Dwa światy...

Bardzo Ważni Goście

poniedziałek, 29 sierpnia 2022

Koniec dobrego...

     Tegoroczna decyzja o wakacjach "stacjonarnych" była strzałem w "10"...Nad morzem tłumy...W górach tłumy...Nad jeziorami "nabite" po brzegi...No i argument ostateczny...Wnuki tęskniły do naszego Zaścianka...;o)

Tęskniły za zabawkami ukrytymi w wielgachnych szufladach w sypialce...

Tęskniły za spacerami po lesie z Luckim...

Tęskniły za radosnym pohukiwaniem na klatce schodowej i wsłuchiwaniem się w pogłos...

Ale Zaścianek umiał rozbudzić kolejne tęsknoty...

     Wielki plac zabaw z siłownią na świeżym powietrzu wyzwalał wspaniałe emocje...



     Po obowiązkowej rundzie zabawowej, nadchodził czas na "prawdziwy trening" i nawet Babcia dała się skusić (Dziadziusia nie trzeba było zachęcać)...;o)

     Doczekaliśmy się również przyzwoitego kompleksu basenów, który w Nielotach wywoływał nieustanne westchnienia zachwytów...




     Koniecznym było również zdobycie Zamku w Rabsztynie...


     I podziwianie naszej "wioski Smerfów" ukrytej w gęstym lesie...;o)


     A kiedy Ojciec Czas odmierzał nieubłaganie koniec wspólnych wakacji, odwiedziliśmy "na wyciszenie" jeszcze jedną miejscówkę...

     Babcia zajęła strategiczną pozycję...


     Po kilku minutach "szaleństwa" dozorowanego przez Dziadziusia, i On mógł statecznie zasiąść w fotelu...A Wnuki...


     Princeska ułożyła lalki do snu i poszła zwiedzać pokoje tematyczne..."Guliwer" to świetnie zorganizowane miejsce dla Nielotów...Widać, że Właściciele mają sporą wiedzę o potrzebach dzieciaków, i o tym, że w takim miejscu nie wystarczy basen z piłeczkami i zjeżdżalnia...;o) 



     Księciunio ruszył przebudowywać i urządzać ogromny domek z klocków (uwielbia te klocki !!), domek spełniał wszystkie wymagane normy !! Bo Babcia się w nim mieściła...;o)

No i cóż...

     Przyszedł czas spakować bagaże...Pozbierać zabawki...Skończyć ostatnią paczkę lodów...


Ostatni raz się pohuśtać na ulubionym placu zabaw...

     I w Zaścianku zapanowała cisza...

     A kiedy spotkaliśmy się po kilku dniach, Princeska wyszeptała Babci do ucha:

     "Jak ja bardzo Babciu tęskniłam..."

Księciunio mocno się przytulił i odwrócił głowę...

     "Babciu, sprawdź, czy nie zgubiłem całusków..."

Echhh...


P.S. Babcia na pożegnanie zawsze zostawia Wnukom za uszkami całuski, a na powitanie sprawdza. czy żaden się nie zgubił...;o)

środa, 24 sierpnia 2022

Słoneczne oblicze lipca...

     Jaki był lipiec tego roku ??

Kapryśny !!

     Matka Natura udowadniała, że technologicznie może jesteśmy w XXI wieku, ale o frontach i anomaliach nie wiemy nic...Dziennikarze rzucili się do wyścigu na chwytliwe tytuły: "armagedon pogodowy", "apokalipsa", "anomalie"...Leczyć już tego nie można, bo specjalistów brak...

Ale fakt, Natura przyszalała...

     Po chłodnych dniach i zimnych nocach wskoczyliśmy do ukropu...36 stopni to nie jest dobra temperatura...Chyba, że...

     Dziadziuś odkryje wspaniałą miejscówkę i to zaledwie 15 minut od Wrzosowiska !!

Prywatna plaża, pełen węzeł sanitarny, można coś przekąsić (nie tylko na słodko), I-wsza klasa czystości wody i...Zwierzaki mile widziane !!

Brawa dla Właściciela !! ;o)

     Fakt, że pieseły mogły korzystać na obrzeżach, czyli "przy szuwarach" nikogo nie zrażał...Przecież wiadomo, że nie wszystkie Człowieki lubią pieseły...;o)

Ale miejscówka była urokliwa...


     Dzieciakom zachęta nie była potrzebna...

     Księciunio preferujący baseny od razu rozpoczął przebudowę kąpieliska tworząc molo, zalew i inne melioracyjne cuda...

     Princeska, sceptycznie podeszła do ubranego kapoczka (zwanego "kamoczkiem"), szybko jednak pojęła, że daje on Jej niebywałą swobodę...Mogła pływać na głębokiej wodzie i zjeżdżać ze zjeżdżalni dla znacznie starszych dzieciaków...


     "Kamoczek" został pokochany miłością wielką !! Bo Princeska uwielbia wodę i całkiem nieźle sobie w niej radzi...;o)

     Lucky na początku nie był zachwycony...Taka przestrzeń do pilnowania !! Tylu ludzi do ogarnięcia !!

A kiedy w pobliżu pojawiła się piękna wyżlica, której niebywałą frajdę sprawiła kąpiel i nie zawahała się okazywać swojej radości, Lucky po prostu zdębiał !! Przyglądał się psicy, jakby oszalała...;o)

Spróbowaliśmy, czy w tym szoku nie wykorzystamy okazji...


Efekt ??

     "Muszę, to wlezę"...;o)

Chociaż pływać Lucky umie (pokazał)...Pokazał i wystarczy...;o)

     Spędzaliśmy na kąpielisku całe dnie, a w drodze powrotnej były obowiązkowe dwa "pit stopy"...

Najpierw...


     Ta miejscówka kusiła nas już dawno...Pięć minut od Wrzosowiska...

     Przy okazji widać stan wód w rzekach...Ja idę brzegiem...

     I jak po Wnukach mogliśmy się spodziewać pełnej akceptacji, tak po Luckym...

     Sam ruszył do wody !!

     Nie tylko, że zamoczył łapy i brzuch (co przy tych temperaturach było wytłumaczalne), pieseł poszedł sam na głęboką wodę (w tym wypadku "po moje kolana"), pływał, a nawet był niezadowolony, że go smyczą hamuję...

Ewidentnie preferuje rzeki...;o)

Szukaliśmy muszelek...

I "drapieżnych małży"...;o)

Pływaliśmy z nurtem i pod prąd...A że obok przebiega szlak kajakowy, to widzieliśmy również jak wycieńczeni przybijali do stanicy kajakarze (kajak przy niedoborach wody to kiepska frajda)...

     Potem był drugi pit stop...Po drugiej stronie rzeki...



     Pokazuję "plac zabaw", chociaż więcej czasu Nieloty spędzały na "siłowni" znajdującej się za płotkiem...
     Podkurek jadaliśmy jeszcze na plaży, więc te rozrywki były na "wypalenie" i dawały Babci czas na przygotowanie kolacji...A potem obowiązkowe czytanie...


     "Ptasie radio" na trzy głosy wychodzi rewelacyjnie !! Chociaż spać się przy tym nie da...;o)
     Ale o 21-wszej, z "Orzeska" wydobywało się tylko miarowe posapywanie...Żeby o 6:15 Babcię do działania mobilizowało: " Babciu !! Jaka ja jestem głodna !! Kiedy śniadanko ??"...;o)

sobota, 20 sierpnia 2022

O dwóch wojnach hamakowych i codzienności...

     Pamiętacie nasz wyścig z Ojcem Czasem, żeby Wrzosowisko było gotowe na przybycie Nielotów ?? Do tego maratonu dołożę fakt, że mało się nam mózgownice nie zagotowały w temacie:" w czym ja mogę pomóc ??", "a co ja mam robić ??", albo "ja też !!"...Dla naszych Wnuków Wrzosowisko łączy w sobie totalny luz, świetną zabawę i POMAGANIE...;o)

No to Dziadkowie przygotowali całą listę "do pomagania"...

     Musi być bezpiecznie, pożytecznie, zabawowo i krótko...Wymagań sporo...

     Dziadkowie kombinowali, Wrzosowisko ogarniali, a Bozia zza chmurki chichotała, że aż czkawki dostała...Wszystkie plany poszły w siną dal...

Dlaczego ??

     Bo przez pierwszy tydzień noce były tak zimne, że pobyt Nielotów na Wrzosowisku był wykluczony, a w drugim tygodniu przypiekło takim upałem, że wszelkie prace były niemożliwe...

     Klasycznie, łaziliśmy po drzewach...


     W tym oczywiście, prym wiodła Princeska...Księciunio w tym czasie budował swoje konstrukcje z desek, kostki brukowej i miliona innych przydasi, których jest pod dostatkiem i można korzystać do woli (hitem były stare garnki Babci, w których można gotować "na prawdę" i przeprowadzać najdziwniejsze eksperymenty)...

Nie wszystko jednak było takie różowe...

     Wrzosowisko przeżyło dwie wojny hamakowe...

     Wojownicy skrupulatnie wyznaczyli zasady korzystania (hamak był jeden) i pięć minut później okazało się, że zasady są po to, żeby je łamać...;o)

     Pierwsza wojna hamakowa zakończyła się porażką Księciunia i płaczem...

     Druga wojna hamakowa zakończyła się porażką Princeski i płaczem...

     Konflikt był nie do okiełznania, bo żadne rozwiązanie nie było akceptowane przez obie strony...

Dziadkom pozostało obserwować sytuację z bezpiecznej odległości (żeby nie oberwać odłamkami) i czuwać nad bezpieczeństwem konfliktu, żeby nie trzeba było korzystać z najbliższego SORu...

A było gorąco !! ;o)

     I jak to w takich przypadkach bywa, jak się niespodziewanie zaczęło, tak się niespodziewanie skończyło...Wnuki bez uszczerbku na zdrowiu i w wielkiej zgodzie zajęły się czymś innym, hamak z ulgą powiewał na wietrze...Ufff...

     Poranki były takie...


     Bo Dziadziuś "wyczarował" instalację i prąd "w wiaderku"...;o)

Wieczory były takie...

     Posiłki w takiej miejscówce znikały bardzo szybko...Smakowało wszystko...Chociaż kolacja była ostatnim posiłkiem po:
Pierwszym śniadaniu.
Drugim śniadaniu.
"Babciu, czy ja dzisiaj jadłam śniadanie ??"
No to trzeba coś przekąsić...;o)
Obiadek.
Podwieczorek.
Podkurek.
Kolacja.
A w międzyczasie...Przekąski...Dużo przekąsek !!
     Piętnastominutowa jazda samochodem wymagała...Kanapek !! 
I ciągle Babcia słyszała:
"Babciu, kanapecki się skończyły !!"
"A mięsko będzie ??"
"Tak dzisiaj gorąco, że trzeba zjeść lody !!"
"Ktoś zjadł frytki !!"
Babcie uwielbiają takie komunikaty...;o)
     Wnuki uwielbiają pomaganie...;o)


     Bo jak brzuszki pełne, to praca w rękach się pali...;o) Nawet jeśli Matka Natura przypieka z góry...;o)

wtorek, 16 sierpnia 2022

Jak podróż w czasie...

     To była prawdziwa Misja !!

     Dzieciaki doczekać się nie mogły, my też...Tylko z trochę innych powodów...;o)

     Zaczęło się od zapakowania bagażnika "pod sam sufit", potem zapakowały się Nieloty, a potem Babcia z Dziadkiem, sprawdzając, czy wszystkie "przydasie" są w plecaku...

Kierunek zachód !!

A dokładnie mówiąc Śląski Ogród Zoologiczny w Chorzowie...;o)

     To już czwarte pokolenie drepcze między wybiegami i jakoś nigdy się nam to nie nudzi...

Ale od zeszłego roku przy okazji odwiedzin realizujemy naszą "Misję"...

     Zawozimy zwierzakom włoskie orzechy, które Wrzosowisko rodzi "na potęgę"...

     Po rozpakowaniu bagażnika ruszamy w teren...;o)

Pierwszy ulubiony boks...Małpeczki !!

Ptaki (i nieloty) stały się obiektem uwielbienia w tym roku...;o)

A to są Prosiaczki rzeczne, o ich istnieniu wiemy dzięki...Orzechom !!

Okazało się, że to miłośnicy orzechów !!

     Pierwszą dostawę pochłonęły w całości, w tym roku musiały się podzielić z misiami (Wnuki orzechy zbierały dla misia)...Ale kiedy zobaczyły prosiaczki (które mają plac zabaw i nieźle brykają) zgodnie przyznały, że prosiaczki też mogą orzechy jeść...;o)

Obowiązkowe zdjęcie z żyrafami...;o)

Przegląd dentystyczny w paszczy dinozaura...

I przytulasy...Bo w tym roku nie wolno się już na dinusie wspinać...Fakt, że było to niebezpieczne, a wprowadzony zakaz uspokoił atmosferę w Dolinie Dinozaurów...;o)

     Caluśki dzień spacerowania, podziwiania, podglądania i zachwycania...Caluśki dzień radosnych okrzyków...

A do tego lody, gofry i cukrowa wata...;o)

     Trzeba sprawdzić, czy nam PESEL nie zdziecinniał...;o)

sobota, 13 sierpnia 2022

Powrót do Ogrodzieńca...

     Zaniepokojeni, czy też Barbarzyńcy posprzątali po sobie Zamek w Ogrodzieńcu, postanowiliśmy to sprawdzić...
     A tak serio, to pojechaliśmy, żeby uzupełnić pieczątki w Książeczkach PTTK, bo Babcia nie miała sumienia zawracać głowy Paniom w kasach, kiedy Zamek był "oblężony"...
Zaczęliśmy jednak, od innej atrakcji...
     Kolejowy Park Rozrywki !!
Brzmi ciekawie ??
No to jazda !!
     Najpierw oczywiście na pociągu...
Mówi się "w pociągu" Gordyjko !!


A my jedziemy na pociągu !!
Nawet Pan Maszynista jechał na lokomotywie !!
Konkluzja Princeski ??
     - Takie pociągi są najlepsiejsze !!
Ha !!
     No to zmieniamy środek transportu...Ten wygląda bardziej klasycznie...

Noti !! Zwróć uwagę na skład po lewej stronie...;o)

     Drezyna !!
     Jeśli można wymyśleć jakąś prostszą atrakcję dla Dzieciaków, to proszę bardzo...Ale drezyna była rewelacyjna !! 
Niby prosty drążek i przekładnia, a nieźle "ryje beret" Nielotom, bo muszą współdziałać, współpracować i wszystko w zgodzie, inaczej drezyna z miejsca nie ruszy...;o)
Zapobiegliwi Właściciele dają Opiekunom kijek z haczykiem, żeby w razie problemów z fizyką, Dzieciaki wspomóc...Naszym poszło rewelacyjnie !! Może dlatego, że pałeczkę (znaczy dźwignię) Księciunio rozpracował raz-dwa, a Princeska przyznała Bratu palmę pierwszeństwa (oddała zarządzanie !!)...
No to zmiana środka transportu...
     Dzieciaki przejeżdżały koło basenu...


Koniecznie trzeba było skorzystać...;o)
     To była kolejna rewelacja, która ogromnie się naszej Młodzieży spodobała...Do tego stopnia, że Princeska miała kilka podejść do dokowania i Babcia już rozważała jak będzie wyglądać brodząc w wodzie po kolana...;o)
     Ale zwróćcie uwagę na Młodego Człowieka z fotki...To Syn Pan Gospodarza...
Ponieważ pogoda była średnia, a gościliśmy tam w środku tygodnia, więc przez dłuższy czas byliśmy jedynymi użytkownikami...Dzieciaki szalały, a nam udała się przesympatyczna pogawędka, bo Chłopak był naszym Opiekunem...
     Dlaczego Go wspominam ??
     Bo dawno nie słyszałam tak rozsądnych i wyważonych opinii, tak celnych spostrzeżeń na temat dzieci i opieki nad nimi...A musiał widzieć niejedno...
Ten Młody Człowiek wie czego chce i wie jak to systematycznie realizować...
Miło się tego słuchało...
     A Dzieciaki brykały...


     Teren jest ładny, czyściutki i zadbany...Kiedy nie ma tłumów, Panowie sami dbają o wszystko...
Naprawiają, malują, smarują, trawę ścinają, śmieci zbierają...Widać, że im zależy...
     Zaliczyliśmy jeszcze "kolejkę górską" (Babcia też !!),


obowiązkowe autka i...


filiżanki !!
A że chmurzyska były coraz bardziej deszczowe, więc postanowiliśmy ruszyć na obiadek i po te pieczątki...
     Spaceru na podzamczu nie było, nie było też zjazdu ślizgiem...Ogrodzieniec żegnał nas roniąc deszczowe łezki...Szkoda...

środa, 10 sierpnia 2022

Trzecie U-Rodziny !!

     Kilka dni temu otrzymaliśmy paczkę, a właściwie otrzymał ją Lucky...


     Paczka musiała mieć piękny, psi zapach, bo nie tylko, że pilnował przy jej otwarciu, ale czynnie w tych działaniach uczestniczył...

     A w paczce, oprócz sympatycznego liściku...


     Była cała masa pysznych kąsków !! I to nie tylko tych, które zamówiliśmy...Firma ma zwyczaj wrzucania kilku "drobiazgów" na zachętę...Wyśmienity pomysł !! Bo nawet psie gusta bywają wybredne...;o)

     To była u-rodzinowa, psia paczka !!

     Harmonogram tak się ułożył, że rodzinne świętowanie nie wchodziło w grę, więc zamiast "torta" była paczka...

     Trudno w to uwierzyć, ale dzisiaj są Trzecie U-Rodziny Luckiego !!

Trzy lata !!

     A dopiero co jechaliśmy podekscytowani do Schroniska...

No cóż...

     Po tych trzech latach konkluzja jest jedna...Lucky to już całkiem inny pies...

Jak to ostatnio podsumował Pan N.

     "Z wsiowego zabijaki zrobiłaś pieszczocha"...

Zrobiłam...Przyznaję się bez bicia...

Może nie na 100%, bo stare traumy i "zajawki" czasem jeszcze dokuczają, ale 95% to też piękny wynik...

     Często słyszałam przez te trzy lata, że "taki pies jest pewnie wdzięczny"...Wdzięczny ??

W tym "układzie" chodzi o całkiem co innego...Ale tego jeszcze do końca nie rozgryzłam...

     Uwielbiam patrzeć jak cieszy się z pełnej miski...Jak oblizuje się po smacznym posiłku...Jak przychodzi do mnie z obolałą łapką, bo niefortunnie skoczył ze swojej kanapy...Jak pokazuje mi gdzie jest kleszcz, ale zaraz potem czmycha, bo nie jest do końca przekonany, czy woli kleszcza, czy spray i pęsetę...Jak spogląda na mnie, kiedy wietrzy zagrożenie i sprawdza moją reakcję...Jak przytula się "całym psem", bo już za długo zajmowałam się swoimi sprawami...Nawet jak śpi...Już bez płaczu, bez zrywania się co kilka minut, bez nerwowych tików...

A ten "wiejski kundel" bardzo uważnie obserwuje...Obserwuje i wyciąga wnioski...Za wnioskami idą zmiany zachowań...I mamy "nowego" psa...

     Trzy lata temu, w karcie przyjęć Lucky miał zapis:

- Szczekliwość - średnia;

- Inteligencja - średnia;

- Aktywność - wysoka;

- Występują zachowania agresywne.

     Szanse na adopcje też miał średnie...W oczach miał bunt zamiast uległości...

     Trzy lata temu powitał nas szczerzeniem kłów i ujadaniem...Jego kumple "z celi" wyjadali nam z rąk kąski przyniesione dla niego "na zachętę", a Lucky jak oszalały szczekał, warczał i nawet do kraty się nie zbliżał...Dopiero zabrany na spacer zmienił się o 180 stopni...Po trzydziestu metrach już wiedzieliśmy, że do Schroniska nie wróci...Bo Lucky to pies, który wie, czego chce i walczy o to wszystkimi znanymi sobie sposobami...Wtedy znał tylko agresję...Teraz poznał miłość i nie waha się jej używać...

     Taki jest właśnie Lucky - Szczęśliwy Traf...;o)

Chwila największego, psiego szczęścia !!
 

sobota, 6 sierpnia 2022

Odpoczynek po walce...

     Jak się bierze udział w walce z Barbarzyńcami, to co trzeba później zrobić ??

No co ??

     Trzeba odpocząć i wyciszyć emocje !!

Kolejna wycieczka miała być taka bardziej dla Księciunia...;o)

     Ruszyliśmy do Jaskini Wierzchowskiej...

     Historii nie będę opisywać, bo przecież są wakacje, a ciekawym polecam odwiedziny w Wierzchowskiej i wysłuchanie Pani Przewodniczki...Wiedzy ma ogrom !!

A jaskinia wygląda tak:

W ciemnościach kryje się niedźwiedź jaskiniowy...

A tutaj przy ognisku siedzi nasz praprzodek...

Że ciemno ??
W jaskiniach właśnie o to chodzi...;o)
     Korytarzyki..."Komnaty"...Migoczące światełka...Mrok...Klimat...
Z ulgą człek wraca do cywilizacji...;o)
     Księciuniowi się podobało...
     Princeska była lekko przestraszona...(Nie do uwierzenia, że Ona się czegoś może wystraszyć)...;o)
     Pogoda była bardzo niestabilna, więc raźnym krokiem ruszyliśmy na parking...Dystans spory...Na dodatek pod górę...Na horyzoncie ogromna, czarna chmura...
To była wielka mobilizacja nóg !!
     Ledwie zamknęliśmy drzwi, a z chmury lunęło niesamowicie lodowatym deszczem...Ufff...
No to teraz do drugiej atrakcji...A właściwie, "na przeszpiegi"...
     Niestety atrakcja nie wypaliła...Pani właścicielka właśnie ruszyła na urlop, więc koniki i kucyki też mają wolne...
Trzeba jakoś sobie czas zorganizować...
     Może tak ??


A może...


Triominos !!
Hit tegorocznych wakacji !!
Ależ to były emocje...;o)
     Troszkę uprościliśmy zasady i liczenie punktacji, ale i tak nieźle trzeba było mózgownicę wytężać...
     Nawet "Smok wawelski" poszedł w odstawkę...


     I pingwinki leżały porzucone w kącie...


Na hasło:
     - Gramy w "Triomiksa" ??
Dzieciaki zajmowały miejscówki i z wypiekami na twarzach "wybierały" kości...;o)
      A kiedy zegar pokazywał bardzo właściwą godzinę, brzuszki były napełnione, a ząbki umyte, rozlegało się:
     - Dzisiaj ja pierwsza !! (albo "ja pierwszy")...- kolejka była skrupulatnie pilnowana...
O co chodziło ??
O czytanie !!
     Princeska delektowała się wierszami Pana Tuwima...Delektowała się skutecznie, bo pod koniec wnuczego pobytu deklamowała pięknie (z przejęciem i modulacją głosu) caluśkie "Abecadło" i caluśkie "Okulary" (nazywane przez Nią "Pan Starosta" - nie wiedzieć czemu)..."Rzepkę" musieliśmy całkowicie przerobić (niezłe wyzwanie dla babcinej pamięci), bo po Dziadku i Babci do walki z rzepką ruszyli: Księciunio, Princeska, Lucky, Babcia Edzia, Dziadek Staszek, i ulubione zwierzątka Princeski...Ufff...
Był też w repertuarze wierszyk "Raz...Dwa...Trzy" - i radosne okrzyki Wnusi, że "wsystko zlobiłam !!"...
     Jasnym się staje, że o spaniu w takich warunkach, nawet mowy być nie mogło...;o)
Ale przychodziła pora na księciuniowe czytanie...
     Poważna lektura "Dzieci z Bullerbyn" usypiały Princeskę (i Dziadziusia) natychmiast, a Babcia z Księciuniem chichotali cichutko w poduszkę przeżywając porywające przygody...
To była bardzo trafiona lektura !!
     Księciunio przerażony, że nie zdążymy przeczytać całości, wymykał się do sypialni w wolnej chwili i mozolnie składał literki...Nieźle mu szło jak na Pierwszaka...;o) Wieczorem komunikował:
     - Te dwie strony przeczytałem !! - i streszczał Babci ich zawartość...
     A kiedy Babcia pakowała bagaże na wyprawę "z nockowaniem", Wnuki bardzo pilnowały, żeby książeczki zostały spakowane jako pierwsze...
     Ależ się to Babci podobało...;o)

środa, 3 sierpnia 2022

O złej Volvie, Barbarzyńcach i Dzielnej Ekipie...

     Nie tak dawno temu...Za lasami...Za górami...Rozeszła się wieść, że jeden z Zamków zaatakowali okrutni Barbarzyńcy...Prawdziwi Wikingowie !!

     Musieli się okrutnie natrudzić, bo Zamek leży wiele, bardzo wiele kilometrów od Morza, ale atak to atak, i trzeba mu dać odpór...

     Księciunio i Princeska długo nie myśleli...Wikingowie to Wikingowie !! Nawet na piechotę...;o)

Trzeba zorganizować wyprawę i Barbarzyńców przegonić...

     Zaraz po drugim śniadaniu ruszyła Pierwsza Wielka Wyprawa przeciw Barbarzyńcom...Księciunio...Princeska...Dziadziuś...Babcia...Książę Lucky pozostał w Zaścianku bronić rezydencji (i wyspać się w spokoju)...

     Widok jaki zastali na miejscu mroził krew w żyłach...Wszędzie barbarzyńskie namioty...Wokół sami Wikingowie...

Ten Pan to też Wiking, tylko w kamuflażu...;o)

Trzeba sprawdzić jakie szkody poczynili Okrutnicy na Zamku...


     Zamek wyglądał nieźle, a liczebność Obrońców rosła z minuty na minutę, bo Panie w kasie dwoiły się i troiły (najliczniej prezentowała się kolejka przed kasą)...;o)
     Księciunio i Princeska sprawdzili każdy zakamarek Zamku, wdrapali się na wszystkie podesty, zajrzeli do każdej dziury, a nawet spróbowali, czy dyby się nie zepsuły...Pozostało jeszcze sprawdzić, czy Nieprzyjaciel jakiejś zasadzki nie szykuje, i czy do Zamku nie zbliżają się kolejni Wikingowie...
     Najpierw sprawdzała Princeska...


     Potem sprawę zbadał Księciunio...


     Jesteśmy bezpieczni !!
     Wystarczy wygonić Barbarzyńców z Zamku i odetchniemy z ulgą...
     Nagle...Wśród wyciszonych rozmów i świstu wiatru dało się słyszeć złowieszczy odgłos...Miarowy...Jednostajny...Jakby ktoś w oddali na bębenku grał...
     A to kiszki Księciunia i Princeski marsza grały !! Takie były głodne !!
     Koniecznie przed ostatecznym starciem kiszki trzeba nakarmić...;o)
Tośmy innych Obrońców na straży pozostawili (a ich liczebność dowodziła, że Wikingowie nie mają szans) i ruszyliśmy na podbój jednej z Restauracji (pozdrawiamy Panią Kelnerkę, którą apetyt naszych Wnuków wprawił w wyśmienity humor)...;o)
     Z obiadu pozostały...


     Zniknęła zupka, zniknęło drugie danie, wielki dzbanek lemoniady, a nawet wielgachne lody na deser...(Babci udało się schować maleńki kąsek dla Księcia Luckiego, żeby z wyprawy z pustymi rękami nie wracać)...;o)
     Czas na bezpośrednie starcie !!
     Ale po drodze Volva (skandynawska wieszczka) rzuciła na nas czary i zamiast na Zamek trafiliśmy...

Księciunio uwięziony...

Przymusowa praca...

Mecz z Babcią...

Tkanie pajęczyny...

120-ty kurs na karuzeli...

Abonament na autka (Księciunio kończył i zaczynał jednocześnie)...

     Do Krainy Magicznych Tortur !!
     Volva to bardzo niebezpieczna istota !!
Babcia z Dziadkiem usiłowali ze wszystkich sił wyrwać Księciunia i Princeskę ze złego czary...;o)
I kiedy już tracili nadzieję...

Ależ Babcię korciło...;o)

Bo Kraina Magicznych Tortur odkrywała coraz mroczniejsze pułapki (ta siatka jest genialna !!)...
Babci i Dziadkowi pomogła nasza mała Bohaterka - Princeska...
     - Siku !! - rozległo się po lasach i polach...
     Złe moce czmychnęły gdzie pieprz rośnie...Babcia z Princeską czmychnęły za najbliższy krzaczek...I Dzielna Ekipa mogła wrócić do walki...


     Tyle że, Wikingom znudziło się czekanie na nas...Z nudów zaczęli walczyć między sobą, a bitewne okrzyki rozbrzmiewały po całej okolicy...
Pewnie jak się zmęczą to topory popakują, namioty zwiną i do siebie wrócą...
Teraz już wiedzą, że nie z byle kim mają do czynienia, i że my Ogrodzieńca nie oddamy !!
     Choćby nas nawet Volva lodami kusiła...;o)