Dwa światy...

Bardzo Ważni Goście

poniedziałek, 24 grudnia 2018

Świątecznie...;o)

Niech Wam Gwiazdka i Aniołek,
przed Mikusiem chylę czołem,
niech Wam - na to mogę przysiąc,
podarunków sprawią tysiąc.

Niech radosne będą Święta !!!

Mało mnie tu, lecz pamiętam...;o) 


P.S. Serdecznie dziękuję za wszystkie telefony, sms-ki i maile, za wszystkie piękne karteczki świąteczne z życzeniami...Przepraszam za zaniedbania...;o)

piątek, 30 listopada 2018

Specjalna okazja...

     - Babciu...- zaczął wywód nasz Mały Filozof...- Ty masz psipsię, czy siusiaka ??
Oho...- pomyślałam...- Zaczynają się trudne tematy...;o)
     - Psipsię...- odpowiedziałam...
     - To Ty Babciu, jesteś Dziewczynką ?? - dociekał dalej Księciunio, przyglądając mi się z pewnym niedowierzaniem...
     - Jestem Dziewczynką...- potwierdziłam...
(Chociaż czasami mam co do tego pewne wątpliwości)...;o)
     Księciunio umilkł przetwarzając otrzymaną wiedzę, ale po twarzyczce było widać, że nie wszystko Mu pasuje...
     - Bo wiesz Babciu...- po chwili podjął temat...- Chłopaki to są fajne...- oświadczył...
     - Pewnie, że fajne...- podjęłam...- A Dziewczynki nie są fajne ?? - zapytałam...
     Księciunio znowu umilkł...
     - Nie...- kategorycznie oświadczył po chwili...
     - Dlaczego ?? - zapytałam, bo filozofie Wnuka ogromnie mnie interesują...;o)
     - Echhh...- westchnął Księciunio...- Babciu, czy Ty na pewno jesteś Dziewczynką ??
Masz babo placek...
Co się w tej młodej główce ulęgło ??
Jak dotrzeć do meritum ??
     - Pamiętasz tego kolegę z przedszkola, co nie bardzo go lubiłeś ?? - zapytałam...
     - Pamiętam...- odparł Wnuk...
     - Był Chłopakiem ?? - spróbowałam...
     - Był...- potwierdził Księciunio...
     - Ale nie był fajny ?? - drążyłam...
     - Nie...Bił dzieci i dokuczał Cioci...- wyjaśnił Księciunio powód "nielubienia"...
     - Czyli, nie wszystkie Chłopaki są fajne...- naprowadzałam...
Księciunio zmarszczył czoło i długo "przetwarzał" informacje, bardzo długo...
     - Babciu...- zaczął po chwili Filozof...- Ale jakbyś była Chłopakiem to by było fajnie...- zagaja...
     - Jakbym była Chłopakiem, to miałbyś trzech Dziadków...- przeliczyłam...- I z kim byś się wtedy miział ??
Księciunio spojrzał mi w oczy, przysunął się bliżej, przytulił się...
     - Babciu...- kontynuował...- Lubię Cię...- wyszeptał...-Możesz być Dziewczynką...
Uffff...
Kamień z serca...;o)
Pomizialiśmy się chwilkę, taką trochę dłuższą chwilkę...;o)
     - Babciu...- wyszeptał Księciunio...- Jak będziesz startować w zawodach, to ja Ci będę kibicował...
I babcine serducho całkiem sflaczało...Oczki się zrosiły...Gardziel się zacisnęła...
     - Ja Tobie też Kochanie...- wymruczałam niewyraźnie...

     Dla takich chwil człowiek żyje...Nimi karmi duszę...Chowa je w najgłębszych zakamarkach pamięci i wyciąga na specjalne okazje...
Takie jak dzisiaj...
Znowu mi się PESEL postarzał...;o)

wtorek, 27 listopada 2018

Magia przeżyła...

Z dedykacją dla Dagmary...;o)

     Nigdy nie lubiłam rodzinnego Miasta...Nie czułam sentymentu...Nie wypatrywałam na horyzoncie...
     "Zlepek" przypadkowych budowli, które w żadnym fragmencie nie przypominały całości...
     Mój Dziadek tam się urodził...Moja Mamciaśka tam się urodziła...Tam urodziłam się ja...I tam urodził się nasz Pierworodny...
     Nic nie zmieniło faktu, że nie kochałam "mojego Miasta"...
     Może dlatego, że niewiele dobrego spotkało mnie w Nim ??
     A może, po prostu, mam inny "miejski" gust...
Ale...
Podobno wszystko co jest przed "ale" traci znaczenie...;o)
     Ale, miewałam miejsca, które mimo ogólnej niechęci, wywoływały ucisk w serduchu...Niewiele...Ale były...
Były, bo już ich nie ma...Prawie wszystkich...
     Z Parku zniknął pomnik, przy którym wszyscy umawiali się na rodzinne spacery, albo na potajemne randki...Z Panem N. mieliśmy tam jedną, pokrzywioną ławeczkę (zawsze była wolna), na której planowaliśmy przyszłość, mając po czternaście lat...Wieki temu...;o)
     Z balkonu na dziesiątym piętrze miałam piękną panoramę, ale widok na Planty i fontannę-staruszkę przebijał wszystko...Z czasem panoramę okrył szary kurz zanieczyszczeń, a psującą się fontannę zastąpiono kwietnikiem bez duszy...
     Zniknęła też piękna fontanna sprzed Dworca, i zastąpił ją ogromny, asfaltowy parking...
     To wszystko się wydarzyło, zanim zmieniłam miejsce zamieszkania, więc miałam coraz mniej "swoich" miejsc...
     Kiedy więc, poszukując nowych "terenów" do odkrycia na księciuniowe wyprawy, trafiłam na to...

Serducho zadrżało...
     Niewielkie Egzotarium, które było ulubionym celem spacerów z Pierworodnym...
Uwielbiał to miejsce...
     Chodziliśmy tam zawsze na piechotę (z Sielca- to info dla Dagi) i wracaliśmy też pieszkom...;o) Dzisiaj bym chyba padła w pół drogi i resztką sił wystukała na klawiaturze 112...;o)
     Ale najwspanialsze, a może najsmutniejsze jest to, że to miejsce nie tylko istnieje...Ono jest prawie identyczne jak trzydzieści lat temu...
     Murki się osypują, szyby straciły przejrzystość, akwaria mają maleńkie ścianki w drewnianych oprawach...
     Egzotarium jest starsze niż ja...Też bywałam w nim na "dziecięcych spacerkach" z Ojcem...Ale wtedy było nowiutkie, zatłoczone, pełne gwaru...
Może nawet palmy pamiętają nasz śmiech...
     W niewielkim holu ciągle stoi fontanna z rzeźbą małej dziewczynki z dzbanem...Dziewczynka ciągle się uśmiecha...
     To była podróż w czasie...Powrót do przeszłości...
     Dobudowano ptaszarnie, ustawiono nowe terraria, ustawiono rzędy ławek, a nawet stoły z przyborami do rysowania...
     Ale wspomnienia były tak nachalnie realne, że aż przysiadłam z wrażenia...
     Księciunio biegał od szyby do szyby...Podskakiwał z radości...Piszczał z zachwytu...
     A ja znowu miałam pięć lat i poczułam uścisk dłoni Ojca...
     I lat dwadzieścia parę, a w uszach brzmiały ciągłe pytania Pierworodnego...
     Ta rybka jest zielona ??...Tak...Dlaczego ?? Bo taką ma łuskę...Dlaczego ?? Bo musi się chować w wodorostach...Dlaczego ?? itp...itd...
Nie było na Niego mocnych...Wszyscy wymiękali...
Bo kiedy już Dorosłym brakowało inwencji na odpowiedzi, Młody marszczył czoło i stwierdzał...
     "Jak nie wiesz, to zajrzyj do mądrej książki"...
Totalna porażka dorosłości...
     Ostatnie "moje miejsce" w rodzinnym Mieście nie straciło magii...
     A żeby nie było, że mnie ta nostalgia całkiem rozłożyła, to mam jeszcze coś...

 

No i jak Daguś ?? Kojarzysz ??
Obowiązkowy punkt edukacyjny...;o)
     Zamek w Będzinie...
     A właściwie, widok z wieży...
Ale tutaj niewiele znajdziesz nostalgii...
Zamek jest w remoncie, a właściwie, w odbudowie...;o)

niedziela, 25 listopada 2018

Brawo dla matematyki...;o)

     Październik miałam trochę "zajmany", więc siłą rzeczy teraz będzie "czkawka wpisowa", bo nijak nie mogę utrzymać języka za zębami (czytaj: paluchów w kieszeni)...Pchają się te moje paluchy do klawiatury, pchają...
Tyle że, listopad póki co mam też "zajmany", więc ta czkawka mi pewnie do Świąt nie odpuści...
Dzisiaj będzie o wyborach...
     Były wybory...Dodam, że samorządowe, więc takie bardziej "przyziemne"...
     A że Zaścianek zaszczyciła "druga tura", więc ten listopadowy poślizg jest trochę wytłumaczalny...
     Kurz bitewny opadł, banery z "cudnościami" z ulic znikają, pokonani się pakują, zwycięzcy wkraczają na swoje terytorium...Ot, życie...
     Ale wiecie co w tych wyborach było najrozkoszniejsze ??
Podsumowania !!
Sami zwycięzcy !!
     Ten "zdobył" tyle miast, tamten "zdobył" tyle sejmików, ów "zgarnął" większość powiatów...
     Nie bardzo to wszystko śledziłam, bo jak się już wypaplałam na początku, zajmana byłam nieprzytomnie...
Ale na podsumowania podsumowań zdążyłam...
I śmiech mnie zebrał okrutny...
     Bo partie prześcigały się w podsumowaniach, w statystykach, w wizualizacjach...Tylko o jednym zapomniały...Że wyniki wyborów to czysta matematyka...
A "Królowa" jest bezwzględna...
     Skoro 2+2=4, to ani statystyka, ani wizualizacja, tego nie zmienią...
     Można próbować interpretować, a i owszem, ale wynik pozostanie bez zmian...
Ja mam 2 ciastka...
Pan N. ma 2 ciastka...
Czyli, że mam cztery ciastka, bo Pan N. jest mój, to i Jego ciastka moje...
Ale to dalej 4 ciastka...;o)
     No i właśnie w tych "interpretacjach" tak nam się politycy zapędzili, że jedni wygrali w 25%, drudzy w 25%, trzeci w 10% i gdzieś im umknęło 40% Kraju...;o)
     Wybory wygrali Niezrzeszeni...
Ot, zagwozdka...
     Bo jak tu partyjnie okiełznać taki żywioł samorządowy ??
     A jak te "Przechery" będą rzucać kłody pod "partyjne nóżki" ??
     Tacy, jak nawet głową pokiwają, to nie wiadomo w którą stronę...;o)
Samorządowcy...Działacze...Zapaleńcy...
Największa zmora polityków...
     I gordyjskie serducho ucieszyło się ogromnie, i podskoczyło radośnie w chudej piersi...
     Bo to właśnie jest demokracja, to właśnie jest samorządność...
     Tu mają rządzić Ludzie, którzy znają miasto, gminę, powiat...Mają wiedzieć gdzie jest dziura w drodze, gdzie trzeba latarni (bo lepiej po zmroku nie chodzić), czy Mieszkańcy chcą kolejnego "markietu", czy parkingu...
     Że będą koalicje ??
     Pewnie, że będą...Niektóre nawet "kosmiczne"...
     Ale to politykom będzie na nich zależało, więc Niezależni muszą tylko wystawić odpowiednią cenę "za duszę"...Bo to Oni tutaj pozostaną...
Świetny deal...
     Powoli zaczynamy "ogarniać" na czym ta zabawa polega...
No cóż...Mili Państwo...
Czas podsumować wybory samorządowe...
     Wszystkie partie przegrały !!
I teraz pytanie: Co z tym zrobią ??
Zachłysną się "interpretacjami", czy pójdą do "przodu" ??
A póki co...
     Brawo My !!
     I brawo dla Matematyki...;o)

czwartek, 22 listopada 2018

Pamiętać o Ludziach...

     Do tej pory nie bywałam w Święto Wszystkich Świętych na zaściankowym Cmentarzu...Groby naszych Bliskich są kawałek stąd, jest ich sporo, więc ani sił, ani czasu nie wystarczało...
W tym roku byłam...
     Odwiedziłam "nasze" groby i niespiesznie człapałam wśród mogił (a właściwie, wśród wspaniałych grobowców)...Aż doczłapałam do kwater zbiorowych...
     W jednej części Żołnierze Polscy, którzy zginęli w czasie I Wojny Światowej...Nad nimi Orzeł rozpinał skrzydła z pomnika...
     Na każdej mogile znicze, kwiaty...Przy wejściu tłok...
     Dzieciaki z dumą ustawiały znicze, domagając się "jeszcze jednego", bo na tamtym grobie jeszcze nie postawiły...
     Podest pomnika obstawiony tak, że z trudem znalazłam jedno skromnych rozmiarów miejsce...
     Ludzie stali pogrążeni w modlitwie, spoglądali na siebie, uśmiechali się...
     Obok były kwatery Żołnierzy Radzieckich, którzy zginęli w czasie II Wojny Światowej...Zginęli tutaj...W moim Zaścianku...
Były Ich setki...Bezimienni...
Nad Nimi skromny pomnik wdzięczności...
     I na każdym grobie znicze, kwiaty...Ludzie stali w zadumie, modlili się, uśmiechali...
     Tutaj też Dzieciaki ustawiały z zaangażowaniem znicze...Rodzice szeptem tłumaczyli ten fragment historii...
Też się uśmiechałam...
     To było piękne, widzieć tylu Ludzi, którzy chcą pamiętać...
Nie ważne, czy byli dobrzy, czy źli...
Zginęli dla nas...
     A kiedy maszerowałam do domu wąską, przycmentarną uliczką, zobaczyłam stary Żydowski Cmentarz...Właściwie "trawnik" z pokrzywionymi macewami...
     I palące się znicze...I kamyki poukładane na szczytach tablic...
     I usłyszałam jak Matka tłumaczy Dziecku...
"Bóg jest jeden, my się tylko różnie do Niego modlimy"...
     I głośno zaczęła modlitwę za Zmarłych...
Jakie to proste...
Pamiętać o Ludziach...

środa, 14 listopada 2018

Moja Niepodległa...

     "W bzach i brzozach"...
Mogła bym napisać, bo dla mnie to właśnie jest najpiękniejsze...
     Ani strzępiaste palmy...Ani monumentalne agawy...
     Ani nawet niebosiężne szczyty, nie są piękniejsze, niż bzy, brzozy i bieszczadzkie "anioły"...
Ot, tak mam...
     Ale mam też bardzo spersonalizowane podejście do owych obchodów "niepodległości"...To trochę tak, jak z rocznicami Bitwy pod Grunwaldem...Niewiele przyniosła, ale sława oręża polskiego (??), ale pokonanie potęgi (??), ale "złota karta" historii (??)...
     Czy mam coś przeciw ??
W życiu !!
     Nawet marzy mi się podróż na owe "obchody", jak tylko Księciunio z Princeską trochę podrosną...
     Dzieje się coś fajnego, więc niech trwa...Niech Rekonstruktorzy pracują nad tym cały rok...Niech Tłumy walą nieustannie, blokując wszystkie drogi dojazdowe...Niech historia będzie żywa...
Ale wróćmy do Niepodległej...
     Mogłabym napisać, że ciągle liczę i liczę, i tej setki doliczyć się nie mogę...
     No bo w końcu, byliśmy suwerenni i niepodlegli od 1939 do 1989, czy nie byliśmy ??
     Zaiwanili nam tę "pięćdziesiątkę", czy nie ??
     Świętujemy rocznicę, czy stan niepodległości ??
Przewrotna ta nasza historia...
     Czy w takim kontekście powinniśmy w przyszłym roku,obchodzić 30-tą rocznicę odzyskania Niepodległości,a 1-go Września obchodzić 80-tą rocznicę utraty Niepodległości ??
Czasoprzestrzeń nam się zapętla...
     Czy mam coś przeciw świętowaniu ??
W życiu !!
     Parę lat temu Wam pisałam, że kiedy nasze Wnuki podrosną, to pójdę na Wawel i opowiem Im o Dziadku Piłsudskim...Bo chociaż można mieć do Niego wiele zastrzeżeń, to dał nam sporo powodów do dumy...
Teraz na Wawel nie chodzę...Z oczywistej przyczyny...
     Niepodległa powinna nas zjednoczyć...
Powinna ??
Nie jednoczy ??
     To może czas przysiąść nad tą naszą historią i doczytać jak to na prawdę wyglądało ?? Jak Polska była politycznie podzielona ?? Z jakimi ogromnymi problemami się borykała ??
     Jak jedną ulicą maszerowali Przeciwnicy Piłsudskiego, a drugą maszerowali Jego Zwolennicy ??
     Jak na ulicach "tej samej" Warszawy dochodziło do burd i mordobić (że się tak wyrażę), bo flaga była "nie taka", albo okrzyki nie pasowały...
     Przypomina Wam to coś ??
Właśnie...
     Niepodległą...Suwerenną...Naszą...
     Możemy i chcemy wyrażać swoje poglądy...
Ot, historia zatoczyła koło...
     Że nie tak powinno być ?? Że pochód powinien być radosny, pokojowy, pacyfistyczny ??
     To też już przerabialiśmy...
"Radosne" pochody pod jedynie słusznymi hasłami...
     Nie, nie jestem nacjonalistką...
     Lubię tą naszą "pokręconą" historię...
     Trochę w niej nawet uczestniczyłam, spoglądając na PESEL...
I wiem jedno...
     To my tworzymy historię...Tą pokręconą też...
     Dokonujemy wyborów...Zgadzamy się na pewne zachowania...
My jako Naród...
I szczerze mówiąc...
     Jesteśmy tacy sami, jak inne Narody...Ani lepsi. ani gorsi...
Po prostu...Pokręceni...;o)   

poniedziałek, 12 listopada 2018

Jak zrekompensować "pająka" ??

     Podobno Czterolatki są egoistyczne, ponoć Dzieci w ogóle są egoistyczne...Nie bardzo się z tą teorią zgadzałam, ale cóż..."Amerykańskim" naukowcem nie jestem...
     Na weselu (które "podbiły" moje szpilki) dla Dzieci zatrudniono Animatorki (ponad dwudziestka Nielotów wymagała jakiś działań)...Zajęcia były różnorakie, zręcznościowe, szybkościowe, manualne...Kiedy zapadł zmrok, Dzieciaki zniknęły w pokoju "na pięterku"...
     Księciunio pojawił się przy stole z wypiekami na twarzy...Po kilku minutach pokazał dłoń...
     Na ręce miał "tatuaż" ze sporych rozmiarów pająkiem...
Jedni się zachwycili...Inni skrzywili...
Ja popatrzyłam i nie skomentowałam...
Wy wiecie dlaczego...;o)
     Potańczyliśmy z Księciuniem jeszcze troszkę...I o 20-tej ruszyliśmy do Zaścianka (Kopciuszek byłby z nas dumny)...
     Pojechał Dziadziuś, Babcia, Księciunio i...Princeska !! Na pierwszy, samodzielny nocleg u Dziadków...
     Princeska jak zasnęła w samochodzie to przespała właściwie całą noc (11 godzin)...Co było do przewidzenia po szaleństwach jakie wyczyniała z Dziadkiem...
     Księciunio poszedł z Dziadkiem, umyć się przed spaniem...To też było nowe, bo miał pierwszy raz spać z Dziadkiem...;o)
     - A co Ty masz na ręce ?? - zapytał Dziadziuś...
     - Pająka...- wyszeptał Księciunio...- Dziadziuś, trzeba go zmyć !! Babcia nie lubi pająków...
     Mnie szczęka opadła...
Ki czort ??
Jaki Czterolatek pozbywa się "pięknego" tatuażu ??
Toż z premedytacją się nie odzywałam, nawet uśmiechu przy tym stole nie zmieniłam...(Chociaż trochę "zdrowia" mnie to kosztowało)... 
     Kiedy Wnuki już smacznie spały, a Dziadkowie mogli odzyskać kontakt z rzeczywistości (czytaj: posiedzieć w ciszy), zapytałam Pana N.:
     - Ty Mu coś mówiłeś o tym pająku ??
     - Nie...Myślałem, że Ty...- wyjaśniał Ślubny...
I spojrzeliśmy na siebie ze zdziwieniem...
     Mieliśmy już wiele dowodów na to, że nasz Wnuk umie słuchać, wyciągać wnioski, analizować...Ale tym pająkiem przebił wszystkie "dowody"...
     To było bardzo miłe...
     Tak miłe, że Babcia nieustannie kombinuje, jak Księciuniowi ową "stratę" zrekompensować...;o)

poniedziałek, 5 listopada 2018

Może wystarczy "chcieć" ??

     - Ale mnie wszystko boli...- wyjęczałam, człapiąc niespiesznie z sypialki...
     - To może chcesz zostać w domu ?? - zapytał Pan N., a ja w odpowiedzi tylko mruknęłam...
     Zostać w domu ??
Kiedy Matka Natura podarowała nam pogodę cudności urody ??
Kiedy na Wrzosowisku każdy krzaczek prosi o chwilę uwagi ??
Kiedy przed nami cała zima na kanapie ??
     - A mnie coś w nocy wpadło do oka...- zakomunikował Ślubny...- Zajrzysz ??
     Moje "zaglądanie" jest procesem co najmniej dziwacznym...
     Ślepa jestem nieprzyzwoicie, a na dodatek, ośki moich oczu pokazują to co chcą, a niekoniecznie to co jest widoczne...Na przykład, słup na środku drogi, albo ławkę pięć metrów bliżej...Taka uroda moich ślepków, a raczej ślepoków...;o)
Ale zajrzałam...
     Zajrzałam, i powiem więcej...Udało mi się "cuś" namierzyć, i "cusia" wyciągnąć...
     Ruszyliśmy na Wrzosowisko...
     Sto kilometrów...Kawusia w ogrodzie...Tura na zagonach (tura, to mniej więcej dwie godziny)...
     - Słuchaj...- oznajmia Pan N. - Coś z tym okiem jest nie tak...Musimy wracać...
I fakt jest faktem...Oko wygląda paskudnie...
     Ponownie "zaglądam", ale że muszę korzystać dodatkowo z lupy, więc brakuje mi rąk...Płuczemy...Kropimy...
Lipa...
     - Będziesz chyba musiała prowadzić...- komunikuje mi Ślubny, a ja patrzę na Niego jak na UFO-ludka...
Szkoda umierać przy tak pięknej pogodzie...
     Po odpoczynku, Pan N. daje radę...Jedziemy na "jedno oko"...
     Zatrzymujemy się przy najbliższej Przychodni...
     - Potrzebujemy pomocy...Mężowi coś wpadło do oka...- wyjaśniam do oblicza "za szybką"...
Oblicze zmraża mnie wzrokiem...
     - Państwo nie z naszego rejonu...Tu okulisty nie ma...
Oblicze pozbyło się kłopotu...
I wtedy oświeca nas myśl...
     Pan N. wyciąga telefon i dzwoni do naszego Ubezpieczyciela...
     Dziewczę na infolinii nie może pojąć w pierwszej chwili, ale w końcu ogarnia temat...
     - Oddzwonię za chwilkę...
     Ruszamy dalej, bo jeśli Dziewczę nic nie załatwi, to czeka nas nasiadówka na SORze albo wyżebrana, prywatna wizyta...
Po kwadransie telefon dzwoni...
Odbieram...
     - Czy mogę rozmawiać z Panem N. ?? - pyta Dziewczę...
     - Mąż prowadzi samochód...Niech Pani mówi...
I Dziewczę mówi, a ja słucham i notuję...
     Jest 13:45...
     - Jedziemy po skierowanie...- informuję Pana N.
Mamy do przejechania jeszcze 50 kilometrów, +/-...
     O 14:55 wychodzimy z Przychodni ze skierowaniem, i ruszamy do Okulisty...
Oko wygląda...Echhh...Oko już właściwie nie wygląda...
     O 15:20 Mąż wychodzi od Lekarza...Oko jest zbadane...
     Wykupiliśmy recepty...Wsiedliśmy do samochodu...I dopadła mnie myślenica...
Ki czort ??
     Toż to ta sama Służba Zdrowia...Ci sami Lekarze...Te same Pielęgniarki...
     Za usługi Ubezpieczyciela płacimy symboliczne pieniądze...
     Dziewczę siedzące w Wawce przy telefonie załatwiło w kwadrans skierowanie i wizytę, na którą czekalibyśmy kilka, kilkanaście lub kilkadziesiąt godzin...
Więc co jest chore ??
     System jako system ??
     Ludzie w tym systemie ??
     Czy w ogóle, lepiej to zaorać i zacząć od nowa ??
     Ale Służba Zdrowia w naszym "Grajdołku" może funkcjonować normalnie...I funkcjonuje !!
     Pani Pielęgniarka poprosiła Męża do gabinetu "bez czekania" - bo to nagły przypadek...
     Pani Doktor z troską zajęła się okiem, a nawet udzieliła kilku wskazówek, co robić, gdyby nie nastąpiła oczekiwana poprawa...
     Przepisane leki w 24 godziny zadziałały...
Jednak największe podziękowania należą się Dziewczęciu z infolinii...
Po prostu Jej się chciało !!
     Dziękujemy Ci z całego zaściankowego serducha !!  

sobota, 3 listopada 2018

Dla Umarłych, czy dla żywych ??

     Czas "obowiązkowych" odwiedzin mamy już za sobą, ale, że mnie straszna myślenica dopadła, więc wrócę na chwilkę do Dnia Wszystkich Świętych...
     My odwiedziliśmy Bliskich przed tym Świętem, bo Pan N. pracował...
     Ja postanowiłam odwiedzić naszego młodziutkiego Sąsiada, który prawie rok temu odszedł "na własne żądanie"...
     Poszłam na piechotę, co Pan N. skwitował litościwym kiwaniem głową, a Pierworodny pytaniem jak wróciłam: "112 czy taryfa ??"...
Kawał Świata jest...Fakt...Ale dałam radę i czuję się dumna...
Brawo Ja !!
Ale nie o tym chciałam...
     Wiedziałam, że wizyta będzie bardzo emocjonalna...Znałam Go od pieluch...Nawet na widok Rodziny, zgromadzonej przy grobie, starałam się psychicznie przygotować...
Było sporo Ludzi...
     Grobowiec piękny...Płyta zastawiona "wypaśnymi" zniczami...
I Jego zdjęcie...
Orzesz...(ko)
Na to zdjęcie nie byłam przygotowana...
     W głowie usłyszałam radosne: "Dzień dobry Sąsiadko...Gdzie tak pędzisz ??"
Łzy jakoś same do oczu napłynęły...
     Patrzyłam na ten grobowiec, i miałam dziwne uczucie, że On do niego nie pasuje...Że wydane, ogromne pieniądze są jakby w sprzeczności z Jego naturą, z Jego charakterem (a charakterek miał)...Ten grobowiec "nie pasował" nawet do tej Rodziny...
Taki "naturalny" kontrast...
     Pomodliłam się...Zapaliłam znicz...I zniknęłam "po angielsku"...
     Bo nienawidzę rozmów przy grobach...
"A ja już zmieniłem opony na zimowe"...
"Obiad to mam gotowy, tylko pod ziemniakami podpalić"...
"A te zielone znicze od kogo ??"
Cholera mnie bierze na takie dialogi...
     To Ich Dzień...
     Ani opony ich nie interesują, ani ziemniaki...A kto zaświecił znicze wiedzą...
Łzy kapały...W środku się trzęsłam...
     Poszłam odwiedzić inny grób...
Ten pasował...
     Niewiele wiedziałam o tym Człowieku, bo to Pan N. z Nim pracował...Ale zawdzięczamy Mu wiele...Bardzo wiele...
Dlatego odwiedzamy Go przy każdej okazji...
     Uśmiechnąć się...Podziękować...Pomodlić się (chociaż ten Dobry Człowiek, w Boga nie wierzył)...Zapalić znicz...
     I poczłapał na drugą część mojego "maratonu"...
A nie...
     Odwiedziłam jeszcze kwatery poległych w czasie wojen Żołnierzy...
     I pewnie nic dziwnego by w tych "odwiedzinach" nie było, gdyby nie fakt, że znowu jest na portalach "nagonka" na Córkę "Czterdziestolatka", że pomnika Ojcu nie buduje, że grób wygląda ubogo...
Na usta ciśnie się zdanie:
     Co Wam do tego ??
     Kobieta tłumaczy, że Ojciec był skromnym Człowiekiem...Że kochał naturę i przyrodę, a marmury i blichtr Go przygniatały...Że nie stać Jej na godny grobowiec dla Ojca...
     Tłumaczy się, jakby była winna...
Czego ??
Sprząta...Układa...Dba...
     "Bo to Wspaniały Aktor był !!"
     A jak skończył karierę to ledwie wiązał "koniec z końcem" i nie zawsze stać Go było na leki...
     "Bo to nasz kultowy "Czterdziestolatek" !!"
     A nazwisko pamiętasz ?? A wiesz jakim był Mężem ?? Jakim był Ojcem ?? Jakim był Człowiekiem ??
Co lubił jeść na śniadanie ?? Gdzie odpoczywał ?? Co Go drażniło ??
     Kobieta odmówiła zgody Ministerstwu Kultury na budowę grobowca, bo to byłoby niezgodne z poglądami politycznymi Ojca...
Proste ??
Aż do bólu...
     Ona Go znała...Był Jej...Ona decyduje...
     Będzie Ją stać, to wybuduje...Taki jak chce, i jaki spodobałby się Jemu...A może posadzi drzewo, pod którym odetchnie ??
     Stawianie grobowców "dla ludzi" kończy się kiepsko...
     "Czterdziestolatek" nie był idealnym Człowiekiem...Andrzej Kopiczyński nie był idealnym Człowiekiem...
     Niech spoczywa w spokoju...

środa, 31 października 2018

Marzenie ma swoją chwilę...

     - Coś Ci kupiłam...- oznajmiła Mamciaśka po powrocie z pracy, i łobuzerko mrugnęła okiem...
     Na taką przynętę trudno się nie złapać...
Odłożyłam książkę i ruszyłam do drugiego pokoju...
Mamciaśka z dumą wręczyła mi pudełko...
Pudełko z butami...
     Wyobraźnia podsunęła mi obraz "wypasionych" trampek, albo adidasów na podwójnej podeszwie (to taki wynalazek pomagający w "wybiciu")...
     Otwieram pudełko...
Szpilki !!
Ło Matko i Córko...
Szpilki ??
     Mam szesnaście lat i chodzę w trampkach !!
Mamciaśka poszła po bandzie...
Żeby to jeszcze jakiś przyzwoity rozmiar tego obcasa miało, ale to było 12 centymetrów...
Jak toto na nogi założę, to będę haczyć kucykiem o korony drzew...
     - Załóż...- prosi Mamciaśka z wypiekami na twarzy...
No to założyłam...
Czekoladowe...Sandały...Na szczudle...
     - Przejdź się kawałek...- mruczy Mamciaśka, a ja mam nieodparte wrażenie, że sama by chętnie w nich paradowała...
Ale się przeszłam...
     - Jakbyś zawsze na szpilkach chodziła...- szepcze Mamciaśka...
Nie rozumiem...
Buty, jak to buty...Zakładam i idę...
     Dopiero dwadzieścia lat później wyczytałam w poczekalni u lekarza (bo normalnie prasy kobiecej nie czytywałam/uję)...Że są szkoły chodzenia na szpilkach...
Czego ci ludzie nie wymyślą...;o)
     Ale fakt jest faktem...Zostałam posiadaczką "pierwszych szpilek" w wieku szesnastu lat i wcale mnie to nie uszczęśliwiło...
Właściwie, to mogłam je dziesięć lat później sprzedać jako "nowe"...
     Szczerze mówiąc...Zakładałam je na oficjalne wyjścia z Rodzicami...Żeby spojrzeć na Nich "z góry" i żeby wkurzać Ojca...;o)
Zawsze preferowałam trampki...
A jeśli już musiałam założyć coś bardziej "wykwintnego", to miało to obcasik do 5 cm...
Ale...
     Ale od trzydziestu lat marzyłam...
     Marzyłam o czerwonych, krwistoczerwonych szpilkach...Czółenkach...
     Marzyłam...Wgapiałam się w nie na wystawach...Czasem brałam do ręki i głaskałam z uśmiechem...
Bo nie wszystkie marzenia muszą się spełniać...
     Przez trzydzieści lat, przez setki oficjalnych uroczystości, odmawiałam sobie realizacji tego marzenia...
Bo jestem rozsądna...Bo jestem praktyczna...Bo wolę wygodę...
I miesiąc temu zrealizowałam to marzenie...

Aparat kłamie !! Są krwisto-czerwone...;o)
Są piękne...
Krwistoczerwone...
Czółenka...
Echhh...
Dopieściłam własne ego...
     Mogłam zaszaleć, bo mieliśmy ślub w Rodzinie...
Przed Kościołem "buszowaliśmy" z Wnukami...
     - Babciu...- wyszeptał Księciunio...- Muszę Ci coś powiedzieć...
     Po takiej formule wzięłam Księciunia za rękę i poszliśmy na spacerek...Zanosiło się na bardzo wielką tajemnicę...
     - Co się stało Okruszku ??
     - Wiesz Babciu...Masz piękne butki...I cała jesteś piękna...
     Babcia sięgnęła po chusteczkę..."Wyciągnęła paprocha" z jednego oka..."Wyciągnęła paprocha" z drugie oka...Wysiąkała nos...
     - To może się chwilkę pomiziamy ?? - zaproponowałam, i bardzo mocno przytuliłam Księciunia...
Ten Facet umie postępować z kobietami...;o)
     Na weselu tańczyliśmy we dwoje, a Wnuk uważnie śledził czerwone szpilki i naśladował moje kroki...
     Teraz już wiem, dlaczego czekałam z tym zakupem trzydzieści lat...
     Marzenie czekało na tę chwilę...

poniedziałek, 29 października 2018

Nie muszę być "Pawlakiem"...;o)

     Kiedy usłyszałam to prawie rok temu, moja dusza zwinęła się w kłębuszek, schowała się za serduchem, nasunęła chusteczkę na głowę i drżała...Drżała...Drżała...Drżała...
     Dostawałam maila...Dusza drżała...
     Dzwonił telefon...Dusza drżała...
     Jechaliśmy w odwiedziny...Dusza drżała...
     Przyjeżdżali w odwiedziny...Dusza drżała...
Drżała i łkała...
Serducho stukało z niepokojem...
Żołądek wiązał się w supeł...
Siłą woli powstrzymywałam łzy i krzyk rozpaczy...
     Tak trwałam przez ten cały czas...
Z uśmiechem na ustach i rozpaczą w sercu...
Co takiego usłyszałam ??
     "- Wiecie, w Firmie coś się kroi...Chyba awansuję...I wyjedziemy..." - tak Pierworodny zaczął...
     Uśmiechy wykwitły nam na twarzach, bo przecież Rodzice uwielbiają, kiedy Ich Dzieciakom się powodzi, kiedy sobie radzą, kiedy układają sobie życie...
     "- Do Australii..." - zakończył...
W gardle mi zaschło...
Uśmiech na twarzy pozostał...
     - Opowiadaj !! - zażądaliśmy zgodnie...
I Syn opowiadał...
     Oczy Mu błyszczały...Twarz płonęła z emocji...Każdy atom Jego ciała to była radość...
Inny Świat...Nowe wyzwania...
Rozumiałam Go...
Tak został wychowany...
Przez nas...
A teraz moja dusza wyła bezgłośnie...
     Australia ??
Nawet spać będziemy "na odwertkę"...
     Pamiętacie "Samych swoich" i Pawlaka, który dał na mszę, żeby się Ania na studia nie dostała, i żeby została "na gospodarce" ??
Poczułam się jak ten Pawlak...
     Przez kwartał wyczytałam o Australii prawie wszystko...Sprawdziłam połączenia lotnicze...A nawet prognozę pogody...I czekałam...
Nie mam pojęcia jak przetrwałam to i nie zwariowałam...
     Przecież chcę, żeby Dzieciakom było jak najlepiej...Żeby się wyrwali z tego europejskiego "grajdoła" i stworzyli coś z sensem...Żeby byli bezpieczni...
     Ale Australia ??
     Co z Księciuniem ?? Co z Princeską ?? Co z tęsknotą ?? Skoro teraz z trudem wytrzymujemy dwa tygodnie bez Wnuków...
     Miesiące kapały powoli...
Dusza drżała...
My czekaliśmy na wyrok...
     Dla Szefów, którzy trzymają swoich Pracowników i ich rodziny w takim stanie niepewności, jest w piekle specjalny kocioł...
     Prawie rok emocjonalnego horroru...
     - Awansowałem...- oznajmił nam Pierworodny kilka tygodni temu...
Moja dusza nasunęła głębiej chustkę na głowę...
     - I kupujemy dom...- dokończył...
     Wyszłam do łazienki i poryczałam się z emocji...Z niewyobrażalnej radości...Z przeogromnej dumy...
Duszyczka w to szczęście bała się uwierzyć...
Ciągle drżała...
I jeszcze drży...Jakby nie mogła się opamiętać...
     Kiedy za kilka tygodni zadzwoni Księciunio, i nieśmiało wyszepcze do telefonu:
     - Tęsknię Babciu...
Będziemy Go mogli uściskać nawet szybciej niż teraz...
     Princeska będzie mogła "trenować" nową dyscyplinę lekkoatletyczną, w której jest Mistrzynią:
     "Bieg do Dziadka na ręce"...
     Będziemy mogli słuchać opowieści Pierworodnego o "wielkim Świecie"...
     Będziemy patrzeć na urocze dołeczki w policzkach naszej Synowej...
Nasze Misie zostają z nami...
A ja już nie muszę być "Pawlakiem"...;o) 

sobota, 27 października 2018

Powyborczo...

Nie...Nie będę ględzić politycznie...
     Przez ostatnie miesiące mieliśmy tyle tego ględzenia, że nam spokojnie wystarczy do kolejnych wyborów...Kampania zaczęła się długo przed kampania...
I właściwie, można by wysnuć jeden wniosek...
     Wybory samorządowe i ich wynik są istotne tylko dla miasta: Warszawa...;o)
Totalny kociokwik...
Właściwie, to nie gratuluję Warszawiakom wyboru...
     Nie, żebym jakimś sentymentem do Pana J. pałała, ale socjotechnika dała wspaniałe rezultaty i wybrali jak wybrali...Ich Miasto, Ich brocha...
     Przynajmniej nie muszę słuchać tych samych słów i patrzeć na te same twarze...
Ulżyło...;o)
Może nie do końca, bo w Zaścianku batalia trwa...
Przynajmniej o to "najgoowniejsze" krzesełko...
     Urzędnicy zamarli z palcem na przyciskach niszczarek...Biureczka zapobiegliwie uprzątnięte...Nerwowa atmosfera...
Ot, takie "żyć, albo nie żyć" współczesnego Świata...
Ale nie o tych odczuciach chciałam perorować...
     Niewiele miałam czasu na zapoznanie się z programami wyborczymi Kandydatów na Radnych...Toż to koniec sezonu ogrodniczego i nijak tego pogodzić się nie da...
Jednak tuż przed godziną "W" (jak wybory) otrzymałam w darze gazetkę jednej z partii (z premedytacją nie podam której), a tam taki program wyczytałam:

"Organizacja Klubu Seniora, zajęcia ruchowe, kursy, zagospodarowanie czasu wolnego" - skrótowo tak to brzmiało...

Rzecz odnosiła się do naszego Osiedla, w naszym Zaścianku...
Bingo !!
     Klub Seniora - świetna sprawa, bo przecież Seniorzy gdzieś się spotykać muszą, pogadać, pośmiać się, ponarzekać...
     Zajęcia ruchowe - świetna sprawa, bo nie ma nic lepszego dla zastanych mięśni, stawów i ścięgien, niż odrobina ruchu...
     Kursy - świetna sprawa, wszak Senior może się rozwijać do woli, jeśli tylko ma ochotę, bo czas wolny ma (chyba, że ma działkę, to czasu nie ma na nic)...
     Zagospodarowanie czasu wolnego - świetna sprawa, bo znam kilka seniorskich głów, które nic nie robią całymi dniami, tylko wyglądają przez okna, opierając łokcie na pstrokatych podusiach...
     I wszytko byłoby ekstra, gdyby nie fakt, że nasze Osiedle już Klub Seniora posiada...
Klub prężnie działający, prowadzony przez młode Dziewczyny...
     Seniorzy się spotykają regularnie, tworzą zgrana "Paczkę", świetnie się bawią w swoim towarzystwie...Organizują imprezy, wypady w plener, wycieczki...Buszują po muzeach...Wybywają na spektakle teatralne...
     Dla Seniorów utworzono specjalną (dodatkową) grupę aerobiku, bo po zajęciach wspólnych z Młodymi, byli zbyt zmęczeni...
     Seniorzy malują, fotografują, uczą się angielskiego, Informatyk wtajemnicza Ich w obsługę sprzętu, a dla chętnych jest "odrobina" programowania...
     Żeby dopełnić Wam obraz dodam, że kilkadziesiąt metrów od Klubu jest "siłownia" na świeżym powietrzu (mamy jeszcze świeże powietrze) i jej obłożenie może zadziwić obserwatorów...Nawet mżawka nie zgania Seniorów z przyrządów...
     A kiedy trafi im się jakaś wolna chwila, to "zmawiają się" telefonicznie i buszują w pobliskim lesie z kijkami...

Co więc zaproponować chciała owa Kandydatka ??
Co wiedziała o życiu Osiedla ??
Skąd czerpała informacje o Seniorach ??
Totalna lipa ...

     Żeby nie było, że "wyjątek potwierdza regułę", to pomarudzę o drugim "wyjąteczku"...
     A że sprawiedliwa jestem do bólu, więc teraz będzie o Kandydacie...

"Budowa miejsc parkingowych przy ulicy..." - i też sprawa dotyczy naszego Osiedla, w naszym Zaścianku...

     To, że Osiedle cierpi na chroniczny brak miejsc do parkowania wiedzą nie tylko Mieszkańcy...Po dwudziestej możesz liczyć tylko na to, że ktoś zapomniał kupić chleb i biegusiem pognał do Markietu, albo, że jakiś Młodzian wybył na randkę...Innej opcji nie ma...
A już w weekend, kiedy Dzieciaki zjeżdżają na mamcine obiadki, to jest totalny, parkingowy armagedon...
     Miejsc parkingowych potrzebujemy bardziej niż świeżego powietrza (bo świeże powietrze mamy)...;o)
     I byłby to strzał w dziesiątkę, gdyby nie fakt, że kilka dni temu zakończyło się zbieranie podpisów dla "Budżetów obywatelskich"...
Zonk...
     Grupa osiedlowych Działaczy zgłosiła budowę miejsc parkingowych (w dwóch projektach, żeby szanse były większe) i energicznie się za zbieractwo podpisowe zabrali...
     To chyba jedyny przypadek w Polsce, że Kandydat spełnił obietnice wyborcze przed Wyborami...
     18-go października zostały "klepnięte" obydwa projekty...;o)
Taka bajka...;o)

     Poszłam więc na te wybory z bardzo mieszanymi uczuciami...
     Moje "wyborcze sitko" miało bardzo malutkie otworki...
Przecisnęło się Dwóch...Jedna odpadła...Ostatni walczy...
     I jakie mam powyborcze przemyślenia ??
No cóż...
     Klubowi Seniora życzę wielu lat w dobrym zdrowiu...
     Miejsc parkingowych wyglądam jak kania dżdżu...
A karawana idzie dalej...;o)

sobota, 13 października 2018

Nie kopać leżącego...

     Oglądaliście mecz piłki nożnej Polska - Portugalia w LN ??
Pytanie retoryczne...;o)
Ja oglądałam...
     Nie, żebym wierzyła w jakieś przeistoczenie naszej Reprezentacji...Miałam czosnek do obrania...;o)
Zajęcie nijakie, więc i na "nijactwie" można było oko zawiesić...
     Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem oznajmiłam...
"Nawet zeta bym na Naszych nie postawiła"...
     Kiedy przestałam kibicować Naszym ??
Kiedy Nasi przestali grać...;o)
A właściwie, kiedy zauważyłam dziwne dziwności...
     Jak Nasi grają każdy wie (przynajmniej każdy kto trochę chociaż kibicuje, albo ma kibica w domu), więc ze sporym zdziwieniem obserwowałam co się dzieje z Naszą Reprezentacją w międzynarodowych rankingach...Szliśmy jak burza !!
Deklasowaliśmy rywali, przesuwając się z tygodnia na tydzień...O mały figiel bylibyśmy wystrzelili w kosmos, tyle, że po drodze przytrafiły się MŚ w Rosji...
Najdziwniejsze było to, że czym mniej żeśmy grali, tym lepiej żeśmy w tych rankingach stali...
     Pan Boniek ma łeb na karku !!
Strategia: pierwsza klasa...;o)
     Wśród ogólnie panującego entuzjazmu, słowa krytyki się nie przebijały...
Potem były sparingi przed Mistrzostwami...
"Bieda z nędzą"...
Ale entuzjaści znowu przejęli kontrolę nad realistami...
"To strategia Selekcjonera !!"
"Uderzymy z nienacka !!"
A może z "nacka" ??
     Uderzenie było solidne...Niektórych Kibiców do dzisiaj tyłki bolą...
Nie wyjść z Grupy, żaden wstyd...
Chyba, że gra się bez ambicji, bez polotu i bez ochoty...
Wtedy trochę obciachu jest...;o)
     Wymieniono Selekcjonera i znowu miało być cudnie...
     I nadszedł dzień meczu z Portugalią...
Media szalały...
Właściwie, to przed meczem mieliśmy już wygraną w kieszeni...
Ale kieszeń była dziurawa...;o)
     Wina kieszeni !!
     Wina Kubiców !! (przeczytałam wypowiedź pewnego Piłkarza, który twierdził, że brak było odpowiedniego dopingu)
     Wina Portugalczyków !!
Niewinnych tej porażki jest dwóch...A właściwie dwoje...
Selekcjoner i Kadra...
Eureka !!
     Obejrzałam ten mecz...
     Obejrzałam i nie żałuję...
Każda kobieta lubi mieć rację...;o)
     Ale był moment, w którym roześmiałam się radośnie i szczerze...
Bramka Kuby...
     Lubię tego "Łobuza"...Chociaż bywały chwile, w których bym Go "zadusiła gołymi ręcami" (wypowiedź po EURO 2012)...Ale lubię Go...
Może dlatego, że jest boiskowym Rzemieślnikiem...
     Co do bramki Piątka, wypowiadać się nie będę...
Młody Gniewny idzie po swoje...;o)
Chociaż Jego talent odrobinę mnie niepokoi...
     Będzie kolejnym "Kapustką", który spali się zaraz po starcie ?? Będzie Lewandowskim, którego nie lubię z przyczyn różnych ?? Czy może wyrośnie na "drugiego Kubę" ??
Czas pokaże...
Mam tylko prośbę maluśką do Pana Brzęczka...
     Niech Pan nie powołuje Piątka do Kadry !!
     Niech się Chłopak rozwija, niech się uczy od najlepszych, niech poznaje tajniki piłki nożnej...
     Nasza Reprezentacja nie nauczy Go niczego...
A mnie może zabraknąć czosnku do obierania...;o)

piątek, 5 października 2018

Kłamstewka nijakie...

     Właściwie, to nic wielkiego...
     Patrząc na dzisiejsze standardy, kłamią wszyscy...
Prezydenci...Premierzy...Ministrowie...Posłowie...Politycy...
Lista jest tak długa, że trudno ogarnąć jej koniec...
     Ale po co nam kłamstewka nijakie ??
Nie pojmuję...
Czas na opowieść...
     W Zaścianku zamieszkaliśmy ponad trzy dekady temu i w krótkim czasie pozyskaliśmy wiedzę, że budowlańcy wiele starań dołożyli, żeby instalacja wodno-kanalizacyjna wpisała się w nasze życiorysy na stałe...
My zalewamy Sąsiadów...
Sąsiedzi zalewają nas...
Symbioza wodno-kanalizacyjna...
     Przez te dekady opanowaliśmy "zimną krew" i "stalowe nerwy" do perfekcji...
Wylew z sedesu dwie godziny przed I-wszą Komunią ??
Pikuś...
Fontanna ze zlewozmywaka ??
Pikuś...
Woda kapiąca z sufitu w przedpokoju o 3-ciej w nocy ??
Pikuś...
Symbioza zobowiązuje...
     Przez trzydzieści lat nie było z tym sąsiedzkich problemów...Nawet zadośćuczynienie nie bywało praktykowane, bo przecież następny mogę być ja ??
     Kilka dni temu, siedział sobie Pan N. w "świątyni dumania", a lubi sobie posiedzieć i podumać bardzo...
     - Kapie nam z sufitu !! - zakomunikował, i zaczął zabezpieczać nasz majątek ruchomy...
     Ja pobiegłam na górę, uprzedzić Sąsiadkę, że kolejne korzystanie z łazienki może się zakończyć "biblijnym potopem"...
     - Ale ja nie korzystałam z łazienki !! - zakomunikowała mi Sąsiadka...
Ki czort ??
Przecież słyszeliśmy cieknącą z kranu wodę...
     Ruszam wyżej...
Może jakaś rura w pionie pękła ??
     - Ale ja nie korzystałam z łazienki !! - komunikuje mi kolejna Sąsiadka...
Ło Matko i Córko...
Toż więcej Sąsiadek nie mamy !!
     Kto tą wodę z kranu lał ??
     Poinformowany o wynikach przebieszki Ślubny, marszczy czoło...
Teoretycznie, może to być jakaś poważniejsza awaria...
     - Trzeba to zgłosić !! - podejmujemy decyzję...
     Jakby się "winny" znalazł, to byłby "Pikuś", ale jak "winowajcy" nie ma, to czort znajet, jakim remontem ten wyciek może się skończyć...
Dzwonię do "Ducha Opiekuna", czyli naszego Ubezpieczyciela...
     - Po pierwsze oświadczenie od Sąsiadki, że została poinformowana, po drugie wezwać "Spółdzielnię", potem dopiero zgłosić "szkodę"...
     No to bazgram to "oświadczenie", bo Sąsiadka taka bardziej "zakręcona" jest...
Biegnę znowu...Podpisuje...
Wzywam...Zgłaszam...Czekam...
Przybiega Sąsiadka...
     - Co ja właściwie podpisałam ?? - (mówiłam, że jest zakręcona)...Czyta...- Bo wiecie, jak my z Sąsiadem żyjemy...I łzami w oczach świeci...
Orzesz...(ko)
     Wkracza Pan "Remontowy" ze Spółdzielni...Sprawę bagatelizuje...Wkurza Pan N., bo wychodzi na to, że jakimś cudem możemy sobie tę wodę z sufitu lać sami...
Aż kusi, żeby spróbować...
     Idzie do Sąsiadki, puszcza wodę...I sufit kapie...
Czyli jednak...
Prosta awaria...
Ingerencja Sąsiada w instalację wodną w zupełności by wystarczyła, gdyby...
Gdyby Sąsiadka powiedziała prawdę...
     - Myłam się tylko...Może coś się zapchało...Mąż naprawi po powrocie z pracy...
Koniec awarii...Kropka...
     Ale małe kłamstewko wywołało lawinę...
     - Ja za to płacić nie będę ?? - pyta mnie Sąsiadka, a ja patrze na Nią wzrokiem "bazyliszka"...
Na końcu języka mam:
     - Kłamstwa kosztują...Zawsze...
Taka prawda...
     Więc po co nam te "kłamstewka nijakie" ?? Niczego nie przynoszące...
    

środa, 3 października 2018

Dwieście lat !!

Powiem dzisiaj Wam w sekrecie,
bo pewnie tego nie wiecie,
że to właśnie dziś,
urodziny ma mój Ptyś !!
Sto lat, sto lat - woła wiatr,
w zdrowiu, szczęściu - dwieście lat !!
Sto lat, sto lat - śpiewa ptak.
i z radością - dwieście lat !!
Sto lat, sto lat - śpiewam ja,
że fałszuję - każdy zna...;o)
Niech Ci życie szczędzi trosk,
smutek top jak miękki wosk.
Rok po roku niechaj mija,
a los niech Ci zawsze sprzyja !!

P.S. Nie wiem czy wiecie, bo ja to wiem,
       Ptyś to jest Dziadziuś, czyli Pan N.

niedziela, 30 września 2018

Księciuniowe zakończenie sezonu turnusów...;o)

     Po czterech, tak udanych turnusach, okazało się nagle, że skończyły się wakacje...Princesce "stuknął" roczek...Księciuniowi "wybiło" cztery...
     Ojciec Czas jest nieubłagany...;o)
Jeśli Księciunia jest wszędzie pełno, to Princeska...
Ło Matko i Córko...
Z temperamentu, wypisz - wymaluj, Babcia Gordyjka...
Świat zbyt ciasny...;o)
Misiowy Tata, w natłoku obowiązków, ledwie żyje...
Misiowa Mama już chyba nawet nie wie, że żyje...
My dalej, z nieukrywaną radością, pędzimy na każde wezwanie...;o)
     "Dziadowskie Pogotowie"...(Tylko przywilejów na drodze nie mamy)...
     - Babciu...- szepcze do telefonu Księciunio...
     - Słucham Kochanie...- też szepczę odruchowo...
     - Babciu, przyjedźcie...Tęsknię...- i babcine oczka z nagła się pocą...
Jak na taką tęsknotę odpowiedzieć, że coś innego jest do zrobienia ??
Nie ma na Świecie nic ważniejszego !!
     I nagle Matka Natura podniosła szlaban...
     Chyba też lubi ten zgiełk na Wrzosowisku, te poranne obchody Małego Gospodarza, te głośne zachwyty nad kwiatuszkami (choćby to tylko koniczyna była)...
     No to ruszamy na "piąty turnus"...;o)
     Do ekipy wrzosowiskowej dołącza Misiowy Tata (to dopiero niespodzianka i radość dla Księciunia)...
     Chłopaki zaczynają stawiać płot...
     Cztery lata temu nie widzieliśmy takiej potrzeby, a przestrzeń cenimy sobie bardzo, ale życie pokazało, że pewnych rzeczy nie "przeskoczymy"...
     Przez Wrzosowisko przebiega szlak migracji zwierzaków...
Sarny ładują się nam w truskawki...Zające obgryzają "byle zielone"...Okoliczne psy grasują w kompostowniku, robią totalny bajzel...A Sąsiad...
No cóż...
Zakwalifikowałam Sąsiada do zwierzaków ??
Może słusznie...
     Dokąd odnajdywaliśmy ślady Jego bytności na Wrzosowisku, w czasie naszej nieobecności...Pikuś...
     Kiedy wlazł nam w nocy na posesję, i zarządził się naszą własnością...Miarka się przebrała...
     Przeczuwaliśmy "jazdy" w Jego wykonaniu, ale my Mu na "włości" nie włazimy, więc wara...
I totalnie mnie nie interesuje, że zawsze "tędy łaził"...Że jest chorym człowiekiem (ma schizofrenię i alkoholizm)...
     Skoro Rodzina (wcale Im się nie dziwię) się na Niego wypina, my nie czujemy przymusu bezpośredniego, żeby w tym szaleństwie uczestniczyć...
     Dał popisówę, kiedy przyjechały z wizytą nasze Dziewczyny...Misiowa Mama i Princeska...
Wywalił okno...Rzucał jakimiś garami...Klął jak zrzeszenie szewców (jeden by tylu wulgaryzmów nie ogarnął)...
     Piąty turnus rozpoczęliśmy od wizyty Policji u Sąsiada...
     Tym razem Służby wezwał drugi Sąsiad, po personalnych wyzwiskach i groźbach karalnych...
Jedyny Człowiek, który pomagał temu "Szaleńcowi"...
W efekcie, zrobiło się w okolicy bardzo cichutko...;o)
     Chłopaki pracowali ciężko...
     Księciunio po śniadanku szeptał do Babci...
     - Babciu, ja pójdę pomagać Chłopakom...
     A potem z dumą dźwigał młotek, kombinerki, albo sekator...(Ten duży, Babciu wiesz)...
     Były ogniska...Była resztka "magicznych patyczków"...A nawet drzemka w namiocie...
Było wszystko co trzeba...
No...Może poza pożegnaniem...
     - Jedziemy ?? Gdzie ?? Tylko nie do Krakowa...- mruczał Księciunio...
     A Doroślakom odpowiedź przez gardła nie przechodziła...;o)