwańska i utwierdziła mnie w przekonaniu, że uprawianie sportu nie jest równoznaczne z byciem Sportowcem...
Można po prostu uprawiać sport dla pieniędzy...
Nie potępiam...
Różnie Ludzie na życie zarabiają...
Mam tylko żal do Pani Radwańskiej, że nie postawi sprawy jasno...
     "- Nie będę grać dla Polski, bo nie ma z tego odpowiednich profitów" - ot, i cała filozofia...
     Wiekowa już ze mnie niewiasta, więc pamiętam dobrze występ Pani Radwańskiej w 2008 roku w Pekinie (i Jej tłumaczenie durnowate po tym występie), pamiętam blamaż w 2012 roku w Londynie (i równie durnowate tłumaczenia), w 2016 roku to już chyba skorzystała z "gotowca"...
Nic na siłę...
Chociaż postęp jest, bo w tym roku miała już na piersi Orzełka...
Pewnie się Biedak zawstydził okrutnie...
No cóż...
     Sportowcem się jest, albo się sport uprawia...
Drużynę kolarską mamy !!
     Niech nam więc tej "beczki miodu" łyżka dziegciu nie zepsuje...

czwartek, 4 sierpnia 2016

Oszukana...

     - To gdzie Ty takie "Ciacho" złowiłaś ?? - zapytała Blondyneczka kierując wzrok na Chłopaka stojącego przy wejściu...
     - Daj spokój !! Jakie "Ciacho" ?? To "Cienias" jest...W Zakopcu...- odpowiedziała Brunetka...
     - Dawaj szczegóły !! - dociekała Koleżanka...
     - Pojechałyśmy z Siostrzycą na deski...Wiesz jak jest...Wieczorkiem była imprezka w Hotelu obok...- zaczęła opowieść Brunetka...
     - Olala...- Blondyneczka podkreśliła rangę Hotelu...
     - Impra się rozkręcała...Muza niezła...Parę drinów...I jakoś tak zaczęłam z Nim tańczyć...Potem zaprosił nas do boksu...Siedział z Kumplami...Jakaś imprezka integracyjna z Wawki...Stolik zastawiony na maksa...Noclegi mieli w Hotelu...Pomyślałam "czemu nie ??"...
     - Fart !! - dorzuciła Blondyneczka z roziskrzonymi oczami...
     - Jaki fart ?! Mówię Ci, że to "Cienias"... - wyjaśniała Brunetka...- Rano się okazało, że On wcale nie był z Wawki...To Kierowca busa, który woził tych Imprezowiczów !! Totalna lipa...- precyzowała...
     - O szlag !! I tak się przyczepił ?? - dociekała Blondyneczka...
     - Gorzej !! Zaciążyłam !! - wyznała Brunetka...
Blondyneczka wyglądała na porażoną...
     Brunetka rozglądała się wokoło, jakby chciała dać czas Koleżance na ogarnięcie tego "dramatu"...
Wtedy usłyszałam...
     - Dzień dobry !!
     Spojrzałam zdziwiona na Brunetkę, odruchowo obejrzałam się za siebie i wydukałam wyciszonym głosem...
     - Dzień dobry...
Ki czort ??
Żadnej Brunetki w życiorysie dokopać się nie mogłam...
     - To ja...- i pada imię...
Ło Matko i Córko !!
Fakt...Oczy jakby te...
Ale poza tym ??
     Brunetka okazała się szkolną Koleżanką naszej Córci...
     Tyle, że pamiętam Ją jako średnio atrakcyjną blond Nastolatkę z mysimi kędziorkami...Teraz stoi przede mną Top Model...
     Kruczoczarne włosy perfekcyjnie ułożone...Makijaż prosto z salonu...Rysy twarzy zmienione totalnie...Tylko te oczy jakby takie same...
     - I co teraz ?? - Blondyneczka ogarnęła rozmiar tragedii...
     - Nic...Będę mieć bachora z tym Dupkiem...- oświadcza Brunetka...
A ja spojrzałam w kierunku Chłopaka...
     Wysoki...Ładna sylwetka...Sympatyczna twarz...
Stoi zapatrzony w okno, zamyślony...
No cóż...Chłopaku...
Masz o czym myśleć...

wtorek, 2 sierpnia 2016

Nauka nie idzie w las...

     - No popatrz...I w końcu umiemy...- stwierdził Pan N. z powagą...
     Ja tylko się uśmiechnęłam i z ogromną przyjemnością wystawiłam twarz do Słońca...
Umiemy...
     W życiu mieliśmy już ogrom wyzwań, miliony rzeczy, których szybciej lub wolniej musieliśmy się nauczyć, ale to zawsze było wyzwanie ponad nasze siły...
     - Bagatelka...Zajęło nam to ponad trzydzieści lat...A i wcześniej lekko nie było...- wymruczałam rozmarzona...
Chichot Ślubnego świadczył o tym, że się ze mną zgadza...
     Właściwie, to pierwsza udana próba miała miejsce sześć tygodni temu, ale wtedy jeszcze nie do końca wierzyliśmy, że uda się nam tą sztukę opanować do końca...Wiecie jak jest...Jedna jaskółka wiosny nie czyni...Ale po drugiej, trzeciej powtórce możemy chyba uznać, że umiemy...
     Co nas tak zafascynowało ??
Leżakowanie !!
Bezproduktywne...Leniwe...Beznadziejne nicnierobienie...
     A wierzcie mi, opanowanie tej sztuki było przez całe dziesięciolecia dla nas nieosiągalne...
Foczyć się na kocyku ??
Leniuchować na leżaczku ??
Bujać się na hamaku ??
Wysiłek ponad nasze siły...
     Urlopy spędzaliśmy zawsze bardzo intensywnie...Tak intensywnie, że kiedy byliśmy na Kujawach, to Szefowa Ośrodka (Kobieta ogromnej energii i niemiłosiernie zapracowana) oświadczyła po kilku dniach:
     - Od samego patrzenia na Was człowiek robi się zmęczony...
Ło Matko i Córko...
Od patrzenia ??
     Zaowocowało to tym, że gdziekolwiek się nie pojawiliśmy, Obsługa była przygotowana na najgłupszy nasz pomysł...Nawet kajaczek dostawaliśmy "spod lady"...  
     A kiedy ogłoszono pierwszą w sezonie potańcówkę, to kto się bawił do północka ??
My...
     Mieliśmy cały "parkiet" dla siebie, bo "nosiciele leżaków" odpoczywali przy stolikach...
     No fakt...Też mieliśmy wówczas "wolniejszy" dzień...
     Rano dwie godziny kajaczka, potem trochę pływania...Po obiedzie godzinka "na koniku" i dwie godzinki na korcie...Pikuś...
Wieczorkiem można było pobrykać przy muzyce...
     Tak spędzaliśmy urlopy zawsze...Nieprzyzwoicie zajęci...
     Kiedy stanęło przed nami wyzwanie w postaci Wrzosowiska...Hmmm...
No cóż...
Rzuciliśmy się w wir zajęć bez opamiętania...
     To, że opamiętania nie było wiem od Dagusi, która nam wiernie sekunduje na odległość...
     - Odpoczęliście chociaż chwilę ??- pytała niezmiennie...
     - Jasne !! Zjedliśmy obiadek, wypiliśmy dwie kawy i herbatkę...- wyliczałam...
     - To nie jest odpoczywanie !! - sugerowała Dagusia...
     Kiedy więc, trafiła nam się ta leniwa niedziela, zaraz pochwaliłam się tej statecznej Niewieście...
     - Nie wierzę !! - skomentowała...- Wy i odpoczywanie to są zjawiska, które nie występują w przyrodzie razem...
Ha !!
     Występują !!
     Można siedzieć na leżaczku i patrzeć bez emocji jak wyrastają chwasty...Można spoglądać w niebo i z rozmarzeniem wypatrywać bajkowych kształtów smoków, bazylisztów, albo liczyć samoloty...Można wyliczać na głos wszystkie rzeczy, które czekają na zrobienie, a potem zapytać...
     - Może się yerby napijemy ??
     I siedzieć dalej, czekając, aż czajnik ogłosi swoją gotowość...
Można !!
I my to już umiemy !!
     Wszystkiego się człowiek może w życiu nauczyć...Dosłownie wszystkiego...
Leżakowania też !!
     A może my tylko podświadomie zbieramy siły na wyjazd z Księciuniem ?? Może generujemy wszystkie moce na te dwa tygodnie ??
Hmmm...Jest to możliwe...
Szczególnie, że Pierworodny też jest z gatunku tych co na leżaczku siedzieć nie umieją...
Już coś tam "brzęczy" o zbiorowym nurkowaniu...
     Na pohybel !!
     Tyle zamków do zbudowania...Tyle wysp do zobaczenia...Tyle miejsc do zwiedzenia...
Można by śladami "Inferno" przeżyć jakąś przygodę...No i to nurkowanie wśród wraków...
A do tego, jak wisienka na torcie - Księciunio...
     Chyba trzeba będzie jeszcze na tym leżaczku posiedzieć...;o)